Czym jest miłość?
Co z tymi uczuciami?
Zakładam ten temat, bo nie znalazłam żadnego innego odpowiedniego. A zakładam, bo zaczęłam sie zastnawiać nad uczuciamim, a konkretnie nad tymi pomiędzy kobieta a mężczyzną.
Sprawa jest taka: w życiu pewnej dziewczyny pojawia się 'książę z bajki' , przystojny, uroczy, cudowny, czarujący. Pojawia się to znaczy zdzwoni i umawia się na randkę. Ona coś tam o nim wie, chociaż nigdy wcześniej nie rozmawiali, ale podoba jej się, więc zgadza się i idą na randkę. Jest cudownie, on twierdzi, że jest zakochany od pierwszego wejrzenia, że ma poważne zamiary i że to ona jest tą jedyną. On jest od niej trochę starszy, ale to dla nich bez różnicy. Mija czas, piękny pan dzwoni do niej, potwierdza swe uczucia, a ona ulega jego urokowi i zakochuje się. Jednak wszystko to dzieje się w bardzo krótkim czasie, a oni się długo nie widzą, bo on pracuje w innym mieście.
Pewnego dnia spotykaja się i jest cudownie. Ale jeszcze nie zostają parą bo ona uważa, że dwa tygodnie znajomości na odległość to za mało. Ale on i tak zaprasza ją na kolację, którą sam zrobi, do pustego mieszkania. Ona nie przychodzi, co więcej nie dzwoni, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie. Nie poszła nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że a) bała się, że ona tam pójdzie, a jego tam nie będzie, b) pomyslała, że jeśli tam pójdzie to on weźmie ją za 'łatwą'. On obraża się baardzo i przestaje dzwonić. Ona rozumie swój błąd, rozumie, że zrobiła świństwo, więc przeprasza go i wyznaje swoje prawdziwe uczucia. On nie wierzy w nic i zrywa znajomość. Po kilku dniach wraca do swojej byłej dziewczyny.
I jeżeli ktoś dotrwał do końca to pytanie: czy on naprawdę ją kochaŁ? Pytam, bo wydaje mi się, że jeżeli ktoś kogoś kocha to i tak i tak będzie o tę osobę walczył. Facet wlczy o kobietę nawet jeżeli ona go wystawi. Przecież ta dziewczyna go nie zdradziła, nie zrobiła nic strasznego. I w dodatku przeprosiła. Gdyby mu zależało, no a mozna było to wnioskować z jego słów o tej wielkiej miłości...
I pytanie, które kieruję do wszystkich facetów: Czy gdybyście naprawdę kochali dziewczynę i naprawdę by Wam na niej zależało, to czy gdyby ona Was wystawiła to zrezygnowalibyście z niej? Nie próbowalibyście nawet dowiedzieć sie dlaczego to zrobiła? Tak po prostu szybciutko znaleźlibyście pocieszenie w ramionach kogoś innego?
Piszę to wszystko bo w sumie nie rozumiem tego człowieka z opowieści, a bardzo dobrze znam tę dziewczynę i wiem co ona przeżywa, bo obwinia się o zburzenie tego, co w sumie mogłoby być fajnym związkiem. A ja myślę, że on jej wcale nie kochał, że nic do niej czuł.
Co o tym myślicie?
Sprawa jest taka: w życiu pewnej dziewczyny pojawia się 'książę z bajki' , przystojny, uroczy, cudowny, czarujący. Pojawia się to znaczy zdzwoni i umawia się na randkę. Ona coś tam o nim wie, chociaż nigdy wcześniej nie rozmawiali, ale podoba jej się, więc zgadza się i idą na randkę. Jest cudownie, on twierdzi, że jest zakochany od pierwszego wejrzenia, że ma poważne zamiary i że to ona jest tą jedyną. On jest od niej trochę starszy, ale to dla nich bez różnicy. Mija czas, piękny pan dzwoni do niej, potwierdza swe uczucia, a ona ulega jego urokowi i zakochuje się. Jednak wszystko to dzieje się w bardzo krótkim czasie, a oni się długo nie widzą, bo on pracuje w innym mieście.
