Little Julia. (Fan Fick)

Dział przeznaczony do prezentacji własnej twórczości: wierszy, rysunków i tym podobnych.
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Little Julia. (Fan Fick)

Post autor: Nevermind »

Postanowiłam podzielić się z wami fickiem.
Jak nikogo nie zainteresuję, to usunę.

Fick jest już prawie skończony, dlatego raczej nie wprowadzę żadnych zmian.
Z komentarzy z innego fora wnioskuję, że nie jest aż tak beznadziejny.
Choć pierwsze kawałki nie zachęcają do przeczytania. ;

Akcja dzieje się w Anglii. No powiedzmy, bo moja głupota doprowadziła do tego, że wymyśliłam sobie, że Toruń będzie angielskim miastem.

Michael ma 51 lat. Właśnie przygotowuje się do koncertów w Londynie.
______________________________________________________________

Z mojego niezbyt twardego snu, zbudził mnie awanturujący się ojciec. Czyżby znowu przyjechała policja? Odkąd mama nie żyje, z dnia na dzień jestem coraz bardziej nieszczęśliwa. Sytuacja w moim domu jest beznadziejna. Co noc do naszego domu przyjeżdża policja, z powodu mojego ojca. Tego dnia nie było inaczej.
Nie mogłam tak leżeć i udawać, że śpię, naprawdę nie potrafiłam. ‘Wyskoczyłam’ z łóżka, na nogi włożyłam kapcie, narzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z pokoju.
- Wracaj do pokoju! – krzyknął tata.
- Co znowu? – zwróciłam się do policjanta.
- Wracał, oczywiście był pijany. Zatrzymała go policja, a on pobił jednego z funkcjonariuszy.
- Mam już tego dość. – powiedziałam niedosłyszalnym głosem.
- Słucham? – zapytał.
- Nie nic.
- To my już się będziemy zbierać. Twój tata pojedzie z nami.
- No jasne.
- Do widzenia.
- Dobranoc.
Przy wyjściu ojciec oczywiście coś do mnie krzyczał, lecz mówił to tak niewyraźnie i do tego tak bez sensu, że całkowicie to olałam. Kompletnie nie chciało mi się spać, ale musiałam zasnąć, bo jutro czeka mnie szkoła, której nienawidzę tak samo jak domu. Na zegarze widniała godzina druga w nocy. Zamknęłam drzwi i udałam się do pokoju. Zdjęłam kapcie i szlafrok i wróciłam do łóżka.
Moje sny były jeszcze gorsze, niż rzeczywistość, przede wszystkim dlatego, że były monotonne. Co noc śniła mi się moja śmierć. Raz umarłam w wypadku, raz zostałam zabita, a raz nawet sama skoczyłam pod pociąg.
Dzisiejszy nie był aż tak drastyczny. Umarłam po prostu na jakąś chorobę.
Rano obudził mnie dźwięk mojego budzika, a właściwie telefonu komórkowego. Dzwonkiem dla mojego budzika była piosenka Nutshell. Uwielbiałam ją. Wyciągała mnie nawet z najgorszych dołków.
Bardzo wolno wstałam z łóżka, udałam się do pokoju ojca. Policjanci zdążyli go przywieźć nawet mnie nie budząc.
Jak co dzień na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem. Następnie umyłam zęby, ubrałam się, uczesałam i wyprostowałam włosy. Szybko spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły, nałożyłam na siebie mundurek, założyłam buty, kurtkę i wyszłam. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół. Na dworze czekała na mnie Isabell – moja najlepsza przyjaciółka.
- Hej. – przywitała mnie bardzo ciepłym tonem.
- Cześć. – przytuliłam się do niej.
- Jak tam? Słyszałam, że znowu się awanturował. – powiedziała.
- No, ale wiesz, już się przyzwyczaiłam.
- Wiem, że nie chcesz o tym gadać. Chodźmy już.
- Isabell, ja chyba dzisiaj nie idę do szkoły.
- Możemy razem zrobić wagary, pojedziemy do miasta, jak chcesz.
- Świetnie. Bo wiesz, jakoś nie mam ochoty patrzeć na te ryje.
- Szczerze? Ja też.
Doszliśmy do przystanku. Nie musiałyśmy kupować biletów, bo miałyśmy miesięczne. Autobus przyjechał o 7:58. Wsiadłyśmy do niego. Droga do miasta była dość krótka. Po 20 minutach, zajechałyśmy na Plac Teatralny. Wysiadając, potknęłam się. Na szczęście Isabell w porę mnie złapała.
- Julia, uważaj! – zganiła mnie.
- Yyy...sorki. Wiesz, że często się przewracam. – powiedziałam, jakby w obronie.
- No dobra. To, co robimy?
- Nie wiem, co można robić po ósmej w mieście. Możemy iść do tego baru mlecznego, jak chcesz.
- Ok. Dawno tam nie byłyśmy.
Bar mleczny znajduje się pod arkadami, od placu teatralnego to dosłownie pięć kroków. Pod drodze zrobiłyśmy sobie jeszcze zdjęcie pod fontanną Flisaka i z Filusiem .
