Koncerty

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Karolina
Posty: 477
Rejestracja: czw, 25 sty 2007, 18:27
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Karolina »

CHUCK BERRY W POLSCE
Ech, dlaczego nie mógłby przyjechać w innym terminie? Ja akurat będę wtedy nad morzem, jeszcze po Claptonie. :smutek: Jakbym była trochę starsza, to bym mogła sama pojechać. I akurat w tym terminie tata musi wyjechać. Smutno mi.

Wczoraj zarezerwowałam bilety na koncert Thin Lizzy w Stodole (27 października). Bilety za 100 zł.
'- Tato, Thin Lizzy będą w Warszawie'
'- Rezerwuj'
;-)
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Pank czasem piszący i zapominający o dodaniu posta przez wieki pisze:Radiohead, George Michael, Nelly Furtado... Ostatnie opisy koncertów robią piorunujące wrażenie, przyznam. Gratuluję wrażeń. A co do Open'era - wahałem się... i zrezygnowałem. Tegoroczny nie byłby dla mnie festiwalem roku. Żadnej gwiazdy pokroju wspomnianego Radiohead czy zeszłorocznej Bjork, brak artysty, którego darzyłbym naprawdę wielką sympatią i, co irytowałoby pewnie najbardziej, układ koncertów: wychodzenie sprzed dużej sceny w połowie występu jednego artysty, by w innym miejscu posłuchać kogoś równie ciekawego. Off Festiwal pod tym względem ułożono o wiele lepiej - szkoda tylko że kosztem czasu występów. Ale skład jeszcze lepszy niż w zeszłym roku. Czyżby szykował się pierwszy koncert unplugged Heya poza teatrem Roma? Zresztą, także i wielu zespołów dla mnie nowych doczekać się nie mogę. Of Montreal chociażby.

Obrazek

Slot Art Festiwal z kolei muzycznie nie rzucił na kolana - ale nie dla muzyki się tam jedzie, a dla atmosfery. Kilku godzin ciekawych warsztatów dzień w dzień, od historii niemego kina po tworzenie naprawdę wielkich baniek mydlanych czy le parkour. Wykładów. Wspólnego spędzania czasu na polu namiotowym z grupą przyjaciół przy fajce wodnej i mniej czy bardziej intrygujących rozmowach. Oczekiwania, czasem ponad godzinnego, na prysznic z ledwie letnią wodą albo wolne gniazdko elektryczne. Nowy dźwięk, nowy wymiar, nowy człowiek. A wieczorem, kilka scen do wyboru: główna, mała, unplugged, eksperymentalna, ekstremalna, a nawet modlitwy... W międzyczasie można sobie umilać czas popijając z filiżanki pyszne cappuccino albo oglądając slotową telewizję. Grzechem jest się nudzić. A co do muzyki - trzy chwile pamiętne:

Mitch & Mitch. Skojarzenia biegną w kierunku Pogodno. Jedno jest pewne: żaden z zespołów nie zgromadził tak licznej publiczności. I żaden z zespołów nie miał z nią tak świetnego kontaktu. Ci, którzy widzieli kiedyś ich koncert, wiedzą że zespół często bawi się z publicznością, chociażby nagłym przerywaniem utworów czy radosnym improwizowaniem. Stoisz pod sceną, wokalista wskazuje na ciebie dłonią, zabawnie komentuje. Jeden uczestnik koncertu chce się dołączyć do grupy, nie ma sprawy - dostaje przeszkadzajki. Drugi chce pokazać to, co niegdyś Czesław Niemen... zespół wywołuje na scenę, zapraszamy. Ale i muzycznie pełen profesjonalizm. Szkoda, że tak niewiele o nich słychać.

Muzycy Pink Freud lepszej sceny do wykonania swoich jazzujących kawałków nie mogli wymarzyć: łagodny deszcz, wokół mnóstwo błyskawic, wyjątkowo delikatne światło... Atmosfera niesamowita, tak jak muzyka.

L.U.C. z Rahimem z kolei zaprezentowali na żywo swoją ostatnią płytę, Homoxymoronomaturę. Płytę na naszym rynku o tyle niesamowitą, że będącą połączeniem hip-hopu z przyzwoitymi tekstami, mnóstwem efektów dźwiękowych i smyczkami. Dla przykładu, Hemoglobina z okazjonalnym udziałem Marii Peszek. Na koncercie zadbano nie tylko o próbę przeniesienia płyty na scenę, dzięki licznym muzykom, lecz także o wizualizacje i stroje, potęgujące wrażenia muzycznie. Duet świetnie utrzymywał kontakt z publicznością. Wiecie jak niesamowicie wygląda tłum ludzi z uniesionymi zapalonymi telefonami komórkami? Do zobaczenia na Offie.
Jutro Lao Che w Parku Praskim. Kilka dni później w Mysłowicach zresztą też, ale czemu by nie skorzystać z dodatkowej okazji do poznania materiału z Gospel na żywo razy dwa. W sierpniu warto też w Warszawie wpaść przed południem do ogródka przy ul. Myśliwieckiej. 22. zagra T.Love, tydzień później - Czesław Śpiewa. Drugiego widziałem pod koniec czerwca w Stodole. Dwie godziny świetnego grania, nie tylko zresztą materiału z ostatniej płyty Mozila. Tesco Value to równie ciekawa kapela.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Jak przesłuchania przedfestiwalowe? Bo o muzykę przecież chodzi. Sporo muzyki. Część dobrze znana od jakiegoś czasu, część od niedawna, a część dopiero co przed offem.
Jacaszek podoba się fanom ambientowych plam, rodem z dobrego, nastrojowego filmu. Z nowych dla mnie tytułów szczególnie przypadło mi do gustu: Polpo Motel, Bajzel, Renton i So So Modern. Ze znanych i lubianych- Of Montreal, Mogwai, Waglewscy, Lao Che, British Sea Power, Transkapela i oczywiście Iron & Wine i The Band Of Endless Noise.
Budyń spodobał mi się zaledwie w jednym kawałku, w którym podmiot jakże lirycznie opowiada o procesie wydalania. Temat nośny i powszechnie zrozumiały, chyba że przeceniam masy. Autor pewnie nadrobi wizerunkiem.
Z pojedynczych płyt- Felix Kubin- Matki Wandalki, Caribou- Andorra, Dat Politics- Are Oui Phony, Clinic- Visitations, Menomena- I Am The Blame Monster i Friend And Foe, Modified Toy Orchestra- Toygopop.