Pewnego dnia spotykaja się i jest cudownie. Ale jeszcze nie zostają parą bo ona uważa, że dwa tygodnie znajomości na odległość to za mało. Ale on i tak zaprasza ją na kolację, którą sam zrobi, do pustego mieszkania. Ona nie przychodzi, co więcej nie dzwoni, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie. Nie poszła nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że a) bała się, że ona tam pójdzie, a jego tam nie będzie, b) pomyslała, że jeśli tam pójdzie to on weźmie ją za 'łatwą'. On obraża się baardzo i przestaje dzwonić. Ona rozumie swój błąd, rozumie, że zrobiła świństwo, więc przeprasza go i wyznaje swoje prawdziwe uczucia. On nie wierzy w nic i zrywa znajomość. Po kilku dniach wraca do swojej byłej dziewczyny.
I jeżeli ktoś dotrwał do końca to pytanie: czy on naprawdę ją kochaŁ? Pytam, bo wydaje mi się, że jeżeli ktoś kogoś kocha to i tak i tak będzie o tę osobę walczył. Facet wlczy o kobietę nawet jeżeli ona go wystawi. Przecież ta dziewczyna go nie zdradziła, nie zrobiła nic strasznego. I w dodatku przeprosiła. Gdyby mu zależało, no a mozna było to wnioskować z jego słów o tej wielkiej miłości...
I pytanie, które kieruję do wszystkich facetów: Czy gdybyście naprawdę kochali dziewczynę i naprawdę by Wam na niej zależało, to czy gdyby ona Was wystawiła to zrezygnowalibyście z niej? Nie próbowalibyście nawet dowiedzieć sie dlaczego to zrobiła? Tak po prostu szybciutko znaleźlibyście pocieszenie w ramionach kogoś innego?
Piszę to wszystko bo w sumie nie rozumiem tego człowieka z opowieści, a bardzo dobrze znam tę dziewczynę i wiem co ona przeżywa, bo obwinia się o zburzenie tego, co w sumie mogłoby być fajnym związkiem. A ja myślę, że on jej wcale nie kochał, że nic do niej czuł.
Co o tym myślicie?

Moim zdaniem mówienie o miłości, jako o czymś co się przeżyło w wieku lar 18, 20, 25 to jedno wielkie nieporozumienie.
Może jestem przestarzałym romantykiem, albo może mi się tylko tak wydaje, ale miłość to coś do czego dąży człowiek przez całe życie. Jest to właściwie jeden z kilku głównych powodów istnienia. Chodzi tu głównie o uczucie do osoby, która z początku była zupełnie obca. Nie mówimy tutaj o miłości do matki syna czy babci.
Ludzie czasem rozstają się po kilkunastu latach, stwierdzając, że to nie tego w życiu szukają. Nazywanie uczucia łączącego dwoje 60 letnich ludzi, którzy przeżyli ze sobą większość życia, byli na dobre i na złe, wychowali dzieci, nazywanie tego tym samym określeniem, co spotykających się dwoje młodych zauroczonych to jednak gruba przesada.
Oczywiście można zarzucić czepialstwo, a słowo miłość uznać za skrót myślowy, ale dodawanie "naprawdę" "prawdziwa" to już jednak pod skrót nie podchodzi.
Co do zachowania dziewczyny....
Miała swoją szansę, żeby pokazać się jako atrakcyjna interesująca osoba. Tymczasem zachowała się jak niedorosła gówniara. Rozumiem, że bała się przyjść, ale można odwołać. Co do
Może jestem przestarzałym romantykiem, albo może mi się tylko tak wydaje, ale miłość to coś do czego dąży człowiek przez całe życie. Jest to właściwie jeden z kilku głównych powodów istnienia. Chodzi tu głównie o uczucie do osoby, która z początku była zupełnie obca. Nie mówimy tutaj o miłości do matki syna czy babci.
Ludzie czasem rozstają się po kilkunastu latach, stwierdzając, że to nie tego w życiu szukają. Nazywanie uczucia łączącego dwoje 60 letnich ludzi, którzy przeżyli ze sobą większość życia, byli na dobre i na złe, wychowali dzieci, nazywanie tego tym samym określeniem, co spotykających się dwoje młodych zauroczonych to jednak gruba przesada.
Oczywiście można zarzucić czepialstwo, a słowo miłość uznać za skrót myślowy, ale dodawanie "naprawdę" "prawdziwa" to już jednak pod skrót nie podchodzi.
Co do zachowania dziewczyny....
