Do teatru, mości Panowie i Panie!

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Do teatru, mości Panowie i Panie!

Post autor: kaem »

Dobrze, że Chrzanów jest tak blisko Śląska i Krakowa. Zupełnie rozumiem sentyment Rojka do tego miasta. Muzyka z Piwnicy Pod Baranami, zwłaszcza z wczesnych płyt Turnaua, towarzyszy mi już od końca podstawówki. Wiele wspomnień z tamtego czasu utrwaliły te utwory. Wraz z miejscami.
Miałem szczęście do mądrych pedagogów w szkole podstawowej i średniej. Dzięki temu, że przynajmniej 2 razy w roku były organizowane wyjazdy do teatru. Wtedy byłem szczylem i myślałem, że fajnie, bo będzie wypad do Krakowa i kupię sobie The Wall Pink Floydów w Music Cornerze na Jana... Ale teraz to procentuje.
Cała ta fatyga- kupienie biletu, wyjście z domu i pojechanie do innego miasta wzmacnia odbiór. Dlatego ludzie chodzą do kina. A w teatrze jeszcze jest poczucie, że gra rozgrywa się na twoich oczach i aktorzy dzielą z tobą to samo powietrze. Dodając jeszcze poczucie, że rozgrywa się to w bardzo starym mieście, ma się efekt nie do podrobienia i dający żyć nim przez przynajmniej kilka dni.

Zmęczony komediami sytuacyjnymi z Bagateli, razem z Dorotą wybraliśmy się do Teatru Starego. Zależało nam na tym, by to nie była klasyka i żeby dotykało czegoś smutnego. Właściwie to była moja sugestia. Nie masz tego dość w pracy?- zapytała. W pracy nie mogę odwrócić wzroku, myśli. Ne mogę się schować, kiedy chcę- odpowiedziałem. No tak, tu możesz być wolny od reguł i bardziej dla siebie. Wiedziała co mam na myśli.

Auto da fé

Obrazek

Wybór padł na Auto da fé- przeniesiona na scenę książka Eliasa Canettiego. Bohaterem powieści jest profesor Piotr Kien (grany przez Jana Peszka), naukowiec, światowej sławy sinolog; odludek, który żyje w świecie książek, tracąc kontakt z emocjonalnym wymiarem życia, mogącym urealnić znaczenie jego fobii i lęków.
Próbuje. Wiąże się z Teresą (Iwona Bielska), pod wpływem chwilowego zauroczenia jej czułością względem jego pasji, którą są książki. Ten impuls staje się jednak początkiem jego i jej tragedii.
Być może koniecznej, nieuniknionej. Na oczach widza rozgrywają się kolejne odsłony ich życia. Coraz bardziej widoczne są ich wzajemne niedostatki, braki i to, jak je zastępują obsesjami, uporczywymi myślami, oskarżeniami, a w końcu i paranojami.

Talent aktorski pozwolił zgromadzonym na widowni osobom śmiać się z tej makabrycznej wręcz historii, ale też śmiać w określonych momentach i do pewnego czasu. Mnie poruszyło wiele. W głowie mam kilka, jak nie kilkanaście elementów, rozrzuconych niczym puzzle. Samotność, pogarda do innych idąca w parze z pragnieniem bycia wśród ludzi, szukanie zadowolenia w ucieczce w świat rzeczy martwych, nieuchronność zderzenia się z własnymi lękami. I to, jak można tkwić przy przekonaniach, które okazują się błędne, a z jaką zapalczywością można ich bronić. Kien miał w rękach wszystkie odpowiedzi; był osobą ze wszech miar wykształconą i posiadał wiedzę, a odczytywał ją niepełnie. Oskarżał Teresę o prymitywizm, tymczasem to ona umiała uzewnętrzniać swoje potrzeby, on się ich wyrzekał i kierował na tory szaleństwa i samozagłady. Kurczowo trzymając się tego, co miał- w strachu, że może to stracić. Tylko co? Tożsamość, szacunek? Teresa zaś przerzucała na męża swoje popędy agresywne, nie umiejąc przyznać się przed sobą do własnego cienia.
Ciągle zaskakujące jest to, że żyjąc obawami, jak inni nas odbiorą tak naprawdę uciekamy przed myślą, że sami przestaniemy się poważać, a inni ludzie są "tylko" aktorami odgrywającymi swoistą psychodramę, mającą nam unaocznić zmaganie się z samym sobą.
I jeszcze jeden puzzel, który wraca do mnie ostatnio dość często. Lęk przed "piekłem nizin społecznych", jak to napisano w recenzji, którą za chwilę zapodam. Burdelu, brudu, alienacji. Czy trzeba go przejść, bo nie da się uniknąć upadku? O to chodziło w drodze na Golgotę? Albo w Boskiej Komedii? Straszniej doznać swoich niedostatków w związku, niż na brudnej bezdomnej ulicy? Bo domniemane upokorzenie i zranienie ze strony tej jednej osoby- kochanka, męża/żony czy innego powtórzenia bliskości z matką, głównie rozgrywające się jednak w wyobraźni, boli dotkliwiej, niż cokolwiek inne.
Coraz bliżej jest mi do tego, że dzielimy jednak tę samą lekcję. The Wall Pink Floydów o tym samym traktuje przecież.

