Miejskie legendy czyli horroromania.
- Erna Shorter
- Posty: 1246
- Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
- Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a
Hmm...Sugar pisze:Eeee tam, ja jestem narcyz i mi to nie robi ;D

Widać nie wystarczająco przerażające dla Ciebie... ]:->
A teraz z przymrużeniem oka

"Pan Kostuch"
Elliot wziął pudełko do ręki i przyjrzał mu się z bliska. Rozejrzał się dyskretnie, by sprawdzić, czy nikt go nie obserwuje. Nikt. Byli tylko we dwóch - on i Pan Kostuch. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Jeszcze przed kilkoma sekundami stał przed wystawą sklepu z używanymi rzeczami i przyglądał się starym, zakurzonym zabawką. Nagle jej uwagę przykuło bez reszty srebrno-czerwone pudełko, na którym szczerzyła zęby biała czaszka. Napis na pudełku głosił: PRZYWITAJ SIĘ Z PANEM KOSTUCHEM!
I już stał przy ladzie i trzymał je w dłoni. Pan Kostuch był zadziwiająco tani. Elliot omal nie podzielił się tym spostrzeżeniem ze starym sprzedawcą zabawek. Jednak coś go powstrzymało i po chwili wyszedł ze sklepu, a w jego plecaku leżało pudełko z plastikowym szkieletem.
Może podaruje go swemu braciszkowi na urodziny. "A może nie" - pomyślał chłopak, kiedy przyniósł Pana Kostucha do domu i rozsypał na podłodze zawartość pudełka; tysiące maleńkich kości.
-Suuuuper - powiedział Elliot i zamknął drzwi pokoju, by nie wszedł tam przypadkiem jego brat albo kot i nie pomieszał lub, co gorsza, pogubił jakichś części.
Złożenie Pana Kostucha nie było łatwą sztuką. Elliot nie znalazł żadnej instrukcji. Pewnie dlatego zabawka była taka tania. Chłopak przyjrzał się uważnie rysunkowi na drugiej stronie pudełka. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie napisać do producenta - tyle że nie znalazł nigdzie nazwy ani adresu firmy, która wyprodukowała szkielet. Poszedł więc jeszcze raz do sklepu, w którym go kupił i spytał starego sprzedawcę, czy nie ma jeszcze jednego Pana Kostucha i czy nie pożyczyłby mu instrukcji. Ale sprzedawca wzruszył tylko ramionami i wskazał na pustą półkę. To był ostatni egzemplarz. Jakiś antyk albo coś w tym rodzaju.
Kiedy Elliot próbował jednak złożyć dziwną zabawkę, pomyślał, że zrobiono ją chyba bardzo dawno temu, kiedy ludzie nie wiedzieli jeszcze dokładnie, z ilu kości składa się szkielet człowieka. Tak jak te stare układanki, na których nie ma Alaski.
Następnego dnia poszedł do biblioteki i odszukał książkę o szkieletach i innych ciekawych rzeczach. Znalazł tam mnóstwo fajnych i przerażających rysunków, przekroje jakichś narządów wewnętrznych, żył i temu podobnych okropieństw. Ale schemat szkieletu w niczym mu nie pomógł.
Choć próbował połączyć kości na wszystkie sposoby, wyginał je, upychał i wtykał w różne miejsca, kościotrup nie dał się złożyć. Palce odpadały od rąk, żebra ustawiały się w złe strony, brakowało stawów.
-Dobrze, że nie jesteś prawdziwym szkieletem - mruknął Elliot do Pana Kostucha. - Miałbyś spore kłopoty. Napis, który głosił: WSZYSTKIE KOŚCI LUDZKIEGO CIAŁA I WIELE WIĘCEJ! - najwyraźniej był nie tylko chwytem reklamowym.
Elliot przygotował pracę o szkieletach. Dostał szóstkę. Ale nie używał w swoich przykładach Pana Kostucha.
-Biedny Pan Kostuch - powiedział kiedyś braciszek Elliota, Bruce.
-Uciekaj stąd, Bruce - przeganiał go Elliot.
-Myślisz, że zabawki mogą kiedyś ożyć?
Elliot jęknął cicho.
-Nie! Tylko producenci filmowi wymyślają takie historie. W tym roku kręcą filmy o żywych zabawkach, a w przyszłym wymyślają jeszcze coś innego.
Elliot był zatwardziałym cynikiem.
-Ale w Pluszowym króliku ta zabawka ożyła - upierał się Bruce.
-Nie bądź naiwny. To tylko historyjka dla dzieci.
Elliot powrócił do pracy nad Panem Kostuchem. Widocznie złożył coś zupełnie odwrotnie, niż należało, gdyż właśnie w tej chwili Pan Kostuch kopnął go prosto w nos.
-Au! - wrzasnął Elliot ze zdumieniem.
-Czy Pan Kostuch ożył? - spytał podniecony Bruce.
-Nie. Ja sam to zrobiłem, a poza tym on nie mógłby ożyć, nawet gdyby inne zabawki to robiły. Bo jest szkieletem. A szkielety są martwe.
-Och - odparł słabo Bruce, zbity z tropu tym argumentem.
Elliot wypchnął go wreszcie z pokoju i zamknął drzwi, zanim chłopiec mógł zdać kolejne pytanie. Znowu pochylił się nad Panem Kostuchem - i od razu włożył palec między dwa stawy, które uszczypnęły go niemal do krwi.
-O nie! Mam tego dość! - krzyknął Elliot, rzucił Pana Kostucha na kupkę nie poskładanych jeszcze kości w pudełku i wyszedł z pokoju.
Obudziły go jakieś głosy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy jednak otworzył oczy, ujrzał tylko ciemność później nocy i usłyszał dźwięki, które zazwyczaj wypełniają uśpione mieszkanie.
"Nie ma sie czego bać - pomyślał. - To tylko sen..." Już niemal zasypiał, kiedy do jego uszu dotarł przytłumiony śmiech. Usiadł prosto i rozejrzał się po pokoju, pełnym ciemnych kształtów zabawek i gier. Nic się nie poruszało. Nikt nic nie mówił. Rozbawione śmiechy i pomrukiwania dochodziły z innego miejsca. Z przeciwległego krańca przedpokoju. Elliot wyskoczył z łóżka i zdecydowanym krokiem ruszył do pokoju swojego brata. Wchodząc do pokoju Elliot podszedł do biurka i stanął jak wryty.
-Pan Kostuch! - rzekł cicho i wziął głęboki oddech. - W porządku, Bruce. Jak to zrobiłeś?
-To nie ja - odparł chłopiec. - To Pan Kostuch. Powiedział mi co mam robić.
Pan KOstuch z pewnością nie był jeszcze idealnym szkieletem. Jednak Elliot, który korzystał z książek, opisów i programów komputerowych, nie potrafił złożyć porządnie nawet połowy z tego, co leżało teraz na biórku.
-To nieprawda! - powiedział krótko.
-Ależ tak! - wykrzyknął Bruce.
-Wymyśliłeś to sobie. Pan Kostuch, wyimaginowany przyjaciel Bruce'a - uśmiechnął się drwiąco, Elliot i spojrzał groźnie na brata, a potem na zabawkowy szkielet. Przez moment wydawało mu się, że szkielet również szyderczo się uśmiechnął.
-Weź sobie ten głupi szkielet! - krzyknął Elliot i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.
Tego samego wieczora Bruce zapukał nieśmiało do jego pokoju.
-Skończyłem Pana Kostucha - powiedział. - Chcesz zobaczyć?
-Nie - odburknął Elliot.
Bruce jednak pokazał mu szkielet. Nie miał wszystkich części, bo sprzedawca zabrał je i dołączył do innych kościotrupów. Z biednego Pana Kostucha zostały tylko resztki. Pan Kostuch nie wyglądał teraz na poskładanego z resztek. Nie wyglądał też jak zwyczajny szkielet. Bruce uzupełnił brakujące części kawałkami innych zabawek: dłonią lalki czy stopą plastikowego żołnierzyka. Jednak niesamowite wrażenie robiła czapka pajaca na białej czaszce i ubiór klowna zdjęty z innej zabawki.
-Dobra robota - rzekł Elliot.
-Naprawdę? - rozpromienił się Bruce.
-Tak. Idź już do łóżka.
-Dobranoc.
-Uhmm.... - odparł Elliot, nie odrywając spojrzenia od roześmianego kościotrupa.
Kilka minut po północy głośny krzyk wyrwał Elliota z łóżka. Natychmiast zerwał się na równe nogi i ruszył do przedpokoju. Omal nie zderzył się z Bruce'em, który także wybiegł ze swego pokoju. Między nogami chłopca prześlizgnął się kot. Elliot instynktownie pochwycił zwierzę. Kot wykręcał się na wszystkie strony, drapał i miauczał, a na podłogę upadł z głuchym trzaskiem jakiś niewielki przedmiot. Bruce podniósł z ziemi szkielet. Pan Kostuch usiadł na kolanie chłopca. Założył jedną nogę na drugą i wymachiwał wesoło żołnierską stopą. Uśmiechnął się do Elliota, który cofał się małymi kroczkami w kąt przedpokoju.
-Zdumiewające - powiedział Pan Kostuch chrapliwym, piskliwym głosem. - Zdumiewające co potrafią niektórzy żartownisie, prawda?
I roześmiał się głośno.
- Erna Shorter
- Posty: 1246
- Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
- Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a
Wybacz kochana zaniedbałam ten wątek.Kasiaaa pisze:Więcej nie będzie?

