triniti pisze:Rozumiem, ze szukasz informacji do swojej pracy
Raczej dyskusji na temat tego, co ostatnio przeczytałem, opinii; mam trochę wiedzy, obserwuję rzeczywistość, ten temat już od jakiegoś czasu. I w tym wszystkim brakuje mi głosu środka. Są krzykacze z jednej strony, z drugiej. A ja nie chcę krzyczeć! I większość nie krzyczy! Nie jestem osobą ani wierzącą, ani zanadto uduchowioną (choć o tym - później), mam wysoce posunięty krytycyzm w stosunku do instytucji Kościoła Katolickiego, dla niektórych być może już nawet na granicy antyklerykalizmu (Raczkowski mnie śmieszy, Raczkowski!).
Ale jeżeli to ktoś, kto wierzy - robi to świadome, w sposób przemyślany, potrafi wejść w dodatku w konstruktywną polemikę i za wszelką cenę nie będzie mnie oceniać, czegokolwiek narzucać - mam naprawdę duży szacunek. Ja też wolę tego nie robić. Empatyczne słuchanie, empatyczne rozumienie! Czyli coś, czego nas w szkole, od maleńkiego nie uczą. Ja się z wizją czarno-białego świata nie godzę!
To, co pisze tutaj większość można streścić do jednego: wybieramy to, co
nam pasuje, bo
nam z tym dobrze, tak sobie to tłumaczymy, bierzemy najlepsze dla
nas składniki i układamy idealne menu. I zawsze jest coś, do czego nie chcemy się przyznać:
konformizm i brak wiary z zwalczenie jego. W coś tam wierzę, chodzę na religię, do kościoła na pasterkę, chrzczę dzieciaki - bo inaczej zostanę wykluczony, dosięgnie mnie kara. Tak trzeba... i już. Nie dopuszczam do siebie myśli o alternatywie, że może być nawet inaczej; a tym bardziej nie mam siły do tej odmienności przekonywać innych. Wygodniej. A to tak pokutuje w nas, w naszym społeczeństwie, ten brak odwagi, ta bezmyślność, ten lęk przed innym, że czasem aż boli. I co gorsza, bywa że mnie to też się udziela, a co. Sam się potem karzę. :>
Moi przyjaciele, lat 22, raczej niewierzący, wpadli. Nie tak miało być, ale stało się - i dzieje, oj! Dziewczyna przechodzi, jak to w ciąży, hormonalne jazdy, oboje też postanowili od razu wziąć ślub. Jeżeli jest się już razem, to z różnych względów całkiem dobrze mieć też ten papierek. Ale jak rodzina usłyszała, że ślub cywilny, to gromy nad wigilijnym stołem się pojawiły, jak to, tak nie przed Bogiem (jak twoi rodzice, dziadkowie, ciocia Jadzia...), co to za życie. Matka przyszłej panny młodej poszła do księdza, załatwiła
de facto ślub, i to jak najszybciej, luty! Trzeba ukryć ten brzuch! Młodzi dali sobie spokój, ze strasznym niesmakiem. Szkoda czasu na walkę, sami są w szoku obrotem wydarzeń i wiele nie myślą pewnie, rodzice mają pieniądze, babcia się ucieszy, ciotka się wzruszy, ksiądz zarobi, będzie pięknie. Czyżby? Śmieją się, że przynajmniej będą ładne zdjęcia. I wódka będzie gorzka!
To wszystko dopada pewnie i najbardziej zaangażowanych w działalność instytucjonalną Kościoła. Pytanie: co ich motywuje?
Zagłębianie się w temat wiary, jak Kasię?
Zagubienie w coraz szybszym świecie - bo w kościele zaznają spokoju? A może towarzystwo, czysta potrzeba więzi z ludźmi o podobnych poglądach, bo tylko tam możemy być w pełni zrozumieni?
Obawa przed - czym? Karą boską? A może
antidotum na lęk przed śmiercią? Tak ciężko nam zaakceptować, że obrócimy się w ten popiół, nic po nas nie będzie, gnijące ciało, kości, może nagrobek i ta pamięć na kilkadziesiąt lat, może potomstwo. Wygodniej jest wierzyć, że po śmierci coś jest, nasz żywot nie jest aż tak marny - dzięki Bogu nasze życie nabiera więc sensu. I ludziom, którzy wzajemnie w tej wierze się wspierają.