Nie przekonują płyty: The Piose Rite, New York Crasnals, Kawałek Kulki, Menomena- Under An Hour, Klangwart- Standlandfluss, Kling Klang- The Estetik Of Destruction, L.U.C. And Rahim- Homoxymoronomatura, Muchy- Terroromans, Caribou- Start Breaking Of My Heart, Carobou- The Milk Of Human Kindness, Manitoba- Up In Flames, Dat Politics- Tracto Flirt, Dat Politics- Go Pets Go, Dat Politics- Wow Twist, Dick 4 Dick- Grey Album, Felix Kubin- Kreislaufer .
Afro Kolektyw, Czesław Śpiewa i Izrael- w zależności od upodobań i nastroju.
Wiele pewnie jednak zweryfikują same koncerty. Ciekawe, będzie można porównać. Pozostają przecież też rzeczy, do których w ogóle nie udało się wcześniej dotrzeć. I nie mówię o Heyu.
Do jutra.
_____________________

Obrazek
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Obrazek

P o O f f i e. Dla mnie trwającego tylko jeden dzień – ale za to pełnego muzycznych wrażeń. Co o samym festiwalu napisać, słowem wstępu – niewątpliwie rozwija się prężnie, tak samo jak popularność imprez tego typu. Przybywa coraz więcej ludzi, pojawiły się dwie dodatkowe sceny, telebimy, zagrali jeszcze lepsi artyści, prestiż niewątpliwie wzrasta. Do tego stopnia, że słyszy się o Offie nawet jako o wyrastającej konkurencji dla polskiego giganta, Open'era. Sam zresztą nie ukrywam, że bardziej wolę festiwal w Mysłowicach - właśnie za dobór artystów, bardziej kameralny charakter i… mniej lansu. Widać, że to impreza tworzona nie przez nastawioną na zyski agencję koncertową a muzyka ciągle poszukującego i otwartego na nowe brzmienia. Odbiorca określony jest wyraźniej. Przyznać trzeba, że Artur Rojek w tym roku popełnił znowu naprawdę świetną pracę.

Fajnie, że na festiwalu nie zabrakło znów zespołu folkowego. W zeszłym roku była to Kapela ze wsi Warszawa, teraz - Transkapela prezentująca czterdziestominutowy set złożony z inspirowanych muzyką żydowską czy Karpatami utworów, granych przeważnie na różnego rodzaju smyczkach. Trudno było o lepszy początek – bo obejrzane w połowie New York Crasnals nie utkwiło specjalnie w pamięci. Ciekawsi musieli być pewnie grający jako debiutanci Phantom Taxi Ride, poznani ostatniej jesieni jako support zespołu T.Love. Szkoda, że nie zdążyłem też na Afro Kolektyw.

Budyń, Sprawcy Rzepaku i ponad tysiąc słuchaczy pod offową scenę - pytanie tylko czemu liczonych na głos w trakcie występu. Nie tylko mnie irytowało. Za Budyniem w wersji solowej raczej nie przepadam – w przeciwieństwie do Pogodno – doceniam jednak fakt jego wszechstronności i ciągłego poszukiwania różnych możliwości wyrażania swojej twórczości. Jacek z Darkiem Sprawką na tubie i puzonie oraz Olą Rzepką na perkusji i klawiszach zaskoczyli mnie przede wszystkim zmienionymi wersjami piosenek z Kilofa. Ale nic specjalnego. Szkoda też, że słynna spontaniczna konferansjerka wyjątkowo skromna – Pogodno pod tym względem prezentowało się rok temu o wiele lepiej. Kaem, byłeś na występie Budynia na scenie My Space, tak? Godziny się mi przestawiły, a dla tego występu zdecydowanie mogłem poświęcić końcowe dwadzieścia minut koncertu Much. Nie, żebym ich nie lubił, ale… To w końcu jeden z najlepszych umysłów w tym kraju.

Homo Twist. Dwa miesiące temu, słuchając zespołu na krakowskim rynku, wydawało się że do Matematyka raczej zaglądać nie będę. Ale utwory z tej płyty z przesłuchania na przesłuchania w moim odczuciu zyskują. Nie drażni już też specyficzna maniera głosu Maleńczuka. Procentują u mnie również wspomniane Muchy – choć przyznam, że z ich występu niewiele skorzystałem, stłoczony między mokrymi ludźmi kryjącymi się w namiocie przed deszczem. I owszem, grupa wydaje się mocno przereklamowana. Ale Terroromans to album naprawdę równy, dla mnie z Najważniejszym dniem na czele. Poza tym, zdecydowanie słychać było ogromną euforię wśród zgromadzonej pod sceną publiczności. Show więc jest, szanse na przedostanie się do tej samej ligi co Cool Kids of Death czy Lao Che również.

