"Ona"
Wczoraj zyla pelnia zycia,
przepelnina checia bycia.
Dzis odarta z duszy,
naga, sucha jak piasek podczas suszy.
Burza pustynna zabrala marzenia
choc byla tak bliska ich uwienczenia.
Wczoraj byla taka naiwna,
taka wesola i tak niewinna.
Lecz cos umarlo, jej serce dzis peka,
dlaczego jej zycie to marna udreka?
Jutro nie bedzie naiwna,
stanie sie grzeszna, nieufna i zimna.
Ktos skradl jej najszczersze uczucia,
jutro jej nie bedzie, umrze bez czucia.
"Gwiazdko"
Byłes gwiazdą na niebie,
której pragnęłam dotknąc.
Błyszczałeś wysoko,
mrugałeś wciąż do mnie.
Me ręce mdlały, zastygały w bezruchu.
Kochałam to światło,
migające na niebie każdej nocy.
Wznosiłam ręce ku górze,
dotykałam obłoków.
Lecz Ty byłeś ponad nimi.
Ja rosłam każdego dnia,
karmiona miłością,
po to by Cię złapac.
Lecz coś się stało!
Pewnej nocy nie było już Ciebie!
Czy zgasłeś Kochanie?
Czy spadłeś do mnie na ziemię?
Pobiegłam Cie odnalezc.
Iskierki ognia chcialy mnie oszukac,
udawaly Ciebie.
Nie dałam sie nabrac,
znam Cie tak dobrze.
Gdzie jestes ma gwiazdko?
Dlaczego nie znalazlam Ciebie?
Z rękoma ku górze czekam,
moze pojawisz się tej nocy.
Me ręce mdleją,
ja ciągle rosnę, pojona miłością.
Gwiazdko ma, tak bardzo chce znalezc Ciebie.
Jeśli sam nie powrócisz Kochanie,
spotkamy sie w niebie!
"Ty"
Każdy Twój ruch to me westchnienie,
tak czyste i barwne miłości pragnienie.
Twe oczy iskrzące, tak piękne, urzekajace,
oddałabym za nie i księżyc i słońce.
Twój głos Anioła roztopil lodowce.
Zadne Twe slowo nie bylo mi obce.
Choc tak daleko, Ty byles tak blisko,
za jeden Twoj usmiech oddalabym wszystko.
Za każdą Twą łzę oddalabym swe szczescie.
Lecz Twoich łez nie ujrze juz wiecej.
Spojrz na mnie, to ja teraz płaczę,
nie mogę znieśc mysli, ze Cie nie zobacze!
Znikam powoli, ta mysl tak bardzo boli.
Odchodze, staję się przezroczysta,
dlaczego miłośc zabrano,
choc byla tak czysta?
"Zguba"
W natłoku zdarzeń, zgubiłam siebie.
Upuściłam serce, pękło jak szklany wazon.
Wypadly kwiaty- moi przyjaciele.
Pobieglam dalej gubiac rozum,
mysli pognał wiatr w nieznane.
Nie patrzac przed siebie, pędziłam jak szalona.
Przewracalam ludzi na chodnikach.
Stracilam wzrok. Nie widzialam swiata.
Poczulam, ze nic nie czuję- upadłam.
Plakalam, blagalam o szanse.
Ktos podal mi reke- jednak cos czulam.
Dotknelo mnie cieplo ludzkiego serca.
Sprawilo, ze widzę. Zobaczylam swiatło.
Spojrzalam w przeszlosc, byla czarno-biala.
Odwrocilam sie by znow pobiec.
Wyciagnelam rece by zlapac rozproszone na wietrze mysli.
Odnalazlam i wazon spękany, złamane serce.
Kwiaty już zwiedły!
Placzę! Wracam do początku.
Wysiewam nasiona, pielegnuje.
Moja przyjazn nigdy nie umrze.
To co tu i teraz znow widze w kolorze.
.................................................................
Zatrute jabłko, owoc nienawiści
zabiło miłośc, zostawilo zgliszcza.
Upadlo z drzewa, rozkwasilo serce.
Pomieszalo w głowie, nie pokocha juz wiecej.
Niespelnione marzenie stracilo kolor,
wyplowialo z czerwieni, juz nie jest szalone.
Zagubione pragnienia, opadly jak mgla,
wkrotce wyparują jak rosa wsrod traw.
Chcialam to powstrzymac, zmienic swe zycie.
Lecz sama nie potrafile, meczy mnie bycie.
Bujalam wsrod oblokow, lekkich jak nicosc,
zostalam sama ubrana w kobiecosc.
Dokąd ja zmierzam, czego chce jeszcze?
Kiedy to odnajde, skad wciaz te drescze?
Po moim jablku ogryzka zostala,
nienawisc odeszla, a ja tu wciaz sama.
Czy czeka mnie serca marzen spelnienie?
Czy w samotnosci opuszcze ta ziemie???
Komentarze mile widziane, krytyka tez