Szczęśliwi, którzy uwierzyli.
triniti pisze:A jeżeli już się mieszczą, to jest to czasami rodzaj gwałtu na własnej psychice, co moze później kończyć się różnym stanami depresyjnymi (...) obserwowałam, jak bardzo poważnie to traktował…Musiałam zbierać go z ulicy, bo padał na kolana przed każdym napotkanym krzyżem..I zastanawiałam się wówczas, jak bardzo niedługo się rozczaruje..
Noemi pisze:ogromnym poczuciem wstydu
To są zagrożenia. Ja się tego boję, ja się tym przerażam, sam się mierzyłem w swoim życiu
z poczuciem wstydu. Z poczuciem, że moje życie się nie ułoży, że jestem - bardziej jako homoseksualista, mniej jako niepotrafiący uwierzyć - odmieńcem, z moim defektem będę się tłamsić w dziwnych schematach, a może da się uleczyć, da się okłamywać siebie, potem innych, jak żyć? Ale potem zrozumiałem, że - gdzie jest defekt właściwie?
Tak się nie da.
I dobrze, że to się zmienia. Że jest coraz większy pluralizm myśli w społeczeństwie polskim, naszym, z dużych miast przechodzi do coraz mniejszych rejonów...
Inna ciekawostka.
Luckmann dodaje że nawet i
ateista może być - na swój sposób - religijny (stąd spór o to, czym w ogóle może zajmować się socjologia religii, co pod nią może podpadać). Tylko
religijnością tego ateisty jest już to, co świeckie. Kult ciała, chociażby, jego rzeźba. Chcesz przeżyć katharsis, przebiegasz maraton, idziesz na koncert (w zeszłym roku boską istotę zobaczyłem prawie na
Low). Czy to dobre, czy nie, jakie to niesie ze sobą konsekwencje, tu już padają różne argumenty i ciężkie działa - znów - z prawej i lewej strony.
SuperFlyB. pisze:podejść z troszkę dziecięcą naiwnością do tego czego doświadczamy w kościele
Zgodzę się na szukanie prawdy w różnych miejscach.

Ale dziecięca naiwność to nie nieświadomość, to niedojrzałe, słabe? A człowiek nie winien być świadomy tego, kim jest, w co wierzy?
I jeszcze.
Konserwatyzm instytucji Kościoła pozwala na jeszcze jedno, może się mylę: jego trwałość, mimo wszystko. KK nie upadnie tak łatwo (i niech nie upada, a co, o czym bym pisał pracę!) Za to ile to już malutkich wspólnot znika (ile dajecie lat przytoczonemu tutaj parę miesięcy temu kościołowi Szymona Niemca?), znacznie szybciej niż ta wielka religia... bo się na ten indywidualizm pozwoliło. Inna sprawa, że Kościół znów taki nie-niezmienny, raczej z tymi zmianami w kropce. Powołań tylko mniej, w dwa lata (2007-2009) liczba bierzmowań spadła o ćwierć, w liceach w III klasie na zajęciach z religii bardziej pustki niż pełne klasy. W kraju Jana Pawła II takie belzebubstwo! Jak będzie w przyszłości, no jak?
give_in_to_me pisze:jest taki trend, że jest część młodych, z dużych miast, z dobrych kierunków studiów, z dobrą pracą i zaczynają na przełomie liceum i studiów poszukiwanie swojej tożsamości relegijnej, tylko w różnych miejscach kończą?
Czasem nawet wcześniej, ale to prawda. Dzięki za Twoje obserwacje, z tej perspektywy nie-katolika, ale chrześcijanina - który jest też obserwatorem tego, co na naszym polskich, rzymskokatolickim podwórku. Zerknę na to jeszcze później, już przed spotkaniem z księdzem i katechetką.
give_in_to_me pisze:Tak naprawdę wszędzie da się chyba znaleźć jakieś dziwne grupy.
To jest też całkiem cenna obserwacja. Każde zaangażowanie się, nawet i niereligijne, może rodzić różne... odchyły. Pewnie im większa grupa, tym
odchyłów więcej.
give_in_to_me pisze:A osoba wyznania innego niż katolickie się na coś przyda w Twoich badaniach?
Nie wiem czy w mojej pracy, ale Twój głos zawsze i wszędzie cenny, Katarzyno (i smyram mentalnie zawsze czule).