Na Offie Budyń bez Pogodno, za to Nosowska już z Heyem. Nie będę pisać pochwalnych peanów na cześć tego koncertu. W przypadku twórczości związanej z Kasią potrzebuję naprawdę silnych bodźców, nieoczekiwanych zwrotów, niespotykanych aranżacji i powrotów do utworów od lat niegranych. Ciężko jest przecież przebić koncert w Romie albo jesienne trasy koncertowe – zarówno Heya, jak i jego wokalistki. I o ile na festiwalu w Mysłowicach stale byłem czymś zaskakiwany średnio raz na kilkanaście minut, tak w wypadku tego występu do ostatniej minuty czekałem na coś niespodziewanego i… nic. Zaskakujący – ale negatywnie - był może dobór utworów, niemal skrajnie oparty na takim sobie Music Music i Echosystemie. W dodatku raczej na ich słabszych momentach - bo przecież Mówię czy Moogie nie dorównują nawet gorszym utworom z Karmy czy Sic. Dzielę się więc wrażeniami, słyszę: czepiasz się. Recepta jest prosta - zrób sobie roczną przerwę od koncertów Heya. Chyba, że jesienią doczekamy się rzeczywiście ich nowej płyty.

Obrazek Obrazek

Zapowiadał sam Artur Rojek. Mogwai, zwany też największą gwiazdą festiwalu. Na kolana nie rzuciło, ciar nie stwierdzono, grało - owszem, porządnie - ale bardziej jako tło do kontemplacji. Z pobieżnie przesłuchanymi płytami miałem to samo… Pardon, pardon, najzwyczajniej słuchać nie umiem, wielkości nie doceniam, jestem zamknięty na tak imponującą ilość melancholii, szczególnie po północy. Może to i kwestia niewystarczającej mojej wrażliwości muzycznej i niewielkiej znajomości sceny alternatywnej na świecie. Szczytem pod tym względem w moim przypadku to przecież bycie sympatykiem twórczości Björk i PJ Harvey. By potem wrócić zresztą, na przykład, do Madonny.

Co do zagranicy nieodkrytej właśnie - o wiele większe wrażenie wywarły na mnie dwie inne kapele, obie na c: Caribou i Clinic. Szczególnie ten drugi. Najważniejszy jednak okazał się Of Montreal. Nie wiem, skąd biorą oni inspiracje na tak groteskowy image, psychodelię, ale tym – wraz z rewelacyjną muzyką – mnie kupili. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze - teraz o wiele chętniej przyjrzę się bliżej ich dyskografii. A póki co, przypominam sobie niekończący się The Past Is A Grotesque Animal. Zaczarowało, chyba nie tylko mnie. Zapamiętam na długo.

Waglewski Fisz Emade. Warto było czekać. Mistrzostwo, pomimo pory, pomimo zmęczenia, pomimo że Piotra i Bartka na koncercie było jeszcze mniej - ale czy to źle? - niż na płycie. Sztuką jest nie tylko nagrać świetną płytę, lecz przedstawić ją jeszcze lepiej, najlepiej w nieco odmiennych aranżacjach, na koncercie. Waglewskim z zespołem udało się to znakomicie. Stworzyli na scenie leśnej tak potężną dawkę muzyki pełnej pasji, emocji i wrażliwości - o której wspomniał Kaem przy opisywaniu Męskiej muzyki - że publiczności, przyzwyczajonej do braku bisów i odgórnie ustalonych ram czasowych, trudno było uszanować brak akceptacji organizatorów na dodatkowe kilka minut. Chromolę na koniec więc zabrakło. A szkoda.

Swoją drogą, tegoroczny Off sponsoruje reklama banku. :)

I jeszcze jeden zespół sprzed kilku dni a powiązany przecież z zeszło- i tegorocznym Offem – Lao Che. Tym razem na warszawskiej Pradze. Koncert niby w ramach obchodów Powstania Warszawskiego, ale poważnymi ludźmi jesteśmy i żartów sobie nie róbmy. Przychodzących z tego powodu na występ Płocczan wielu nie było (choć jeszcze skrajniej wyglądało to na zeszłotygodniowej Armii i Apocaliptyce) - za to fanów muzyki zespołu, owszem. Tym bardziej, że utwory z Powstania Warszawskiego swobodnie mieszały się z Gusłami i – przede wszystkim – Gospelem. Zespół w formie, biła od nich energia – i nawet nie przeszkadzało, że utwory są na potrzeby koncertów lekko upraszczane. Dla mnie rewelacja. Podobno na Offie zostali również świetnie przyjęci. Tak jak Czesław. Zresztą Mozil czegokolwiek by nie zaśpiewał, i tak nadrobi charyzmą. A zespół mu jeszcze w tym pomoże.

I ciekawostka przyrodnicza na koniec – może i zapowiadanej apokalipsy energetycznej nie należy wkładać między bajki? Lao Che w połowie pierwszego utworu zmuszony był na pół godziny przerwać występ. Awaria, występu unplugged nikt nie przewidział. No ale przynajmniej nikt się nie spóźnił.
Ostatnio zmieniony wt, 12 sie 2008, 10:39 przez Pank, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Dałeś ciała, Pank. Obciąłeś sobie to, co najważniejsze. Sobota była w moim subiektywnym odbiorze bardzo zadawalająca, a koncert Iron & Wine w kościele... Proszę Państwa. Obcowałem z Bogiem i miałem doznania mistyczne.
Ale... Muszę iść do pracy.
Później.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Wybacz za herezje i nadszarpnięcie świętości. Istnieją jeszcze tzw. przyczyny mniej lub bardziej niezależne. A co do soboty - żałuję głównie, że nie zobaczyłem jednego zespołu. British Sea Power. Płyty się bardzo podobały. Całe szczęście, że najciekawsze atrakcje - w moim subiektywnym odczuciu - zmieszczono w piątek. Tak, wielki piątek.
Pank pisze:Recepta jest prosta - zrób sobie roczną przerwę od koncertów Heya.
A może dopiero od 7 grudnia?
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Parę słów wstępu od gospodarza festiwalu:
o polskich zespołach
o zagranicznych zespołach
o idei festiwalu

