Koncerty

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Posłuchaj ...fiu fiu. Jaka tam muzyka jest! Mmmm.
Ciekawi mnie edycja DVD tego albumu. Na fan.pl można kupić niemal w cenie samego albumu - warto obejrzeć czy wystarczy tylko posłuchać? Choć mam dziwne przeczucie, że Janerka byle czego by nie wydawał...

Obrazek

Przychodząc na darmowe koncerty, nie spodziewam się z reguły muzycznych fajerwerków. Przypadkowa publiczność, wśród której nie brakuje przemiłych, krótko ostrzyżonych ludzi, którzy wypili na oko ze dwa piwo za dużo. Muzyka disco - polo (a jakże!) pomiędzy supportami a gwiazdą główną. Impreza z dość banalnego powodu jak pożegnanie lata. Nie mówiąc już o jakże chętnie wymienianych sponsorach imprezy. Mój wczorajszy faworyt - browary warszawskie 'Królewskie' - producent napojów dla całej rodziny. Urocze w swojej wymowie. Ale uroczo kojarzy się też Pruszków, na którym wczoraj odbył się plenerowy koncert...

Nie wiem, co się dzieje z Eweliną Flintą. Wygrała pierwszego Idola, dzięki śpiewaniu utworów wyłącznie cudzych. Co kolejne jej płyty, tym bardziej człowiek się zastanawiał, dlaczego to ona zaszła tam tak daleko. Własny repertuar jest jakiś miałki, ni popowy, ni rockowy. A wczoraj... swoje piosenki ograniczyła niemal wyłącznie do przebojów. Pozostały repertuar, jak w polsatowskim programie, wypełniły covery - było więc i Imagine Johna Lennona, i Everybody needs somebody The Blues Brothers. Cóż, też tak można. Szkoda, bo dziewczyna potencjał jednak ma...

Po Kulcie wiele się nie spodziewałem, usłyszawszy że zespół Kazika przykłada się wyłącznie do płatnych koncertów. Może dlatego, że to był mój pierwszy występ tego zespołu, może dlatego że ja Kultu słucham sporadycznie... ale przed ponad dwie i pół godziny występu, co jak na imprezę o charakterze festynno-rodzinnym jest dla mnie czasem dość zaskakującym, nie zauważyłem aby ktokolwiek z zespołu wczoraj się nie przyłożył. Jak to ja... mogę sobie ponarzekać, że przebojów było tak wiele (co było do przewidzenia, gdy na już na samym początku zabrzmiał... Baranek), że ja nie znający specjalnie zespołu, znałem większość utworów. Ale zabawa - naprawdę pierwsza klasa. Jakość, nie jakoś było, parafrazując Budynia. :]

Dzisiaj Myslovitz - chyba ostatni występ w Warszawie przed planowaną koncertową przerwą. Myślami to już jednak jestem z jutrzejszym heyowym unplugged...
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Film jest ok. Niby przypadkowe ujęcia, w tle cała płyta. Niewiele na nim Janerki, choć czasem przemyka. Na upartego można słuchać fiu fiu... z płyty wizyjnej, polecałbym jednak wpierw CD.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Idolem zostałeś, w idola się obrócisz... też prawda. :> To ja już poluję na płytę fiu fiu Janerki.
kaem pisze:The Police, prawie być może na pewno choć nie wiem, przyjedzie do Polski.
Tutaj ciekawe informacje znalazłem. Obawiam się tylko, że ceny biletów na Madonnę w Polsce przekraczałaby możliwości finansowe większości zainteresowanych. A The Police chętnie bym również usłyszał. Do dziś żałuję, że nie byłem w Warszawie na darmowym koncercie Stinga sprzed dwóch lat.

A Myslovitz bardzo fajne jest. Ale jeszcze fajniej jest siedzieć w ciepłym pokoju, gdy na zewnątrz pada solidny deszcz. Za to mam nadzieję, że uda mi się we wtorek lub środę skleić ładną relację z dzisiejszego koncertu Heya...

Swoją drogą, Nosowska podała najnowsze daty koncertów w ramach trasy promującej UniSexBlues - Warszawa tylko i aż raz. Koncertów rzeczywiście wiele miało nie być, wszystko więc się zgadza Jeżeli prawdą są obietnice, zapowiedzi, że Kaśka z koncertu na koncert będzie coraz lepsza, to może i lepiej, że ten stołeczny jest tym ostatnim.
Awatar użytkownika
Spearmint
Posty: 351
Rejestracja: pt, 16 lut 2007, 20:45
Lokalizacja: Pfff...

