Brak tolerancji dla grubych?
Brak tolerancji dla grubych?
Ciekawi mnie, co sądzicie o kreowaniu sztucznego świata, w którym rządzi anoreksja i wystające kości?
Ja osobiście wolałabym być nieco przy ciałku ale nie mogę bo gdy ważyłam 70 kilo byłam odrzucona przez znajomych i wyalnienowana. byłam inna. Media kreują wizerunek kobiety 50-30-50, która ledwo co sie na nogach trzyma a tyle pięknych modelek mogłoby być na ich miejscu. Np. Crystal Renn. Mawiają o niej, że to gruba modelka. Ale ona nie jest gruba tylko przeciętna. Na ulicy chyba jest najwięcej dziewczyn z rozmiarem 40? I nie mówię tego jako jakaś otyła niewiasta, sama nosiłam 42 i wiem jak jest!
A co wy o tym sądzicie? Myślicie, ze media mają wpływ na szczerzenie się anoreksji? (Dodam, ze sama wyszłam z początkowego stadium bulimii). Zapraszam gorąco do dyskusji.
Ja osobiście wolałabym być nieco przy ciałku ale nie mogę bo gdy ważyłam 70 kilo byłam odrzucona przez znajomych i wyalnienowana. byłam inna. Media kreują wizerunek kobiety 50-30-50, która ledwo co sie na nogach trzyma a tyle pięknych modelek mogłoby być na ich miejscu. Np. Crystal Renn. Mawiają o niej, że to gruba modelka. Ale ona nie jest gruba tylko przeciętna. Na ulicy chyba jest najwięcej dziewczyn z rozmiarem 40? I nie mówię tego jako jakaś otyła niewiasta, sama nosiłam 42 i wiem jak jest!
A co wy o tym sądzicie? Myślicie, ze media mają wpływ na szczerzenie się anoreksji? (Dodam, ze sama wyszłam z początkowego stadium bulimii). Zapraszam gorąco do dyskusji.
Ostatnio zmieniony sob, 12 cze 2010, 11:24 przez Eva, łącznie zmieniany 1 raz.

Tak tak tak tak i tak.
Też mam z tym problem. Z ciągłym przeliczaniem czy aby nie jest za dużo, czy może czas jeszcze bardziej się katować? Myślę, że tak na prawdę najbardziej cierpią na tym nastolatki, którym wydaje się że skoro tylko kobiety chude (nie szczupłe!) są pokazywane na okładkach lub chodzą po wybiegach, to tak powinna wyglądać każda z nas.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak się zacznie, później trudno z tego wyjść. Nie chodzi mi o samą anoreksję czy bulimie. Już o sam tok myślenia ' jestem za gruba. muszę coś z tym zrobić'. Obsesyjne liczenie kalorii, ćwiczenie czy nie daj Boże głodówki..
Bez telewizji, internetu, gazet było by o wiele łatwiej.
Też mam z tym problem. Z ciągłym przeliczaniem czy aby nie jest za dużo, czy może czas jeszcze bardziej się katować? Myślę, że tak na prawdę najbardziej cierpią na tym nastolatki, którym wydaje się że skoro tylko kobiety chude (nie szczupłe!) są pokazywane na okładkach lub chodzą po wybiegach, to tak powinna wyglądać każda z nas.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak się zacznie, później trudno z tego wyjść. Nie chodzi mi o samą anoreksję czy bulimie. Już o sam tok myślenia ' jestem za gruba. muszę coś z tym zrobić'. Obsesyjne liczenie kalorii, ćwiczenie czy nie daj Boże głodówki..
Bez telewizji, internetu, gazet było by o wiele łatwiej.
- invincible_girl ;)
- Posty: 550
- Rejestracja: ndz, 15 cze 2008, 18:23
- Lokalizacja: Capricious anomaly in the sea of space
Hmmm... Uważam, że szczupli ludzie powinni być modelami/modelkami. Takie 36. Ja nosze 38-40 i waże 70,09 przy wzroście 1,76 m. I fatalnie sie czuje. Normalnie "gruba krowa". Tak właśnie jest...
Ale nie uważam, że wszyscy powinni być chudzi i w ogóle. Niech każdy bedzie takim, jakim sie dobrze czuje.
Troche mnie juz wkurza ciagle czytanie "jak schudnac ?!" i pokazywanie babki o rozm. 36 na okladce.
