Little Julia. (Fan Fick)

Dział przeznaczony do prezentacji własnej twórczości: wierszy, rysunków i tym podobnych.
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

CD.
Miłego dnia życzę. ; )
I wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka . :P
_____________________________________________________________

Rano obudziłam się już z własnej woli. Spojrzałam na zegarek, była jakaś dziesiąta. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Zemszczę się na Jane! Pobiegłam do łazienki, nalałam do kubka wodę i wylałam go na jej twarz. Zobaczyć taką minę, jaką ona zrobiła wstając – bezcenne.
- Julia! Co to ma być?! Nie dasz człowiekowi pospać! – krzyknęła, ale wiedziałam, że tak naprawdę się nie gniewa.
- Jedno słowo – zemsta. – zaakcentowałam znacząco ostatnie słowo.
- Oż ty!
Myślałam, że zacznie mnie gonić, czy coś. Ta jednak spokojnie wstała i poszła do łazienki. Wróciła z kubkiem wody! Zamachnęła się i woda wylała się nie na mnie, lecz na jej łóżko. Rozczarowana, znowu poszła do łazienki, ale tym razem tylko po to, żeby się umyć. Na szczęście!
A ja postanowiłam zajrzeć do kompa. Włączyłam go, sprawdziłam pocztę, tylko jedna wiadomość mnie zaciekawiła, ta od Isabell.

„Cześć, słońce.
Na wstępie chcę Cię bardzo przeprosić. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zachowałam się jak skończony cham.
Słyszałam, że Michael Jackson był w waszym sierocińcu i jak, miły jest?
Odpisz, jak tylko przeczytasz.

Kocham Cię.
Isabell. ;* „

Odpiszę! A co!

"
Niezbyt dla mnie droga Isabell.
Wiedz, że ci nie wybaczam. Potraktowałaś mnie jak najgorszą szmatę. Dziękuję za taką przyjaciółkę.

Już Cię nie potrzebuję.
Julia. ;x

PS. Michael to wspaniały człowiek. Dlaczego mówiłaś mi o tych wszystkich bzdurach?! "

Szczerze mówiąc, to w ogóle nie przejęłam się jej e-mailem. Głupimi ludźmi nie warto się przejmować. Pamiętam jak mi kiedyś mówiła, że Michael się wybielał, albo, że miał 30 operacji! Jaka ona jest głupia!
Dziesięć minut później, z łazienki wyszła Jane. Wzięłam ubrania i poszłam wziąć prysznic. Rozczesałam włosy, wyprostowałam grzywkę, umyłam zęby i się ubrałam. Wyszłam i kogo zastałam? Jane z Jamsem! Matko, też sobie znalazła chłopaka!
- Siema! – przywitał mnie James.
- Yyy, hej. Co tam? – próbowałam zachować jak najnormalniejszy ton. Jednak za bardzo mi się to nie udało, bo cicho się zaśmiałam, ale chyba tego nie zauważył.
- Spoko. Idziemy dzisiaj z Jane do kina. Może chcesz się przyłączyć?
- Dzięki, ale nie. Jakoś nie mam ochoty.
- Jak tam chcesz.
„Ulotniłam się” do stołówki. Byłam strasznie głodna, miałam wielką ochotę na kanapkę z serem. Jak na życzenie, na stole leżały świeżutkie bułki, masło i ser.
Zjadłam śniadanie i wróciłam do pokoju. Idąc przez korytarz, usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się, jednak za mną nie widziałam nikogo. Szłam dalej, ale tym razem ten „ktoś” już mnie nie wołał, po prostu do mnie podszedł.
- Hej. – poznałabym ten głos wszędzie. Odwróciłam się.
- Michael? Co ty tutaj robisz?
- Mówiłem, że jeszcze was odwiedzę? No właśnie. Ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Heh. – zaśmiałam się. O czym się rozmawia z tak sławnymi osobami? Kurde! Julia, no powiedz coś!
- Co tam u ciebie?
- Właściwie to prawie nic się nie zmieniło od twojej ostatniej wizyty.
- Chciałem ci coś zaproponować. – zaczął.
- Taak? – zachęciłam go.
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Awatar użytkownika
Dama Kameliowa
Posty: 374
Rejestracja: pn, 24 sie 2009, 12:52

Post autor: Dama Kameliowa »