Nie było sensu robić sobie zdjęć pod pomnikiem Kopernika, więc go ominęłyśmy. Kiedy w końcu znalazłyśmy się w barze, był pusty, siedziały może cztery osoby, oczywiście nie licząc obsługi. Zajęłyśmy jeden ze stolików w kącie.
- Na co masz ochotę? – zapytała przyjaciółka.
- Nie wiem. Może...omlet.– odpowiedziałam.
- To ja chcę...pierogi.
- Czemu mnie to nie dziwi? – zaśmiałam się.
- Wiesz, że jestem wielką fanką tej potrawy. – zawtórowała mi.
- No tak, ty pójdziesz zamówić, czy ja mam iść?
- To ty idź. Ja byłam ostatnio. – powiedziała podając mi pieniądze.
- No dobra.
Kiedy doszłam do lady, wyciągnęłam z mojego plecaka portfel z pieniędzmi.
- Dzień dobry, co podać? – zapytała czarnowłosa kobieta w średnim wieku.
- Poproszę jeden omlet i...porcję ruskich pierogów.
- 15,80.
- Proszę. – podałam jej dwudziestozłotowy banknot.
- Dziękuję.
Odchodząc przypomniało mi się, że zapomniałam zamówić picia. Ponownie podeszłam do kasy.
- Yyy...zapomniałam o piciu. Dwie herbaty proszę.
- Oczywiście. Z cytryną?
- Jedną z cytryną, jedną bez.
- No to będzie 2,20.
- Dziękuję.
Wróciłam do stolika. Isabell akurat gadała z kimś przez komórkę. Wyłapywałam tylko jej odpowiedzi, więc zbytnio nie wiedziałam, o co chodzi.
- Co?...Przestań!...Że niby ja?...Pogadamy później...Nara! – krzyknęła i rzuciła telefonem, tak, że rozłożył się na trzy części.
- Kto to? – zapytałam.
- A jak myślisz? Chad!
- Czemu z nim po prostu nie zerwiesz?
- Nie wiem, ale coraz częściej nad tym myślę.
- Nie dziwię ci się
Po piętnastu minutach, na ladzie, przy kasie postawione były talerze z naszymi 'daniami'. Tym razem Isabell musiała po nie iść. Szła bardzo wolno i bardzo ostrożnie.
- Smacznego. – powiedziałam, kiedy już usiadła.
- Nawzajem.
- No to, co chcesz później robić? Może pójdziemy do kina, czy coś?
- Dobry pomysł. Może na Nostalgię Anioła? Czytałam opis i ten film musi być świetny!
- Ok. Tylko gdzieś dopiero za godzinę otwierają kino, więc możemy jeszcze po drodze iść do Empika.
- No jasne.
Nagle zadzwonił mój telefon. O tej porze? Spojrzałam na wyświetlacz...numer prywatny.
- Halo?- zapytałam.
- Julia Anderson?
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Z tej strony Shannon Jones, komendant miejscowej policji. Dzwonię, ponieważ muszę pani coś przekazać.
- Słucham?
- Pani tata ... nie żyje.
Telefon wypadł mi z dłoni. Nienawidziłam taty, ale też nie do tego stopnia, żebym pragnęła jego śmierci. Co teraz będzie? Co będzie ze mną? Przecież nie jestem jeszcze pełnoletnia! Oznacza to tylko jedno...dom dziecka. Isabell widząc, że jestem w szoku, od razu rzekła:
- Coś się stało. – nie było to pytanie, lecz stwierdzenie.
- Tak...Isabell...muszę wrócić do domu!
- Spokojnie, powiedz, co się stało...
- Mój ojciec...on...nie żyje. Przed chwilą dzwonił jeden z policjantów!
- Nie wiem, co powiedzieć. Chodźmy.
W trybie natychmiastowym pognałyśmy na przystanek autobusowy. Wybrałyśmy ten na Placu św. Katarzyny. Autobus przyjechał bardzo szybko. Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem, po prostu płakałam. Isabell próbowała mnie pocieszać i mówiła, że wszystko będzie dobrze, ale to tylko słowa. Nie będzie dobrze...nie mam rodziców! Będę musiała mieszkać w domu dziecka! Nienawidzę tego świata i chcę umrzeć!
Kiedy autobus zatrzymał się na przystanku, niedaleko mojego domu, było jeszcze gorzej. Czułam jeszcze większą rozpacz. Zaczęłam powtarzać sobie w myślach, że będzie dobrze, ale ja doskonale wiedziałam, że nie będzie, ani nie jest dobrze! Jest beznadziejnie!
Przed klatką mojego bloku stała karetka. Od razu podbiegłam do jednego z sanitariuszy.
- Co się stało?! – krzyknęłam.
- Zawał serca. Próbowaliśmy go ratować, ale się nie udało...
Gdy ratownik zakończył zdanie, pobiegłam do domu. Weszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i płakałam. Dużo płakałam. Isabell próbowała otworzyć drzwi, ale się nie udało. Groziła nawet, że je wyważy, ale to tylko groźby. Praktycznie nie umiałaby tego zrobić.
Położyłam się na łóżku i...zasnęłam...
Od paru dobrych lat dręczyły mnie koszmary, dzisiaj...było inaczej. Śnił mi się wielki dom, kwiaty, basen...wesołe miasteczko. Po prostu dom marzeń. Znajomy dom...
Ostatnio zmieniony wt, 25 maja 2010, 16:26 przez Nevermind, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Zosia-MJ
Posty: 775
Rejestracja: sob, 24 kwie 2010, 10:36