Już jadę z tym koksem,mam nadzieję,że się spodoba.

Mumia
Martyna miała wtedy 14 lat. Była akurat na wakacjach z rodzicami i starszą, 19-letnią siostrą - Marzeną. Trzeciego dnia wycieczki rodzice uparli się, żeby wybrać się do muzeum archeologicznego. Był to duży, zbudowany z jasnej cegły budynek. Rodzinka weszła do środka. Wykupili bilety i ruszyli zwiedzać. Martyna w muzeum czuła się dość nieswojo. Być może dlatego, że w żadnym z pomieszczeń nie było okien. Pojedyńcze kinkiety wiszące na suficie dawały efekt półmroku. Również wystawa była dość nietypowa - woskowe figury za szklanymi gablotami przedstawiały dawnych ludzi. Martyna szła przodem - nigdy nie potrzebowała zbyt wiele czasu na oglądanie. Nagle doszła do wystawy poświęconej starożytnemu Egiptowi. Przestraszyła się trochę na widok sarkofagu i mumii, dlatego podskoczyła i odwróciła się. Wtedy doszła do niej Marzena. - Marti, nie wygłupiaj się. To sztuczne - wskazała podbródkiem na mumię w bandażach, nawijając na palec kosmyk szkarłatnych farbowanych włosów. - Uhm. Wiem - ledwie mruknęła Martyna, kiedy światła pogasły. Dziewczynka krzyknęła. Otaczała ją zupełna ciemność, usłyszała pełne zdziwienia i strachu krzyki rodziców i Marzeny. Usłyszała też trzask rozbijanego szkła i dziwny odgłos... jakby jęk, ale nie wydała go ani Marzena, ani żadne z rodziców... Po chwili światła się zapaliły. Rodzice podbiegli do Martyny. - Wszystko w porządku...? To tylko awaria, ale można się wystraszyć, co? - zapytał tata. - Gdzie Marzenka? - padło pytanie mamy. Chyba tylko Martyna zauważyła kosmyk szkarłatnych włosów, który wydostał się spomiędzy bandaży 'sztucznej' mumii za gablotą... Ale nie, rodzice także to zauważyli. Wybito szybę i wyjęto z gabloty martwą już Marzenę... Odbył się pogrzeb. W nocy tegoż dnia Martyna usłyszała jęk... taki sam, jak wtedy w muzeum... Jednak tym razem był on wypełniony wściekłością i niezadowoleniem... A więc strzeż się. Bo pewnego dnia mumia może zapukać też do Ciebie!
Kilka prawdziwych histori :
Seans
No cóż... może zainteresuje Was moja historia. Może jest mało straszna, ale prawdziwa. Mam szczerą nadzieję, że macie dość obszerną wiedzę dotyczącą zjawisk paranormalnych i dacie mi jakąś cenną radę. Otóż... określając jakąś przestrzeń czasową... to było jakieś półtora roku temu. JA, moja przyjaciółka i jej4 (lub 5, ale to teraz nieistotne) koleżanki zebrałyśmy się żeby wywoływać duchy. Żaden nie chciał przyjść, więc znudzona wyszłam do innego pokoju. W czasie mojej nieobecności koleżanki nawiązały "kontakt". Duch "powiedział im, że jestem osobą ze zła aurą czy czymśtam i nie mogę siedzieć w kręgu. WIęc siedziałam trochę z boku obserwując wszystko co się dzieje. "Pogadałyśmy" trochę z duchami, a po skończonym seansie uznałyśmy to za świetną zabawę i umówiłyśmy się na następny wieczór. Tym razem wszystko działo się u mnie. I w sumie wszystko było normalnie. Wywołałyśmy jakieś 3 czy 4 duchy i odwołałyśmy je spowrotem. Nic się nie działo. Ale tak w tym zasmakowałyśmy, że każda z nas, bez uprzedniej konsultacji z innymi, zaczęła wywoływać duchy w domu, u siebie na własną rękę i bez towarzystwa (głupie idiotki z nas). Po tych samodzielnych wywoływaniach do 2 dziewczyn (imion nie będę podawać) przychodziły duchy bez uprzedniej prośby. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale "wchodziły" w nie, albo bawiąc się nimi. Nie wiem jak to nazwać... P prostu G. stała nago przed lustrem, nie kontrolowała siebie i swoich ruchów... obserwowała, dotykała siebie jakby widziała swoje ciało pierwszy raz w swoim życiu, a po sprawdzeniu "czy ktoś tu jest", odpowiedziano jej, że przybyła Atena aby odebrać jej ciało. Wiem, że to brzmi mało prawdopodobnie, ale trudno byłoby Wam zapomnieć takie szczegóły. Podobnie B. nie kontrolowała niektórych swoich ruchów typu: podnoszenie ręki, kręcenie głową itp. ale u nich po 2, 3 dniach wszystko ustało. Inna koleżanka była bardzo wystraszona, bo to, co do niej "przyszło" było niesamowite.. Przedstawiło się, jako jacyś niemieccy jeńcy zastrzeleni w masowej egzekucji... Kiedy koleżanka pytała się ilu ich jest, zawsze było około setki... Pozwoliła im pokierować swoją ręką i narysowali jej plan, gdzie są pochowani.. a raczej gdzie znajduje się ich grób... Dzięki kilkugodzinnym modlitwom i prośbom sprawiłyśmy, że "to" sobie poszło. Najgorzej jednak było ze mną... Wywołałam ducha. w nocy, około 3. Odwołałam go. wszystko wydawało się w porządku. Jednak następnego dnia wyczuwałam czyjąś obecność w moim pokoju. Nie miałam czasu na to zwracać uwagi, musiałam iść do szkoły. Gdy tylko z niej wróciłam zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka z wiadomością, że wywoływała właśnie duchy u siebie i dostała wiadomość, że jcoś u mnie jest, ma mnie ratować, pomóc mi bo "on" chce przejąć władzę nad moim ciałem. I od tego telefonu, gdy "on" dowiedział się, że ja o "nim" wiem, zaczęło się piekło. Non-stop było mi zimno. Cały czas bolała mnie głowa, jakby ktoś chciał do niej wniknąć. Nie kontrolowałam niektórych ruchów własnego ciała. Starałam się z "nim" rozmawiać, jednak nie chciał odejść. Codziennie dziewczyny przychodziły do mnie i modliłyśmy się po4,5 godzin. Dopiero po tygodniu to wszystko ustało. Pomogła mi moja katechetka z mojej szkoły, której wszystko powiedziałam (miałam dość, bałam się) i coś, co ostrzegło moją przyjaciółkę i dało jej wskazówki, jak postępować. Tamten tydzień był najgorszy w moim życiu. Naprawdę nigdy, ale to nigdy nie popełniajcie takiego błędu jak ja i nie wywołujcie duchów. Nawet w grupie. To