Obrazek
Caribou

56 koncertów, 48 zespołów, w tym 17 to gwiazdy zza granicy. Wybrałem 28 koncertów. Gwiazdami pierwszego dnia byli dla mnie Of Montreal. Wysoce zadawalająco grali w tym dniu New York Crasnals, Caribou, Transkapela, Waglewscy i Mogwai- choć ci ostatni wzbudzali większe oczekiwania.
Drugiego dnia zaś faworytami stali się Menomena i So So Modern. Bardzo dobre koncerty The Band Of Endless Noise, British Sea Power, The Poise Rite, James Chance, Renton, Jacaszek. Felix Kubin, Modified Toy Orchestra (zespół grający na niechcianych zabawkach) i Bajzel mnie niestety omnięli.

Niewielu wspomina o tym, ale naprawdę sporym wydarzeniem był trzeci dzień z Something Must Break. Wystawy porozrzucane po mieście- w opuszczonych mieszkaniach, sklepie RTV, parku, magazynie przy Portowej... Tematem przewodnim była zależność między dźwiękiem a sztuką współczesną. Przewijał się temat okultyzmu, fascynacji złem i szaleństwem. Lokalizacja naprawdę robiła wrażenie. Wzbogacała na moment miasto, które i bez tego nie jest dla mnie obojętne.

Kilka przykładów opisów prac:

Wilhelm Sasnal
film Bez Tytułu (2002): czarny tusz wpuszczony do akwarium wypełnia przestrzeń i zalewa umieszczony za nim gmach kościoła. Temat ten powraca również w obrazach. Z odwróconych do góry nogami brył polskich kościołów lat 70 ścieka farba. Artystę zainspirowały okładki płyt, w tym South Of Heaven Slayera, na której znalazły się kościoły z odwróconymi krzyżami.

Hubert Cherepok & Paweł Kulczyński
Możliwość tajemnych manipulacji i fascynacja złem to jedne z głównych tematów ich sztuki. Dwie równoległe narracje- wizualna i dźwiękowa biorą za punkt wyjścia historię opetania Anneliese Michel. Jej śmierć w 1976 roku wywołała gorącą dyskusję w mediach i falę krytyki Kościoła Katolickiego oraz kapłanów, którzy egzorcyzmowali dziewczynkę. Zrealizowano na ten temat 3 filmy, w tym słynny Egzorcyzmy Emily Rose. Podczas gwałtownychh ataków szału Michel mówiła 6 głosami, podającymi się za Lucyfera, Judasza, Kaina, Nerona, Hitlera i Fleischmana- księdza, który miał 4 dzieci, był pijakiem i zabijaką, zamordował mężczyznę na własnej plebanii, a kobietę bardzo pobił.
Michel wierdziła, że w jej ciało wcielił się szatan, aby mogła cierpieć za grzechy innych. Z jej historią koresponduje również, usunięty we Wrocławiu przez tamtejszego rabina, napis Czerepoka (przypominający bramę Auschwitz) głoszący "Nie tylko dobro pochodzi z góry".

Obrazek
Eran Sachs

Erik Bunger
Zaprezentował performance A Lecture on Schizophonia, o zjawisku rozszczepienia nerwowego, gdy dźwięk oderwany jest od osoby bądź przedmiotu, który go wytwarza.

Leif Elggren
Autor instalacji, powstałej na podstawie ryciny z XVII wieku, przedstawiającej wizerunek Chrystusa, składającego się z poj. linii, który został udźwiękowiony za pomocą specjalnie skonstruowanego gramofonu.

Anne- Julie Raccoursier
Sportetowała air guitar- zawody, polegajace na zaprezentowaniu wirtuozerii grania na gitarze, tyle że bez użycia instrumentu.

Artur Żmijewski
Autor płyty, na której znalazły się sonety Szekspira, czytane przez aktora, cierpiącego na pląsawicę. Chorzy na tę chorobę, poprzez powolne obumieranie komórek mózgu, stopniowo tracą możliwość kontrolowania ruchu i emocji. W sonecie 46 aktor czyta: "Oko i mózg w zatarg śmiertelny się wdały". Ma trudności z koncentracją, jego ciało wymęczone jest ciągłym, niemożliwym do okiełzania ruchem. Dlatego jego sonety są pretekstem do oglądania powolnego rozpadu egzystencji, spektaklu wymuszonej rezygnacji.

Ania Molska
W pracy Jesus Loves Me z 2004 roku tłem dźwiękowym jest utwór grupy Cocorosie. Molska kieruje kamerę w swoją stronę, wcielając się w rolę osoby opętanej przez słodką pieśń. Ten psychodeliczny film, ma zarazem demoniczny i dziecięcy charakter.


To tylko wybrane, może najbardziej kontrowersyjne prace. Artystów było znacznie więcej. Tu ich przegląd.