Dziękuję :P
Rozkręca się widzę. Niech zgadnę, wspólny występ? :)
Powiem tak z osobistej strony, że trochę tutaj brakuje...Dramatyzmu. Julia szybko się pozbierała. Z rodzicem alkoholikiem jest się bardziej związanym emocjonalnie, bo jego picie boli. A jeśli boli to znaczy, że się go kocha. I chce dla niego jak najlepiej. A Julia popłakała, pocięła się, trafiła do domu dziecka (a w domach dziecka nie ma tak kolorowo. Swoją drogą, na wolny komputer trzeba czekać tygodniami) i znowu jest happy.
Jednak jest ładnie napisane, optymistycznie i lekko. Fajnie się czyta.
Dodaję do listy (strasznie długiej swoją drogą, 2 tytuły) fun ficków do których czasem zaglądnę :)
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

Dama Kameliowa

Narzekasz na brak dramatyzmu?
Później będziesz mówiła, że aż za dużo go jest. :P
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

Chcecie, to macie. :P
______________________________________________________________

- Bardzo podobał mi się twój wczorajszy występ i chciałem zapytać, czy nie chciałabyś może na koniec koncertu zaśpiewać wraz ze mną „We Are The World”? – MATKO! Ja?
- Emm, nie wiem, co powiedzieć. Naprawdę ci się podobało?
- Tak. Oczywiście podobał mi się cały występ. Wszyscy byli świetni, ale ty przykułaś moją uwagę. Jesteś świetna! Naprawdę.
- Dziękuję.
- To co, chciałabyś zaśpiewać? Oczywiście nie mówię o tych najbliższych koncertach, tylko o tych, które odbędą się gdzieś za trzy miesiące.
- Bardzo bym chciała, ale to nie jest zależne ode mnie.
- Spokojnie, ja wszystko załatwię. – On jest cudowny!
- Dobrze.
Nie no, teraz to ja na pewno śnię. Mam zaśpiewać piosenkę z MICHAELEM JACKSONEM!
- To mam jeszcze jedną propozycję.
- Jaką? – Jeszcze coś? Jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie.
- Kino?
- Super.
- Na co chciałabyś iść?
- W sumie to obojętnie.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak Paris, Prince i Blanket pójdą z nami?
- Oczywiście, że nie.
Jestem bardzo ciekawa, czy Jane już wyszła. Przecież muszę się jej pochwalić.
- Michael, chodź ze mną. Muszę powiedzieć Jane.
- No jasne.
Poszliśmy w stronę mojego pokoju. Delikatnie zapukałam w drzwi. Zaraz potem usłyszałam „proszę”. Weszłam, a Michael został na korytarzu.
Jane siedziała sama na łóżku, widocznie James poszedł po coś do swojego pokoju. Nieważne.
- Hej. – przywitałam się.
- Cześć, co tam? Na pewno nie chcesz się wybrać do tego kina?
- Nie, ale dzięki. Muszę ci coś powiedzieć.
- Noo?
- Przed chwilą rozmawiałam z Michaelem i on zapytał, czy nie chciałabym z nim zaśpiewać „We Are The World” na koncercie!
- I co, zgodziłaś się?
- No!
- Em, fajnie. – Spodziewałam się troszkę innej reakcji, ale ok.
- Myślałam, że się choć troszkę ucieszysz z mojego szczęścia.
- Cieszę się. – Ona się cieszy? Jakoś tego nie widać.
- Ej, przecież widzę, że nie. Coś się stało?
- Bo wiesz, chodzi mi o to, że za niedługo się wyprowadzisz i ja znowu będę sama. Wiesz przecież, że mam tylko ciebie.
- Słonko, ale przecież będę cię jak najczęściej odwiedzać. Wiesz, że cię kocham.
- Wiem. Też cię kocham. – przytuliłyśmy się.
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

CD.
Dobra, będzie dłuższy, bo za chwilkę jadę do babci . ; )
______________________________________________________________