głupio może zabrzmieć.. ale po tym wszystkim mam taką świadomość, że... hmm... jakby nie wszystkie wrota w moim umyśle zostały zamknięte przed obcymi siłami. Że nie będę mieć takiego spokoju jak kiedyś, jakby została gdzieś jakaś szczelina, przez którą coś czasem może na mnie wpływać. Zapomniałabym o wszystkim, gdyby nie pewien dziwny przypadek sprzed paru miesięcy. Miałam się uczyć do sprawdzianu w nocy, ale zasnęłam. Wiedziałam, że MUSZĘ się po prostu na niego nauczyć. Śniło mi się, że jakiś kobiecy głos, głos starszej kobiety woła mnie, mówi, Sandra, wstawaj, masz się nauczyć. Kiedy otworzyłam oczy naprzeciwko mojego łóżka stała kobieta w stroju bodaj z XVII wieku patrzyła na mnie surowo. Nie wiem jak to określić, ale byłam pewna, że to od ona mnie obudziła. Zamknęłam oczy raz, potem 2, żeby przekonać się, czy nie śnię, jednak ona wciąż była. Mając na względzie wcześniejsze wydarzenia poprosiłam, żeby odeszła i zostawiła mnie, a ona zniknęła.
Autor: Sandra2
06.06.06r. Niedawno, bo zaledwie kilka dni temu z dnia 06 na 07 2006 roku w moim domu miało miejsce dziwne wydarzenie. Była cicha a zarazem zimna, ciemna noc. Księżyc na niebie świecił pełnią. Gwiazdy chowały się za ciemnymi chmurami. Siedziałam sama w kuchni przy świecy, gdyż zabrakło prądu. W pomieszczeniu w którym się znajdowałam, przed wieloma laty zmarł mój dziadek. Pamiętam ,że gdy mialam10 lat, dziadek opowiadał mi o szatańskiej liczbie trzech szóstek. Mówił że gdy nadejdą czasy nieświadomości ludzkiej przez jedną noc każdy doświadczy czegoś przerażającego. Każdy zmarły miał odwiedzić miejsce które niegdyś było mu bliskie. Przypomniało mi się to gdy siedziałam przy jego dawnym łóżku. Nie myśląc o tym dłużej położyłam się spać. Nagle w nocy zbudził mnie dziwny hałas. Wstałam i skierowałam się w stronę dziwnego dźwięku. Było to coraz głośniejsze gdy w momencie zawołałam - dziadku to ty ?? Wszystko ucichło, a drzwi od pokoju uchyliły się. Niczego nie świadoma, skierowałam w jego stronę. Strasznie się bałam tam wejść, ale zobaczyłam dziwne światło, uspokoiłam się. W końcu weszłam tam. Na ścianie zobaczyłam jasny obłok, jakby świecącego dymu który formował się w nie wyraźną postać. Powinnam być przerażona lecz tak się jednak nie stało. Stałam nieruchomo i patrzyłam tak jakby to był ktoś mi bardzo bliski. Gdy w tej postaci dostrzegłam dziadka, łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Chciałam się odezwać ale postać coraz bardziej zaczęła się oddalać, a ja nie mogłam nic zrobić. Postać zniknęła, a ja nie wiedziałam co dokładnie się stało. W jednej chwili zrobiłam się senna i musiałam zasnąć na starej kanapie. Rano gdy wstałam zaczęłam się modlić za dziadka, myślałam, że to po prostu był sen. Wiec jak zwykle wstałam, umyłam zęby i poszłam coś zjeść. Postanowiłam wejść do jego pokoju. Gdy weszłam, na łóżku które stało nietknięte od paru lat, na pierzynie była odciśnięta wyraźnie forma człowieka. A więc czy to możliwe, że to naprawdę był on ??? Czy te liczby były prawdziwym znakiem ???
Autor:Ala
Był to sierpień 1989 roku w okolicy Radomia, niedaleko puszczy Kaznieckiej. Dwóch ludzi, najprawdopodobniej kradli w lesie drzewo, spostrzegło dziwnego stwora. W tym samym rejonie odnaleziono 3 martwe kozy. W przypadkach w Puerto Rico zwierzęta wykrwawiły się przez niewielkie, okrągłe otwory ( mniej więcej o średnicy 2 cm ), znajdujące się pod dolną szczęką. Ciała kóz nie uległy stężeniu pośmiertnemu. tak samo było i w naszym przypadku, naukowcy stwierdzili brak stężenia pośmiertnego, a więc można powiedzieć, że te dwa ataki co łączy. O ile mi jeszcze wiadomo w Puerto Rico zwierzętom usunięto wszystkie narządy wewnętrzne, było to wykonane z niewielką precyzją i mógł to zrobić tylko dobry lekarz, nie wspominając tu jeszcze o tym, że te narządy usunięto właśnie przez te 2 centymetrowe otwory. Bardzo proszę o umieszczenie tej zdarzenia na waszej stronie !
Autor:Alicja
"Wracałam z ogniska. Mój kolega który mieszka całkiem niedaleko odprowadził mnie do furtki podwórka. Weszłam i podeszłam do drzwi które były z przodu domu. "Zamknięte"-pomyślałam. Poszła do tylnych, które znajdowały się już w sadzie. Usłyszałam za sobą kroki. Przyśpieszyłam, one tez przyśpieszyły. Otworzyłam szybko drzwi. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy zamknęłam je na klucz, ktoś szarpnął za drzwi. Potem w oknie widziałam postać mężczyzny. Wiem, że to nie mój kolega, on taki nie jest... ale do tej pory nie wiem kto to był."
I historia zmyślona:
Pewna kobieta miała trzy córki i nie miała męża(zmarł). Najstarszą-Magdę, średnią-Iwoną i najmłodszą-Pauliną. Na Dzień Matki Magda kupiła (w imieniu wszystkich córek) bukiet składający się z dwunastu białych róż i jednej czarnej. Bukiet stał w sypialni. Rano Magda miała podcięte gardło. Nie żyła. Za rok, na Dzień Matki Iwona kupiła taki sam bukiet jak siostra. Bukiet stał w sypialni. Rano Iwona miała podcięte gardło. Nie żyła. Dwa lata po śmierci Magdy na dzień Matki Paulina kupiła bukiet taki sam jak siostry. Jej matka zorientowała się, że coś jest nie tak. Całą noc stała przy łóżku córki. dokładnie o północy z czarnej róży "wyszła" ręka z nożem. Matka ja ucięła. Rano poszły do kwiaciarni, w której Paulina kupiła różę. Dowiedziały się, że właściciel, podczas przycinania czarnych róż przypadkowo uciął sobie rękę która wpadła pomiędzy nie. Zabrakło odważnych do włożenia ręki w róże o potwornie wielkich kolcach. co do właściciela, zmarł, zakażenie.
Wybaczcie jeśli są jakieś błędy,ale nie miałam zbytnio dużo czasu aby przejrzeć te historie.