Obrazek
Menomena

Ale nie to robi największe wrażenie. Największe wrażenie robi miejsce i idea. Artur Rojek dokonał czegoś, co było marzeniem. Wypełnił miejsce ze swojego życia ludźmi, którzy dzielą jego pasję. Mało. Wypełnił to miejsce swoimi idolami.
Czyż można się piękniej realizować? Zaprosił ich do swojego kraju. Ba! Do swojego miasta! Ba! Do miejsca, które symbolizuje kawałek jego przeszłości (Artur na kąpielisku Słupna pracował jako ratownik, zanim Myslovitz stali się znaną marką). Udało mi się z nim porozmawiać. Wspomniałem mu o tym, że wrażenie na mnie robi to, że zaprasza w miejsce ze swojej przeszłości ludzi, którzy są dla niego idolami i to oni teraz wypełniają to miejsce. Odpowiedział, że dzięki ludziom, którzy przybyli na Off, patrzy na Słupna na nowo.
To była ciekawa i nie krótka rozmowa.
Naprawdę dojrzały i frapujący człowiek. Dla mnie jest punktem odniesienia, jak pięknie można realizować swoje marzenia, siebie, zachowując to, co najważniejsze. Od lat ten człowiek towarzyszy mi jakoś. Nagrał pod szyldem Lenny Valentino album Uwaga! Jedzie Tramwaj w czasie, gdy robiłem pierwsze kroki w pracy w Szopenicach- dzielnicy K-c najbliżej położonej wzgl. Mysłowic. Nieczynna fontanna, śląskie familoki, opuszczony szpital psychiatryczny. Śląsk w nocne, zimowe wieczory naprawdę porusza do głębi- szczególnie, jak idzie się z taką płytą w głowie. Płytą o cyrku, słoniu, torcie, trzęsącym się świecie, tęsknocie za ojcem. O rzeczach, które rozgrywały się przecież parę kilometrów dalej.
To jakoś wiąże. Nawet, jak to tylko muzyka.

Obrazek
Iron & Wine

A na koniec koncert Iron & Wine. Znam trochę alt country. Piękny, mądry nurt w muzyce. A do tego jeszcze to zestawienie z kościołem...
To jak spotkanie z Bogiem u Niego, ale przy twojej muzyce.
Jestem blisko pierwszego w życiu poważnego bilansu życiowego. Niedawno trochę w moim życiu się zmieniło. Zwyczajnie, po raz pierwszy dojrzale, nie szczeniacko, kogoś pokochałem. Nie służalczo, nie szalenie, a dojrzale. Jakże miłe zaskoczenie i jak wszystko okazuje się na miejscu i składa się w całość. I jak człowiek oszukiwał się, że do pewnych rzeczy jest już niezdolny. Ale też pojawia się- niepewność, poczucie zmieszania, wątpliwości czym się kieruję naprawdę. Przypomina się potrzeba kogoś na kształt starszego rodzeństwa, by jakoś to sobie ułożyć i nie pomieszać sobie w związku. Rodzeństwa...
I tak naszprycowany tymi myślami, ideą offa, człowieka który symbolizuje moje wyobrażenie jak można być blisko siebie- z tym w sercu znajduję się w kościele. Słyszę muzykę, która mnie porusza. I mam przed sobą krucyfiks, ornamenty w oknach, ołtarz. A obok perkusja, cymbałki, gitary, dwa statywy z mikrofonem. I nazwy Wilco, Iron And Wine, Calexico, Beth Orton, Red Red Meat (bo w skład zespołu wchodzą też muzycy z w/w) w takim miejscu...
Słuchajcie, nie można być bliżej sztuki i Absolutu.
Przewijały się moje obawy, trudy, problemy w głowie i uchodziły zarazem. I tak to trwało aż do końca dnia, nawet po koncercie. Dawno nie czułem się tak pogodzony z Nim, to naprawdę doznanie głębokie. Koncert dla mnie był doświadczeniem właściwie religijnym i terapeutycznym. Pół życia przeleciało mi przed oczami. Jak już, po pożegnaniu się z Olą- ostatnią z offowej ekipy, samotny zupełnie włóczyłem się w nocy po Katowicach, wszystko się dopełniało i łzy same... I tak już aż do zaśnięcia w Chrzanowie.

Obrazek


Trochę muzyki:
Caribou- She's The One
British Sea Power - No Lucifer
of Montreal - Gronlandic Edit
Mogwai - Punk Rock
Clinic - Harvest
Waglewski Fisz Emade - Majty
Bajzel- Window
modified toy orchestra
Renton- Walk Aside
Jacaszek- Treny
Felix Kubin- Hotel Supernova
Iron & Wine- Boy With A Coin
Iron & Wine- Cinder And Smoke
Iron And Wine- White Tooth Man
Iron & Wine+ Calexico - He Lays In The Reins