Ale nie uważam, że wszyscy powinni być chudzi i w ogóle. Niech każdy bedzie takim, jakim sie dobrze czuje.
Troche mnie juz wkurza ciagle czytanie "jak schudnac ?!" i pokazywanie babki o rozm. 36 na okladce.

Never say goodbye, because saying goodbye means going away. And going away means forgetting. Peter Pan
A ja się Ewa spytam, czy Ty masz jakaś obsesję na punkcie odchudzania?:|
Ja tam mam ogólnie gdzieś co kreują media. Ja sama noszę 40, za grubą się nie uważam, nie dbam przesadnie o figurę. Staram się cały czas utrzymać stałą wagę w moim przypadku to jest 63 kg przy 168 i nie czuję się wyalienowana w żaden sposób.
Może niektórzy myślą że jestem pulpetem, ale nic mnie to nie obchodzi.
Kiedyś miałam z tym problem, na szczęście ,,rozsądny" wiek szybko mnie z tego wyleczył.
Oczywiście że nie chciałabym być gruba ale to tylko dlatego że to jest po prostu niezdrowe, a poza tym Ameryki nie odkryję w końcu otyłość jest chorobą. Nie chcę jeść dużo słodyczy bo grozi to cukrzycą itp.
Poza tym nikt od nikogo nie wymaga, rozmiarów modelki...bez przesady.
Ewa jak wnioskują Twoi znajomi są nic nie warci skoro byłaś odrzucona przez wagę.
Ja tam mam ogólnie gdzieś co kreują media. Ja sama noszę 40, za grubą się nie uważam, nie dbam przesadnie o figurę. Staram się cały czas utrzymać stałą wagę w moim przypadku to jest 63 kg przy 168 i nie czuję się wyalienowana w żaden sposób.
Może niektórzy myślą że jestem pulpetem, ale nic mnie to nie obchodzi.
Kiedyś miałam z tym problem, na szczęście ,,rozsądny" wiek szybko mnie z tego wyleczył.
Oczywiście że nie chciałabym być gruba ale to tylko dlatego że to jest po prostu niezdrowe, a poza tym Ameryki nie odkryję w końcu otyłość jest chorobą. Nie chcę jeść dużo słodyczy bo grozi to cukrzycą itp.
Poza tym nikt od nikogo nie wymaga, rozmiarów modelki...bez przesady.
Ewa jak wnioskują Twoi znajomi są nic nie warci skoro byłaś odrzucona przez wagę.
-
- Posty: 40
- Rejestracja: ndz, 06 cze 2010, 18:57
- Lokalizacja: Wielkopolska
- Dama Kameliowa
- Posty: 374
- Rejestracja: pn, 24 sie 2009, 12:52
Nie jestem zaraz taka strasznie otyła, ale nie uważam, że kobiety o pełniejszych kształtach (nawet bardzo) są w jakiś sposób brzydsze czy gorsze. Podstawą jest umieć o siebie zadbać, mieć piękne paznokcie, zawsze umyte włosy, ładnie pachnieć i umieć dobrać strój. Sylwetkę warto utrzymywać-dla zdrowia. Jednak piękną można być bez względu na kilogramy.
Tak, ponieważ około dwóch lat borykałam się z zaburzeniami odrzywiania. Teraz wiem również jaki wpływ mają na mnie szkieletowe modelki, i że to nie działa zdrowo na nastolatki. W ogóle pamiętam jak wszyscy stawiali mnie kiedyś na najgorszym miejscu "Gruba świnia, salceson wstrętna ogrzyca" a teraz krzyczą do mnie na ulicy "hej laska".Anet18 pisze: ja się Ewa spytam, czy Ty masz jakaś obsesję na punkcie odchudzania?:|
Wiem, ze to strasznie puste. Widzę jak się nienawidzi grubych ludzi. I to przez media.

- Dama Kameliowa
- Posty: 374
- Rejestracja: pn, 24 sie 2009, 12:52
odżywianiaEva pisze:odrzywiania
Z innej paki to nawet Michael lubił mieć w teledyskach jakieś smukłe babeczki. Jeszcze nie widziałam żadnej puszystej kobiety w jego teledysku, albo w jakimkolwiek innym.