Enjoy!

Ponieważ jestem jedną z osób które wierzą że zwierzęta mają dusze a więc podobnie jak człowiek mogą ukazywać sie w postaci ducha, znalazłam taki artykuł, może kogos zainteresuje
W podmiejskich dzielnicach Chicago (USA) przy granicy dzielącej zabudowania od terenów leśnych rezerwatu Cook County Forest znajduje się dość niebezpieczne skrzyżowanie. W pobliżu znajdują się stajnie dla koni, a przez bujną zieleń wiedzie trasa przeznaczona do jazdy konno. Jedna z tras krzyżuje się z niebezpiecznym skrzyżowaniem i ciągnie się dalej po drugiej stronie jezdni.
Nie było tam żadnego urządzenia kontrolującego ruch, które pozwoliłoby koniom bezpiecznie przechodzić przez drogę, przez co kilku ludzi odniosło obrażenia, a kilku zginęło w wypadkach, w których śmierć ponosiły czasem także konie. Są dwa powody, które czynią to skrzyżowanie niebezpiecznym. Po pierwsze, istnieje tutaj ograniczenie prędkości do 45 mil na godzinę, jednak wielu kierowców jeździ z prędkością 50 mil lub nawet szybciej, chąc jak najszybciej wydostać się z lasu i dotrzeć do miasta, po drugie zaś, wysoka roślinność uniemożliwia kierowcom dostrzeżenie w porę pieszych chcących przejść przez jezdnię. Przy tej szybkości, gdy kierowca spostrzeże osobę na drodze, bywa już za późno.
Często, szczególnie w nocy lub nad ranem, kierowcy skarżyli się, że widzą coś, co wydaje się być koniem z siedzącym na nim dżokejem, usiłującym przejść na drugą stronę jezdni. Kiedy jednak kierowcy zwalniali, aby przyjrzeć się okolicy, nie znajdywali w tym miejscu niczego. Te postaci nie znikają po jednej lub drugiej stronie ulicy, ale często dopiero na samym środku drogi!
Postaci są najczęściej opisywane jako szare sylwetki nie posiadające jakichś rozpoznawalnych cech, często są jednak widoczne już z daleka.
Widoczne były nawet upiorne sceny przedstawiające wydarzenia, które kiedyś naprawdę miały tutaj miejsce. Pewnego razu kierowca widział coś, co wyglądało jak koń zrzucający jeźdźca z siodła na samym środku drogi, tuż przed zniknięciem. Ktoś inny widział konia ciągniętego po jezdni, jak gdyby uderzył w niego samochód i ciągnął zwierzę przez krótki czas, zanim się zatrzymał.
Na cmentarzu Hollywood Cementery w Richmond (stan Virginia, USA) stoi duży nagrobek pisarki Ellen Glasgow, która była dobrze znana w Richmond i mieszkała tam przez większą część życia. Gdy umierała, poprosiła, aby jej dwa ulubione psy, które umarły wcześniej, zostały ekshumowane z jej przydomowego podwórka i pochowane wraz z nią w Hollywood. Istnieje wiele relacji od ludzi, którzy słyszeli te psy, będąc w pobliżu późno w nocy.
Na Zwierzęcym Cmentarzu w Hinsdale w południowo-zachodnim przedmieściu Chicago żyje inna tajemnica. Przechodnie często widują czarne postaci psów i innych zwierząt przelatujących przed światłami samochodów, co skłania niektórych kierowców do wciśnięcia hamulca, po chwili jednak okazuje się, że nic tam nie ma. Może jakieś prawdziwe zwierzęta buszują tutaj w poszukiwaniu szczątków innych zwierząt? Być może...
A teraz juz nie o duchach zwierząt, ale o zjawiskach paranormalnych w chyba najbardziej znanym więzieniu na swiecie - Alcatraz...
Pod koniec lat 50. XIX wieku pierwsi mieszkańcy mający się wprowadzić do Alcatraz byli więźniami wojskowymi, którzy zostali zatrudnieni przy budowie nowego więzienia, które później nazwano "Skałą". Amerykańska armia używała tej wyspy do 1933 roku, kiedy to rząd federalny zdecydował o utworzeniu maksymalnie bezpiecznego i minimalnie komfortowego więzienia, które zajęłoby się najbardziej niepoprawnymi obywatelami.
Alcatraz było zaprojektowane tak, aby złamać zbuntowanych więźniów zafundowanie im monotonnych procedur, które trwałyby do momentu wypuszczenia ich na wolność. Więźniowie otrzymywali cztery podstawowe rzeczy - jedzenie, odzież, schronienie i opiekę medyczną. Na wszystko inne musieli zarabiać. Słynni przestępcy, tacy jak Al Capone, George "Karabin" Kelly, Alvin Karpis i Arthur "Doktorek" Korowarki, odbywali kary w Alcatraz. Gangsterzy przebywający w innych więzieniach często potrafili manipulować strażą więzieną, jednak nie w Alcatraz.
CIĘŻKA KARA