Post autor: Spearmint »

"Wiecie,kiedy trwały próby,poszłam się wraz ze znajomą do takiej ślicznej kawiarenki,tutaj na Waszym zamojskim rynku.Rozmawiałyśmy sobie,przy kawie,a tu w pewnym momencie wpada jakaś zapłakana kobieta,która twierdziła,że wraz z Markiem Grechutą siedziała w szkolnej ławce.Że była jego dobrą przyjaciółką."Wie pani,jak mnie tu,w gardle,ściska kiedy widzę,że ktoś inny śpiewa piosenki mojego Mareczka..."-powiedziała.Rzeczywiście,my wszyscy się tak czujemy.Ale,proszę Państwa...Ci artyści,którzy na tej scenie występują,nie strają się w najmniejszym stopniu naśladować p.Grechuty.Wszyscy wiemy,że już nigdy takiej niezwykłej osobowości nie będzie..."
(mniej więcej) Te słowa wypowiedziała Magda Umer,jako prowadząca drugiego dnia I Zamojskiego Festiwalu Kultury im.Marka Grechuty.
Pierwszy dzień owego festiwalu miał charakter jazzujący i,nie powiem,podobało mi się. ;-) Grał quintet Wojciecha Majewskiego,śpiewała Dorota Miśkiewicz...
A wyglądało to mniej więcej tak:
Obrazek
Obrazek
Marek Bałata, Janusz Szrom, Dorota Miśkiewicz
Drugiego dnia było jeszcze lepiej(aczkolwiek podobał mi się bardziej pierwszy dzień.Nawet mimo deszczu.Ot,dodatkowa atrakcja. :])
Tym razem największe przeboje M.Grechuty śpiewali:Jacek Borkowski,zespół Vox+zespół Oni,Hanna Banaszak,Ewa Bem(jej wersja "W dzikie wino zaplątani" była niesamowita) oraz Stanisław Soyka.
Obrazek
Ech,chciałabym,żeby w Zamościu organizowano częściej takie imprezy...
A 23 pażdziernika-koncert Fisha w lubelskim klubie "Grafitti".Bilety już kupione... :dance:
"I ona , to sztuka
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Obrazek

Parę dni przed koncertem przeczytałem w Teraz rocku, że przygotowania zespołu Hey do MTV Unplugged przypominały pracę nad albumem z zupełnie nowym materiałem... Nie wierzyłem. Zauważyłem nawet, że ostatnio rzadko kiedy - nawet pośród rozentuzjazmowanego tłumu - potrafię ten entuzjazm również podzielać. Przecież sama Nosowska - w napięciu wyczekiwana przez mnie od premiery ostatniej solowej płyty - na Off Festiwalu wzbudzała we mnie na początku nawet dość mieszane uczucia. A tutaj po raz pierwszy od dawna przeżyłem takie uniesienie. Na takie niespodzianki, niespodziewane aranżacje czy duety, gotowy nie byłem. Przez ostatnie lata zespół wplatał w koncerty zagrane akustycznie Ho czy Ja sowa... i co się okazuje? Że utwory te w dotychczasowych koncertowych aranżacjach - przecież ładne! - w porównaniu do tego, co pokazał Hey, są... po prostu mizerne. W paru momentach człowiek siedział nawet wpatrzony w scenę, by po kilku chwilach odkryć, że dość nienaturalnie musi wyglądać z tak długo otwartymi ustami. Przyjemne uczucie.

Pierwsze zaskoczenie - wraz z wejściem do warszawskiego teatru Roma, gdzie odbył się występ, poczęstowano nas... czerwonym, wytrawnym winem. Rozdano pamiątkowe bilety. Z fanami nagrano także fragmenty tworzonego making of. Kolejne zdziwienie - usadzono nas na samej - dość ciekawie zresztą przygotowanej - scenie, parę kroków od zespołu. Dźwięk pozostawiał w tym miejscu oczywiście wiele do życzenia, jednak coś za coś. Przecież nikt się nie spodziewał możliwości tak bliskiego obcowania z zespołem podczas tego specjalnego koncertu. Z kolei gdy muzycy pojawili się już na scenie, zdziwiła mnie ilość dodatkowych instrumentalistów - trąbki, puzon, akordeon, smyczki, nawet lira korbowa - a na klawiszach nie kto inny, jak... Marcin Macuk. Ale to w końcu on, między innymi, zakładał Hey.

