Muzyka. Hm, właściwie otrzymałam ją w genach. I to nie jest przenośnia chyba. :) Mój ojciec od dziecka grał i śpiewał w różnych zespołach, nawet będąc dorosłym człowiekiem. Do dziś ma setki, jeśli nie tysiące płyt, spotyka się od lat z tym samym kolegą co jakiś czas i słuchają rocka z lat 60-70-80 i gadają o muzyce, zespołach, płytach itd.. Gdy byłam mała, siadałam razem z nimi, oni z piwem i paluszkami, ja z Colą.

QUEEN, Led Zeppelin, Rolling Stones, Motley Crue i wiele wiele innych...ale też i Bee Gees, Dire Straits, Tina Turner, The Beatles .
Potem tato zabierał mnie na koncerty najważniejszych artystów - Guns n Roses, Aerosmith, Queen Tribute w Berlinie, Bon Jovi, Rolling Stones, no i m.in. Michael Jackson w Budapeszcie.
Moimi pierwszymi idolami muzycznymi byli Queen/Freddie oraz Prince. Brian May był pierwszą twarzą na mojej ścianie (na plakacie był ubrany w niebieską marynarkę i był wykrzywiony grając na gitarze). Pamiętam jak mówili w TVP o śmierci Freddiego, mój tato siedział wtedy wryty w fotel,a ja jeszcze nie wiedziałam co to jest aids. Zaraz potem dowiedziałam się kto to jest Michael Jackson.

To ON postawił wielką kropę nad i. Do dziś ta dwójka Artystów jest dla mnie NAJWAŻNIEJSZA. Do dziś wzrusza mnie
Too Much Love Will Kill You.
Potem moją wielką pasją stał się też George Michael, i jest też do dziś.
Przesiąkłam miłością do muzyki, tego nie da się tak łatwo opisać. Od dziecka wychowywałam się w rytmach rocka i rozmów o gibsonach, więc to jest coś co jest we mnie i nie wyobrażam sobie życia bez muzyki.
WOLNOŚĆ i MUZYKA - dwie rzeczy mocno siedzące we mnie.
W swoim życiu miałam wielkie szczęście poznać ludzi również zafascynowanych muzyką - redaktor od warsztatów radiowych ze studiów,z którym pojechałam na Stonesów do Pragi, właściwie tamten czas już tak na 100% ukształtował mnie muzycznie, potem moi serdeczni przyjaciele Francuzi - Pierre i Fabrice (dziennikarze stacji muzycznej MCM), którzy wprowadzili mnie w tzw. Wielki Świat -dzięki nim poznałam moich późniejszych (w sensie 1996-...) idoli: Nine Inch Nails i Marilyna Mansona oraz rzeźnika perkusji Josha Freese (niesamowity koleś!).
Właściwie całe moje życie kręci się wokół muzyki. Gdy byłam w Stanach przez pół roku,też nie oszczędzałam na wyjściach na koncerty - Madonna, Celine Dion, Pearl Jam, nawet jeden dzień na Ozzfest się wyrwaliśmy. Potem w LA wkręcałam się do Interscope Records (przyp.red.: wytwórnia muzyczna należąca do grupy UMG) i gdyby nie kończąca się wiza, to chociaż miałabym okazję zostać recepcjonistką ;D.
Branża muzyczna to moja wymarzona, ciągle dążę do celu. :)
A więc nie wiem jak jeszcze mogę przekazać światu,że
muzyka to moje życie. Nie umiem śpiewać, ani tańczyć, ale jestem wykształconym dziennikarzem, bywam aktorką, mam narzędzia Public Relations. Moim największym marzeniem jest współpraca z jakimś znaczącym artystą ( nie ukrywam,że jest to też Michael Jackson, a co!

).
Największym przekleństwem dla mnie byłaby utrata słuchu, tak samo jak utrata wolności. Kocham te rytmy, które we mnie są, głównie: Michael Jackson, Queen, George Michael, Nine Inch Nails, Motley Crue, Marilyn Manson, Jane's Addiction, Depeche Mode, David Bowie, Inxs (w. Michael Hutchence), Rolling Stones, Prince, Modwheelmood, Goon Moon, Justin Timberlake, Lady Pank, Wilki ... i inni.
Muzyka jest lekiem na wszystko, poprawia nastrój, motywuje do działania, rozjaśnia dzień ,rozjaśnia myśli, jest siłą życia. Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać, Tego nie da się ująć słowami.
Cała jestem Muzyką....................................
xoxoxo
EDIT
Macie rację pisząc,że dziś muzyka to już nie
Muuuuzyka! Nie ma tej DUSZY. Ja pamiętam jak wspaniale było w latach 90-tych, te klimaty... To było coś, zarówno jeśli chodzi o MJ, jak i o innych - Aerosmith, Roxette, Backstreet Boys, Paula Abdul .... dziś już tego nie ma!, znikło po prostu w żenującej erze emo, pozerstwa, beztalencia... nie wiem. Ale ja za tym STRASZNIE TĘSKNIĘ !!! Wtedy czuło się życie. Pamiętam nawet jakie wrażenie robiła na mnie piosenka Shanice
I Love Your Smile albo
Step By Step NKOTB !! Starsi, rozumiecie o co chodzi - TA DUSZA, TEN ŻYWIOŁ, TEN CHARAKTER W MUZYCE, coś NIEPOWTARZALNEGO. i tamte kolorowe czasy, era najgorszej mody w historii,ale jak zabawnie było, nie?
Też żałuję ,że nie urodziłam się wcześniej. Jakby rodzice od razu po ślubie mnie spłodzili, to pamiętałabym erę
BAD tak jak pamiętam erę
Dangerous. Ależ szkoda... i wtedy raczej na pewno pojechałabym z ojcem na Wembley (lipiec 86) na tym pamiętnym koncercie QUEEN (był wtedy tylko ten kolega mojego ojca). Eh...
Pozdrawiam!!!