Nie wiem jak można dyskryminować kogoś przez jego sylwetkę. Bo co, jak ktoś jest gruby, to może żre tonami i się nie rusza? A chude miss to co? Jedzą więcej niż osoba z nadwagą, przeważnie nie uprawiają więcej sportów niż cięższe koleżanki, a to im zarzucają lenistwo i obżarstwo. Często ktoś ma nadwagę bo ma nadwagę i tyle. Są też dziewczyny o szerokich kościach miedniczych (np. ja). Mogą nie jeść, umrzeć z głodu, schudnąć 50 kg a i tak będą szerokie. Często są szczupłe, ale po prostu szerokie. I taka dziewczyna też spotyka się z dyskryminacją. Ja nie mogę na siebie znaleźć żadnej bluzki czy spodni. Zawsze jest wór w udach, na tyłku, w łydkach, ale przynajmniej mogę się zapiąć. Jak coś ładnie na mnie leży, to uciska. Bluzki-szaty Dumbledora w ramionach, plecach, brzuchu, a na biodrach ledwo się opinają. To męczące. Wiem, że nie na każdego są ciuchy, ale daczego nie mogliby znaleźć granicy między wysuszonym kabanosem a 1000 kilogramową kobietą? Naprawdę trudno znaleźć dla siebie coś fajnego. Ładne rzeczy są w granicach rozmiaru (podam na spodnie bo się nie znam =P) 26-28.
I po co to wszystko?
Dołączę do dyskusji.
Podkreślam że to jest tylko moje skromne zdanie.
Po pierwsze w człowieku najważniejsze jest wnętrze, charakter, osobowość. Nie dobieram sobie przyjaciół po BMI. Mam kilka cudownych przyjaciółek przy kości, nie przeszkadza mi to. Bo najważniejsze dla mnie jest to, że przy nich czuję się szczęśliwa, że mam z nimi wspólny język.
Dla mnie figura jest ważna; nie uciekam od wf-u, nie obżeram się słodyczami, w wakacje planuję zaangażować się w sport. Uważam że każdy powinien dbać o swoje ciało dla siebie, dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego, żeby czuć się dobrze.
Sama noszę rozmiar 34 i nie czuję się z tego powodu dumna ani lepsza od innych.
Podkreślam że to jest tylko moje skromne zdanie.
Po pierwsze w człowieku najważniejsze jest wnętrze, charakter, osobowość. Nie dobieram sobie przyjaciół po BMI. Mam kilka cudownych przyjaciółek przy kości, nie przeszkadza mi to. Bo najważniejsze dla mnie jest to, że przy nich czuję się szczęśliwa, że mam z nimi wspólny język.
Dla mnie figura jest ważna; nie uciekam od wf-u, nie obżeram się słodyczami, w wakacje planuję zaangażować się w sport. Uważam że każdy powinien dbać o swoje ciało dla siebie, dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego, żeby czuć się dobrze.
Sama noszę rozmiar 34 i nie czuję się z tego powodu dumna ani lepsza od innych.
Ja również wolę takich ludzi, ponieważ nie przejmuja się swoją wagą i cieszą sie życiem (jeśli są akceptowane). A ja zwyczajnie nie byłam, ZMUSILI mnie do schudnięcia. Zawsze jak zrobilam coś źle lub chcieli mi dokuczyć mówili: Ty to lepiej schudnij! Teraz gdy jestem szczupła nie mają mi czego wytknąć, poszłam na łatwiznę. Zamiast walczyć z nimi zaczęłam ze sobą. Schudłam 13 kg. Ja, obecnie czternastoletnia dziewczyna. I wiem, jak cholernie zepsułam swoją psychikę. Mimo rozmiaru S nadal nie jestem szczęśliwa. A ludzie, którzy uważają, że grube jest Beee fuu i nie można go pokochać robią to z winy prawdopodobnie mediów, a nastęnie nakręcają się sami. Dzieci potrafią bardzo dokuczać. Obecnie śmieją się z mojej ponad sto kilowej koleżanki, że to niezła laska. Wiem, że tak nie jest. Wiem, jak te same osoby zaczęły dostrzegać moje "wewnętrzne piękno dopiero gdy schudłam". Mam im to za złe, owszem ale toleruję ze względu na to, że mózg takiego młodego człowieka nie jest do końca wykształtowany i robi głupie rzeczy.MJwroc pisze:Mam kilka cudownych przyjaciółek przy kości
Btw. zdecydowałam się zmienić nazwę tematu, ponieważ mało osób się udziela a bardzo zależy mi na waszych opiniach.