Post autor: Zosia-MJ »

Jezu jakie to piękne...
Awatar użytkownika
mariolka
Posty: 253
Rejestracja: ndz, 19 lip 2009, 18:39

Post autor: mariolka »

A mnie zachęciło. Sama kiedyś próbowałam tworzyć takie opowiadania ;-) Dlatego chętnie przeczytam Twoje. Końcówka jest jakby znajoma ;-)
Awatar użytkownika
aeval
Posty: 258
Rejestracja: pt, 24 lip 2009, 20:28
Lokalizacja: ...z Wielkopolski

Post autor: aeval »

Ciekawie się zaczęło. Więcej poprosim. :-)
Obrazek Obrazek
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

Fajnie, że się komuś spodobało. :)
CD.
_____________________________


Z tego cudownego snu obudziło mnie pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam starszą panią. Ubrana była w brązową spódnicę, czarny płaszcz, a na głowie miała moherowy beret.
- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? – zapytałam.
- Julia Anderson?
- Tak. Proszę niech pani wejdzie.
- Nazywam się Lisa Tucker i jestem właścicielką miejscowego domu dziecka. Przyszłam, ponieważ musimy uzgodnić twoją wyprowadzkę z tego domu.
- Co? Nigdzie nie idę! Wolę już mieszkać sama!
- Julia, nie możesz. Masz dopiero piętnaście lat! – podniosła lekko głos.
- Mogę! Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Mam dość! – krzyknęłam, wybiegając z dużego pokoju.
Całkowicie straciłam nad sobą panowanie. W tej chwili chciałam tylko umrzeć. Tata...nie był najlepszym człowiekiem, ale za nim tęsknię...strasznie. Najgorsze jest to, że nie mam już żadnej rodziny...jedynie ciotkę, ale ta też do najlepszych nie należy. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Z szafki wyjęłam lekarstwo na wszystkie cierpienia...żyletkę. Podciągnęłam rękaw mojej czarnej bluzki i wbiłam ostre ‘narzędzie’ w moją skórę. Czułam się tak, jakbym nie żyła w tym świecie...tylko w tym lepszym. Ręka trochę bolała, ale był to przyjemny ból. Z przedramienia delikatnie kapała krew. Ten widok sprawiał mi przyjemność. Byłam typową masochistką. Od śmierci mamy, żyletka stała się moją najlepszą przyjaciółką. Obiecałam sobie, że zerwę z tym, ale nie mogłam, nie mogłam i nie chciałam. Do drzwi zaczęła pukać ta wstrętna w moim mniemaniu kobieta. Czego ona ode mnie chce?
Żyletkę szybko wyrzuciłam do kosza na śmieci, rękę owinęłam ręcznikiem, a krew spłukałam wodą. Otworzyłam drzwi.
- Julia... – zaczęła, podchodząc do mnie.
- Taak? – powiedziałam. Maleńka łza spłynęła po moim policzku.
- Rozumiem twój ból, ale musisz też zrozumieć angielskie prawo. Praktycznie nie masz już żadnej rodziny. Nie ma kto się tobą opiekować. Musisz zamieszkać w domu dziecka.
- Emm, rozumiem.... i przepraszam za moje zachowanie. Po prostu tęsknię...za ojcem.
- Może potrzebujesz rozmowy z psychologiem?
- Chyba nie. Sama sobie poradzę.
- Dobrze...Chciałabym, żebyś zaczęła się już pakować. Jesteś w stanie?
- Tak, ale...czy mogłaby pani iść? Przepraszam, chcę zostać sama.
- No jasne. Jutro rano przyjadę. Do widzenia.
- Do widzenia.
Kiedy pani Lisa wyszła, poczułam się jeszcze gorzej. Znowu chciałam sprawić sobie ten przyjemny ból. Wyciągnęłam nową żyletkę z szafki i wbiłam ostry kwadracik w przedramię...nagle...upadłam, a oczy zaszły mi mgłą. Czyli tak wygląda śmierć? Spodziewałam się raczej czarnego tunelu, a na końcu białego światełka...cóż, to tylko wymysły ludzi...
***
Postanowiłam odwiedzić Julię. Ta śmierć sprawiła, że czuła się jeszcze gorzej.
Szybko wbiegłam na trzecie piętro jej bloku. Zapukałam delikatnie do drzwi. Po dwóch minutach zadzwoniłam dzwonkiem. Nadal nie otwierała...W końcu nie wytrzymałam i pociągnęłam za klamkę.
Moim oczom ukazał się najgorszy widok...Julia leżała na podłodze ze strasznie zakrwawioną ręką. Biegiem udałam się do niej, szybko sprawdziłam oddech...na szczęście oddychała. Następnie wyjęłam z kieszeni moich spodni telefon. Wystukałam numer pogotowia.
- Pogotowie ratunkowe, słucham? – usłyszałam kobiecy głos.
- Dzień dobry...moja koleżanka zraniła się w rękę i jest nieprzytomna... – mówiłam bardzo chaotycznie.
- Proszę powiedzieć dokładnie, co się stało.
- Ale ja nie wiem!
- Na jaki adres mamy wysłać karetkę?
- Baker Street 4.
- Dobrze, proszę próbować ją obudzić!
- Dziękuję. – rozłączyłam się, a telefon rzuciłam na podłogę.
Dopiero teraz zauważyłam, że koło niej leży zakrwawiona żyletka. Boże! Przecież obiecała mi, że już nigdy tego nie zrobi!
- Julia, Julia! - krzyczałam, uderzając ją delikatnie w policzek. – Julia! Obudź się! – Wyglądała jak trup.
Po jakichś pięciu minutach do pokoju weszło trzech sanitariuszy. Musieli wiedzieć, że nie jest dobrze, bo prawie od razu ją zabrali.
Nie mogłam tutaj zostać. Musiałam z nimi jechać. Musiałam!
Szpital znajdował się bardzo blisko. Jakieś pięć minut drogi. Byłam przerażona. Lekarze dopiero po jakiejś godzinie pozwolili mi się z nią zobaczyć. Nadal wyglądała okropnie...
***
Otworzyłam oczy...i od razu zasłoniłam je ręką. Ta sala była taka biała i taka...okropna. Mój mózg pracował strasznie wolno, bo dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w szpitalu. W miejscu, którego tak nienawidzę!
Nagle do ‘pokoju’ weszła Isabell. Pochyliła się nad moim łóżkiem i ucałowała mnie w policzek.
- Julia! – powiedziała z troską w głosie.
- Isabell. Czemu jestem...w szpitalu?
- To ty mi powiedz, co zrobiłaś! Obiecałaś, że nie będziesz się już cięła! Julia, czy ty nie rozumiesz, że to i tak nic nie daje?! – wykrzyczała mi te słowa prosto w twarz.
- Spokojnie. Tego nie da się ot tak rzucić! Ja tak nie potrafię, rozumiesz?! Jeżeli masz zamiar się tylko na mnie wydzierać, to lepiej wyjdź!
- Skoro sobie tego życzysz! – Wyszła.

Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Teraz...czułam się jeszcze gorzej. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a do tego w mojej głowie panował jeden wielki chaos. Próbowałam się obrócić, jednak spowodowało to jeszcze większy ból.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
- Dzień dobry – przywitałam ją bardzo ciepło.
- Dzień dobry. Jak się czujesz?
- Nawet nieźle. Tylko, ta ręka...strasznie mnie piecze.
- Przepraszam, ale niestety nie mogę nic na to poradzić.
- Rozumiem.
- Byłabym zapomniała, za parę minut Będziesz miała gościa.
- Jaa? – upewniłam się.
- Tak.
- Ymm, no dobrze.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to z boku łóżka jest taki guzik, naciśnij go.
- Ok., miłego dnia.
I znowu dźwięk zamykanych drzwi.
Postanowiłam nie czekać na tego ‘gościa’. Jak będzie to ktoś ważny to mnie obudzi. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w niebyt.
Mój sen był cudowny. Po raz kolejny śnił mi się ten przepiękny dom...
No i po raz kolejny ktoś mnie z tego snu wybudził. W drzwiach ujrzałam...
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

CD.
Spokojnie, Michael się pojawi, już niedługo. ; )
Dziękuję za komentarze, i proszę o coraz dłuższe, chcę wiedzieć, co wam się podoba, i co wam się nie podoba.
_______________________________________________________________


W drzwiach ujrzałam...starszego mężczyznę, w białym fartuchu, z jakąś tabliczką w ręku. To chyba ten ‘gość’. Gorszego dnia to już nie można mieć...
- Dzień dobry. – przywitał się.
- Yym, witam.
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem. Nazywam się Drake Parker i pracuję tu jako psycholog.
- Niech pan mnie zostawi! Nie potrzebuję psychologa! – krzyknęłam.
- Potrzebujesz, ale nawet o tym nie wiesz. Daj mi szansę.
- Przepraszam, ale ja tak nie umiem. Nie umiem rozmawiać o mojej sytuacji z kimś, kogo w ogóle nie znam.
- Rozumiem.
- No to dobrze.
- Więc do zobaczenia.
- Do widzenia.
Już po raz trzeci dziś ktoś mnie odwiedził, a po chwili wyszedł. Tylko, że ja naprawdę nie potrafię rozmawiać o tym wszystkim z kimś obcym. Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki. „Kto to do cholery?” – pomyślałam, a zaraz potem spojrzałam na wyświetlacz. Megan? Po co ona do mnie dzwoni?!
- Halo? – odebrałam.
- Cześć, Julia. Słyszałam o twoim tacie, strasznie mi przykro. To, co teraz będziesz mieszkała w domu dziecka. Haha. Pasujesz do nich. – Zabolało. Bardzo zabolało. Bez namysłu, rozłączyłam się, a telefon zrzuciłam na podłogę.
Byłam strasznie zmęczona tym wszystkim. Nie dosyć, że pokłóciłam się z najlepszą przyjaciółką, to jeszcze zadzwoniła ta szmata. Z całego serca jej nienawidziłam. Megan chodzi ze mną do klasy. Jest uważana za najpiękniejszą dziewczynę w szkole. Może i najpiękniejszą, ale na pewno nie najmądrzejszą. Pamiętam, że kiedyś, chyba w czwartej klasie musieliśmy się nauczyć hymnu. Szkoda tylko, że Megan nie wiedziała, co to hymn.
Kiedy już skończyłam o niej myśleć, zamknęłam oczy i po raz kolejny dziś odpłynęłam...