To będzie trudne, to całe rozstanie. Boję się. No, ale przecież nie mam czego? Jak Jane będzie bardzo tęskniła to wrócę, nawet gdybym miała zrezygnować ze spełnienia marzenia. Jane jest dla mnie ważniejsza. Ważniejsza, niż wszystko.
- Dobra, lecę. Idę z Michaelem do kina.
- Ok, bawcie się dobrze.
- Dzięki i nawzajem.
Wyszłam. Na ławeczce przed naszym pokojem siedział Michael. Chyba rozmawiał z kimś przez telefon.
- Tak...no mówię...kino ma być zamknięte...ok. – rozłączył się.
- Już.
- Zaraz przyjadą dzieciaki.
- Fajnie. Zawsze chciałam ich poznać. – No dobra, może nie zawsze, ale od paru tygodni tak.
Usłyszałam dźwięk telefonu, ale nie mojego. Jako, że na korytarzu nie ma nikogo innego oprócz mnie i Mike’a, to musiał być jego telefon. Wyjął maleńkie urządzenie z kieszeni i przystawił do ucha.
- Halo? ...Co?!...To niemożliwe!...Powiedz, że to nieprawda!...Zaraz tam będę!... – komórka wylądowała na podłodze.
- Coś się stało? – chyba zastrzeliłam go tym pytaniem. Na pewno coś się stało. Ludzie nie drą się bez powodu. Widziałam, że po policzku Michaela spływają łzy.
- Tak...moje dzieci miały wypadek! Są w szpitalu! – w jego oczach nie było już tej radości, była tylko rozpacz. Mogę go przytulić? Nie będzie mi miał tego za złe? Dobra, raz kozie śmierć.
- Wszystko będzie ok. Zobaczysz. – Po co ja to mówię? To i tak nic nie da.
- Mogłabyś ze mną pojechać do szpitala?
- Jasne. To chodźmy.
Pobiegliśmy w stronę wyjścia. Przed domem stała czarna limuzyna, bez nawet najmniejszego namysłu do niej wsiedliśmy. W szpitalu byliśmy już po dziesięciu minutach.
Papparazzi nawet w tej chwili musieli zrobić głupie zdjęcia. Jezu! To nie mogą być ludzie! To zwykli, nieczuli debile.
Paris, Prince i Blanket znajdują się w sali 310. Kiedy dotarliśmy do sali, Michael był jeszcze bardziej zrozpaczony. Wszedł do sali. Widziałam, że wyleciała z niego cała chęć do życia.
Nie usłyszałam niestety, co powiedział lekarz. Po jego minie stwierdziłam, że nie jest dobrze. Matko! Dlaczego akurat oni?
Momentalnie do oczu napłynęły mi łzy. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko okazało się koszmarem, koszmarem, z którego zaraz się obudzę...
Jednak w ciągu sekundy zaczęło robić się coraz gorzej. Nie wytrzymałam i wbiegłam do sali. Kiedy zobaczyłam tę twarz Michaela, musiałam go przytulić. Potrzebował wsparcia. Jednak nikt z jego rodziny nie mógł mu pomóc. Rodzina została w Stanach, a on był w zupełnie innej części świata.
Lekarz wyszedł. Kiedy po raz kolejny spojrzałam na te biedne dzieci. Nie bez powodu z moich oczu zaczęły płynąć łzy. To było straszne!
Nie znam tych dzieci, ale w głębi duszy wiem, że nic nie zawiniły. Dlaczego one? Boże! Dlaczego?!
Michael w ogóle się nie odzywał, siedział tylko na maleńkim krzesełku i najzwyczajniej w świecie płakał. Te dzieci są dla niego wszystkim! Dosłownie wszystkim, założę się, że gdyby miał wybierać pomiędzy swoimi dziećmi, a całym bogactwem, bez wahania wybrałby dzieci.
One nie mogą odejść, nie teraz!
Godziny mijały, a żadne z trójki się nie obudziło. Żadnego ruchu. Słyszałam tylko ich bardzo niemiarowe oddechy.

- Dziękuję, że ze mną przyjechałaś – odezwał się po bardzo długim czasie.
- Nie masz za co dziękować. – Naprawdę tak myślę.
- Boże! Nie wiem, co ja zrobię...jak coś...się im stanie – po policzkach spływały mu łzy.
- Michael, nawet tak nie myśl! Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? – próbowałam go pocieszać.
- A jak nie będzie? Wiem, że muszę być dobrej myśli, ale naprawdę się boję. One są dla mnie wszystkim!
- Będzie, zobaczysz!