właściwa recenzja
Ostatnio zmieniony ndz, 01 mar 2009, 15:32 przez kaem, łącznie zmieniany 4 razy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Michalina
Posty: 160
Rejestracja: ndz, 18 sty 2009, 17:26
Lokalizacja: Z-ść

Post autor: Michalina »

Heh...Ja jestem w Gimnazjum i do teatru jade(o dziwo)z przyjemności...Nie to co reszta dzieci...Oni jadą tylko po to by sobie pogadać ze znajomymi.Teraz pani zaproponowała nam jakąś sztukę (nie pamiętam jaką glupija ale chyba "Romeo i Julia).Nie w teatrze bo do teatru musimy jechać do Lublina(ok.100km.),ale do Domu Kultury w Zamościu(tam jest scena wiem bo brat deklamował wiersze ok.3-4 razy).Aż nie mogę się doczekać wyjazdu. :happy: :happy: :happy:
Awatar użytkownika
okussa
Posty: 1036
Rejestracja: śr, 01 sie 2007, 20:24
Lokalizacja: Świętochłowice / Katowice

Post autor: okussa »

Ja wybieram się w piątek do teatru na spektakl "Rozmowy z diadłem"

wrażenia opowiem już po spektaklu ;-)

Edit:
no i coz..bylam zobaczylam... nie jestem jakos konkretnie zafascynowana ale ogolnie mowiac nie bylo zle. niestety nie byla to sztuka ktra lapie za serce.. po pol godzinie zrobilo sie nudno :ziew:
Ostatnio zmieniony sob, 07 mar 2009, 16:04 przez okussa, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Tiger Lilly
Posty: 153
Rejestracja: czw, 18 paź 2007, 20:56
Lokalizacja: Szczecin/Wrocław

Post autor: Tiger Lilly »

Z ucztą kulturalną miałam do czynienia...

Polska po raz pierwszy gościła Europejską Nagrodę Teatralną oraz Nowe Rzeczywistości Teatralne-po części za sprawą obchodzonego na całym świecie roku Grotowskiego(to właśnie Instytut Grotowskiego we Wrocławiu był gospodarzem imprezy), po części ze względu na tegorocznego laureata Premio Europa per il Teatro, którym po raz pierwszy w historii został polski reżyser-Krystian Lupa.

Byłam na pięciu spektaklach. W piątek: "El Perro" w reżyserii Rodrigo Garcii z udziałem młodych wrocławskich aktorów oraz "Sunken Red" Guy'a Cassiersa. Zainteresowanie festiwalem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wystarczy dodać, że dostanie się na "Psa"(spektakl trwający 30minut) zajęło mi w sumie ponad 2 godziny...(weszłam na nadprogramową powtórkę na którą zgodził się reżyser, gdy dowiedział się ile osób zostało na zewnątrz). No ale pierwsze koty za płoty-na następne przedstawienia trzeba przychodzić przynajmniej 40 minut wcześniej i uplasować się na czele międzynarodowej kolejki ;-)