Obrazek

I właściwie kto by się spodziewał, że dojdzie do takiego flirtu z zespołem Pogodno. W ostatnich latach najpierw Kaśka współpracowała z Macukiem nad swoim UniSexBlues, w międzyczasie nagrała z Budyniem przyjemną Piosenkę dla Franka, potem obaj szczecińscy muzycy wspomogli wokalistkę na Off Festiwalu... Byli też w Romie. Kaśka dzięki nim z cichej, przestraszonej wokalistki zmienia się naprawdę nie do poznania... Ona dzisiaj mało co nie zaczęła tańczyć, jak na teledysku Tfu! A przezabawne aranżacje niektórych utworów - ot, chociażby Zazdrość w wersji... latynoskiej czy inny, jeszcze bardziej oklepany Teksański przerobiony na pieśń bliższą rytmom hawajskim i country (a właściwie... rzeczywiście teksańskim ;-) )? Założę się że Macuk musiał w tym nieźle maczać palce... Z kolei duet z Budyniem w piosence Iggy'ego Popa, Candy? Rewelacja.

Największa niespodzianka, moim - ale chyba nie tylko - zdaniem, to duet z... Agnieszką Chylińską w Angelene PJ Harvey. Szczególnie, że przez ostatnie dni sporo głowiłem się, kiedy nasza najbardziej skandaliczna wokalistka w końcu powróci do muzycznego show-businessu. W życiu nie spodziewałbym się, że te dwie, jedne z czołowych polskich wokalistek, darzą się aż tak wielkim szacunkiem czy nawet - co można było zaobserwować chociażby przedstawieniem Agnieszki przez Kaśkę - swoistą nicią przyjaźni. A jeżeli dodać, że to te dwie wokalistki darzę w Polsce największym szacunkiem... Co za interpretacja, co za wykonanie!

Obrazek

A ponieważ telewizja, jak wiadomo, kłamie - po koncercie nie zabrakło też dogrywek niektórych utworów. Jak ktoś będzie oglądać płytę DVD albo relację w MTV, to niech się dobrze przyjrzy zawartości szklanki madame Nosowskiej, a odkryje że raz tajemniczego napoju jest więcej, raz mniej. Albo zerknie na ubiór gitarzystów. Podczas powtórek usłyszeliśmy też najciekawsze dialogi. Tak już zupełnie na luźno, o tym jak Kaśka nienawidzi udawać śpiewać niby po raz pierwszy, chociaż z Budyniem mogłaby nagrywać i parę razy. Albo jak jak rok temu na potrzeby telewizyjnego koncertu T.Love musiała nagrywać Jazdę pięć razy, a publiczność za każdym razem musiała udawać, że widzi ją po raz pierwszy. Albo jak Macuk uwielbia takie niepowtarzalne chwile... Pewnie część tego zostanie przesunięta do tego zapowiadanego making of. Za to zespół mógł dwa razy otrzymać owacje na stojąco i tyleż samo razy posłuchać sto lat. Piosenki tej nigdy oczywiście nie dość. Kolejne - już po pierwszym utworze, Fate, usłyszał Paweł Krawczyk, gitarzysta Heya... i oczywiście życiowy partner Nosowskiej. Koncert zbiegł się z jego urodzinami.

A mankamenty, co by tak nie było za słodko, z achami i ochami? Utworów z płyt po Sic! było o wiele więcej niż tych z okresu przed odejściem Banacha. Zrozumiałe może bardziej, gdy ten koncert oglądał wyłącznie z widowni. Przyznam jednak swoją drogą, że po tym, co usłyszałem, mój mankament blednie... no i szkoda swoją drogą, że Banach - tak jak na ostatnim Jarocinie - nie zagrał na scenie chociaż gościnnie. Również aranżacja Ho, piosenki muzycznie kojarzącej mi się jakże ciepło, jakaś taka jakby niepotrzebnie 'napięta', chłodna, w paru momentach jakby kojarząca się z najnowszą aranżacją solowego Jeśli wiesz co chcę powiedzieć. Pewnie więcej wad się znajdzie, gdy w końcu w okolicach grudnia będzie się analizować płytę - ale po co aktualnie narzekać... skoro nie ma aż takich podstaw.

Obrazek

Tracklista dla zainteresowanych:

1. Fate
2. A ty?
3. Moogie
4. Byłabym
5. Dreams
6. Missy Seepy
7. Ho
8. W imieniu dam
9. Angelene (z Agnieszką Chylińską)
10. Sic!
11. Mru mru
12. Luli lali
13. Candy (z Budyniem)
14. Mimo wszystko
15. To tu
16. Cudzoziemka w raju kobiet
17. Zazdrość
18. Teksański
Ostatnio zmieniony wt, 11 wrz 2007, 18:29 przez Pank, łącznie zmieniany 5 razy.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Gratuluję wrażeń i dzięki za TAKĄ relację. Czuć w niej entuzjazm. Miałem poodobnie na koncercie Anny Marii w Trójce, kiedy była nas garstka i siedzieliśmy w kółku na scenie, wokoło muzyków, po turecku.