Naga Cela. Więźniowie odmawiający poddania się regułom więziennym ryzykowali umieszczenie w Nagiej Celi, znajdującej się w niższym poziomie Bloku D. Była to ciemna stalowa komora, której mieszkańcy siedzieli nago i jeden raz w ciągu dnia otrzymywali chleb i wodę, sporadyczne posiłki i materace na noc. Jedyną "toaletą" była dziura w podłodze, nie było też żadnego zlewu. Będąc tam, więźniowie nie mieli żadnego kontaktu z innymi ludźmi i spędzali cały czas samotnie.
Dziury w Bloku D. Podobnych do Nagiej Celi było pięć "dziurowatych" komór, znajdujących się również w niższym poziomie, gdzie więźniowie siedzieli w izolacji przez ponad 19 dni. Komory miały toalety, zlewy, oświetlenie i materac dostarczany tylko na noc.
Zamknięte więzienie. Z powodu ogromnych kosztów utrzymania więzienie to zostało zamknięte w 1963 roku. Później wyspa i części więzienia zostały otwarte ponownie, tym razem dla turystów, przez Park Services.
Opowieści o torturach. Fakt, że Alacatraz było zbudowane na wyspie i było w tak dużym stopniu odizolowane od widoku z zewnątrz, spowodował, że natychmiast zaczęły krążyć pogłoski o torturowaniu mieszkańców więzienia i powracających duchach.
HISTORIE DUCHÓW Z ALCATRAZ
Korytarz pożytku. Jednym z obszarów, które według relacji są najbardziej obfite w zjawiska paranormalne, jest korytarz pożytku, gdzie więźniowie Coy, Cretzer i Hubbard zostali zesłani z metalowymi kulami po nieudanej ucieczce z więzienia. W 1976 roku tamtejszy strażnik nocny doniósł o tajemniczych, niesamowitych, szczękających dźwiękach dochodzących z wewnątrz.
Komora 14D. Ta jedna z "dziurowatych" komór jest przez niektórych uznawana za nawiedzoną przez duchy. Goście i pracownicy opowiadali o uczuciu chłodu i czasami o nagłej "intensywności" otaczającej komorę. Wciąż krąży opowieść o wydarzeniu z lat czterdziestych XX wieku, kiedy to jeden z więźniów zamkniętych nocą w 14D krzyczał, że stworzenie z płonącycmi oczyma próbuje go zabić. Strażnicy nazajutrz znaleźli uduszonego lokatora komory. Nigdy nie stwierdzono, kto lub co ponosi odpowiedzialność za śmierć więźnia, nazajutrz jednak strażnicy naliczyli zbyt wielu więźniów. Niektórzy ze strażników twierdzili, że widzieli martwego więźnia tak jak inni, jednak na kilka sekund przed jego zniknięciem.
Warden Johnston. Krążyły także inne historie, jakoby Warden Johnston, nazywany "The Golden Rule Warden", również stał się świadkiem dziwnego zdarzenia, gdy oprowadzał po więzieniu kilku gości. Według historii, Johnston i jego grupa usłyszeli czyjś płacz dochodzący z wnętrza więziennych ścian, wtedy też grupa poczuła zimny powiew. Johnstonowi nigdy nie udało się wyjaśnić tego zdarzenia.
Cele w blokach A, B i C. Goście w blokach A i B twierdzili, że słyszą płacz i lament. Duchowny, który odwiedził blok B, napisał, że spotkał tam zakłócającego spokój ducha imieniem Butcher. Więzienne zapiski mówią, że inny mieszkaniec w bloku C zamordował Abie Maldowitza, seryjnego zabójcę nazywanego "Rzeźnikiem".
Duch Ala Capone. Al Capone, który spędził w Alcatraz ostatnie lata swojego życia, upadłszy na zdrowiu w wyniku nieleczonej kiły, grał na banjo w więziennym zespole. Bojąc się o własne życie podczas spędzania czasu w "cegielni", Capone otrzymał pozwolenie na odpoczywanie i ćwiczenie gry na banjo w łazience. W ostatnich latach jeden z odwiedzających Alcatraz stwierdził, że słyszy muzykę dochodzącą z łazienki. Nie zaznajomiony z historią Alcatraz gość nie mógł znaleźć źródła dźwięku i nie udokumentował dziwnego zdarzenia. Inni goście i pracownicy donosili o dźwiękach banjo dochodzących z więziennych ścian.
Inne pojedyncze relacje pochodzą od strażnika, który poczuł dym, nie znalazłszy jednak ognia; dotyczą one także tajemniczych odgłosów płaczu i lamentu, niewyjaśnionego chłodu w niektórych częściach więzienia i doniesień o obserwacjach duchów więźniów lub żołnierzy.
Czy więzienie Alcatraz jest nawiedzone? Łowcy duchów mówią, że czują pewną "dziwność" w pewnych częściach wyspy i samego więzienia...
Moze nie sa to typowe "miejskie legendy" ale są tak samo creepy wiec je tu umieścilam
Ciag dalszy wkrótce... 