Obrazek
MY'08
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

Matko, kaem... jak Ty piszesz...
kaem pisze: A na koniec koncert Iron & Wine. Znam trochę alt country. Piękny, mądry nurt w muzyce. A do tego jeszcze to zestawienie z kościołem...
To jak spotkanie z Bogiem u Niego, ale przy twojej muzyce.
Jestem blisko pierwszego w życiu poważnego bilansu życiowego. Niedawno trochę w moim życiu się zmieniło. Zwyczajnie, po raz pierwszy dojrzale, nie szczeniacko, kogoś pokochałem. Nie służalczo, nie szalenie, a dojrzale. Jakże miłe zaskoczenie i jak wszystko okazuje się na miejscu i składa się w całość. I jak człowiek oszukiwał się, że do pewnych rzeczy jest już niezdolny. Ale też pojawia się- niepewność, poczucie zmieszania, wątpliwości czym się kieruję naprawdę. Przypomina się potrzeba kogoś na kształt starszego rodzeństwa, by jakoś to sobie ułożyć i nie pomieszać sobie w związku. Rodzeństwa...
I tak naszprycowany tymi myślami, ideą offa, człowieka który symbolizuje moje wyobrażenie jak można być blisko siebie- z tym w sercu znajduję się w kościele. Słyszę muzykę, która mnie porusza. I mam przed sobą krucyfiks, ornamenty w oknach, ołtarz. A obok perkusja, cymbałki, gitary, dwa statywy z mikrofonem. I nazwy Wilco, Iron And Wine, Calexico, Beth Orton, Red Red Meat (bo w skład zespołu wchodzą też muzycy z w/w) w takim miejscu...
Słuchajcie, nie można być bliżej sztuki i Absolutu.
Przewijały się moje obawy, trudy, problemy w głowie i uchodziły zarazem. I tak to trwało aż do końca dnia, nawet po koncercie. Dawno nie czułem się tak pogodzony z Nim, to naprawdę doznanie głębokie. Koncert dla mnie był doświadczeniem właściwie religijnym i terapeutycznym. Pół życia przeleciało mi przed oczami. Jak już, po pożegnaniu się z Olą- ostatnią z offowej ekipy, samotny zupełnie włóczyłem się w nocy po Katowicach, wszystko się dopełniało i łzy same... I tak już aż do zaśnięcia w Chrzanowie.
Coś w człowieku musi zatrzepotać, kiedy czyta takie rzeczy... nie ma mocnych...
Pewnie to i noc tak nastraja... Lepiej pójdę już spać...


A to z ciekawości przesłuchałam.
Bardzo fajne. Dzięki za podzielenie się ;)
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Ależ proszę. Cieszę się, że przyjemność odwzajemniona.

Co do rozmowy z Arturem... Udało nam sie dosiąść do niego, kiedy był dostępny w ramach Żywej Biblioteki- pomysłu który miał miejsce podczas 2 dnia festiwalu i polegał na tym, że można było porozmawiać sobie z różnymi osobami- pisarką i podróżniczką, onkologiem, nastolatkiem, który zmagał sie z nowotworem, byłym premierem rządu i właśnie A. Rojkiem. Takie "żywe" książki.
Zapytałem, co daje mu możłiwość ściagania takich ludzi na Śląsk. Lista zaproszonych muzyków, sam przyznał, nie jest w kontekście europejskim imponująca. Wyznał, że bardziej imponujące są skandynawskie niszowe festiwale. Gwiazdy takie, jakie mieliśmy, udało mu się ściagnąć dzięki temu, że koncertują na trasie gdzieś w pobliżu. Tak było np. z Iron & Wine. Zagraniczni są ciekawi wschodnioeuropejskich rynków, bo nie są tak nasycone, jak zachodnioeuropejskie. Nie jesteśmy więc, jak mniemam, zblazowani i znudzeni, a ciekawi i otwarci.
Wspomniałem mu o tym, że wrażenie na mnie robi to, że zaprasza w miejsce ze swojej przeszłości ludzi, którzy są dla niego idolami i to oni teraz wypełniają to miejsce. Odpowiedział, że dzięki ludziom, którzy przybyli na Off, patrzy na Słupną na nowo. Tak w ogóle na początku planował Offa na Nikiszowcu- bardzo ładnej dzielnicy Katowic. Tam są bardziej industrialne obiekty i ładne kamienice, ale nie ma wystarczającej infrastruktury- stąd Słupna.
Zapytałem, czy zagraniczni muzycy komentują polską muzykę. Odpowiedział, że Banco De Gaia byli na koncercie Lenny Valentino i się im bardzo podobało. W tym roku jeszcze nie pytał. Wspomniał za to, że prasa zagraniczna jest ciekawa polskich wykonawców. Na tegorocznym offie był ex- dziennikarz NME, który teraz pisze niezależnie. Wybierał się na Izraela, Czesław Śpiewa i Lutosphere- ci szczególnie wzbudzili zainteresowanie swoją muzyczną odrębnością.
Inni pytali go znowu o reaktywację LV. Za pierwszym razem jeszcze odpowiedział, że niekoniecznie, bo trudno zebrać tych ludzi razem. Zapytałem go o producenta solowej płyty, ale wykręcił się sianem mówiąc, że jest wielu których rozważa. Moje podejrzenia się potwierdziły, że chciał na festiwal zaprosić Kings Of Caramel, ale mu odmówili, bo nie czuli się na siłach wystąpić na festiwalu.
A. Ktoś go pytał o setlisty na koncertach Myslovitz.
Artur chciał z nami jeszcze rozmawiać, ale ktoś z obsługi z dość dużym zniecierpliwieniem powiedział- Pan premier czeka... . Najzabawniejsze, że on na to nic. Ale nikt nie zamierzał być niekulturalny i o coś go po tym pytać, więc sie kolega zebrał, podziękował i poszedł do Buzka.

A tu taki p.s. na koniec. Dowcipy festiwalowe, sytuacyjne, zaczerpnięte z forum screenagers:

Poza muzycznie to gwiazdą był pan kierowca autobusu linii 76, który ok. 2 w nocy jadąc do Katowic odwraca sie do mnie i pyta czy wiem gdzie skręcić bo on pierwszy raz tędy jedzie po 30min błądzenia zatrzymuje inną 76 i pyta kolegi, potem tylko kilka zbędnych rundek w centrum Katowic i voila!
Potem tylko taksówkarz z GPSem na pół deski rozdzielczej pytający się:
- Czy może mi pani podpowiedzieć, czy tutaj skręcić czy dalej?
Potem tramwaj do Mysłowic stający w szczerym polu i tubylcy szemrzący:
- No to teraz będziemy pchać!