Jak fajnie, że zaśpiewały Angelene. Na pewno obejrzę!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Gratuluję Spearmint obecności na festiwalu Grechuty - sam bardzo chciałem tam być. I Pankowi uczestniczenia w tak rzadkim i na pewno niezwykłym wydarzeniu [mi będzie musiała płyta wystarczyć!].

A ja... Na początek usprawiedliwienie - powinienem już w tym temacie napisać bardzo dawno temu, ale tak wyszło, że nie miałem za dużego dostępu do komputera itp., więc dopiero teraz ,z dużym opóźnieniem. Parę ciekawszych koncertów, na których ostatnio byłem.

Grzegorz Turnau

Byłem bardzo ciekaw tego koncertu. Po bilety biegłem zaraz po ogłoszeniu, nie chciałem przepuścić okazji. Może Opera Leśna [w Sopocie rzecz się działa] nie była z początku całkowicie zapełniona, to z pewnością się dobrze czuła. Tak jak ja. Repertuar trochę turnauowski, trochę grechutowski. Była Bracka, Naprawdę nie dzieje się nic, 11:11, Znów wędrujemy, były i Dni, których nie znamy, czy Motorek. I zespół sobie Grzegorz T. wybrał naprawdę interesujący. Podobało się. Bardzo. Za to mniej podobała mi się...

Piwnica Pod Baranami.

Mój ulubiony kabaret – jeżeli można to wziąć w taki ranking. Uwielbiam Piwnicę, całkowicie. Ich koncert wtedy, tam – nie tak bardzo. Spodziewałem się zupełnie innego repertuaru, innych emocji. Repertuar był niezbyt ambitny, koncert dało się podzielić na dwie części: występy i część kabaretowa. Z całości podobał mi się najbardziej początek, którym były dwa stare i jak najbardziej wspaniałe utwory Piwnicy [Przychodzimy, odchodzimy oraz Niebieska Patelnia]. Do części muzycznej nie mam większych zarzutów, w końcu był i Wójcicki, i Raj, czy Obłoński. Całkowicie natomiast powinno zabraknąć części kabaretowej. Humor niezbyt wyszukany, polityczny. Myślałem, że się czegoś innego można spodziewać po tym koncercie. I jestem przekonany... mam nadzieję, że to dlatego, że na koncert przyszła troszkę inna publiczność, niż ta, która zwykła przychodzić na regularne recitale Piwnicy. Koniecznie muszę iść na następny!

Soyka Sextet

W moim ulubionym Pod Pretekstem . Ale na dziedzińcu, więc nastrój już nie ten. Udany, oczywiście, ale nie tak wspaniały jak ostatnio. Repertuar troszkę gorszy – ale nie o to chodzi [to tylko drobne wyjątki]. Chodzi o brak werwy, ikry i nieciekawe nagłośnienie. ! Koncert rozpoczął tradycyjnie: Popołudniowe miasto – Plotki – Niech całują cię moje oczy. Następnie Cud niepamięci oczywiście z podziałem na głosy publiczności, jednak utwór wypadł dość blado. Brak było werwy – a także koncertowa wersja [tak jak we wszystkich utworach znacznie się różniąca] nie jest wg mnie dobrą. Dalszy repertuar to (w miarę chronologicznie): Są na tym świecie rzecz, w ramach „Ogrodu Poetów”: Nim przyjdzie wiosna, Koniugacje, jeden z Sonetów w języku włoskim, Sonet 66 [po polsku], jeden z Sonetów w języku angielskim oraz Allegro ma non troppo. Nowym – dla publiczności – utworem znalezionym poprzez ‘inwentaryzację’ była piosenka Twoja droga z gatunku tych nie wykonywanych na koncertach. Później zabrzmiały dźwięki Absolutnie nic, Życie to krótki sen, Memento Vitae, najwspanialszy moment koncertu – ‘odnalezione’ ostatnio Pay Attention w niezwykłej oprawie muzycznej Sextetu, Musimy jako zapowiedź nowej piosenki, Czas nas uczy pogody i zapowiedź muzyków jako wstęp do Tolerancji zamykającej koncert. Na bis – coś, czego się absolutnie nie spodziewałem – Strumień z Tryptyku Rzymskiego, jednak zupełnie pozbawiony swojego magicznego charakteru, bo wykonany tylko z klawiszami. Niestety, ale wypadł znacznie słabiej od wersji albumowej. Drugim bisem była piękna piosenka Francois Villon.

Obrazek

i jeszcze raz ...

Soyka Sextet
.