"Pies" był spektaklem kameralnym, wystawionym w pięknych, surowych wnętrzach Sali Gotyckiej. Z tyłu sceny stała sofa wypełniona plastikowymi butelkami pośród których leżała nieruchomo półnaga kobieta. Po chwili zaczęła się wić. Butelki spadały na podłogę wydając nieznośny dźwięk. "Nie miałam dziś czasu dla mojego psa, nie chciało mi się nawet pójść z nim na spacer. Nie chciało mi się. Jestem złym człowiekiem". Z widowni wyszło na scenę kilkoro aktorów, taszczyli ze sobą wielkie worki z psią karmą. Usiedli na nich. Każdy z nich wygłosił monolog. Różne historie, tematyka podobna- samotność, wyobcowanie, pułapka konsumpcjonizmu, więzy społeczne z których nie sposób się wyzwolić, poczucie niespełnienia, nieszczęścia. Ludzie lepiej traktują swoje psy niż innych ludzi. I w gruncie rzeczy tylko psy na miłość zasługują. Inaczej kocha się psa niż człowieka. Ale kocha. Jedna z postaci bardziej ufa ludziom, którzy mają psy, niż tym którzy mają dzieci. Człowiek ciemiężony przez swoich rodziców, nauczycieli(...) robi sobie dziecko i wreszcie ma nad kimś realną władzę, wreszcie nadaje "sens" swemu istnieniu. Pęta kolejnego człowieka cały czas twierdząc, że to dla jego dobra: "chcę tylko by moja córeczka była niezależna". To już lepiej kupić sobie psa. Dziewczyna dzwoni do swoich rodziców u których jest zawsze bardzo, bardzo źle. Zakończyła kolejny nieudany związek i ma nadzieję, że poprawi jej humor ojciec u którego zawsze było jeszcze gorzej niż u niej. Dzwoni-"u mnie i u mamy wszystko dobrze, bardzo dobrze". -"Jak to k**** dobrze?! Jakim prawem dobrze?!" Ma zmarnowany dzień. Aktorzy rozcinają worki z psią karmą, która rozsypuje się po całej scenie. Na twarze przyklejają sobie maski z opakowań, pyski psów z otworami na oczy. Tarzają się po podłodze, z minuty na minutę ich ruchy stają się coraz dziwniejsze, coraz bardziej konwulsyjne. Nagle dzwoni telefon. Jedna z aktorek dzwoni do drugiej: "Co u Ciebie? -Źle, spadł mi plaster(rzeczywiście krew kapie jej z palca). Dasz mi Maćka?" Słuchawkę przejmuje Maciek: "Słuchaj, ja też o niczym nie marzę bardziej niż o prysznicu w tej chwili. Ten Rodrigo to jakiś psychopata, cały śmierdzę psim żarciem! Państwo też dostali psim żarciem?"(...dostali, dostali, siedziałam w pierwszym rzędzie ;-) )
Aktorzy wstali i wylali ładnych kilka puszek bitej śmietany na głowę jednego z nich. Został sam na scenie, nie było widać mu twarzy. Wygłosił szyderczy, egzaltowany i przezabawny(uwierzcie mi, że egzaltacja + kapiąca z twarzy, a czasem odrywająca się większymi płatami, bita śmietana stanowią połączenie przy którym nie sposób się nie zaśmiać :party: ) monolog o roli teatru i aktorze jako artyście, który ciągle musi robić coś "jeszcze dziwniejszego" by o nim mówiono. "Nie umiem malować, nie mam talentów literackich - zostanę artystą teatralnym. Tu wystarczy robić rzeczy wyraziste, zeszmacić się albo obnosić z własną depresją"...więc musi się dziwnie ubierać, brać narkotyki i chlać na umór na bankiecie, jeśli oczywiście uda mu się jako nieznanemu nikomu "artyście" na takowy wślizgnąć. Okej. To wszystko już było. Fajnie, że nie na poważnie, a w każdym razie nie do końca, ale dla mnie to było jednak trochę zbyt dosłowne i powtarzalne.