Miała swoją szansę, żeby pokazać się jako atrakcyjna interesująca osoba. Tymczasem zachowała się jak niedorosła gówniara. Rozumiem, że bała się przyjść, ale można odwołać. Co do
Mogę powiedzieć tylko tyle, że ja bym tak nie pomyślał.pomyslała, że jeśli tam pójdzie to on weźmie ją za 'łatwą'.
Powinna zadzwonić i poinformować go dlaczego nie przyjdzie, a tak on czekał nie wiadomo jak długo na nią a tu nic...zero jakiejkolwiek wiadomości od niej.
zgadzam sie w 100%Archi pisze:Ludzie czasem rozstają się po kilkunastu latach, stwierdzając, że to nie tego w życiu szukają. Nazywanie uczucia łączącego dwoje 60 letnich ludzi, którzy przeżyli ze sobą większość życia, byli na dobre i na złe, wychowali dzieci, nazywanie tego tym samym określeniem, co spotykających się dwoje młodych zauroczonych to jednak gruba przesada.
wiesz co ja obstawiam opcje bardziej wyrachowana...
skoro oni sie znali na odleglosc widzieli sie pare razy, on byl od niej starszy...pytanie o ile??? to tez jest troche istotne....i na 2 czy 3 randke nie zaprasza sie dziewczyny do siebie do domu jesli nie ma sie planow wiadomych, nie ma w tym nic zlego, jesli obie strony chca tego samego.
tu dziewczyna widac wyczula cos nosem, przestraszyla sie i tyle....powinna odwolac jak cywilizowany czlowiek...ale skoro bala sie go na tyle zeby nawet do niego zadzwonic, to gdzie tu jakie uczucie jak ZAUFANIA nie bylo zadnego.
nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem, koles szybko znalazl pocieszenie, a ona powinna przestac rozpamietywac.
skoro oni sie znali na odleglosc widzieli sie pare razy, on byl od niej starszy...pytanie o ile??? to tez jest troche istotne....i na 2 czy 3 randke nie zaprasza sie dziewczyny do siebie do domu jesli nie ma sie planow wiadomych, nie ma w tym nic zlego, jesli obie strony chca tego samego.
tu dziewczyna widac wyczula cos nosem, przestraszyla sie i tyle....powinna odwolac jak cywilizowany czlowiek...ale skoro bala sie go na tyle zeby nawet do niego zadzwonic, to gdzie tu jakie uczucie jak ZAUFANIA nie bylo zadnego.
nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem, koles szybko znalazl pocieszenie, a ona powinna przestac rozpamietywac.
'the road's gonna end on me.'
Zakladam ze masz na mysli zwiazek dwojga mlodych ludzi ktorzy jakis czas juz sa ze soba no i nie do konca mogę sie zgodzic bo porownujesz dwa rozne rodzaje milosci ale jednak wciaz milosc. Milosc sklada sie intymnosci, namietnosci i zaangazowania, a jaki rodzaj milosci to bedzie to juz zalezy od proporcji tych trzech skladowych. O dziwo istnieje cos takiego jak tzw milosc pusta, co brzmi jak oksymoron,wtedy tylko dwa skladniki- bez zaangazowania.Archi pisze:Nazywanie uczucia łączącego dwoje 60 letnich ludzi, którzy przeżyli ze sobą większość życia, byli na dobre i na złe, wychowali dzieci, nazywanie tego tym samym określeniem, co spotykających się dwoje młodych zauroczonych to jednak gruba przesada.
Wszystko wokol sie zmienia, my sie zmieniamy i milosc tez przechodzi fazy. Nazywasz zwiazek z 60latkow prawdziwym, ale zawroc uwage ze wiekszosc chetnie cofnelaby sie w czasie by poczuc tą wg nich 'prawdziwa' milosc jak byli mlodzi:) Ja nie potrafie powiedziec co to jest milosc prawdziwa lub nie, ale to w moim przypadku inna historia, w kazdym razie wg mnie dodawanie slowa "prawdziwa" do slowa 'milosc' jest niezrecznym naduzyciem.
Dwa razy sie widzieli. Ona o nim ciągle mysli. Nie maja kontaktu dwa tygodnie bo ON PRACUJE i ON nie ma czasu i kiedy juz nadarza sie okazja na spotkanie on zaprasza ja na wieczor. To jest pozna pora. Jej program powinien byc wart dla niego lepszego czasu antenowego, nie sądzisz?Aguska pisze:Ale on i tak zaprasza ją na kolację, którą sam zrobi, do pustego mieszkania
Mysle ze ona tak dużo o nim i o tym spotkaniu myslala ze az z tego wszystkiego nie poszla. Najbardziej w zyciu zaluje sie niewykorzystanych szans i mysle ze ona tak to blędnie postrzega. Są mezczyzni ktorza potrafią zjesc jeża dla swojej kobiety a on tylko te swoją marną 'kolacyjke' chciał jej zaserwować niestety..