W podmiejskich dzielnicach Chicago (USA) przy granicy dzielącej zabudowania od terenów leśnych rezerwatu Cook County Forest znajduje się dość niebezpieczne skrzyżowanie. W pobliżu znajdują się stajnie dla koni, a przez bujną zieleń wiedzie trasa przeznaczona do jazdy konno. Jedna z tras krzyżuje się z niebezpiecznym skrzyżowaniem i ciągnie się dalej po drugiej stronie jezdni.
Nie było tam żadnego urządzenia kontrolującego ruch, które pozwoliłoby koniom bezpiecznie przechodzić przez drogę, przez co kilku ludzi odniosło obrażenia, a kilku zginęło w wypadkach, w których śmierć ponosiły czasem także konie. Są dwa powody, które czynią to skrzyżowanie niebezpiecznym. Po pierwsze, istnieje tutaj ograniczenie prędkości do 45 mil na godzinę, jednak wielu kierowców jeździ z prędkością 50 mil lub nawet szybciej, chąc jak najszybciej wydostać się z lasu i dotrzeć do miasta, po drugie zaś, wysoka roślinność uniemożliwia kierowcom dostrzeżenie w porę pieszych chcących przejść przez jezdnię. Przy tej szybkości, gdy kierowca spostrzeże osobę na drodze, bywa już za późno.
Często, szczególnie w nocy lub nad ranem, kierowcy skarżyli się, że widzą coś, co wydaje się być koniem z siedzącym na nim dżokejem, usiłującym przejść na drugą stronę jezdni. Kiedy jednak kierowcy zwalniali, aby przyjrzeć się okolicy, nie znajdywali w tym miejscu niczego. Te postaci nie znikają po jednej lub drugiej stronie ulicy, ale często dopiero na samym środku drogi!
Postaci są najczęściej opisywane jako szare sylwetki nie posiadające jakichś rozpoznawalnych cech, często są jednak widoczne już z daleka.
Widoczne były nawet upiorne sceny przedstawiające wydarzenia, które kiedyś naprawdę miały tutaj miejsce. Pewnego razu kierowca widział coś, co wyglądało jak koń zrzucający jeźdźca z siodła na samym środku drogi, tuż przed zniknięciem. Ktoś inny widział konia ciągniętego po jezdni, jak gdyby uderzył w niego samochód i ciągnął zwierzę przez krótki czas, zanim się zatrzymał.
Na cmentarzu Hollywood Cementery w Richmond (stan Virginia, USA) stoi duży nagrobek pisarki Ellen Glasgow, która była dobrze znana w Richmond i mieszkała tam przez większą część życia. Gdy umierała, poprosiła, aby jej dwa ulubione psy, które umarły wcześniej, zostały ekshumowane z jej przydomowego podwórka i pochowane wraz z nią w Hollywood. Istnieje wiele relacji od ludzi, którzy słyszeli te psy, będąc w pobliżu późno w nocy.
Na Zwierzęcym Cmentarzu w Hinsdale w południowo-zachodnim przedmieściu Chicago żyje inna tajemnica. Przechodnie często widują czarne postaci psów i innych zwierząt przelatujących przed światłami samochodów, co skłania niektórych kierowców do wciśnięcia hamulca, po chwili jednak okazuje się, że nic tam nie ma. Może jakieś prawdziwe zwierzęta buszują tutaj w poszukiwaniu szczątków innych zwierząt? Być może...
A teraz juz nie o duchach zwierząt, ale o zjawiskach paranormalnych w chyba najbardziej znanym więzieniu na swiecie - Alcatraz...
Pod koniec lat 50. XIX wieku pierwsi mieszkańcy mający się wprowadzić do Alcatraz byli więźniami wojskowymi, którzy zostali zatrudnieni przy budowie nowego więzienia, które później nazwano "Skałą". Amerykańska armia używała tej wyspy do 1933 roku, kiedy to rząd federalny zdecydował o utworzeniu maksymalnie bezpiecznego i minimalnie komfortowego więzienia, które zajęłoby się najbardziej niepoprawnymi obywatelami.
Alcatraz było zaprojektowane tak, aby złamać zbuntowanych więźniów zafundowanie im monotonnych procedur, które trwałyby do momentu wypuszczenia ich na wolność. Więźniowie otrzymywali cztery podstawowe rzeczy - jedzenie, odzież, schronienie i opiekę medyczną. Na wszystko inne musieli zarabiać. Słynni przestępcy, tacy jak Al Capone, George "Karabin" Kelly, Alvin Karpis i Arthur "Doktorek" Korowarki, odbywali kary w Alcatraz. Gangsterzy przebywający w innych więzieniach często potrafili manipulować strażą więzieną, jednak nie w Alcatraz.
CIĘŻKA KARA
Naga Cela. Więźniowie odmawiający poddania się regułom więziennym ryzykowali umieszczenie w Nagiej Celi, znajdującej się w niższym poziomie Bloku D. Była to ciemna stalowa komora, której mieszkańcy siedzieli nago i jeden raz w ciągu dnia otrzymywali chleb i wodę, sporadyczne posiłki i materace na noc. Jedyną "toaletą" była dziura w podłodze, nie było też żadnego zlewu. Będąc tam, więźniowie nie mieli żadnego kontaktu z innymi ludźmi i spędzali cały czas samotnie.
Dziury w Bloku D. Podobnych do Nagiej Celi było pięć "dziurowatych" komór, znajdujących się również w niższym poziomie, gdzie więźniowie siedzieli w izolacji przez ponad 19 dni. Komory miały toalety, zlewy, oświetlenie i materac dostarczany tylko na noc.
Zamknięte więzienie. Z powodu ogromnych kosztów utrzymania więzienie to zostało zamknięte w 1963 roku. Później wyspa i części więzienia zostały otwarte ponownie, tym razem dla turystów, przez Park Services.
Opowieści o torturach. Fakt, że Alacatraz było zbudowane na wyspie i było w tak dużym stopniu odizolowane od widoku z zewnątrz, spowodował, że natychmiast zaczęły krążyć pogłoski o torturowaniu mieszkańców więzienia i powracających duchach.
HISTORIE DUCHÓW Z ALCATRAZ
Korytarz pożytku. Jednym z obszarów, które według relacji są najbardziej obfite w zjawiska paranormalne, jest korytarz pożytku, gdzie więźniowie Coy, Cretzer i Hubbard zostali zesłani z metalowymi kulami po nieudanej ucieczce z więzienia. W 1976 roku tamtejszy strażnik nocny doniósł o tajemniczych, niesamowitych, szczękających dźwiękach dochodzących z wewnątrz.
Komora 14D. Ta jedna z "dziurowatych" komór jest przez niektórych uznawana za nawiedzoną przez duchy. Goście i pracownicy opowiadali o uczuciu chłodu i czasami o nagłej "intensywności" otaczającej komorę. Wciąż krąży opowieść o wydarzeniu z lat czterdziestych XX wieku, kiedy to jeden z więźniów zamkniętych nocą w 14D krzyczał, że stworzenie z płonącycmi oczyma próbuje go zabić. Strażnicy nazajutrz znaleźli uduszonego lokatora komory. Nigdy nie stwierdzono, kto lub co ponosi odpowiedzialność za śmierć więźnia, nazajutrz jednak strażnicy naliczyli zbyt wielu więźniów. Niektórzy ze strażników twierdzili, że widzieli martwego więźnia tak jak inni, jednak na kilka sekund przed jego zniknięciem.
Warden Johnston. Krążyły także inne historie, jakoby Warden Johnston, nazywany "The Golden Rule Warden", również stał się świadkiem dziwnego zdarzenia, gdy oprowadzał po więzieniu kilku gości. Według historii, Johnston i jego grupa usłyszeli czyjś płacz dochodzący z wnętrza więziennych ścian, wtedy też grupa poczuła zimny powiew. Johnstonowi nigdy nie udało się wyjaśnić tego zdarzenia.
Cele w blokach A, B i C. Goście w blokach A i B twierdzili, że słyszą płacz i lament. Duchowny, który odwiedził blok B, napisał, że spotkał tam zakłócającego spokój ducha imieniem Butcher. Więzienne zapiski mówią, że inny mieszkaniec w bloku C zamordował Abie Maldowitza, seryjnego zabójcę nazywanego "Rzeźnikiem".
Duch Ala Capone. Al Capone, który spędził w Alcatraz ostatnie lata swojego życia, upadłszy na zdrowiu w wyniku nieleczonej kiły, grał na banjo w więziennym zespole. Bojąc się o własne życie podczas spędzania czasu w "cegielni", Capone otrzymał pozwolenie na odpoczywanie i ćwiczenie gry na banjo w łazience. W ostatnich latach jeden z odwiedzających Alcatraz stwierdził, że słyszy muzykę dochodzącą z łazienki. Nie zaznajomiony z historią Alcatraz gość nie mógł znaleźć źródła dźwięku i nie udokumentował dziwnego zdarzenia. Inni goście i pracownicy donosili o dźwiękach banjo dochodzących z więziennych ścian.
Inne pojedyncze relacje pochodzą od strażnika, który poczuł dym, nie znalazłszy jednak ognia; dotyczą one także tajemniczych odgłosów płaczu i lamentu, niewyjaśnionego chłodu w niektórych częściach więzienia i doniesień o obserwacjach duchów więźniów lub żołnierzy.
Czy więzienie Alcatraz jest nawiedzone? Łowcy duchów mówią, że czują pewną "dziwność" w pewnych częściach wyspy i samego więzienia...
Moze nie sa to typowe "miejskie legendy" ale są tak samo creepy wiec je tu umieścilam