Tydzień później...

No w końcu! Dzisiaj wychodzę ze szpitala! Chociaż tak naprawdę, to nie mam z czego się cieszyć. Zaraz po powrocie do domu muszę się spakować, a zaraz potem jechać do mojego nowego ‘domu’.
Postanowiłam, że jak przyjadę to od razu pójdę do Isabell. Nawet nie wiem, o co się pokłóciłyśmy.
O godzinie jedenastej byłam już w domu. Wyglądał tak, jak zawsze. Tylko dziwnie w nim pachniało.
Włączyłam muzykę. Padło na Incubusa, pierwszą w kolejności piosenką była „Dig”. Uwielbiam ją. Nawet kiedyś zaśpiewałam ją na konkursie, ale nie wygrałam...zresztą, nigdy niczego nie wygrałam. No dobra, nie licząc jednego medalu w piątej klasie, ale i tak medalu za trzecie miejsce.
Kiedy piosenka się skończyła, szybko wyłączyłam radio i pobiegłam do Isabell. Mieszka w sąsiednim bloku.
Wbiegłam po schodach, zapukałam i czekałam aż mi otworzy...Zdziwiłam się, gdy drzwi otworzyła mi...
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

No to jedziemy z "następną porcją" . ;DD
Kawałek "bezwenowy" .
________________________________________________

Wbiegłam po schodach, zapukałam i czekałam aż mi otworzy...Zdziwiłam się, gdy drzwi otworzyła mi...Megan?!
- Emm, cześć – zaczęłam.
- Isabell! Twoja przyjaciółka! – powiedziała i dodała do tego ten swój ironiczny uśmieszek. Isabell podeszła do drzwi.
- Czego ode mnie chcesz?! – zapytała.
- W sumie, to już nic. Może tylko dzięki, i przepraszam, że już ci się znudziłam.
- Spierdalaj – odezwała się Megan. Ależ ona kulturalna...
Bilans mojego życia: zero przyjaciół, zero rodziny, będę mieszkała w domu dziecka. No normalnie nic, tylko umrzeć. Jezu, zamieniam się w jakieś emo. Julia, opanuj się, może tam nie będzie aż tak źle!

Dwa dni później...

- Witaj w nowym domu, Julio! – przywitała mnie entuzjastycznie jedna z opiekunek w domu dziecka.
- Emmm, to gdzie jest...mój pokój? – zapytałam niepewnie.
- Chodź, zaprowadzę cię. – złapała mnie za rękę i pociągnęła wzdłuż korytarza. Doszłyśmy do ‘mojego pokoju’. Znajdował on się na końcu korytarza. – To tutaj. I jak, podoba ci się?
- Taak, jest świetny. – Dopiero teraz dostrzegłam, że mam współlokatorkę. – Hej. – przywitałam ją, dodając jeden z najmilszych uśmiechów.
- Cześć! Jak masz na imię? – Przywitała mnie równie serdecznie.
- Julia. A ty? – nasza rozmowa była troszkę dziwna, od razu przypomniały mi się czasy przedszkolne.
- Jane. – Na ścianie zauważyłam wielgachny plakat Michaela Jacksona. Muszę powiedzieć, że wyglądał fantastycznie. Nie jestem jego fanką, ale chyba każdy zna choć jedną piosenkę Króla Popu. To grzech nie znać na przykład Thrillera.
- Widzę, że lubisz Michaela Jacksona. – „cóż za spostrzegawczość.” Pomyślałam.
- Lubię? To za mało powiedziane. Kocham! Też go lubisz? – Ona jest wspaniała. Świetnie się z nią gada.
- Yyyy, no nawet, ale moją miłością namber łan jest rock! – Czemu ja tak krzyczę?
- No to mamy coś wspólnego, bo wiesz, ja też lubię rocka. No to może podstawowe pytanie, ulubione zespoły?
- 30 Seconds to Mars, później Nirvana, emm, Red hot chili peppers, Incubus, Muse, ale to bardzo rzadko. Kurczę, jak mogłam zapomnieć o Queen? Toż to zbrodnia. A twoje ulubione zespoły?
- Nirvana jest u mnie na pierwszym miejscu, później Guns N’ Roses i parę kawałków Alice In Chains, kojarzysz może Nutshell?
- Czy kojarzę? No jasne! Uwielbiam tę piosenkę.