Wieczorem "Sunken Red" w Teatrze Polskim. Przeczytałam opis tego spektaklu: "zrealizowany przez Toneelhuis/Guy Cassiers & ro theater, jest lamentacją nad zmarłą matką i wspomnieniem z dzieciństwa spędzonego w japońskim obozie jenieckim czasów II wojny światowej. Przedstawienie powstało w oparciu o powieść Bezonken Rood holenderskiego pisarza Jeroena Brouwersa (1940). Guy Cassiers wyreżyserował tę dramatyczną i poruszającą zarazem opowieść „o tym, co tak trudno pamiętać, a jednocześnie nie sposób zapomnieć”
...i doszłam do wniosku, że gdyby ten opis liczył 10 stron powiedziałby równie mało. Jak bowiem opisać trwający 90 minut teatr jednego aktora, wyreżyserowany w sposób perfekcyjny, prowadzący za rękę, układający myśli, otwierający kolejne "szkatułki"? Czułam się całkowicie kompatybilna ze strukturą tego spektaklu, wtopiona w historię, zahipnotyzowana. Przeszłam długą drogę od obrzydzenia dla podstarzałego, wyzutego z uczuć, wulgarnego pisarza do przerażenia, zrozumienia i współczucia. Fabularnie "Sunken Red" był cholernie mocny, obrzydliwy, rozdzierający. Psychodeliczny i smutny. Niesamowity Dirk Roofthooft skąpany w czerwonym świetle, powtarzający jak mantrę infantylne zdanie z dziecięcej książeczki do nauki czytania. Krzyk. Orgazm. Plateau. W ostatniej minucie, niespodziewanie, z wielką mocą. Katharsis. Nie mogłam przestać płakać, nie mogłam się poruszyć, nie mogłam zacząć bić braw, chociaż tak bardzo chciałam. Przecież to jedyne, co mogłam zrobić by podziękować. Wyszłam z teatru i nie odzywałam się do Juls. Ona milczała. Bardzo długo. A jednak-słowa są niczym.

cdn.
Ostatnio zmieniony sob, 11 kwie 2009, 13:09 przez Tiger Lilly, łącznie zmieniany 2 razy.
When everything starts to fall
So fast that it terrifies you
When will you hit the wall?
Are you gonna learn to fly?
Awatar użytkownika
Karottka
Posty: 252
Rejestracja: pn, 14 lip 2008, 21:55
Lokalizacja: ja jestem? W Ziadupia xD

Post autor: Karottka »

Ja ostatnio byłam na "Romeo i Julia"... Och, jakież to było wspaniałe! Aktorzy grali wspaniale, rekwizyty były wspaniałe, scena była wspaniała... Wszystko było wspaniałe, pod koniec spektaklu byłam po prostu tak wciągnięta, że się popłakałam glupija. Coś mnie chwyciło za serce, szacunek... Chciałabym grać jak oni japrosic... To była chyba jedyna sztuka, która tak na prawdę do mnie przemówiła.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kasiaaa
Posty: 319
Rejestracja: sob, 22 gru 2007, 16:11

Post autor: Kasiaaa »

Wczoraj z klasą byliśmy w teatrze na "Próbie życia".
Spektakl bardzo mi się podobał i z chęcią obejrzałabym go jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. :D
We can fly, you know. We just don’t know how to think the right thoughts and levitate ourselves off the ground.
Michael Jackson.

loveMJPT
Jako
Posty: 274
Rejestracja: sob, 02 lut 2008, 18:31
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Jako »

Kasiaaa pisze:Wczoraj z klasą byliśmy w teatrze na "Próbie życia".
Spektakl bardzo mi się podobał i z chęcią obejrzałabym go jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. :D
Heh my też na tym byliśmy...bardzo fajny spektakl.
Uwaga cytat z "Próby życia" : "Heeeej":D
Obrazek
Awatar użytkownika
Tiger Lilly
Posty: 153
Rejestracja: czw, 18 paź 2007, 20:56
Lokalizacja: Szczecin/Wrocław

Post autor: Tiger Lilly »

cd.