Expect the Unexpected....
Do not look for the Obvious....
Look between the lines....
I'm believer ...:)
Babunia
Kilkadziesiąt lat temu w starym poniemieckim domu mieszkała dziewczynka o imieniu Anna wraz ze swoja babcia. Anna była sierotą ponieważ jej rodzice zginęli w wypadku. Babcia co noc śpiewała wnuczce tę samą kołysankę.
Pewnego dnia kiedy dziewczynka wróciła do domu nie zastała babci, która zwykle czekała z obiadem. Dzień był ponury, a wieczorem nadeszła burza. Babcia wciąż sie nie pojawiała. Wciąż cierpliwie czekając Anna położyła sie do łóżka. Niestety nie mogła zasnąć, bała sie i burzy i o babcie. Pozamykała wszystkie okna, aby nie słyszeć piorunów. Leżała sama w ciemnościach jedynie przy świeczce, lecz wtem nastała niespodziewana cisza i nagle Anna usłyszała śpiewaną często przez jej Babcie kołysankę. Podążając za miłą i wręcz hipnotyzującą pieśnią dotarła po drewnianych skrzypiących schodach na sam strych. Kiedy dziewczynka otworzyła drzwi spostrzegła na bujanym fotelu babcie z wbijonymi w klatkę piersiową wrzecionami. Krew spływała po bawełnianym ręcznej roboty fartuchu. Głowę miała spuszczoną, a jej siwe włosy zakrywały martwe oczy. Anna słała nieruchomo, a nagle postać babci poruszyła sie, podniosła głowę, wstała z bujanego fotela i zaczęła zmierzać w stronę wnuczki. Dziewczynka zaczęła piszczeć lecz nie mogła sie poruszyć ze strachu, babcia wyciągnęła wrzeciona do połowy zakrwawione i zręcznym ruchem wbiła jedno prosto w serce wnuczki.
Ciał szukano w całym domu, ale strych sprawdzono na samym końcu, leżała tam tylko dziewczynka.....
Kilkadziesiąt lat temu w starym poniemieckim domu mieszkała dziewczynka o imieniu Anna wraz ze swoja babcia. Anna była sierotą ponieważ jej rodzice zginęli w wypadku. Babcia co noc śpiewała wnuczce tę samą kołysankę.
Pewnego dnia kiedy dziewczynka wróciła do domu nie zastała babci, która zwykle czekała z obiadem. Dzień był ponury, a wieczorem nadeszła burza. Babcia wciąż sie nie pojawiała. Wciąż cierpliwie czekając Anna położyła sie do łóżka. Niestety nie mogła zasnąć, bała sie i burzy i o babcie. Pozamykała wszystkie okna, aby nie słyszeć piorunów. Leżała sama w ciemnościach jedynie przy świeczce, lecz wtem nastała niespodziewana cisza i nagle Anna usłyszała śpiewaną często przez jej Babcie kołysankę. Podążając za miłą i wręcz hipnotyzującą pieśnią dotarła po drewnianych skrzypiących schodach na sam strych. Kiedy dziewczynka otworzyła drzwi spostrzegła na bujanym fotelu babcie z wbijonymi w klatkę piersiową wrzecionami. Krew spływała po bawełnianym ręcznej roboty fartuchu. Głowę miała spuszczoną, a jej siwe włosy zakrywały martwe oczy. Anna słała nieruchomo, a nagle postać babci poruszyła sie, podniosła głowę, wstała z bujanego fotela i zaczęła zmierzać w stronę wnuczki. Dziewczynka zaczęła piszczeć lecz nie mogła sie poruszyć ze strachu, babcia wyciągnęła wrzeciona do połowy zakrwawione i zręcznym ruchem wbiła jedno prosto w serce wnuczki.
Ciał szukano w całym domu, ale strych sprawdzono na samym końcu, leżała tam tylko dziewczynka.....