Rozmawiałyśmy prawie cztery godziny, ale musiałyśmy przerwać, bo zawołano nas na obiad. Na zegarze widniała 15:30. Wyczułam, że na obiad podadzą nam zupę pomidorową, a na drugie danie bigos. Szczerze muszę przyznać, że zapach był niesamowicie smaczny, no ale nie będę się zapachem zachwycać, lepiej coś przekąszę.
Przy obiedzie oczywiście nie obeszło się bez poznania nowych ludzi. Miałam inną wizję domu dziecka, jednak muszę stwierdzić, że nie jest tak źle. Na pewno lepiej niż z ojcem. Kiedy umarł może i za nim tęskniłam, ale równocześnie poczułam pewnego rodzaju ulgę.
Nagle do stołówki wbiegła jedna z opiekunek wrzeszcząc:
- Dzieci, słuchajcie! Za tydzień nasz dom dziecka odwiedzi bardzo wyjątkowa osoba!
Wszyscy byli ciekawi, kim jest ta „wyjątkowa osoba”. W końcu pani Madeleine się złamała i wyznała:
- No więc, nasz dom odwiedzi sam Król popu!
Co chwila spoglądałam na Jane, była tym strasznie podniecona. W sumie, to ja też się cieszyłam. Może Michael da mi autograf? A może nawet dla nas zaśpiewa? Kurczę, już się nie mogę doczekać.
Dzień upłynął nam w zastraszającym tempie. Nim się obejrzałyśmy, była godzina 22:30. Oczywiście jeszcze nie spałyśmy, znowu gadałyśmy, ale tym razem o filmach.
- No to, ulubiony aktor? – zapytała Jane.
- Jared Leto, może kojarzysz, on grał w Azylu na przykład. Świetny film!
- Nie kojarzę? Kojarzę! Jest wspaniały. Jest na pierwszym miejscu moich ulubionych aktorów!
- Kurczę, ile my mamy wspólnego. – zauważyłam. Jestem strasznie szczęśliwa. Nie tylko dlatego, że mamy wspólne zainteresowanie, ale też dlatego, że nie wypytuje, dlaczego tutaj jestem.
- Coś mi się wydaje, że ktoś chce się wbić do naszego pokoju i to chyba Lisa.
- A kto to Lisa?
- Aaa, taka tam. Nawet spoko jest.
- Aha. Ale wiesz, wydaje mi się, że chyba się poddała. – po raz pierwszy od śmierci szczerze się zaśmiałam.
- Może to lepiej. Dobranoc, Julia.
- Dobranoc...
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Apsiek
Posty: 341
Rejestracja: pn, 25 sty 2010, 0:09
Lokalizacja: Z Pustyni A W Puszczy

Post autor: Apsiek »

Fakt, że przeczytałam to opowiadanie a co więcej wciągnęło mnie tak, iż nie mogłam się oderwać od czytania musi świadczyć o jego wyjątkowości ponieważ nie lubię czytać. Ta opowieść jest taka życiowa a zarazem taka piękna... Z niecierpliwością czekam na dalsze części i od tego momentu regularnie będę odwiedzać ten temat ;-)
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

CD.
Dziękuję za komentarze. :)
________________________________________


Rano obudziła mnie Jane. Nie zrobiła tego normalnie, nie! Chlusnęła mi wodą i krzyknęła „Wstawaj!”. Nie byłam jej dłużna, wzięłam jedną z poduszek i wycelowałam ją prosto w jej twarz. A co! Toczyłyśmy wojnę jakieś dziesięć minut, bo do pokoju weszła pani White. Wredna baba. Wczoraj nas opierzyła, bo za długo gadałyśmy. Po ubraniu się, szybko zbiegłyśmy schodami w dół, do stołówki.
Zajęłyśmy stolik w rogu. Po paru minutach do naszego stolika dosiadły się dwie dziewczyny.
- Hej, chyba się jeszcze nie znamy. – zaczęła jedna z nich, a po chwili dodała – Jestem Brenda, a to Melanie – wskazała palcem na swoją koleżankę.
- Cześć. Jestem Julia. – wyciągnęłam rękę w stronę jednej z dziewczyn.
- I jak ci się u nas podoba – zapytała tym razem Melanie.
- Tak szczerze to myślałam, że tu będzie okropnie, a jest super! – powiedziałam bardzo entuzjastycznie.
- No to fajnie.