W niedzielę brałam udział w konferencji na temat Lupy. Przezabawna była pani rektor krakowskiego PWST, która w tarkcie swego 10-minutowego wystąpienia z 5 razy użyła zwrotu: "dla Państwa, którzy nie są z Krakowa"...gdy wziąć pod uwagę fakt, że większość publiki nie była z Polski, jest to nawet podwójnie zabawne. No cóż- są ludzie z Krakowa i ludzie z prowincji ;-) Na światową prapremierę najnowszej sztuki Lupy, pt. "Persona. Tryptyk" niestety nie udało się wejść. Trudno, w przyszłości będzie jeszcze okazja by zobaczyć w Krakowie :-)

Sobota upłynęła pod znakiem włoskiego reżysera i aktora- Pippo Delbono. Rano odbyła się konferencja na temat jego teatru na której Pippo był obecny. Facet o aparycji szalonego troglodyty, który przez większość czasu wyglądał jakby kimał. Przedstawił 3 etiudy pod wspólnym tytułem "Historia teatralnej podróży, do nieodkrytych miejsc pomiędzy złością i miłością, samotnością i spotkaniem, ograniczeniem i wolnością". Najbardziej podobała mi się ta inspirowana "Czekając na Godota" Becketta. Pippo i Bobo w piękny sposób ukazali przyjaźń, fascynację drugim człowiekiem, wdzięczność za jego obecność i bliskość- z jednej strony, uciążliwość więzi i potrzebę uwolnienia się od niej, nawet za cenę samotności- z drugiej. Wszystko podsycone subtelnym, choć raczej czarnym, poczuciem humoru oraz skupieniem na cielesności, która w teatrze Delbono odgrywa niebagatelną rolę. Aktorzy posługiwali się pantomimą, dialogi czytał, stojący z boku sceny Pepe. W tym miejscu warto powiedzieć kilka słów o Bobo. Głuchoniemy, upośledzony staruszek, który większą część życia( 45 lat?) spędził w szpitalu psychiatrycznym w Neapolu...gdzie w którymś momencie trafił Pippo. Zabrał go stamtąd i uczynił gwiazdą swego teatru, bo "od 20 lat szukał kogoś, kto poruszałby się w tak poetycki sposób". W ogóle cała trupa Pippo, czyli Compagnia to niezła banda. Obok profesjonalnych aktorów, jak Pepe, grają ludzie wyrzuceni swego czasu poza nawias społeczeństwa: artyści uliczni, nielegalni imigranci, chorobliwie chudy bezdomny włóczęga Nelson, obdarzony rozbrajającym uśmiechem młodzieniec z zespołem Downa... Wynoszenie tychże naturszczyków na deski teatru nie wszystkim krytykom się podoba. Można napotkać opinie, jakoby Pippo eksponował "kalekie ciała współczesnych odmieńców", wystawiał na pokaz jak w cyrku lub w filmach Felliniego, w sposób dla nich uwłaczający. Z wrodzonej złośliwości pozwolę sobie skomentować- nie ma miejsca dla świeżości w teatrze, miejsce ludzi z marginesu jest...na marginesie, należy ich schować, broń boże nie pokazywać, niech wrócą tam, skąd przyszli. Nie chcę przedstawiać Pippo jako instytucji charytatywnej, przygarniającej wykluczonych. Facet ma misję, także społeczną, ale realizuje ją nade wszystko w sztuce, w swoim teatrze. Pokazuje różnorodność by unaocznić, że każdy ma swoją rolę. Eksponuje niedoskonałości bo nawet z najbardziej niedoskonałego ciała potrafi wydobyć piękno. Niedoskonałość jest przecież ludzka, uniwersalna, w pewien sposób stanowi ona o pięknie. Osobiście strasznie nie lubię jak coś jest ładne. To, co pozbawione niedoskonałości, zbyt bliskie ideału, staje się nijakie, traci swoją tożsamość.

Wieczorem, w Capitolu: "Czas zabójców"- debiutancka sztuka Delbono, bezpośrednio po niej, stosunkowo nowa- "Te dzikie ciemności". Debiut całkowicie rozsadził klasyczną koncepcję teatru, powyginał, połamał, przeżuł i wypluł głośno się przy tym śmiejąc. Mogę sobie tylko wyobrażać, jakie reakcje wywołał ten spektakl 24 lata temu :cool: Aktorski duet Pippo i Pepe. Absurdalny, nierzadko sytuacyjny, humor. Nienachalna gra z popkulturą. I ponownie: ciało i ruch. Pippo jest nieprawdopodobnym aktorem. Swoje ciało i głos ma całkowicie pod kontrolą. Przedziwne, z pozoru niezgrabne gesty jest w stanie powtórzyć dowolną ilość razy w identyczny sposób. W czasie konferencji mówił, że nad trwającym 2 sekundy gestem, zdarza mu się pracować 2 miesiące...Wierzę na słowo.