Dialog z kasy pkp (chłopak i szalona pani kasjerka):
- Proszę.
- A nie ma pan drobnych?
- Nie mam, zostawiłem w innych spodniach.
- A może kolega?
- Kolega rzyga
.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

Sigur Ros w Parku Sowinskiego, bylo pieknie!
Obrazek
Setlista marzenie, publika marzenie, zespol marzenie :)

Zagrali wszystko to, co chcialam uslyszec, niemal wszystkie najwieksze kawalki(Svefn-G-Englar, Glosoli, Ny Batteri, Hoppipolla, Olsen Olsen, Saeglopur) Koncert na zmiane melancholijny i radosny. Nowe kawalki wypadaja jednak blado przy starym materiale..jakos gina, sa przezroczyste.

Pierwszy raz na koncercie przeszkadzala mi obecnosc publicznosci, nie dlatego, ze bylo cos nie tak z ludzmi wrecz przeciwnie publicznosc byla swietna, ale z prostego faktu, ze ciezko jest odbierac te muzyke w tlumie obcych ludzi, chcialoby sie chlonac lapczywie te wszystkie emocje i egoistycznie zagraniac tylko dla siebie, a tu ulatuja rozpraszaja sie.
Przez pol koncertu ratowalam sie wiec jedyna dostepna forma izolacji czyli zamknietymi oczami ;p

Supportem byl Olafur Arnalds, pozytywne zaskoczenie polaczenie muzyki klasycznej z muzyka popularna...smyczki i pianino to co lubie najbardziej ;)
niezwykle cieplo przyjety jak na support i niezwykle cieply to czlowiek.

Sam koncert trwal bite 2 godziny plus 2 bisy. Bardzo prosta oprawa sceniczna bez wizualizacji, bez zbednego efekciarstwa..tylko z lecacym z nieba, rozczulajacym bialym konfetti.
Sama najchetniej zakonczylabym na pierwszym bisie...rany, rany...zagrali moje, moje Untitled VIII, to byl tak naprawde jedyny dla mnie mistyczny moment koncertu, to sa te momenty, bardzo rzadkie momenty kiedy czuje sie czyms przytloczona, zmiazdzona, zagubiona...nie wiem jak to nazwac, ale gdy cos jest tak piekne, ze az nie da sie tego pomiescic, nie da sie tego przyjac, bo cie przerasta...jakas dziwna mieszanka smutku i radosci.
Gdy po finale utworu otworzylam oczy nie bylam w stanie klaskac...nogi z waty, rece sie plataly ;p a tu ten kontrast...wrzawa publicznosci, krzyki, euforia i wymuszony, wyskandowany jeszcze jeden bis, a mnie mozna juz bylo wyniesc w pozycji horyzontalnej.
Obrazek
No i jeszcze dwa highlight'y koncertu Saeglopur gdy Homesick fruwala pod kopula amfiteatru (Smooth ty wiesz dobrze co :* )
i Ny Batteri ilez ja czekalam, zeby ten kawalek na zywo uslyszec, to w moim osobistym rankingu jedne z najpiekniejszych dzwiekow jakie powstaly.

Po wyjsciu z amfiteatru czulam sie tak jak po 10 godzinnej sesji jogi ;p
'the road's gonna end on me.'
Awatar użytkownika
malakonserwa
Posty: 634
Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post autor: malakonserwa »

Supportem byl Olafur Arnalds, pozytywne zaskoczenie polaczenie muzyki klasycznej z muzyka popularna...smyczki i pianino to co lubie najbardziej ;)
niezwykle cieplo przyjety jak na support i niezwykle cieply to czlowiek.
Ba! Olafur jest genialny! Bardzo się cieszę, że supprotował Sigur Ros - dzięki temu, szersza publiczność, fani zgromadzeni wokół islandzkiego zespołu, mogli poznać kawałek 'nowej', świetnej muzyki.
Obrazek
Awatar użytkownika
Smooth_b
Posty: 668
Rejestracja: pn, 16 lip 2007, 1:50
Lokalizacja: z Los Angeles

Post autor: Smooth_b »

Ty fruwałaś juz któryś raz w tym roku. Wiem coś o tym, bo malo kto wie, ale mialam w domu sowę tylko ja wypuściłam bo sowa kocha noc, potrzebuje przestrzeni i jest mądra.
Ten teamt ma coś z wątku o ekshibicjonizmie dlatego że zawiera spory ładunek emocji uczuć doznań wrazeń i marzeń. Nawet troche egzaltacji ale to łatwo wybaczyć, bo tutaj jest nawet mile widziana.
Mi sie takie coś udziela i chyba włącze którąs z trzech płytek Sigur ktore mam:) Ich muzyka nie jest raczej trudna w odbiorze, chyba mało kogo nie rusza, bywa komercyjnie, za to przy sluchaniu SR potrafi sie otworzyc w srodku taka głębsza szufladka i to jest cenne.

Zazdroszzce Ci tego koncertu. A co u mnie? Mam ochote teraz ukraść temat o ekshibicjonizmie Kaemowi i zrobić z niego na 5 minut swój blog. Bo myśle nad pzreprowadzka a to by była juz moja czwarta. Mysle jeszcze nad minizamianami a raczej mega to znaczy nad kupnem nowej sofy do ogladania bo projektor i naglosnienie z kina domowego juz dawno mam. Myslre nad nowymi studiami nad ksiazkami tez nowymi bo zapach uwielbiam. Za duzo mysle o nowym. I wciąz zastanawiam sie dlaczego tak często odwiedzam lumpeks.