Niestety dla wielu to wygląd jest stawiany na pierwszym miejscu a osobowość, wnętrze spadają na 2 miejsce albo jeszcze niżej. Wydaje mi się, że głupotą jest ocenianie ludzi po ich wyglądzie. Nie potrafiłabym odtrącić koleżanki tylko dlatego, że ma pare kilogramów za dużo. Tak samo, nie uważam, że dziewczyna chuda jak wieszak ma być piękniejsza i ogólnie lepsza od tej trochę "szerszej". Ta druga może być bardzo zgrabna mimo tych kilku kilogramów, być zadbana i mieć świetną osobowość.
Otyłym też trzeba dać szanse, trzeba ich poznać, ale ludzie wolą ich unikać. Stąd się bierze chora opinia, że grubsi są gorsi. Media mają nie mały wpływ na kreowanie tej opini. Wszędzie się widzi na okładkach gazet same ideały...
Ja sama nie należę do osób chudych. Jestem normalna, ale przyznaję, że chciałabym troszkę schudnąć. Podobnie jak invincible_girl ;) jestem wysoka (mam 177-178cm wzrostu), a przy takim wzroście nie można dopuścić do dużej otyłości. Nie idzie to w parze, bo się wygląda jak taka "baba" (wiecie co mam na myśli).
Wiadome: trzeba dbać o sylwetkę, zdrowo się odżywiać, uprawiać sport, ale wszystko w granicach rozsądku.
Otyłym też trzeba dać szanse, trzeba ich poznać, ale ludzie wolą ich unikać. Stąd się bierze chora opinia, że grubsi są gorsi. Media mają nie mały wpływ na kreowanie tej opini. Wszędzie się widzi na okładkach gazet same ideały...
Ja sama nie należę do osób chudych. Jestem normalna, ale przyznaję, że chciałabym troszkę schudnąć. Podobnie jak invincible_girl ;) jestem wysoka (mam 177-178cm wzrostu), a przy takim wzroście nie można dopuścić do dużej otyłości. Nie idzie to w parze, bo się wygląda jak taka "baba" (wiecie co mam na myśli).
Wiadome: trzeba dbać o sylwetkę, zdrowo się odżywiać, uprawiać sport, ale wszystko w granicach rozsądku.
A ja uważam że też ludzie otyli, grubi jak to tam nazwiecie sami trochę są winni temu,że niektórzy ich nie akceptują.
Bo skoro oni sami siebie nie akceptują to gdzie tu wymagać od innych akceptacji?
Znam pełno ludzi przy kości którzy siebie akceptują i sa po prostu duszami towarzystwa, nie mają problemów ze sobą dlatego też inni nie zauważają tego problemu. Sa lubiani z dużym poczuciem humoru.
A jak ktoś jest wiecznie smutny, nigdzie nie wychodzi bo jest gruby, wiecznie zakompleksiony to czego oczekuje?
Albo zaakceptuje siebie albo zmieni siebie tzn swoją sylwetkę, tak żeby był zadowolony. I tyle na temat.
Bo skoro oni sami siebie nie akceptują to gdzie tu wymagać od innych akceptacji?
Znam pełno ludzi przy kości którzy siebie akceptują i sa po prostu duszami towarzystwa, nie mają problemów ze sobą dlatego też inni nie zauważają tego problemu. Sa lubiani z dużym poczuciem humoru.
A jak ktoś jest wiecznie smutny, nigdzie nie wychodzi bo jest gruby, wiecznie zakompleksiony to czego oczekuje?
Albo zaakceptuje siebie albo zmieni siebie tzn swoją sylwetkę, tak żeby był zadowolony. I tyle na temat.
Media manipulują psychiką młodych ludzi, a jeśli dodać do tego brak wystarczającego wsparcia w rodzinie i docinki w towarzystwie to mamy katastrofę gwarantowaną.