"Te dzikie ciemności" to spektakl, który pozostanie we mnie na długo. We mnie będzie dojrzewał i nabierał kolejnych znaczeń. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego teatru. Dziwny, złożony, o pogmatwanej kompozycji i trudnej tematyce. O śmierci i lęku przed nią. Osadzony we współczesnej, surowej, "szpitalnej" scenografii, wypełniony różnorodnością postaci w strojnych, bogatych kostiumach jak z burleski albo obrazu paryskiej bohemy z filmu "Moulin Rouge". Utkany z różnej ciężkości metafor, w których śmiech miesza się z trwogą. Na scenę , jak na wybieg wchodzą kolejne postacie. Zatrzymują się na kilka sekund przed publicznością, u szczytu sceny, po czym odchodzą, znikają za kurtyną. "Patrz jak znikam! Podziwiaj jak znikam! Zobacz!"
Pippo Delbono będzie w czerwcu na Malcie w Poznaniu. Ja też będę. Zakochałam się.:siesta:
When everything starts to fall
So fast that it terrifies you
When will you hit the wall?
Are you gonna learn to fly?
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

Nie znalazłam tematu *Teatr*, a w koncertach to nie to, ale...


W lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy będzie wystawiony "Widnokrąg" W. Myśliwskiego [inscenizacja powieści]. Spektakle odbędą się o godz. 18:00 w piątek, sobotę i niedzielę t.j. 27-29.11.2009 - tylko wtedy!


O książce:
"Widnokrąg" - kolejna wybitna powieść Wiesława Myśliwskiego - jest utworem, który przywraca mocno ostatnio nadszarpniętą wiarę w możliwości kreacyjne współczesnej prozy narracyjnej.

Jest zapisem poszerzania granic osobistego widnokręgu człowieka jego kolejnymi życiowymi doświadczeniami. To zarówno doświadczenia pierwszej rozpaczy, jak i pierwszej miłości, doświadczenie pierwszej libacji i odkrywanie dwoistości prawdy o ludziach. Pamięć wszystko wydobywa z zapomnienia, ale nie jest to pamięć porządkująca. Narrator poddaje się jej, w niczym nie sprzeciwia ani nie zamierza nią kierować. Rzeczą pisarza jest przenieść tę meandryczną narrację do powieści. Myśliwskiemu to się udaje, bo jest jednym z mistrzów współczesnej polskiej literatury.

Od siebie: książka jest bardzo ciepła,miła i śmieszna. Narrator opisuje swoje koleje losu, rodzinne i osobiste. Rzecz dzieje się w czasach powojennych. Zaletą wg mnie Myśliwskiego jest styl jego pisania - potoczny, swobodny, nie sztampowy. Powieść samą, jako książkę polecam też!

Literacka Nagroda NIKE 1997

O spektaklu:
Lubelska inscenizacja Widnokręgu odsyła do estetyki japońskiego teatru no, wydobywając z powieści Myśliwskiego ten rodzaj piękna, który emanuje ze zjawisk niesamowitych, odległych, ocierających się o tajemnicę, niemożliwą do określenia słowami, ale wyraźnie rozpoznawalną przez szczególny stan napięcia, niepokoju. Zespół realizatorów stworzył na scenie tę metafizyczną, gęstą atmosferę - w kilku scenach sięgnął do głębszego dna rzeczywistości - pokazał, że za zwyczajnym, dobrze znanym, czai się coś nadzwyczajnego, obcego, ukryte jest piękno nieuchwytne i tajemnicze. - Irina Lappo

Obsada:
Hanna Brulińska (A. Fredro Dożywocie, J.Słowacki Balladyna)/ świetna aktorka, Jolanta Deszcz-Pudzianowska, Teresa Filarska, Tomasz Bielawiec, Wojciech Dobrowolski i inni.