Nie opisuję tu kilkuktornych koncertów tych samych wykonawców, ale tu zrobię wyjątek, bo i krótszy był ten koncert. I trochę inny. Lepszy. Tak, mimo, że zagrał tylko Po co ja to wszystko piszę, Życie to krótki sen, Tango Memento Vitae, Cud niepamięci, Absolutnie Nic, Czas nas uczy pogody, Tolerancję i – bis – Czułość do słów Miłosza, to zagrał to niesamowicie! Och, żeby każdy artysta choć do jednego swojego utworu wkładał tyle emocji i zaangażowania, co Staszek S. tego wieczoru!

To było by chyba wszystko jeżeli chodzi o najciekawsze koncerty. Uwaga - nie opisałem tu żadnego z koncertów Maryli Rodowicz, których zaliczyłem tego lata całkiem sporo, ponieważ uznałem, że nie ma sensu kilkukrotne pisanie mniej więcej tego samego [choć oczywiście każdy koncert wnosi wiele nowych doznań]. Z całą odpowiedzialnością daję krótką recenzję zbiorową: jak zwykle fantastycznie!

PS. Mogę też polecić występ Mietka Szcześniaka. Nigdy nie szalałem za tym artystą, wydawał mi sie mimo wszystko zbyt mało wyrazisty. Ale daje dobry koncert, na przemian - lirycznie [niekiedy niestety ckliwie] i tanecznie. Polecam doświadczyć, jeżeli ktoś się waha z oceną.
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Zupełnie przypadkowo zapomniałem zdać relacji z koncertu Roda Stewarta.

Wspaniały koncert w ramach trasy Greatest Hits Tour. Potężna dawka emocji. Pierwotnie miał się odbyć dnia 24 lipca, ale z powodu żałoby narodowej przesunięty został z wtorku na czwartek – 26 lipca. Show zaczął się bardzo ekscytująco. Pokazano na gigantycznym telebimie krótki filmik będący parodią filmu „Godfather” – „Rodfather” o życiu i karierze Roda. W czasie emitowania mini-filmu fantastyczny zespół Roda [trzy murzyńskie chórzystki, dwoje perkusistów, dwóch gitarzystów oraz m.in. skrzypaczka, czy saksofonistka] ustawił się już na scenie. Nagle na telebimie ukazał się Rod wychodzący nie wiadomo skąd – i kopiący do tłumu piłkę. Na początku myślałem, że to fragment innego koncertu Roda Stewarta, ale piłka ‘uprzytomniła’ mnie – przecież na koncercie w Polsce miał wykopać ich ponad 40! Jednak nie widziałem nigdzie Roda – nic dziwnego, wyłonił się nagle z wybiegu! W rytm ostrzejszych, ale tanecznych gitarowych zagrywek wbiegł na scenę. Rozpoznałem od razu „Tonight I’m Yours” w fantastycznej wersji. Pierwsze trzy utwory stanowiły mocne wejście – niezwykle energetyczny ‘otwieracz’ poprzedzał przebój „Some Guys Have All The Luck”, po nim zaś „Sweet Little Rock’n’roller”.
Koncert był wyśmienity i pełen wrażeń – np. pokaz slajdów i urywków filmów podczas jednego z najpiękniejszych momentów koncertu – „Rhythm Of My Heart”. Również zespół Roda miał okazję się wykazać, tak jak smakowite i długie popisy perkusistów w „Downtown Train”, gitarzystów w końcowej części koncertu, saksofonistki w niesamowitej wersji „Baby Jane”. Koncert był naprawdę porządny; właściwie nie mogę użyć takiego słowa: Rod w szczytowej formie, zespół nie mniej, repertuar bardzo przebojowy a zarazem ciekawy dla znających troszkę bardziej twórczość Roda [niesamowite; niemal wszystkie spodziewane się przeze mnie piosenki były! Nie zabrakło też niespodzianek.]. Oby takich koncertów było więcej!

Obrazek

Jeżeli ktoś jest zainteresowany, set-lista:


1. Tonight I'm Yours
2. Some Guys Have All The Luck
3. Sweet Little Rock'n'roller
4. It's A Heartache
5. Reason To Believe
6. This Old Heart Of Mine
7. Dirty Old Town
8. Father To Son
9. Downtown Train [z fantastycznymi długimi solówkami perkusistów]
10. It Takes Two
11. Hot Legs
12. First Cut Is The Deepest
13. Maggie May
14. I Don't Want To Talk About It
15. Have I Told You Lately
16. You're In My Heart
17. Tonight's The Night
18. Young Turks
19. Da Ya Think I'm Sexy
20. Sailing
21. Baby Jane

bisy:

22. [nie rozpoznałem]
23. Rhythm Of My Heart



A z nieco świeższych rzeczy - koncert Roberta Kasprzyckiego w ostatni poniedziałek.