Rozmawiałyśmy parę minut, bo podano nam śniadanie.
Po jedzeniu, pobiegłyśmy się umyć. O dziesiątej miała się odbyć próba. Opiekunki tego domu wymyśliły, że zatańczymy przed Jacksonem. Świetny pomysł! Szkoda, że nie umiem tańczyć, ale to tylko taki maleńki szczególik. Najwyżej ustawię się gdzieś z tyłu.
Szybko wzięłam prysznic, z powrotem się ubrałam i zbiegłam na naszą mini – salę gimnastyczną. Zastałam tam dość sporą grupkę chłopaków i dziewczyn. Wszyscy mieli kapelusze, a ja nie? No to super! Może i będę stała z tyłu, ale chyba wszyscy zauważą, że jedna dziewczyna nie ma kapelusza! Kurczę, jakie ja mam problemy. Stań tam i tańcz, a nie przeżywasz, że nie masz kapelusza. Dobrze, że nikt nie czyta moich myśli, bo by mnie za nienormalną uznał.
Po godzinnej naradzie, ustaliliśmy, że zatańczymy układ z piosenki 'Thriller', a jak zdążymy to jeszcze 'Smooth Criminal'...
Dni mijały nam bardzo szybko. Codziennie ćwiczyliśmy po pięć godzin, chcieliśmy wypaść jak najlepiej. W końcu nie zawsze ma się okazję zatańczyć dla samego Króla Popu....
Na koniec naszego ‘występu’ zaśpiewamy „We Are The World”. 57 osób zaśpiewa tę wspaniałą piosenkę. To będzie coś!


Tydzień później.
- Julia, wstawaj. – usłyszałam, a kiedy spojrzałam na zegarek przeraziłam się. Była dopiero piąta!
- Już? Matko! Dopiero piąta!
- Oj, bo cię poleję wodą! Wiesz, że jestem do tego zdolna! A poza tym, mamy jeszcze ostatnią próbę.
- No dobra, już idę.
W bardzo wolnym tempie wyszłam z łóżka. Włożyłam na siebie jeansy, koszulkę i koszulę i zeszłam na śniadanie. W stołówce panował straszny chaos. Wszyscy byli strasznie podnieceni tą wizytą...Muszę przyznać, że ja też...
Czas mijał,a do występu zostały tylko dwie godziny...
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

Czas na cd. : )
http://www.youtube.com/watch?v=9hhX0KkQBW4
Filmik włączcie wtedy kiedy napiszę, ok ? ; D
_______________________________________

Czas mijał...do występu zostały tylko dwie godziny...
Cała ‘ekipa’ szybko się przebrała. O dziwo, w końcu dali mi kapelusz. Nawet bez kapelusza Michael by mnie zauważył, mam stać na samym przodzie! Dobry pomysł, ale nie umiem tańczyć!
Czasu zostało nam tylko na ostatnią próbę ‘We Are The World”. Taniec mieliśmy już opanowany do perfekcji. Mam nadzieję, że Michaelowi się spodoba.
Nadeszła dwunasta. Do naszego domu przyjechał sam Król! Tylko parę osób przywitało Mike’a, gdyż reszta przygotowywała się do występu, a właściwie to już tylko czekała na najważniejszego widza.
Kiedy Michael wszedł do sali, wszyscy zaczęli bić brawa. Usiadł na specjalnie przygotowanym dla siebie miejscu.
Ustawiliśmy się i zaczęliśmy tańczyć. Starałam się nie patrzeć Michaelowi w oczy, ale to strasznie trudne. Skończyliśmy tańczyć, no to teraz Smooth Criminal. Poszło nam w miarę dobrze. Teraz punkt kulminacyjny – We Are The World.

[Teraz]

There comes a time when we heed a certain call
When the world must come together as one
There are people dying
And it's time to lend a hand to life,
The greatest gift of all

We can?t go on pretending day by day
That someone, somewhere will soon make a change
We all are a part of God's great big family
And the truth you know love is all wee need

Chorus:
We are the world
We are the children
We are the ones who make a brighter day
So let's start giving
There's a choice we're making
We're saving our own lives
It's true we'll make a better day
Just you and me

Send them your heart so they'll know that someone cares
And their lives will be stronger and free
As God has shown us by turning stones to bread
And so we all must lend a helping hand

We are the world
We are the children
We are the ones who make a brighter day
So let's start giving
There's a choice we're making
We're saving our own lives
It's true we'll make a better day
Just you and me


When you're down and out
There seems no hope at all
But if you just believe there's no way we can fall
Let us realize that a change can only come
When we stand together as one


We are the world
We are the children
We are the ones who make a brighter day
So let's start giving
There's a choice we're making
We're saving our own lives
It's true we'll make a better day
Just you and me...

Michael był zachwycony! O to nam właśnie chodziło! Podziękował nam za tak serdeczne powitanie.
Wcześniej ustalone było to, że każdy będzie mógł porozmawiać z Michaelem, gdyż odwiedzi dosłownie każdy pokój. Oczywiście ustalone to było za jego zgodą.
Pokój mój i Jane znajdował się na samym końcu, tak więc musiałyśmy czekać prawie cały dzień. Cholera! No, ale dobra, przynajmniej nasz pokój lśnił.
Minęło już co najmniej sześć godzin, a nasz gość jeszcze się nie pojawił. Dom dziecka jest dość mały, ma może jakieś 30 pokoi, w tym prawie same czteroosobowe. Tylko ja i Jane miałyśmy pokój dwuosobowy. Co chwilę jedna z nas spoglądała na zegarek. Była już jakaś dziewiętnasta.
Nagle w drzwiach stanął Michael Jackson...Razem z Jane stałyśmy tylko i wpatrywałyśmy się w Niego z otwartą buzią. Musiało to wyglądać komicznie, bo Mike chyba nie mógł wytrzymać ze śmiechu...
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Awatar użytkownika
DirtyLily
Posty: 202
Rejestracja: wt, 23 lut 2010, 21:10

Post autor: DirtyLily »

Dwie Siostry, które mają fioła na punkcie MJ'a :D :smiech:

Ta scena ze śpiewaniem i ta piosenka strasznie mi się podobają :) No i Mike pojawiający się w domu dziecka... to musialbyć przepiękny widok..