Adaptacja i reżyseria: Bogdan Tosza
Scenografia i kostiumy: Jerzy Kalina
Muzyka: Piotr Salaber
Choreografia: Zbigniew Szymczyk


edit: dzięki za przeniesienie. nie znalazłam tego wątku wcześniej
maartuula
Posty: 29
Rejestracja: śr, 29 lip 2009, 21:38

Post autor: maartuula »

Byłam ostatnio ze szkołą na sztuce "Beatrix Cenci", trudno powiedzieć, czy czy tak naprawdę mi się podobała. Na pewno była ciekawa (pojawiło się wiele efektów specjalnych, innowacyjnych pomysłów) lecz bardzo trudna. W dodatku nie czytałam książki na której była oparta, może to by mi pomogło w jej lepszym zrozumieniu.

Lubię chodzić do teatru, nie tylko ze szkołą, lecz na co dzień niestety nie mam na to czasu.
Awatar użytkownika
Sybirra
Posty: 484
Rejestracja: pt, 14 sie 2009, 22:44
Lokalizacja: Rabka

Post autor: Sybirra »

Ja we wtorek idę drugi raz na "Chorego z urojenia" z Grabowskim... Dobry jest, ale drugi raz mi nie bardzo pasuje. Chciałabym się wybrać na coś nowego.

Jest ktoś w temacie z Krakowa?? Podrzućcie jakiś fajny spektakl??;))
Obrazek
maartuula
Posty: 29
Rejestracja: śr, 29 lip 2009, 21:38

Post autor: maartuula »

Mogę polecić "Romanca" w Teatrze Uciecha, na pewno nie jest to normalny spektakl ;)


o spektaklu:
"Romanca" to historia miłości młodego szlachcica Lorenzo do pięknej Bianki. Ta jednak kocha Euzebio. Lorenzo obmyśla więc intrygę, która ma wepchnąć dziewczynę w jego ramiona. Gdy wszystko jest już niemal jasne, na scenie pojawia się trzecia postać i zaczynają się dziać rzeczy dziwne..

Twórcy przedstawienia przygotowali dla widzów niespodzianki... "Ten spektakl jest rodzajem testu dla publiczności. Z jej reakcji psycholog mógłby wyciągnąć ciekawe wnioski - mówił po premierze Edward Żentara, reżyser przedstawienia. - Najtrudniejsze dla nas było znalezienie złotego środka. Spektakl miał być śmieszny, ale też trochę serio".

"Romanca" to znakomita propozycja na każdy wieczór. To pozycja obowiązkowa dla tych, którzy lubią znakomitą zabawę i spojrzenie z dystansem na nas samych. - Jacek Chmielnik
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Sybirra pisze:Jest ktoś w temacie z Krakowa?? Podrzućcie jakiś fajny spektakl??;))
Jeżeli lubisz spektakle, które nie są tylko zlepkiem gagów (czyli repertuar Teatru Bagatela), to polecam Teatr Stary. Byłem tam ostatnio na Trans-Atlantyku Gombrowicza i na Czekając na Turka Stasiuka. Śmiech przez łzy, gorzka prawda o Polakach. Nie za trudno, a prawdziwa magia teatru jest, bo są opowieści- to, co lubię. Polecam wejściówki- nie masz gwarantowanego miejsca siedzącego, ale spokojnie można sobie usiąść na schodach, a wejściówka tylko 11 zł.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Sybirra
Posty: 484
Rejestracja: pt, 14 sie 2009, 22:44
Lokalizacja: Rabka

Post autor: Sybirra »

Dzięki za propozycje;)

Maartuula muszę powiedzieć, że pierwszy raz słyszę o "Teatrze Uciecha", ale zaciekawiła mnie formuła kinoteatru:) Byłam na "Szalonych nozyczkach", nie wiem czy to jest podobne do "Romanca", ale też taki interaktywny z publicznością.