Jednak droga w drugą stronę, gdzie grube uznawane jest za najfajniejsze, co obecnie obserwujemy w Stanach i co się wkrada coraz wyraźniej w modę, też nie jest fair. Na początku lat 90tych modelki przeciętnie nosiły rozmiar 38 (Cindy Crawford). Obecnie te same panie byłyby uznane za grubaski na wybiegu. Na wybieg trzeba mieć amerykański rozmar 0-2 (32-34) albo od 12 (od 44) w górę. Gdzie są normalne kobiety? Najwięcej kobiet tymczasem mieści się w przedziale 6-12 (38-42). Promowane są zatem wyjątki, odmienność, a media nadają temu wymiar obowiązujących standardów. Jak ktoś nie ma 36 i poniżej w pasie to jest grubasem. Stawiany jest znak równości pomiędzy zdrową figurą a bardzo niezdrową otyłością i nadwagą. Obecnie wręcz promowana jest nadwaga. Kobiety o bardzo obfitych kształtach przeprowadzają rewolucję, idą do telewizji, pokazują się mężczyźni - zwolennicy takich sylwetek (a czemu już je preferują mnie osobiście napawa obrzydzeniem, ale to już inna historia). To też jest bardzo niebezpieczne, przecież nie można promować nadwagi, ponieważ to prowadzi w prostej linii do szeregu chorób! Dlaczego nie promuje się przede wszystkim zbilansowanych diet, tylko diety cud? W efekcie większość społeczeństwa odżywia się na huśtawce, od "cięższych" okresów popada w skrajności głodówek. Sama dwa razy przeprowadziłam rygorystycznie jedną z najcięższych diet, kopenhaską. Zamiast wybrać zbilansowane odżywianie się przez rok postawiłam na dwa tygodnie ciężkiego odżywiania się. Schudłam, nie zaprzeczam. Wybebeszyłam też własny organizm ze wszystkiego co cenne. Jak ktoś ma za nic swoje zdrowie - "polecam" tę dietę. Najlepsza do zrzucenia naprawdę sporej ilości wagi. Rzeczywiście nie powoduje efektu jojo. Normalnie dieta cud.
Dopiero potem, na fali promowanego obecnie w USA zbilansowanego odżywiania się, doceniłam dobrą, długofalową dietę. I choć do dziś czuję zgubne efekty jedzenia lunchów w pracy na mieście (a odżywialam się tak w sumie krótko, około roku) i jednego lata w USA, gdzie jadłam głównie fastfoody w stylu Sfinksa (nawet jeśli nie był to McDonald's to uwierzcie mi, każda sieciowa knajpa to fast food, wiem co mówię bo pracowałam w Applebee's i nie jest ważne czy obiad tam kosztuje 10 zł czy 200 zł, sieciówka = szybko podane jedzenie głównie z mikrofali, no chyba że mamy do czynienia z mięsem z rusztu), to nie zamierzam przechodzić na żadne diety głodówkowe. W pracy patrzą na mnie jak na wariatkę, ponieważ przynoszę gotowane przez siebie obiady, jem małe porcje co cztery - pięć godzin, nie tykam białego cukru, białych makaronów, białego chleba i w sumie rzadko jadam słodycze (nigdy nie byłam ich zwolenniczką). Generalnie jestem postrzegana jako osoba na wiecznej, niezdrowej dla organizmu diecie, podczas gdy staram się jedynie stosować do zaleceń dietetyków. Nie patrzę na wagę. Od lat nie wiem, ile ważę. Staram się regularnie ćwiczyć. Jestem w tym ograniczona, nie mogę ze względu na kręgosłup robić wielu rzeczy które lubię. Odpada fitness, bieganie, jogging, taniec. Wszystko, co naprawdę lubię. Zostają "nudne" pilates, siłownia i joga oraz basen, po którym jestem wiecznie chora. Nieważne, ćwiczę. Czy jestem nienormalna, że totalnie eliminuję z mojej diety tłuszcze nasycone? Nasłuchałam się o ich zgubnym wpływie w USA do tego stopnia, że potrafię dość długo wybierać płatki śniadaniowe szukając tych o najmniejszej ilości tłuszczy trans i fat. Mogę zjeść słodycze z bardzo dużą ilością węglowodanów, byle nie miały tych tłuszczy (żelki i marshamallows czyli pianki to chyba jedyne słodycze o takich właściwościach, kiedyś przejrzałam skład wszystkich słodyczy dostępnych w sklepie). Za to tłustych ryb jem bardzo dużo. Polskie wędliny dostępne w sklepach tak dalece się popsuły, że zazwyczaj kupuję je już tylko w sklepach ze zdrową żywnością. Nie dotykam słonych przekąsek, bo za nimi nie przepadam. Nie korzystam w ogóle z rzeczy zawierających glutaminian sodu. Kostki rosołowe i mieszanki przypraw odpadają. Fanaberia? Nie, mnie po tym boli wątroba. Piję bardzo dużo wody i praktycznie nie dotykam "berbeluch" jak je nazywam, czyli napojów gazowanych. Gubi mnie regularnie pita na mieście kawa latte z sieciówek, alkohol (głównie piwo i kolorowe drinki, czyli totalna masakra) sączony ze znajomymi co weekend, ostatnio też niestety lody. Nie zamierzam jednak z tych "zgubnych" rzeczy rezygnować, życie musi mieć przecież smak. Choć jestem przeciwniczką fast foodów na codzień, nie oznacza to że nigdy w życiu go nie zjem. Nie jestem wyznawcą zdrowej diety, potrafię sobie odpuścić. Przede wszystkim jestem szczęśliwa. To, że winogrona mają dużo cukru nie oznacza, że nie powinnam ich dotykać. To jedno z najlepszych źródeł antyoksydantów, zapewniających skórze piękną jakość przez długie lata.