- Erna Shorter
- Posty: 1246
- Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
- Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a
Jako historia o babuni absolutnie genialna. 

Enjoy the next one - coś w moich klimatach:
Rozmowa usłyszana na cmentarzu
Kawałek rozmowy usłyszany w pewien jesienny dzień siedzących przy grobie dwóch osób na cmentarzu...
-Dlaczego?!
-Co "dlaczego?" Zadajesz mi to pytanie juz po raz setny! Czego ode mnie chcesz?!
-Naprawdę nie wiesz o co chodzi? Nie masz wyrzutów sumienia?
-Ja juz nie mam sumienia, zapomniałaś?
-Nie...
-Zresztą ty też nie jestes lepsza. Już nie pamiętasz kim jesteś? Co robisz?
-[milczenie]
-Dlaczego milczysz?! Chcesz stać się z powrotem tym, kim byłaś? Tą naiwną, bezsilną istotą? Nie rozumiesz, że oni są tylko zabawkami w naszych rękach?
-Zabawkami..? Przecież mają swoją wolę, mają uczucia...
-Ale zagrają jak my im zagramy...
-Jesteś okrutny.! Gdyby wszyscy znas myśleli jak ty, już dawno byłoby po nich.
-Taka jest ich rola.
-Ale mogłeś chociaż go oszczędzić! To przecież pra pra pra wnuk naszego brata... Jedyny, który nosił nasze nazwisko.
-Mógł nie ufać nieznajomym. Małe dzieci takie są. Głupie i naiwne. Jego wina. Zresztą nie będę ci się tłumaczył. Mam ci przymonieć twoich nauczycieli, dyrektora, wredne koleżanki?
-To było tyle wieków temu...
-I co z tego? Oni sie nie liczą?
-Masz rację... Jestem zła jak ty. Ale ja żałuję wszystkiego, co zrobiłam, poczynając od dnia, kiedy zgodziłam się zostać wampirem...

To się upiornie cieszę.Erna Shorter pisze:Podoba, oj podoba

Enjoy the next one - coś w moich klimatach:

Rozmowa usłyszana na cmentarzu
Kawałek rozmowy usłyszany w pewien jesienny dzień siedzących przy grobie dwóch osób na cmentarzu...
-Dlaczego?!
-Co "dlaczego?" Zadajesz mi to pytanie juz po raz setny! Czego ode mnie chcesz?!
-Naprawdę nie wiesz o co chodzi? Nie masz wyrzutów sumienia?
-Ja juz nie mam sumienia, zapomniałaś?
-Nie...
-Zresztą ty też nie jestes lepsza. Już nie pamiętasz kim jesteś? Co robisz?
-[milczenie]
-Dlaczego milczysz?! Chcesz stać się z powrotem tym, kim byłaś? Tą naiwną, bezsilną istotą? Nie rozumiesz, że oni są tylko zabawkami w naszych rękach?
-Zabawkami..? Przecież mają swoją wolę, mają uczucia...
-Ale zagrają jak my im zagramy...
-Jesteś okrutny.! Gdyby wszyscy znas myśleli jak ty, już dawno byłoby po nich.
-Taka jest ich rola.
-Ale mogłeś chociaż go oszczędzić! To przecież pra pra pra wnuk naszego brata... Jedyny, który nosił nasze nazwisko.
-Mógł nie ufać nieznajomym. Małe dzieci takie są. Głupie i naiwne. Jego wina. Zresztą nie będę ci się tłumaczył. Mam ci przymonieć twoich nauczycieli, dyrektora, wredne koleżanki?
-To było tyle wieków temu...
-I co z tego? Oni sie nie liczą?
-Masz rację... Jestem zła jak ty. Ale ja żałuję wszystkiego, co zrobiłam, poczynając od dnia, kiedy zgodziłam się zostać wampirem...
Oj Erno, nie tylko TwoichErna Shorter pisze:Enjoy the next one - coś w moich klimatach...![]()
(...)
...poczynając od dnia, kiedy zgodziłam się zostać wampirem...

Dialog jest boski!
Jako historia z babcią... niezła.
Intrygująca

Come on baby, take a chance with us.
Come on baby take a chance with us.
And meet me on the back of the Blue Bus,
Doin' a blue rock.
Come on baby take a chance with us.
And meet me on the back of the Blue Bus,
Doin' a blue rock.