Kaem raz byłam w Starym na "Świętoszku" i mi sie podobało. Nie wiedziałam, że wystawiają tam "Trans-Atlantyk" a jest to moja lektura, więc się chyba przejdę. O tych wejściówkach też nie słyszałam.. dzięki za info;)
Obrazek
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Tarjei Vesaas, Ptaki. Teatr Ludowy Kraków

To przedstawienie jest spotkaniem z tajemniczym światem północy. Emanuje z niego poezja i dziecięca naiwność, chociaż opowiada ono o doświadczeniach ludzi „bardzo dorosłych”.
Dwójka bohaterów, brat i siostra, żyją na uboczu z dala od wiejskiej społeczności. Dla postronnych może nieco zdziwaczali, żyją w niezwykłej harmonii z naturą. Nadzwyczajnymi zdarzeniami w ich życiu – znakami – stają się burza, piorun uderzający w drzewo czy przelot wędrownego ptaka. Któregoś dnia w to ich niespieszne bytowanie wkracza obcy człowiek, mężczyzna, którego Mattis spotkał, kiedy próbował zostać przewoźnikiem na jeziorze i przyprowadził do domu…
Spektakl jest adaptacją najbardziej znanej powieści znakomitego norweskiego pisarza, Tarjei Vesaasa, mistrza niepokojących klimatów, prostej i emocjonalnej prozy. Jego twórczość znana jest w Polsce chociażby z filmowej wersji „Ptaków”, nakręconej przed laty przez Witolda Leszczyńskiego pt. „Żywot Mateusza"


Pamiętacie islandzki film Noi Albinoi? Miałem wrażenie tego samego klimatu. To samo skandynawskie odosobnienie.
Metodą tego spektaklu stało się to, co między słowami. Podobnie jak u Jarmuscha, scenariusz nie jest rozbudowany. Wymowne i wręcz krzyczące są gesty, mimika i milczenie. Mnie poraziło w każdym razie. Właściwie były momenty, że chciałem zatkać oczy, by nie słyszeć.

Obrazek

Najważniejsze w życiu, by doświadczać poprzez odczuwanie, nie świadomość. Dlatego najprostsze prawdy są najbardziej odkrywcze. Wiemy o nich od dawna, gdy jednak poprzez doświadczenie je potwierdzamy, wtedy w nas coś się zmienia. Sztuka pozwala przeżywać. Moim doświadczeniem z tego spektaklu jest to, że każdy z nas, bez względu na miejsce zamieszkania, ma te same potrzeby. Czułość drugiego człowieka, która pozwala nam czuć się kochanym jest pragnieniem prawie każdego... Nie prawie, każdego. Siostra ze spektaklu rozerwana jest pomiędzy lojalnością wobec brata a kobietą w niej domagającą się miłości mężczyzny z nią niespokrewnionego. I choć w niej jasno klarują się jej potrzeby, mogące popchać jej życie do przodu, ku spełnieniu, wygrywa obowiązek.
Perspektywa postaci ociężałego brata też jest ciekawa. Na pustkowiu brat i siostra tracą tożsamość, pozostaje mężczyzna i kobieta i ich seksualne frustracje. Tytuł spektaklu nabiera podwójnego znaczenia, a to wulgarne staje się znaczeniem wiodącym. W tym kontekście nagle pojawiający się mężczyzna był dla nich wybawieniem przed chaosem. Bratu przypomniał, że nie on jest dla siostry mężczyzną. Siostrze pomógł odsunąć od siebie rozerotyzowanego brata. Siostra jednak oddala na koniec mężczyznę. Tym ochroniła brata, nie pozwalając mu poczuć, jak bardzo od niej jest zależny. Nie pozwoliła mu doświadczyć upokorzenia, które realnie i w emocjach by go zabiło prawdopodobnie. Dała mu jednak policzek. Spóźniony, za zatarcie granic.
Wydarzenia wynikają jeden z drugiego; są jak łańcuch. W życiu jest podobnie. Nazywamy to różnie- zrządzeniem losu, Bogiem. Poraża mnie ta logika ludzkiej psychiki. Niczym równanie matematyczne można spodziewać się pewnych wydarzeń, kiedy błądzimy i prowokujemy kryzysy mogące nas poprowadzić. Albo zgubić. Można rzec- potęga nieświadomości, która w odpowiednim momencie sprowokowała siostrę, by wysłać brata na zewnątrz, by przyprowadził wędrowca. A może dowód na istnienie Boga, podważający ateistyczną bezcelowość życia?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
ODPOWIEDZ