Myślę, że moda na zbilansowaną dietę na wzór tej lansowanej w USA doświadczonej przez obżarstwo swoich obywateli dotrze do nas zbyt późno. Wtedy, gdy już duża część społeczeństwa będzie miała ogromne problemy z odżywianiem, cierpiąc czy to na chorobliwą chudość i powiązane z tym choroby czy też na otyłość i skutki tejże. Pójdziemy po rozum do głowy o wiele za późno. Media zamiast brać już teraz przykład z rewolucji w Ameryce i krajach zachodu, chwilowo zapominają o tym, co najważniejsze. Tymczasem sieciówki są coraz tańsze, a dzieci pasione żywnością, której smak wzmocniony jest glutaminianem sodu nie docenia pełnowartościowej i naturalnej żywności, a potem zamieni się w dorosłych również wybierających potrawy o wzmocnionym smaku. Po szkodzie, czyli za jakieś 10-15 lat będziemy mądrzy i zaczniemy eliminować zabójców naszego zdrowia. Do tego czasu batoniki i chipsy mają zapewnione miejsce w automatach w większości polskich podstawówek. Trzeba pamiętać, że w przyszłości tych dorosłych z nadwagą czeka wykluczenie społeczne, ponieważ społeczeństwo może akceptować dostępność pokus, ale na pewno nie będzie akceptować wyrządzonych nimi skutków w otoczeniu.

Obejrzyjcie:
http://www.youtube.com/watch?v=WPB8yyuc ... 1&index=24
(to tylko pierwsza część, jeśli Was nie obrzydzi możecie oglądać dalej, Tyra w swoich programach często porusza temat dyskryminacji ze względu na wagę)
Jednak droga w drugą stronę, gdzie grube uznawane jest za najfajniejsze, co obecnie obserwujemy w Stanach i co się wkrada coraz wyraźniej w modę, też nie jest fair. Na początku lat 90tych modelki przeciętnie nosiły rozmiar 38 (Cindy Crawford). Obecnie te same panie byłyby uznane za grubaski na wybiegu. Na wybieg trzeba mieć amerykański rozmar 0-2 (32-34) albo od 12 (od 44) w górę. Gdzie są normalne kobiety? Najwięcej kobiet tymczasem mieści się w przedziale 6-12 (38-42). Promowane są zatem wyjątki, odmienność, a media nadają temu wymiar obowiązujących standardów. Jak ktoś nie ma 36 i poniżej w pasie to jest grubasem. Stawiany jest znak równości pomiędzy zdrową figurą a bardzo niezdrową otyłością i nadwagą. Obecnie wręcz promowana jest nadwaga. Kobiety o bardzo obfitych kształtach przeprowadzają rewolucję, idą do telewizji, pokazują się mężczyźni - zwolennicy takich sylwetek (a czemu już je preferują mnie osobiście napawa obrzydzeniem, ale to już inna historia). To też jest bardzo niebezpieczne, przecież nie można promować nadwagi, ponieważ to prowadzi w prostej linii do szeregu chorób! Dlaczego nie promuje się przede wszystkim zbilansowanych diet, tylko diety cud? W efekcie większość społeczeństwa odżywia się na huśtawce, od "cięższych" okresów popada w skrajności głodówek. Sama dwa razy przeprowadziłam rygorystycznie jedną z najcięższych diet, kopenhaską. Zamiast wybrać zbilansowane odżywianie się przez rok postawiłam na dwa tygodnie ciężkiego odżywiania się. Schudłam, nie zaprzeczam. Wybebeszyłam też własny organizm ze wszystkiego co cenne. Jak ktoś ma za nic swoje zdrowie - "polecam" tę dietę. Najlepsza do zrzucenia naprawdę sporej ilości wagi. Rzeczywiście nie powoduje efektu jojo. Normalnie dieta cud.