Czekam na CD :D :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Michael-J-Forever
Posty: 127
Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 18:55
Lokalizacja: Myślami z Michaelem...

Post autor: Michael-J-Forever »

No, przyjęchał! Narszecie! :mj:
W sumie, to ja też bym chciała go tak zobaczyć w drzwiach pokoju :lal:

DirtyLily To wy musicie mieć fajnie w domu :smiech:
Nevermind
Posty: 69
Rejestracja: śr, 19 maja 2010, 7:26
Lokalizacja: Toruń.

Post autor: Nevermind »

Co jasneeee? :smiech:

Ja "mówiłam" do Lily, Ani i Izy . :D
Chodziło mi o to, że wczoraj skończyłam pierwszą część, ale to na innym forum . :P

To moze teraz cd. :D
_______________________________________________________________

Musiało to wyglądać komicznie, bo Mike chyba nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Yyy, co mam powiedzieć? Cholera! Zamknij tę buzię!
- Cześć – przywitał nas tak ciepło, że aż się zrobiło gorąco. "Dziewczyno, ogarnij się!"
- Dzień dobry – powiedziałyśmy równocześnie.
- Słyszałem, że lubicie moją muzykę?
- Lubimy? To za mało powiedziane! Kochamy wręcz.! – krzyknęła Jane.
- No to mam dla was prezent. – odwrócił się. – Tom, możesz podać mi te dwa prezenty? – powiedział do jednego ze swoich ochroniarzy.
- No jasne. – powiedział i podszedł z dwoma paczuszkami.
- Dzięki. – podał każdej z nas po prezencie – Proszę, mam nadzieję, że się wam spodoba.
Szybko odpakowałyśmy pakunki. Zatkało mnie, w środku były wszystkie płyty i do tego bilety na koncert! Julia, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Może policzyć do dziesięciu?
- Jezus Maria i wszyscy święci! – nie kryłam zadowolenia.
- No! Jezus Maria i Ojcze! – Jane chyba też.
- Widzę, że się podobają. – słusznie zauważył Mike.
- Dziękujemy. – powiedziałam za nas dwie.
- Nie ma za co. Jak macie na imię?
- Ja jestem Jane, a – wskazała na mnie palcem – to jest Julia.
- Ja mam na imię Michael – uśmiechnął się.
- Czy mogłabym zrobić sobie z panem zdjęcie? – zapytałam.
- No jasne! Mam tylko jedną prośbę, mówcie mi Mike.
- Yyy, dobrze.
Jane podbiegła do szafki i wyjęła z niej maleńki, cyfrowy aparat. Podała mi to urządzenie i ustawiła się koło Michaela. Zrobiłam jej chyba z dziesięć zdjęć i na każdym wyszła śmiesznie. Zamieniłyśmy się, teraz ona musi mi zrobić milion zdjęć. Podeszłam do Mike’a.
Po piętnastym zdjęciu nie miałyśmy już miejsca na zdjęcia! Kurde!
Wróciłyśmy do rozmowy. Michael opowiedział nam bardzo dużo ciekawych rzeczy. Opowiedział o Neverlandzie, o pracy nad każdą płytą z osobna, o koncertach, o tym, jak kocha swoich fanów, o swoich dzieciach, dosłownie o wszystkim!
Gadaliśmy strasznie długo. O 3 w nocy, Michael musiał wracać, ale obiecał, że niedługo znów nas odwiedzi! On jest wspaniały! I te bilety! Matko i Ojcze! Koncert odbędzie się za trzy dni! Już nie mogę się doczekać!
Z wrażenia nie mogłyśmy zasnąć aż do piątej Spoko, najwyżej będziemy wyglądały jak trupy...
Położyłam się na łóżku, zamknęłam oczy i zasnęłam...
Wanting to be someone else is a waste of the person you are - Kurt Cobain.
Awatar użytkownika
Dirty_Girl
Posty: 24
Rejestracja: śr, 24 lut 2010, 20:47
Lokalizacja: okolice Krakowa - Słomniki

Post autor: Dirty_Girl »

tak, chce nam się :hahaha: przynajmniej mi :DD

eyy bo ja znowu im zazdroszczę! :hahaha: ile bym dała za takie spotkanie.. chociaż nie w takich okolicznościach... :(

:calus:
Moonwalking in heaven <3
Awatar użytkownika
Dama Kameliowa
Posty: 374
Rejestracja: pn, 24 sie 2009, 12:52

Post autor: Dama Kameliowa »

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże.
Zachłysnęłam się powietrzem.
Ślicznie!
Aż mam uśmiech na twarzy :)
ODPOWIEDZ