
I can’t believe the things I see.
Rozdział 1
Była to już dziewiąta, na szczęście ostatnia na dziś godzina wykładów. Dobrze, że chociaż mieliśmy filozofię z prof. Rotwoodem. U niego raczej to była debata, a nie typowy wykład, co bardzo lubiłam. Uważałam, że takie coś jest potrzebne na psychologii.
Dziś dyskutowaliśmy na temat życia gwiazd. Większość moich kolegów i koleżanek mówiła, albo że sławni ludzie to są okropni, źli i niewiadomo, co jeszcze, znowuż przez drugich aż kipiała miłość do wszelkiego rodzaju znanych osób.
Potem nasza dyskusja zeszła na temat: „Co byśmy zrobili, gdybyśmy spotkali sławną osobę”. Czegoż innego by się spodziewać niż: „Nie wiem, tego się nie da przewidzieć”.
A wkrótce profesor popatrzył się w moją stronę wyczekująco. No tak, jakżeby inaczej. Największa prymuska na roku zawsze musi się wypowiedzieć. Poza tym to aż dziwne, że nie poczułam jeszcze tej potrzeby do tej pory. Może to dlatego, że raczej moje poglądy nie pokrywały się z resztą mówców.
-Jessico, a może ty się wypowiesz, co sądzisz na ten temat?
-Hmmm… Ja osobiście uważam, że każda sławna osoba, to tak naprawdę zwykły człowiek z ogromnym talentem i wielkim szczęściem. I dlatego ja staram się traktować ich jak zwykłych ludzi, takich, jakich codziennie spotykam na ulicy. Nie piszczę i nie biegam po autografy i zdjęcia, tak jak robi to większość ludzi. Chcę im choć trochę ułatwić dążenie do normalnego życia. Wiem, że jedna osoba praktycznie nie ma na to wpływu, ale mimo wszystko, dla takiej gwiazdy to kilka sekund więcej wolnego.
-Interesująca wypowiedź. A co byś zrobiła gdybyś spotkała samego Michaela Jacksona? – Zastanawiałam się, czy wiedział, że jestem jego fanką, czy tylko tak strzelił, jako, że była to ostatnio osoba najbardziej „na topie”. Raczej to drugie, bo skąd miałby wiedzieć.
-Przeszłabym dalej, jakby nigdy nic.
-Myślisz, że dałabyś radę?
-Myślę, że tak. Uodporniłam się przez tyle lat uświadamiania sobie, że jest on zwykłym człowiekiem, tak jak każdy z nas.
-Rozumiem. Kochani, chciałbym wam powiedzieć, że jest tu pewna osoba, która przysłuchuje się waszym opiniom. Moje pytanie do Jessicy o konkretną osobę też nie było zadane bezcelowo. Wiem, że może wyda się wam to dziwne, ale całej naszej dyskusji przysłuchiwał się sam Król Popu – Michael Jackson. – Większość ludzi obecnych na sali otworzyło buzie i wybałuszczyło oczy. Ja tylko z zainteresowaniem uniosłam brew. – Poprosimy pana Michaela o podsumowanie naszej dyskusji. – Mężczyzna wyszedł z pokoiku koło wejścia do sali, a praktycznie cała sala zaczęła piszczeć. On tylko stanął, splótł ręce i zarumieniony spuścił głowę. Gdy studenci trochę się uspokoili powiedział:
-Witajcie. Zostałem poproszony o wyciągnięcie wniosków z waszych opinii. Cóż, wielu z was myśli jak zupełna większość naszego społeczeństwa, czego, broń Boże, nie uważam za złe, aczkolwiek męczące – zaśmiał się. – Bardzo interesująca, bo jeszcze nigdy się z taką nie spotkałem, była wypowiedź pani… yyym… - tu spojrzał się na mnie.
-Jessicy – pomógł mu Rotwood.
-Tak, pani Jessicy – uśmiechnął się do mnie. – Byłoby miło, gdyby chociaż część ludzi miała takie poglądy jak ona. – Docenił mnie. To miłe, gdy twój idol od 12 lat, Cię zauważy.
Potem był czas studentów na zadawanie pytań gościowi. Muszę przyznać, że jak głupie by te pytania nie były, Michael zawsze potrafił na nie odpowiedzieć z klasą i humorem. Podobało mi się to. Nawet zrobiło mi się trochę żal, gdy zajęcia dobiegły końca, bo miło się go słuchało.
**
-Dzień dobry – usłyszałam za sobą, gdy szłam korytarzem w kierunku wyjścia z uczelni. Skądś znałam ten głos… Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam przed sobą samego Michaela Jacksona.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niego.
-Chciałem pani powiedzieć, że naprawdę podoba mi się pani opinia – po jego ustach błądził delikatny uśmiech.
-Tak, wiem. Ale dziękuję.
-Chciałem, żeby zabrzmiało to bardziej osobiście. A tak w ogóle, to Michael jestem – wyciągnął rękę w moim kierunku, odsłaniając przy tym swoje idealnie proste zęby.
-Jessica – podałam mu dłoń i tym sposobem przeszliśmy na „Ty”. Stojąc tak z Michaelem na korytarzu, łapałam zawistne spojrzenia ostatnich wychodzących z auli osób.
-Bardzo interesująco się ciebie słucha. Chciałbym mieć kiedyś okazję z tobą porozmawiać i poznać więcej twoich poglądów. – Zapadła krępująca cisza. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu on kontynuował. – Wiem, że może to trochę dziwnie zabrzmi, ale… yyym… Noo… - zaczął się plątać, jakby nie wiedział, co w końcu chce powiedzieć. W końcu wypalił - Masz Skype’a? – Zrobił to tak niespodziewanie, że aż wybuchłam śmiechem. Natomiast jego twarz przybrała dziwny wyraz. Z jednej strony zawstydzony, chyba lekko zażenowany, z drugiej uśmiechnął się bardzo szeroko.
-Jasne – wyjęłam kartkę i długopis z torby, po czym napisałam mu mój login, imię i nazwisko, i podałam nie łudząc się, że mi odpisze. Niestety, ale fajnie by było.
-Hmm… Dzięki. Tylko, błagam. Uwierz, gdy napiszę, że to ja, ok?
-Taaa. Dobra, ja muszę iść. Pa.
-Paaa…
Odwróciłam się w kierunku drzwi, przeszłam kawałek, ale po chwili znów się odwróciłam, bo nie chciałam, żeby moja rozmowa z Michaelem tak wyglądała. Cały czas stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam.
-Wiesz? Fajnie masz.
-Dlaczego? – Spytał szczerze zdziwiony.
-Bo możesz wszystko, co chcesz.
-To się tak tylko wydaje – zaśmiał się delikatnie.
-Nie wiem. Może. Nie znam się – i poszłam do domu. Tylko potem wyrzucałam sobie, że skoro i tak tracił dla mnie czas, to mogłam wziąć od niego autograf.
Proszę o komentarze