Zgadzam się z Toba Smooth_b.Smooth_b pisze: Są mezczyzni ktorza potrafią zjesc jeża dla swojej kobiety a on tylko te swoją marną 'kolacyjke' chciał jej zaserwować niestety..
A co do miłości w ogóle, to myślę, że można jednak mówić o takim uczuciu łączącym młodych ludzi (ok. 20stki) Wg mnie taka miłość jest najbardziej szalona i naprawdę niezwykła, chociaż oczywiście, nie zawsze prowadzi przed ołtarz. Nie jest więc może czystą formą MIŁOŚCI jako takiej czyli tej wiecznej, ale tego nie możemy na pewno.
Co do miłości w małżeństwach z dłuższym starzem, to takich ludzi łączy już chyba coś więcej niż miłość- to służba współmałżonkowi, całkowite oddanie i bezwarunkowe poświęcenie do końca.

zebym tylko nie doswiadczyla tego na wlasnej skorze brzmi strasznie ;)Aguska pisze:to służba współmałżonkowi, całkowite oddanie i bezwarunkowe poświęcenie do końca.
ja mam prostsza i krotsza definicje milosci.
milosc wychodzi z przyjazni i na przyjazni sie konczy. i to wlasnie przyjazn jest spoiwem i budulcem zwiazku, nie namietnosc i nie pasja bo to przechodzi z czasem.
'the road's gonna end on me.'
Wielki błąd z Jej strony że nie powiadomiła Go że nie przyjdzie.Aguska pisze:I pytanie, które kieruję do wszystkich facetów: Czy gdybyście naprawdę kochali dziewczynę i naprawdę by Wam na niej zależało, to czy gdyby ona Was wystawiła to zrezygnowalibyście z niej? Nie próbowalibyście nawet dowiedzieć sie dlaczego to zrobiła? Tak po prostu szybciutko znaleźlibyście pocieszenie w ramionach kogoś innego?
Jakie On miał wtedy zamiary? Faceci to wytrawni gracze, ale też mają dusze i serducho więc mogł się obrazić...
Ale także po jej późniejszych wyjaśnieniach, powinien zrozumieć jej zachowanie i obawy i przebaczyć... dać drugą szansę. Teraz nasuwa się pytanie... jak w między czasie układały się stosunki z jego byłą? Tego nie wiem... Jednak na mój chłopsko-facetowy rozum po wzięciu wszystkich za i przeciw myślę że gość zapraszając Ją do pustego mieszkania na kolację myślał o jednym... The Girl Is Mine!, Oh Yeah She's Mine! Takie jest moje zdanie, bo owszem można się obrazić ale wracając za chwilkę do swej poprzedniej laski sam obnażył się i pokazał o co mu chodziło... Amen
Na mój babski rozum to właśnie tak było. I dlatego smutne to, ale cóż.Mandey pisze:Jednak na mój chłopsko-facetowy rozum po wzięciu wszystkich za i przeciw myślę że gość zapraszając Ją do pustego mieszkania na kolację myślał o jednym... The Girl Is Mine!, Oh Yeah She's Mine! Takie jest moje zdanie, bo owszem można się obrazić ale wracając za chwilkę do swej poprzedniej laski sam obnażył się i pokazał o co mu chodziło... Amen

Smooth_b pisze:Milosc sklada sie intymnosci, namietnosci i zaangazowania, a jaki rodzaj milosci to bedzie to juz zalezy od proporcji tych trzech skladowych.
Też czytałem taką czerwoną książkę z sześcianem na okładce
"Psychologia miłości"
Szczerze mówiąc bardzo współczuję ludziom którzy zaczęli myśleć w taki sposób jak tam napisano. Mniej drastyczne wydaje mi się stwierdzenie, że miłość to chemia.
- Erna Shorter
- Posty: 1246
- Rejestracja: pt, 05 sty 2007, 16:32
- Lokalizacja: Miasteczko Halloween,TranSylv(i)ania, dom Vincenta Malloy'a
Niektórzy faceci potrafią być bardzo płytcy i sprowadzać swoje potrzeby tylko do jednego... Nie twierdzę,że wszyscy tacy są,aczkolwiek zdarzają się takie elementy.