Obrazek


W moim ulubionym Pod Pretekstem, atmosfera bardzo duszna - czy, jak kto woli, kameralna. Zespół koncertowy Kasprzyckiego stanowią dwie osoby: on w roli wokalisty, gitarzysty i osobowości - i Tomasz Hernik w roli multiinstrumentalisty. Nie mogłem się doczekać tego koncertu - mój pierwszy - i muszę przyznać, że się czegoś innego spodziewałem. Oczekiwałem, że cały występ będzie taki, jaka w rzeczywistości była jego pierwsza połowa: liryczny i fantastyczny. Czyli ponure [ja bym je jednak nazwał bardzo pięknymi] piosenki z ostatniej płyty - Światopodgląd - wykonane w świetnych aranżacjach i interpretacjach Roberta Kasprzyckiego, który jest przecież świetnym wokalistą. A druga połowa udowodniła, że jest niekwestionowanym mistrzem - wirtuozem! - gitary. Cześć druga miała być radosna, a była show. Bo inaczej tego nie można nazwać. świetny kontakt z publicznością, anegdoty itp. itd. - to wypełniało czas. No i do tego piosenki o mocniejszym zacięciu. Dobra rzeczy ten Kasprzycki. Naprawdę.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Zawsze, jak byłem na koncertach różnych, nie tylko Anny Marii Jopek, dziwiłem się ludziom spóźniającym się na koncert. Przecież to taka celebracja, że żyje się tym cały dzień. W niedzielę... sam się spóźniłem. Niewiele, bo jakieś pół minuty, ale zawsze. Niechęć do pojechania na koncert w pojedynkę i wspomnienia związane z Dąbrową Górniczą zrobiły swoje. Czujesz dotkliwie swoją samotność, jak Kogoś tu już nie ma, a każde miejsce wokół ma swoją historię.
Ale wracając do tematu. Było już ciemno i Ania zaczęła śpiewać Spróbój mówić kocham. Bileterka poleciła siadać gdzie bądź, ale podbiegłem pod scenę i przykucłem na schodach. Trochę jak w domu; swojsko- pomyslałem.

Koncert był niezwykły. Płyta id nabrała barw, dzięki przestrzeni dla instrumentalistów. Album wreszcie stał mi się bliski. Tradycyjnie na koncercie Ani muzycy towarzyszący to sztuka sama w sobie. Jakby każdego z osobna tylko słuchać, to już by było interesujące. I to też na koncertach AMJ jest najlepsze. Widzieć, jak oni ze sobą rozmawiają poprzez pianino, gitarę, kontrabas, perkusję. To naprawdę brzmi jak dialog.

Obrazek

Wokal Dhafera Youssefa- nowego gościa na trasie, był pełen bólu, lamentu, co adekwatnie układało się w układankę ostatnich miesięcy. I tu dla mnie zagadka. W głosie ból, a człowiek cały czas niemalże uśmiechał się promiennie. Nie rozumiem. Ania była u Jego stóp- może dlatego. Dosłownie. Niepospolity widok.
Ania też po raz pierwszy na koncercie przysiadła do pianina. Fortepian zna od podszewki, bo studiowała, ale jakoś nieśmiała byla dotychczas w tym względzie.
Po raz 1 też Anię widziałem z 2 mikrofonami, gdzie jeden inaczej podbijał ton wokalu.

W drugiej części koncertu AMJ dopisywał humor. Dobrze Ją tak znów widzieć.
Do zobaczenia we Wrocławiu na powtórce z rozrywki. Będzie się działo, bo dołączy Richard Bona. No i Kasia Nosowska dzień wcześniej.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Obrazek

21 października. To był szczególny wieczór. Pamiętam jak album Upojenie przez pewien okres towarzyszył mi w ważnych zmianach w życiu i później zaczęło mi się z tym kojarzyć. Z przełomami. Pamiętam taki widok, jak wracam z gór po jakimś szkoleniu, w dużym smutku i nadziei; jak mijały mnie samochody ze znanymi mi ludźmi, a ja potrzebowałem wtedy samotności i szedłem sobie ze słuchawkami z Anną Marią Jopek i Patem Methenym na uszach.
W niedzielę było podobnie. Przez 2/3 koncertu byłem zupełnie gdzie indziej, a równocześnie i tam, w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. Przeżywałem w sobie stary, znany mi lęk, który nieoczekiwanie przyszedł wraz z pojawieniem się muzyki. I czułem, jak faluje- nasila się i słabnie na przemian. Wraz z muzyką. I jak dotychczas go z siebie wyrzucałem przy takich okazjach, natrętnie powtarzając przecież to nie czas i miejsce, teraz pozwoliłem mu sobie współbyć. Czy może być lepsze towarzystwo, od muzyki, która jest mi bliska od 9 lat?