Bylam dzis po meble i upatrzylam komplet; czterosobową półokrąglą kanapę i trzy fotele. Czyli tak po mojemu- dużo i bez sensu. A nóż się ktoś dosiądzie. Ale kupuję ją jutro albo na dniach i to raczej postanowione. Sofa jest półokrągla więc jak będę się chciała położyć to tylko w pozycji banana, także sympatycznie.

Prócz muzyki interesują mnie twórcy, czasem interesują mnie bardziej od samych nutek, a ci z Sigur wydają się tacy jakby z mojej bajki. Siedzą w islandii i sobie skromnie grają, coś hihr pięknego. Z czymś takim kojarzy mi się ten utwór http://www.youtube.com/watch?v=O-IHVSj8iOQ
Skojarzenie jest przaśne ale skoro Grzegorz nie przebrał się za chochoł to może nie do końca tak przaśnie z tym skojarzeniem. Zresztą jeśli ci którzy znaja sie na historii zapomna o niej na chwilę to będzie znacznie zdrowiej bo bez naleciałości mozna słuchać takich utworów. W miejsce 'polska' każdy wpisuje co chce
Awatar użytkownika
homesick
Posty: 1239
Rejestracja: wt, 15 sty 2008, 14:35
Lokalizacja: spode łba

Post autor: homesick »

Smooth_b pisze:Ty fruwałaś juz któryś raz w tym roku. Wiem coś o tym, bo malo kto wie, ale mialam w domu sowę tylko ja wypuściłam bo sowa kocha noc, potrzebuje przestrzeni i jest mądra.
ekhm...przepraszam, ale samo mi sie pisze ;p dobrze ze wypuscilas, bo tatus by wypchal zapewne ;-)

Smooth_b pisze:I wciąz zastanawiam sie dlaczego tak często odwiedzam lumpeks.
tez dzis bylam i to rajd byl ;p
Smooth_b pisze:Nawet troche egzaltacji ale to łatwo wybaczyć, bo tutaj jest nawet mile widziana.
Smooth_b pisze:Skojarzenie jest przaśne ale skoro Grzegorz nie przebrał się za chochoł to może nie do końca tak przaśnie z tym skojarzeniem.
badzmy przasni, egzaltowani i gnusni!
i do tego egzaltujmy sie swoja przasnoscia w tematach, ktore to niby powaznym recenzjom maja sluzyc!
kazdy chowa przasnego chochola i egzaltowana pensjonarke za pazucha ;p
moglo byc gorzej moglas podrzucic Maryle ;p

juz laduje i nie szybuje i nie spamuje.
'the road's gonna end on me.'
Awatar użytkownika
Smooth_b
Posty: 668
Rejestracja: pn, 16 lip 2007, 1:50
Lokalizacja: z Los Angeles

Post autor: Smooth_b »

homesick pisze:ekhm...przepraszam, ale samo mi sie pisze ;p dobrze ze wypuscilas, bo tatus by wypchal zapewne
Może nie osobiście, ale ma takich kolegów
homesick pisze:moglo byc gorzej moglas podrzucic Maryle ;p
ale GC nie jest przasny;p To moje skojarzenie bylo przaśne.
Grzegorz to talent i klasyka i już. A dlaczego tak? Bo tak ;-)
Poza tym on też urodził sie 29 sierpnia tylko że rok przed MJem:)
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Znów na Myśliwieckiej, znów w ogródku Trójki, znów o niecodziennej porze. Ciężko pisać cokolwiek odkrywczego o zespole, na którego występy chodzi się przynajmniej trzy razy do roku. Było jednak powyżej oczekiwań – a to w wypadku tak ogranej przeze mnie grupy jak T.Love przychodzi ciężko. Są nowe utwory, nawet jak - w głównej mierze przez nie najlepsze teksty - wydają się odstawać od reszty twórczości zespołu. Są też dość częste zmiany na liście wykonywanych piosenek. Szkoda jednak, że pewne utwory wydają się trwać na niej niezmiennie – odczuwalne, gdy ziewam po raz kolejny przy Warszawie, Bogu czy Ajriszu. Zaskoczeń było jednak kilka – Stanisław Soyka w refrenach pierwszego wspomnianego utworu i zupełnie nowej aranżacji Wychowania. Robert Brylewski z zespołu Brygada Kryzys udzielający się w Ambicji oraz utworze swojej grupy, Tylko i tylko ty. I kilka innych utworów nigdy na żywo nie słyszanych, chociażby Bęben mój czy Sz. młodzież – zresztą, z wyśmienitymi aranżacjami. Więcej takich przyjemnie spędzonych południ. Występ do ściągnięcia tutaj.

Obrazek

I gwoli przypomnienia. Będzie jeszcze milej. Choć już pewnie bez miejsc siedzących, stolika, kanapy i fortepianu na scenie:
Tydzień później - Czesław Śpiewa. Drugiego widziałem pod koniec czerwca w Stodole. Dwie godziny świetnego grania, nie tylko zresztą materiału z ostatniej płyty Mozila. Tesco Value to równie ciekawa kapela.
21 września Madame Przaśność zawita do Warszawy, na Kępę Potocką. Homesick, zgadnij jaka artystka zaszyci nas swoją obecnością? Podpowiem, że zaczyna się na 'M' a kończy na 'aryla'. Poza tym, bez jałowych rozmów, proszę - tu jesteśmy poważni, dzielimy się wrażeniami. Niekoniecznie wyłącznie pruderyjnymi, bo są tu i pot, i łzy, i ciary. Byle z umiarem. Zgodnie z wiekiem, doświadczeniem i wykształceniem.
ODPOWIEDZ