Moje wrażenia...
Byłam na MJowisku drugi rok z rzędu. Każde ciut inne, troszkę zmian, ale ogół ten sam - świetna zabawa w gronie ludzie, którzy w pełni podzielają moją pasję. Nawet "zwerbowana" koleżanka, która nie jest fanką MJ, bardzo dobrze się bawiła.
Krakowska ekipa, przybyła do Łodzi już przed 14.00. Potem jedzonko, zakupy przyborów szkolnych dla dzieciaków i biegiem do kina. Od samego początku było inaczej niż rok temu. Wtedy przed kinem były tłumy, wczoraj...pustka na zewnątrz budynku. Troszkę dziwnie się poczułam. Po wejściu, już lepiej. Ale ilościowo bez porównania z tamtym rokiem. Choć może i dobrze. Nie chodzi przecież o pobijanie rekordu w ilości uczestniów. Było przynajmniej widać, że sezonowi fani się wykruszyli. Przyjechał ten, komu naprawdę zależało na muzyce MJ...nie od święta i wspólnej zabawie z innymi.
Mleczko i ciasteczka, urocze

.
Spodziewając się na samym początku filmu w kinie, bądź jakiegoś koncertu...zostałam zaskoczona, jak i pewnie wielu innych...jego brakiem. W zamian za to, na samym początku konkurs dla tancerzy. Parę rzeczy płatało figle, ale Kinga zgrabnie ubierała to w dowcip i wychodziło na plus.
Wszystkim, którzy odważyli się wyjść na scenę - gratuluję.
Może i nie wszyscy tańczyli na jednakowym poziomie, ale chcieli przynajmniej spóbować. A najłatwiej krytykować tym, którzy siedzieli w fotelach i sami nie mieli odwagi wyjść i zatańczyć.
Chodzi o zabawę i nie ma sensu się przecież przegadywać

. Byliśmy w Łodzi, dla nas...dla Michaela, a nie dla wyścigu kto lepszy. Dla mnie, najlepsza była 3 - Antek, Kuba i Wojtek. Aczkolwiek za tym, by wygrał Antek przemawiały 2 powody.
Choreo do SIM mnie rozwaliło...ruchy, wyczucie i pasja. Powaliło mnie już od samego wstępu. A poza tym, trzymałam za niego kciuki bo to chłopak z "mojej" - krakowskiej grupy. Taki lokalny patriotyzm

.
Bardzo się ucieszyłam, że wygrał. Bo słusznie mu się należało.
Szampan, tort i darcie gardła podczas "sto lat sto lat" mnie powaliło

.
Ogromny plus za to, że ponownie sala kinowa była otwarta całą noc, bo wielu właśnie w ten sposób spędzało czas...na oglądaniu koncertu i klipów. Bardzo fajne jest to, że każdy miał swobodę w tym, jak chce wykorzystać czas na MJowisku. Zero "przymusu", dowolność - gdzie chcesz być i co robić. Bardzo podobała mi się reakcja ludzi już na samym początku Heal the world i We are the world. Nikt nikomu nie musiał mówić co robić haha. To było takie oczywiste, że bierzemy się za ręce, z często zupełnie nieznanymi sobie osobami...i nie czuło się tej "obcości"

. Od razu poczucie bycia razem. Tak nam się to chyba spodobało, że nawet przy Speechless, kółeczko znowu poszło w ruch.
Nieistotne, że jechało się 6 godzin w brudnym pociagu, w 35 st. upale

. Nieważne, że nogi bolą...i inne części ciała - bo to oznacza, że zabawa się udała. Zdarte gardło to też nie problem, bo nie ma sensu się powstrzymywać przed śpiewaniem, dopingiem tancerzy...kiedy serducho tak podpowiada.
Ogromne dzięki dla
krakowskiej grupy. Dziewczyny + zwycięzca konkursu Antek, to straszni wariaci, ale jacy pozytywni
Podziękowania dla
Kingi.
Było dużo zawirowań, niepewności ze zgłoszeniami i wpłatami. W pewnym momencie MJowisko w ogóle stanęło pod znakiem zapytania. Jeśli cokolwiek było niewiadome do ostatnich dni, to rzecz jasna organizacja imprezy też była trudniejsza niż rok temu. Każdy przecież ma swoje życie prywatne, człowiek jest zajęty...a takie zorganizowanie masowej imprezy jest sporym przedsięwzięciem, zwłaszcza kiedy nie wszystko idzie jak po maśle.
Co z tego, że jedzenia nie było na tyle by się objeść - nie o to chodzi w MJowisku, to tylko dodatek. Na taką imprezę, jedzie się chyba pobawić a nie najeść. A z głodu nikt się nie przewracał.
Co z tego, że były jakieś tam techniczne problemy na sali. Jesteśmy tylko ludźmi a zabawa na parkiecie w gronie osób z tą samą pasją bez żadnych przeszkód, a to przecież najważniejsze.
My przyjeżdżamy się pobawić już na gotowe, a ona jeszcze to wszystko musi ogarnąć i zorganizować, byśmy mieli się gdzie i do czego bawić. Najłatwiej coś krytykować, nie biorąc kompletnie udziału w tworzeniu tego. Dlatego ja nie zamierzam.
Kinga nie ma przecież obowiązku robić zlotu. Robi to z dobrych chęci dla nas wszystkich i świetnie jej to wychodzi. A że ktoś tam coś popsioczy...czasem się zdarza, ale zdecydowana większość jest wdzięczna za istnienie MJowiska oraz jego atmosferę. Widać, że zależało jej na tym by dobrze zorganizować całą imprezę i aby ludzie się świetnie bawili. Nie zapomniała także o ciepłym geście z przywitaniem uczestników na początku imprezy i o ich późniejszym pożegnaniu. Przy tym wszystkim dobrze się bawiła, rozsiewając pozytywną energię wokół.
I dzięki tej właśnie osobie, dzięki jej pracy i chęciom; mamy okazję na wspólną zabawę z ludźmi, którzy czują to co my a także szanse na wspaniałe wspomnienia na całe życie. Doceńmy to i zwyczajnie bądźmy razem. Jesteśmy fanami takiego a nie innego artysty. A dla niego zawsze najważniejsze było to, by łączyć ludzi, nie dzielić.
Dziękujemy Kinga.
1958 - forever...