Obrazek

Ten koncert był pełen napięcia nie tylko z introwertycznego punktu widzenia. Ania i zespół czuli, że to szczególny wieczór, z powodu Richarda Bona. Mam nieodparte wrażenie, że Ania konsekwentnie chce propagować Polskę na świecie, a znalazła na to sposób- zaszczepiać słowiańskość wśród tuzów światowego jazzu i muzyki etno. Że Polska ma swój klimat- choćby muzyczny. Niepowtarzalny, bo taki jest tylko tu i nigdzie indziej. To, co ona kocha. Nie bez powodu myślę pojawił się Henryk Miśkiewicz, niedawny stały saksofonista AMJ. Jakby Ania chciała pokazać Zobaczcie, jakich tu mamy muzyków. By za tym poszło coś, co dla nas jest już prawie truizmem- Polacy to świetni muzycy. Nie tylko utalentowani, ale też rzetelni i pracowici.
Podoba mi się też ten szacunek, jaki AMJ ma dla swoich gości. Nie narzuca im swojej muzyki. Najpierw to ona ich wysłuchuje. To oni wpierw grają czy śpiewają swoje utwory. Sami. Później ona dołącza i śpiewa z nimi ich rzeczy. Dopiero na koniec, w swojej skromności, zaprasza ich do swojego repertuaru. Jak ja cenię Anię za tę pokorę połączoną z siłą- bo finał w jej repertuarze jest zawsze pełen pasji. Takich ludzi się szanuje. I to, myślę, zjednuje Ją innym.

Obrazek

Był jeden najszczególniejszy moment. Dwa serduszka cztery oczy z R. Bona, Mino Cinelu, Dhaferem Youssefem i H. Miśkiewiczem właśnie. To jak Polskie drogi czy Na całej połaci śnieg z Patem Metheny. Jakby Ania pokazywała, że kultury mogą się łączyć w jedno- bez agresji, w pełnym pokoju. I to wszystko odbywa się poprzez muzykę, bez nachalnej retoryki.
Czy nie każdemu z nas marzyło się, że nasz idol śpiewa w naszym pokoju? Ania też zaprasza idoli na swoje podwórko. Polskie podwórko.
Jestem pod wrażeniem.

Ale i tak wszystko sprowadza sie do jednego ;-) :

Obrazek
de-kol-tu



...a to nie wszystko. Dzień wcześniej z Anią i Jowitą byliśmy na Kasi Nosowskiej. Kobieta jak zwykle powala energią. Sobie tak stoi jak to Kaśka w miejscu, rączki zwija w piąstki, miętoląc falbanki od koszuli i wyrzuca z siebie takie dojrzałe teksty, że w pięty idzie.

Obrazek

Ta kobieta po prostu mądra wielce jest.

Byla też Kapela Ze Wsi Warszawa i Tam-Tam Projekt. Kapelę wreszcie mogłem posłuchać w pełnym komforcie. Brzmieli bardzo jak Dead Can Dance, tylko taki słowiańki. Jakby im dorobić odpowiednie szaty i mitologię rodem z legend z czasów Piasta, to by obrośli w kult. Pewnie wszystko przed nimi.

Obrazek

Dziewczyny, napiszecie coś?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

kaem pisze:Kobieta jak zwykle powala energią. Sobie tak stoi jak to Kaśka w miejscu, rączki zwija w piąstki, miętoląc falbanki od koszuli i wyrzuca z siebie takie dojrzałe teksty, że w pięty idzie.
Pamiętam, że na offowym występie poczułem lekki zawód. Na szczęście, trwało to tylko kilka pierwszych piosenek. Kaśka w wywiadach, niesamowicie dumna ze swojego UniSexBlues, wspominała coś o ciekawej trasie promującej, o dążeniu do koncertowego ideału, o wielkim składzie muzyków, niemalże gigantycznym show. Rzeczywistość - czterech bodaj instrumentalistów, a brzmienie - siłą rzeczy - o wiele surowsze niż na albumie. Aranżacje powalały jednak tak często na kolanach, że narzekać nie wypadało. To była zdecydowanie jedna z najjaśniejszych gwiazd sierpniowego wieczoru.