Dochodziła dwudziesta trzecia godzina, a stan zdrowia aniołków się nie zmieniał. Aniołków, bo jak inaczej nazwać tak młode osoby?
Nagle na ekranie zauważyłam, że kreska, która powinna wyglądać jak góra, zrobiła się prosta. Michael od razu zawołał lekarza.
- Tracimy go! – krzyknął doktor.
- Godzina zgonu?! – zapytała jedna z pielęgniarek po nieudanej próbie ratowania chłopaka.
- 22:58.
- NIEEE! PRINCE! NIEEEEE! To nieprawda! On żyje! – Michael podbiegł do łóżka i próbował ocucić Prince’a. Jednak mu się nie udało. Prince nie żyje. W jednej sekundzie życie Mike’a zamieniło się w koszmar. Dlaczego to zdarzyło się właśnie Jemu? Dlaczego? Nie dość już w życiu wycierpiał?!
W tym momencie życie Michaela straciło sens. Naprawdę było mi Go żal. To jest taki dobry człowiek i do tego bez powodu stracił swojego ukochanego syna. Czasem zastanawiam się nad tym, po co żyjemy? No ok., żyłoby się nam dobrze, gdybyśmy wszyscy byli dla siebie uprzejmi. Ale tak nigdy nie będzie. Na świecie zawsze będą wstrętni ludzie i nie ma, co nawet myśleć o tym, że kiedyś się ich pozbędziemy, bo to tylko głupie gdybanie.
Cudem udało mi się namówić Mike’a na odpoczynek. Wrócił do swojego hotelu. Ja niestety musiałam wrócić do domu. Na pewno opiekunki byłyby złe, gdybym nie wróciła na noc. I tak są dla mnie bardzo dobre, normalnie nie możemy wracać aż tak późno.
Wsiadłam w autobus numer 7. Wiem, że dojeżdża on prosto pod dom dziecka. Kupiłam u kierowcy jeden ulgowy bilet i usiadłam na tylnym siedzeniu. Na kolejnym przystanku koło mnie usiadł jakiś chłopak. W sumie był całkiem ładny. Siadając, uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
- Hej. Nazywam się Josh. Jak ci na imię? – zaczął tajemniczy nieznajomy.
- Jestem Julia. Skądś cię kojarzę.
- Ja Ciebie też. Gdzie jedziesz?
- Emm, do domu właściwie. Wracam właśnie ze szpitala.
- Coś się stało?
- Tak, ale nie chcę o tym mówić. Pewnie niedługo przeczytasz o tym w gazecie.
- O co chodzi?
- Nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć. No dobra, niech stracę, syn Michaela Jacksona, Prince nie żyje.
- Byłaś w szpitalu z Michaelem Jacksonem?! Z tym pedofilem? I się nie bałaś?
- Nie rozumiem.
- Nie zgwałcił cię?
- Co?! Przesadziłeś! – wstałam i wysiadłam na najbliższym przystanku. Co za świnia! Jak można być aż tak głupim! Michael nigdy nikogo nie skrzywdził!
- Julia! Czekaj! – wybiegł za mną.
- Zostaw mnie w spokoju. Nienawidzę takich ludzi jak ty! Brzydzę się Tobą!
Wszystko potoczyło się tak szybko. Ten chłopak z całej siły uderzyl mnie pięścią w twarz. Czułam, że leci mi krew. Dużo krwi. Widziałam też, że ten cham ucieka w stronę kolejnego przystanku. Przyłożyłam dłoń do ust i powolnym krokiem szłam w stronę domu. Boję się powiedzieć, że jakiś koleś uderzył mnie po tam jak go wyzwałam. No dobra, po co mam kłamać? Nic mi to nie da. Tego chłopaka pewnie i tak już nigdy nie spotkam, mam taką nadzieję.
Dwadzieścia minut później stałam już przed wejściem do budynku. Idąc w stronę swojego pokoju zauważyłam coś nowego, mianowicie ktoś ponaklejał na ścianach w korytarzu postacie z bajek. Prześlicznie to wygląda. Znacznie lepiej niż zwykła ściana.
Z trudem poczłapałam do swojego pokoju. Byłam strasznie zmęczona. Weszłam, nie zapaliłam światła, nie chciałam budzić Jane. Na paluszkach udałam się do łazienki. Pierwsze, co zrobiłam to obmyłam twarz zwykłą wodą, a później utlenioną. Nie wyglądało to tak strasznie, ale bolało niemiłosiernie.
Następnie wzięłam prysznic, przebrałam się w pidżamę i padłam na łóżko. Komórkę położyłam sobie koło łóżka, na wypadek gdyby komuś zachciało się gadać w nocy.
Zamknęłam oczy i całkowicie odpłynęłam...
Awatar użytkownika
Michael-J-Forever
Posty: 127
Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 18:55
Lokalizacja: Myślami z Michaelem...

Post autor: Michael-J-Forever »

Jak mogłaś?! Nie! Ja sie tak nie bawie! On musi żyć! Musi, musi, musi!! Przesadziłaś ciut chyba :rocky:

Ogólne ładnie opsane, ale ta śmierć, i płaczący Michael, i Josh... Ah, szkoda słów... Dramatyczne popołudnie :surrender:
Awatar użytkownika
Doma327
Posty: 32
Rejestracja: śr, 12 maja 2010, 18:17
Lokalizacja: Giżycko

Post autor: Doma327 »

Aaaaaaaa... Prince ma nie żyć. Ja się tak nie bawię :glupi:
Trochę tak dziwnie, że Julia jest taka młoda w porównaniu do MJa i jego dzieci, nie dużo młodszych od niej.
A spoko. W życiu wszystko jest dziwne nenene
Obrazek
ODPOWIEDZ