Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Kolejna płyta zespołu, dzięki której The Jacksons dzięki przebojom takim jak "Shake your body (down to the ground)" (status złoty w U.S.A. - 21.04.1979 r.) i "Blame it on the boogie", osiągnęli popularność sprzed lat. Oprócz tych piosenek na singiel trafił także "Destiny", a ponadto sporą popularnością cieszył się także "The things I do for you", który Michael zagrał na późniejszych trasach koncertowych, aż do trasy "Bad World Tour". W U.S.A. album osiągnął status platynowy 8.05.1979 r.
Trasa promująca płytę "The Destiny Tour" obejmowała 80 amerykańskich miast, Europę, a nawet Kenię. Skończyła się niespodziewanie, gdy Michael złapał przeziębienie.
Jak oceniacie tę płytę? Co o niej myślicie? Zapraszamy do dyskusji. :]
To chyba najlepiej sprzedający się album Jacksonów. I bardzo taneczny. Są tu świetne piosenki, jak Blame ito on the boogie, Things I Do For You czy Shake Your Body (Down to the ground) które zdobyły największą popularność. Sam najbardziej lubię Push me away, Destiny, Bless His Soul, That's what you get [for being polite]. Płyta nie tak zwarta jak pozostałe, ale też spora mieszanka stylów. Od disco, przez r'n'b po spokojne ballady.
Musze przyznac ze nie rozumiem czemu MJ chciał tak bardzo zmieniac styl piosenek na solowych płytach! Uwazam ze utwory z jacksonami są świetne!
Na płycie destiny najbardziej podoba mi sie tytułowa piosenka oraz shake your body! Bardzo Lubie oglądac te piosenki w wydaniu koncertowym! Michael i bracia maja cudowne wyczucie rytmu!!
uważam że jest to najlepsza płyta the Jacksons.
bardzo lubie teledysk do Blame It On The Boogie, jest świetny,zawsze jak go obejrze to mi sie humor poprawia mają swietne poczucie rytmu i świetnie tańcza. Naprawde kawał dobrej roboty.
You see live is a crazy thing
There'll be good time and there'll be bad times
And everything in between
Uwielbiam tę piosenkę i zawsze byłam całkowicie pewna, że od początku do końca śpiewa ją Michael, zresztą widać to w teledysku. Ale kiedy ze strony http://michaeljackson.hollywood.com/index.htm pobrałam BIOTB a capella, to po prostu nie mogłam uwierzyć własnym uszom . Kiedy słyszy się tę piosenkę a capella, w ogóle ona nie brzmi jak Michael! Na początku pomyślałam, że to może to głos Randy'ego, ale przecież nie. W 1978 roku Michael nie miał już aż tak dziecinnego głosu. Oczywiste jest, że śpiewa ją Michael, ale jego zmienność głosu jest po prostu zadziwiająca...
Zawsze mnie dziwiło, że na naszym kochanym forum bardzo dużo dyskutuje się o Michaelu, ale dużo, dużo mniej o jego muzyce (o czym świadczy m.in. jedynie 6 postów w tym temacie...) i zawsze będę się starał to zmienić (choć jeszcze mi się to nie udało;). Dlatego kiedy zakochałem się w "Destiny" postanowiłem przelać swoje uczucia jednocześnie na klawiaturę i monitor.
Zacznę od krótkiego wstępu: lata 1978 - 84 to moim zdaniem najbardziej klasyczna era Michaela, podczas której spod jego ręki, czy też spomiędzy jego warg itp. wychodziły najwspanialsze arcydzieła. Utwór za utworem, wszystkie (niezależnie, czy MJ je komponował, czy tylko wykonywał), były doskonałe. Myślałem, że po "Thrillerze" nic mnie nie zachwyci (przynajmniej w 70% tego, jak tenże mnie zachwycił). A jednak:)
Jackson 5 a.k.a. The Jacksons to dla mnie plama o dość jasnym odcieniu w mojej znajomości muzyki Michaela. Ale postanowiłem poznać najważniejsze albumy tego zespołu. Wybrałem coś z okresu "Off the wall" i jak widać, nie pomyliłem się w obliczeniach - "Destiny" to początek epoki klasycznego Michaela.