Dopiero potem, na fali promowanego obecnie w USA zbilansowanego odżywiania się, doceniłam dobrą, długofalową dietę. I choć do dziś czuję zgubne efekty jedzenia lunchów w pracy na mieście (a odżywialam się tak w sumie krótko, około roku) i jednego lata w USA, gdzie jadłam głównie fastfoody w stylu Sfinksa (nawet jeśli nie był to McDonald's to uwierzcie mi, każda sieciowa knajpa to fast food, wiem co mówię bo pracowałam w Applebee's i nie jest ważne czy obiad tam kosztuje 10 zł czy 200 zł, sieciówka = szybko podane jedzenie głównie z mikrofali, no chyba że mamy do czynienia z mięsem z rusztu), to nie zamierzam przechodzić na żadne diety głodówkowe. W pracy patrzą na mnie jak na wariatkę, ponieważ przynoszę gotowane przez siebie obiady, jem małe porcje co cztery - pięć godzin, nie tykam białego cukru, białych makaronów, białego chleba i w sumie rzadko jadam słodycze (nigdy nie byłam ich zwolenniczką). Generalnie jestem postrzegana jako osoba na wiecznej, niezdrowej dla organizmu diecie, podczas gdy staram się jedynie stosować do zaleceń dietetyków. Nie patrzę na wagę. Od lat nie wiem, ile ważę. Staram się regularnie ćwiczyć. Jestem w tym ograniczona, nie mogę ze względu na kręgosłup robić wielu rzeczy które lubię. Odpada fitness, bieganie, jogging, taniec. Wszystko, co naprawdę lubię. Zostają "nudne" pilates, siłownia i joga oraz basen, po którym jestem wiecznie chora. Nieważne, ćwiczę. Czy jestem nienormalna, że totalnie eliminuję z mojej diety tłuszcze nasycone? Nasłuchałam się o ich zgubnym wpływie w USA do tego stopnia, że potrafię dość długo wybierać płatki śniadaniowe szukając tych o najmniejszej ilości tłuszczy trans i fat. Mogę zjeść słodycze z bardzo dużą ilością węglowodanów, byle nie miały tych tłuszczy (żelki i marshamallows czyli pianki to chyba jedyne słodycze o takich właściwościach, kiedyś przejrzałam skład wszystkich słodyczy dostępnych w sklepie). Za to tłustych ryb jem bardzo dużo. Polskie wędliny dostępne w sklepach tak dalece się popsuły, że zazwyczaj kupuję je już tylko w sklepach ze zdrową żywnością. Nie dotykam słonych przekąsek, bo za nimi nie przepadam. Nie korzystam w ogóle z rzeczy zawierających glutaminian sodu. Kostki rosołowe i mieszanki przypraw odpadają. Fanaberia? Nie, mnie po tym boli wątroba. Piję bardzo dużo wody i praktycznie nie dotykam "berbeluch" jak je nazywam, czyli napojów gazowanych. Gubi mnie regularnie pita na mieście kawa latte z sieciówek, alkohol (głównie piwo i kolorowe drinki, czyli totalna masakra) sączony ze znajomymi co weekend, ostatnio też niestety lody. Nie zamierzam jednak z tych "zgubnych" rzeczy rezygnować, życie musi mieć przecież smak. Choć jestem przeciwniczką fast foodów na codzień, nie oznacza to że nigdy w życiu go nie zjem. Nie jestem wyznawcą zdrowej diety, potrafię sobie odpuścić. Przede wszystkim jestem szczęśliwa. To, że winogrona mają dużo cukru nie oznacza, że nie powinnam ich dotykać. To jedno z najlepszych źródeł antyoksydantów, zapewniających skórze piękną jakość przez długie lata.
