Tiru riru, a ten temat też odkopmy, a co.
Ostatnio próbowałam się zawziąć i przy okazji rozmowy z dermatologiem i kosmetyczką wydusić informację co warto stosować zamiast (czy też wraz) kosmetykami. Zwycięzcami edycji została cytryna (u kosmetyczki) i siemię lniane (u dermatologa). Jakoś nic strasznego z cerą mi się nie dzieje, ale jednak fajnie czasem zaczesać lwiego włosa i zainteresować się "woman in the mirror". Michael wszak kazał make change.
Cytrynę polecano, gdyż w lecie skóra produkuje więcej sebum, co odczuwamy dopiero jesienią. Peeling klasyczny nie jest dla każdego wskazany, czasem lepszy jest peeling kwasem, na którego samą nazwę się najeżam. Ale spreparowanie toniku z cytryny już źle nie brzmi. No, mi ani nie pomógł ani nie zaszkodził, ale też jedno czy kilku razowy eksperyment niewiele zdziała, poza poprawą nastroju:)
http://www.spa24.pl/cytryna-w-kosmetyce.html
Dermatolog zaś wysłał mnie po siemię lniane mielone, kupiłam w pierwszej lepszej aptece, które należy zalać ciepłą wodą i tym przemywać buzię. Eksperyment ponownie spełzł na panewce, gdyż ostatecznie siemię spożyłam.
Za to maseczka: drożdże rozpuszczone w wodzie + cytryna + siemię lniane przemieniły mnie w potwora błotnego, bo uznałam z zamachem, że na włosy też może być. Zero tu fantazji, i mi ta cytryna jakoś się nie komponuje, ale włosom się podobało. Ktoś ma jakieś fajne sprawdzone metody? MJowitek się bawi jedzeniem... Kosmetyczkom i dermatologom często nie wierzę, małą wiedzę mam w tej materii, czas chyba przywołać do tablicy eksperta. Zu?