"Destiny" to wg mnie w większości Michael Jackson. Już w pierwszych liniach wokalnych w "Blame it on the boogie" (autorstwa innego MJa i jedyny utwór, w którym nasz Michael nie maczał palców) Michael po prostu powala. Skala, jaką operuje zawsze mnie porażała i zachwycała, a barwa jego wokalu przyprawia o dreszcze. "Blame it..." jest po za tym świetnie zbudowane, a na tej płycie naprawdę uwielbiam pracę gitary basowej Gary'ego Kinga (zdaje się, że to jakiś muzyk sesyjny, ale jego wynajęcie to doskonały pomysł). Sam groove na intrze jest mimo prostej konstrukcji bardzo trudny do zagrania. Ale w latach 78 - 82 bas był tym instrumentem, który zaraz po wokalu MJa, że tak powiem "grał drugie skrzypce":). Zostawmy już jednak doskonały wstęp w postaci "Blame it" (powinniśmy winić boogie za to, że ta płyta jest doskonała) i przejdźmy do utworów następnych. Po funkowym wstępie mamy lekkie zwolnienie w postaci "Push me away". Nad basem nie będę się już rozpływał... utwór wpada w ucho i bardzo miło, że Jacksonowie zdecydowali się umieścić na nim smyczki, które współgrają ze 'smyczkowym' wokalem MJa. Nawet te "góry" w "Don't you know" mnie aż tak nie denerwują. Po prostu miła rzecz, przy której zbieramy siły na "Things I do for you" (w którym zakochałem się poznając "Bad Tour"). Czyli funky i ostra jazda przez cały utwór, ocierający się o klimaty Sly and the Family Stone. "Shake your body" usłyszałem po raz pierwszy w samplu na "Hot Shots" Shaggy'ego, nie podejrzewając utworu o pokrewieństwo z Jacksonami. A tu proszę - bardzo długi, funkowy jam ze sprawdzonym wałkowaniem refrenu non stop. Może troszkę za długi jam, do tego kojarzący mi się z odejściem Michaela z Jacksonów (co jednak jest wg mnie dobrym krokiem). Chociaż wyciąć ze 2 minuty z tego utworu nie byłoby złym pomysłem.
A teraz strona B. Rozpoczyna się od beatlesowsko brzmiącego intra do świetnej ballady, w której MJ śpiewa: "If it's a rich life, i don't want it", co wcale mnie nie rozbawia, nawet wiedząc, jak bogatym człowiekiem jest Król. W ogóle beatlesowsko brzmi refren... do beatlesów też mam zboczenie. Oczywiście świetna praca basu - jak zwykle. Gitara też sympatyczna, typowo Jacksonowska. A potem aktualnie mój ulubiony kawałek na płycie, "Bless his soul". Utwór solidnie zbudowany od początku do końca - począwszy od delikatnych zwrotek, przez mocne uderzenie w postaci "Dangerous" i lekkie, wpadające w ucho "Heeeey, ahahaha...". W tle słychać nawet dęciaki i smyczki, co tylko nadaje stronie B lżejszy charakter. "All night dancin'" to już jednak zapowiedź zbliżającego się "Off the wall", ze slapującym oktawami basem i tanecznym rytmem. I jeden z najważniejszych momentów każdej płyty - czyli zakończenie. Wstęp na klawiszach, szybkie wejście pozostałych instrumentów (z moim kochanym czterostrunowcem na czele). Zdaje się, że Jacksonowie (i sam Michael) pozostawili po sobie lekki smak na więcej. A więcej nadchodzi już za rok:)
Pozdrowienia, paluszki od pisania bolą:)
Speed Demon
Z dedykacją dla Luth i Spearmint:)
Last edited by Speed Demon on Fri, 12 Oct 2007, 22:37, edited 1 time in total.
Ja bym się spierał - co rozumie się przez pojęcie 'klasyczny Michael'. Jeżeli chodzi o brzmienie [świetne] rodem z klasycznego, dobrego r'n'b orientowanego na soul, to wyznacznikiem tej klasyczności jest chyba Off The Wall - i tu, oczywiście, mamy preludium do tego w postaci "Destiny", które jest brzmieniowo bardzo podobne - i zapowiada ten album. Z kolei przepaść [muzyczna] dzieląca "Destiny" od "Goin' Places" jest znacznie większa, to zupełnie inne brzmienia. Ja wolałem zawsze "Goin' Places", tak niesłusznie ignorowane. A "Destiny" ma w sobie to coś, trzeba to poznać i ja - mam nadzieję - wkrótce znów wezmę się za tak upragnione słuchanie wszystkich tych płyt i jestem przekonany, że odkryję w "Destiny" wiele nowych dźwięków. Bo to naprawdę nie jest zły album. Lektura obowiązkowa.
Klasyczny Michael - hmm, Michael, który trzymał się pewnego stylu muzycznego, aż przyszło "Bad" i zaczął dużo bardziej eksperymentować brzmieniowo na plus. Aha, jak napisałem, ja znam naprawdę niewiele Jacksonów, w całości tylko "Destiny" i "Victory", więc proszę nie krzyczeć;) dzięki za przeczytanie:)
Speed Demon wrote:Zawsze mnie dziwiło, że na naszym kochanym forum bardzo dużo dyskutuje się o Michaelu, ale dużo, dużo mniej o jego muzyce
Też mnie to dziwi. Najsłabasze ogniwo został stworzony właśnie w celu, by choć trochę to zmienić. Stąd później umieszczam wyniki w tym dziale. Niedługo płyty The Jacksons, tak przy okazji
zawsze będę się starał to zmienić (choć jeszcze mi się to nie udało;). Dlatego kiedy zakochałem się w "Destiny" postanowiłem przelać swoje uczucia jednocześnie na klawiaturę i monitor.