W tym przypadku facet był zwykłym (cytując moją kumpelę) "MUTANCKIM ŚCIERWEM"! Zmutowanym "facetem", który zachowuje sie jak zwierzę.
Zadajmy sobie pytanie:
Czym różni się człowiek od zwierzęcia?
odpowiedź:
Tym,że człowiek może decydować.
Zwierzę potrafi załatwiać swoje potrzeby (różnego rodzaju, mniejsza o szczegóły) byle gdzie, nawet na ulicy i człowiek, który nie potrafi sobie odmawiać niektórych rzeczy, nie potrafi podejmować decyzji i dąży jedynie do tego,żeby zaspokoić swoje,czasem chore"widzimisię", jest nikim innym jak zwierzem. Tyczy się to zarówno facetów jak i dziewczyn.
Ten facet okazał się napalonym zwierzakiem, którego nie obchodziło z kim i gdzie, ważne,żeby zaspokoić swoja potrzebę. Kierował się własnymi, zwierzęcymi/pseudo ludzkimi instynktami.
Nie warto tracić czasu dla takiego frajera.
Jan Paweł II mówił,że "Miłość to odpowiedzialność.", z tym, że wyżej przedstawiona sytuację nie można było nazwać miłością:
po pierwsze zbyt krótko to trwało
po drugie zbyt szybko się działo
po trzecie, to co zrobił woła o pomstę do nieba!!!
Jak już pisałam "miłość to odpowiedzialność" ,ale robienie komuś nadziei i zabawa uczuciami jeszcze większa,bo często może doprowadzić do tragicznych skutków.
W tym przypadku facet był zwykłym (cytując moją kumpelę) "MUTANCKIM ŚCIERWEM"! Zmutowanym "facetem", który zachowuje sie jak zwierzę.
Zadajmy sobie pytanie:
Czym różni się człowiek od zwierzęcia?
odpowiedź:
Tym,że człowiek może decydować.
Zwierzę potrafi załatwiać swoje potrzeby (różnego rodzaju, mniejsza o szczegóły) byle gdzie, nawet na ulicy i człowiek, który nie potrafi sobie odmawiać niektórych rzeczy, nie potrafi podejmować decyzji i dąży jedynie do tego,żeby zaspokoić swoje,czasem chore"widzimisię", jest nikim innym jak zwierzem. Tyczy się to zarówno facetów jak i dziewczyn.
Ten facet okazał się napalonym zwierzakiem, którego nie obchodziło z kim i gdzie, ważne,żeby zaspokoić swoja potrzebę. Kierował się własnymi, zwierzęcymi/pseudo ludzkimi instynktami.
Nie warto tracić czasu dla takiego frajera.
Jan Paweł II mówił,że "Miłość to odpowiedzialność.", z tym, że wyżej przedstawiona sytuację nie można było nazwać miłością:
po pierwsze zbyt krótko to trwało
po drugie zbyt szybko się działo
po trzecie, to co zrobił woła o pomstę do nieba!!!
Jak już pisałam "miłość to odpowiedzialność" ,ale robienie komuś nadziei i zabawa uczuciami jeszcze większa,bo często może doprowadzić do tragicznych skutków.
Ostatnio zmieniony ndz, 13 kwie 2008, 14:14 przez Erna Shorter, łącznie zmieniany 1 raz.
Dokładnie. Erna, świetnie to ujęłaś.Erna Shorter pisze:
po pierwsze zbyt krótko to trwało
po drugie zbyt szybko się działo
po trzecie, to co zrobił woła o pomstę do nieba!!!
Jak już pisałam "miłość to odpowiedzialność" ,ale robienie komuś nadziei i zabawa uczuciami jeszcze większa,bo często może doprowadzić do tragicznych skutków.

Dziś przeczytałam w dodatku do " Głosu wielkopolskiego" wypowiedzi przedszkolaków o miłości. Jedna z nich mnie oczarowała i postanowiłam ją tutaj umieścić. " Kiedy ktoś ciebie kocha, w inny sposób wymawia twoje imię. A ty wiesz, że twoje imię jest w jego ustach bezpieczne"
How does it feel
When you're alone
And you're cold inside?
When you're alone
And you're cold inside?