Fanką Michaela jestem dopiero do niedawna, bo zaledwie od początku lipca. Nie wiem dlaczego wcześniej nie odkrtłam jego geniuszu...
Pierwszy kontakt z Michaelem nawiązałam poprzez (zupełnie przypadkowe) natknięcie się na "Thrillera" gdzieś w Internecie. Obejrzałam do momentu kiedy zmienia się w wilkołaka (czy co to tam w ogóle jest) i zwijając się ze śmiechu wyłączyłam. Kilka dni później powiedziałam o tym tacie. Kiedy wrócił z pracy zobaczyłam w jego ręku torbę z Media Markt (mała kryptoreklamka). A wniej...Michael Jackson Number ONES! Zdiwiłam się, ale zaraz mi wytłumaczył, o co chodzi. Powiedział, że poznawanie osoby, czy właściwie twórczości przez "głupi Internet" nie jest najmądrzejsze. Następnego dnia odpaliłam płytke. pierwszych dwóch kawałków nie byłam w stanie ani obejrzeć, ani posłuchać. przełączyłam od razu na znajomi mi (częściowo) Thriller. Obejrzałam do końca i się zachwyciłam. Do końca płyty siedziałam w fotelu z otwartymi ustami. Od tamtej pory w miarę możliwości oglądam teledyski codziennie. jak mam zryty humor, patrzę na boskiego M. na tapetce i od razu mi lepiej. Brat mnie wkurzył? "they don't care about us" na cały regulator i już w porządku.
Ostatnio nawet zabrałam się do nauki tańca w stylu Michaela. Dzięki kilku stronkom i poradom na nich nauczyłam się barzo szybko moonwalka i teraz codziennie ćwiczę starając się doprowadzić go do perfekcji. Wczoraj pół dnia poświęciłam na ćwiczenie układu z Thrillera. Znajomi myślą, że jestem wariatką, ale ja sama tak nie uważam i zamierzam kontunuować naukę.
Życzcie mi szczęścia!