Kibicuję.
Bardzo lubię płytę Destiny. Jest ciepła i tak, jak napisał Przemek, bliska brzmieniu Off The Wall. Trudno mi zrozumieć, że ktoś może siegnąć po OTW i się nim zachwycać, a ignorować ten krążek.
Muzyka Michaela i braci nie była tak przeładowana, jak solowe produkcje z lat 80 i 90. I dużo tu radości z tworzenia, bez potrzeby wyścigu o rekordy. To z korzyścią dla brzmienia. Triumph był jeszcze ambitniejszym dziełem i bliskim temu, co MJ robił sam póżniej.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
kaem wrote:
Triumph był jeszcze ambitniejszym dziełem i bliskim temu, co MJ robił sam póżniej.
A wiesz, ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć tej płyty. Naprawdę. Często ją ignorowałem, nie brałem pod uwagę, bo... nie zrozumiałem jej. Jestem przekonany, że gdy teraz jej wysłucham - po dość długiej przerwie - odczuję, że to jest arcydzieło, bo wtedy chyba jeszcze nie mogło to do mnie trafić.
Co do przeładowanych produkcji - to jest właśnie powód, dla którego nie przepadam za solowymi produkcjami Michaela. No dobrze, od Dangerous wzwyż. W płytach z lat 70-tych odnajduję prawdziwą muzykę i radość z niej. I autentyczność. Całkowicie nie działają na mnie z kolei żadne triki producenckie, nowoczesne aranżacje, kombinacje produkcyjne itp. Jestem na to niewzruszony jak głaz - i tak już chyba pozostanie. Sądzę, że gdyby te - piękne same w sobie - piosenki zagrać okrojone z tych wszystkich udoskonaleń technicznych - powstałoby coś o niebo lepszego. A mi w "HIStory", czy "Dangerous" po prostu brakuje autentyczności. Nie zważając oczywiście na to, jak olbrzymi sentyment mam do tych płyt.
Destiny - zauważyłem - to wzór dla dzisiejszych artysów parajacych się starszą muzyką funkową. Często zdarza mi się słyszeć jakieś nawiązania. Wydaje mi się, że wielu spośród mających dziś aspiracje do tworzenia dobrego popu, czy r'nb, powinno sięgnąć po ten album. Bo to jest bardzo dobra lekcja, jak powinno się tworzyć takie płyty.
"Destiny" - PRZEZNACZENIE
(każdy z Nas je otrzymał w chwili narodzin)
i ma całe swoje życie, by nim pokierować tak,
aby po latach powiedzieć: WARTO BYŁO TAK ŻYĆ.
Michael na Destiny pokazuje, że tych dróg wyboru jest wiele.
Tylko od nas samych zależy którędy pójdziemy, aby dojść do celu.
Destiny to jedna z moich ulubionych płyt braci(zaraz po Triumph).
Krążek jest niesamowity:od okładki,przez zawartość aż po "to coś".To coś,czego nigdy nie spotkam u innych wykonawców-ja to wiem.Kiedy słyszę muzykę Jacksonów mam wrażenie,że oni to robią z czystej przyjemności:nie męczą siebie ani odbiorców.Całość przebiega tak płynnie i tak przyjemnie, to po prostu uczta dla ucha.
Rozpoczyna się radośnie:BIOTB.Podczas pierwszego przesłuchania chciałam przełączyć;do takiego stopnia nie podobał mi się wstęp.Dopiero po chwili zorientowałam się,jak wielki błąd bym popełniła gdybym to zrobiła. .
Ostatnio zakochałam się w "That's What You Get [For Being Polite]".Uwielbiam ten klimat.
I tytułowy utwór...Ta początkowa gitara.Kiedy pierwszy raz słuchałam "Destiny" myślałam,że pomyliłam płyty.I te przejścia pod koniec utworu.Człowiek ma nadzieję,że to już finito,a tu zgrabny zakręt i ciąg dalszy.
Bardziej lubię słuchać strony B. Wolę ballady niż disco.
Szkoda,że Jacksonowie przestali razem tworzyć.Świetnie im to wychodziło.
Szkoda.
"I ona , to sztuka
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."
20 stycznia 2008 w demokratycznym głosowaniu forumowicze w tym temacie uszeregowali piosenki z albumu Destinyod najniżej do najwyżej przez nich cenione. Oto wyniki:
8. All Night Dancin' 7. Destiny 6. Push Me Away 5. Bless His Soul 4. Things I Do For You 3. Shake Your Body [Down To The Ground] 2. That's What You Get [For Being Polite] 1. Blame It On The Boogie
Poniżej można komentować wyniki.
_________________ Chcieć ciut więcej, żaden wstyd
Lepiej, piękniej- żaden grzech