Całkiem miło mi się ułożyło z Kaśką - mogłem obserwować zarówno debiut jej solowej trasy koncertowej, jak i jej schyłek. Bo od wczoraj The UniSexBlues Show to już najprawdopodobniej historia. Ponieważ jest to ostatni koncert na naszej trasie... zagramy go jako t e n ostatni - parafrazując, tak Macuk zapowiedział początek występu w warszawskich Hybrydach. Porównałem z Offem - słychać naprawdę sporą różnicę. Chociażby dlatego, że muzyków jest już sześciu. Patrząc się na ich miny, zachowania, przedłużane w nieskończoność końcówki każdego utworu, dawno nie widziałem zespołu który by miał taką frajdę z grania. A oglądać tą jakby skupioną, z kompleksem wagi, przestraszoną Nosowską, która dzięki zespołowi Macuka rozpromieniała się od ucha do ucha, to czysta przyjemność.

Ktoś, kto posłuchałby dzisiejszego koncertu, stwierdziłby że Kaśka nagrała w tym roku całkiem rockowy album. Faktycznie, niemal każda kompozycja tego wieczoru zabrzmiała drapieżniej. Końcówka tytułowego utworu z najnowszej płyty - coś niesamowitego. Ciekawy byłem szczególnie utrzymanego w japońskich klimatach Metempsycho. Chyba nic, co egzotyczne w tym utworze - może poza tym dziennym głosem Kaśki - nie zostało uchowane. Dla mnie rewelacja. Gitarowo wypadło też utrzymane IMO całkiem blisko w stylu Gwen Stefani, My faith is stronger than the hills. Plus parę innych niespodzianek, w tym solówki w Makro czy cover Let's Dance Bowiego. Brakowało tylko Nerwów i wiktoriańskich lekarzy... I supportów. Taka sytuacja zdarzyło mi się to tylko raz, jak T.Love występował w ogródku Trójki. Szkoda. Miałem cichą nadzieję, że może Kapela pojawi się w tej mieście - wsi Warszawie.

Obrazek

Za tydzień premiera MTV Unplugged, 13 grudnia koncert Heya w ramach trasy 92-07, a zespół powoli przymierza się chyba do nagrywania kolejnej płyty. Jeszcze niejednego chyba zaskoczą.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Wczorajszy konert Myslovitz w Krakowie ma być jednym z ostatnich w najbliższym czasie. Zespół chciał chyba nasycić fanów z tego powodu i setlista koncertowa zawierała takie killery fanowskie jak Mickey, Szklany Człowiek czy Myszy i ludzie, a nie było aż tylu hitów oczywistych. Muzycy są młodzi jeszcze, ale jak wczoraj ich słuchałem, zdałem sobie sprawę, ile już mają za sobą. Mogą spokojnie wypełnić 2,5 godzinny koncert utworami, które mają siłę i potencjał, a wcale nie wykorzystują nawet połowy swojego dorobku.
Myslovitz to bez dwóch zdań już instytucja muzyczna w tym kraju.

Obrazek
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Wczorajszy koncert Myslovitz w Krakowie ma być jednym z ostatnich w najbliższym czasie.
Mam nadzieję, że bilety na ostatni w Warszawie i bodaj w ogóle w tym roku są jeszcze dostępne. Pewnie, gdyby nie ten magiczny epitet, niespecjalnie chciałoby mi się ruszyć z domu.

Nowa trasa koncertowa Heya rzeczywiście obfituje w fajne niespodzianki. W Bydgoszczy zagrali ponad trzydzieści utworów. W repertuarze parę rzadko wspominanych staroci, jak chociażby Eksperyment, Is it strange, Je-łe czy Gdy mnie sen zmorzy. Jest, rzecz jasna, parę nawiązań do niedawno wydanego MTV Unplugged - na czele z teksańskim Teksańskim i latynoską Zazdrością. Kaśka ma już nawet wkuty tekst tego ostatniego po hiszpańsku, ale dalej ma jakieś obawy co do zaprezentowania. Może się przemoże do trzynastego grudnia. A ponadto z zespołem gra na stałe klawiszowiec... szkoda, że nie Macuk. Nie mówiąc już o supporcie w postaci grupy Muchy. Podoba mi się ich utwór z płyty Offensywa 2.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Obrazek
Ktoś zamierza być tam stąd?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Spearmint
Posty: 351
Rejestracja: pt, 16 lut 2007, 20:45
Lokalizacja: Pfff...

Post autor: Spearmint »

kaem pisze:Ktoś zamierza być tam stąd?
Jeżeli pytał Pan o to kto zamierza pójść na ten koncert,to skromnie odpowiem,że np:taka ja.
A u mnie:niesamowita Anna Maria Jopek widziana niedawno,bo 18 października.Spora dawka Fish 'a kilka dni później.Jan Ptaszyn-Wróblewski i RGG na kameralnym koncercie z okazji 25 rocznicy istnienia jazz clubu Kosz.
Muzyki dużo,czasu za mało.Za mało,żeby ją opisać. :-/
"I ona , to sztuka
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."
ODPOWIEDZ