Myślę, że moda na zbilansowaną dietę na wzór tej lansowanej w USA doświadczonej przez obżarstwo swoich obywateli dotrze do nas zbyt późno. Wtedy, gdy już duża część społeczeństwa będzie miała ogromne problemy z odżywianiem, cierpiąc czy to na chorobliwą chudość i powiązane z tym choroby czy też na otyłość i skutki tejże. Pójdziemy po rozum do głowy o wiele za późno. Media zamiast brać już teraz przykład z rewolucji w Ameryce i krajach zachodu, chwilowo zapominają o tym, co najważniejsze. Tymczasem sieciówki są coraz tańsze, a dzieci pasione żywnością, której smak wzmocniony jest glutaminianem sodu nie docenia pełnowartościowej i naturalnej żywności, a potem zamieni się w dorosłych również wybierających potrawy o wzmocnionym smaku. Po szkodzie, czyli za jakieś 10-15 lat będziemy mądrzy i zaczniemy eliminować zabójców naszego zdrowia. Do tego czasu batoniki i chipsy mają zapewnione miejsce w automatach w większości polskich podstawówek. Trzeba pamiętać, że w przyszłości tych dorosłych z nadwagą czeka wykluczenie społeczne, ponieważ społeczeństwo może akceptować dostępność pokus, ale na pewno nie będzie akceptować wyrządzonych nimi skutków w otoczeniu.

Obejrzyjcie:
http://www.youtube.com/watch?v=WPB8yyuc ... 1&index=24
(to tylko pierwsza część, jeśli Was nie obrzydzi możecie oglądać dalej, Tyra w swoich programach często porusza temat dyskryminacji ze względu na wagę)
- invincible_girl ;)
- Posty: 550
- Rejestracja: ndz, 15 cze 2008, 18:23
- Lokalizacja: Capricious anomaly in the sea of space
Dzieki wielkie za tego posta. Na prawde
Przynajmniej ominie mnie "dieta cud" i postawie na dluga diete. I wiesz, zaczne od tego, co napisalas, by cwiczyc i jesc male porcje co 4-5 godz. O zlym wplywie bialego makaronu, pieczywa i cukru wiem od mojej mamy, ale jakos nie zaprzestalam tego. Moze... A nawet na pewno masz racje. I pocieszylas mnie niezmiernie tym, ze marshmallow nie sa zle
Bo kocham je po stokroc. Co do tych przypraw, to fakt. I polece wam za razem Warzywko, ale z suszonych warzyw. Ma takie okienko foliowe, wiec mozna zobaczyc normalne kawalki marchewki itp
Wode, tak, rowniez duzo pije. Po prostu ja lubie. Zadziwia mnie ta duzo ilosc osob, ktorym woda "nie smakuje". To mnie zadziwia. Negatywnie. Tylko co tu poradzic, jak lubie smak Pepsi... Nie pije jej duzo, bo mniej wiece taka mala butelka co tydzien-dwa. Oooo, i musze polecic osobom, ktore chca schudnac, by zastapic slodycze owocami! Na prawde, z tym, to ja nawet dalam rade. Ubostwaialam czekolade, a teraz wystarczy mi do szczescia banan. Tak, banany zawieraja hormoy szczescia
No to OK. Oficjalnie, zaczynam przy was diete. Mam 1,76 m, dokladnie 70,07 kg (zwazylam sie przed chwila
). Od dzis zalecam sie do tego wszystkiego... Zobaczmy, co z tego wyjdzie... Czestsze porcje, bez cukru i glutaminianu sodu. Wiecej warzyw i owocow, woda. Koniec ze slodyczami. No, moje ukochane pianki zostaja
I cwiczenia... No dobra, zaczynam 




No to OK. Oficjalnie, zaczynam przy was diete. Mam 1,76 m, dokladnie 70,07 kg (zwazylam sie przed chwila




Never say goodbye, because saying goodbye means going away. And going away means forgetting. Peter Pan
Z gory przepraszam za brak polskich znakow ale klawisze mi dzialaja miernie. Post nie bedzie zbyt dlugi, lepiej pozniej ustosunkuje sie piszac z peceta. moze w punktach bo ta klawiatura mnie zabije.
Apropo filmiku thewiz, kobiety w tym programie sa grube. Tak 200 kilogramów to dla mnie duzo. ale nie 60 czy 70. To jest obled, zeby nazywac lekko okragle kobiety grubymi.
Masz tu troche racji. Ale jak mozna siebie akceptowac gdy codziennie slyszysz pod swoim adresem obelgi ? Mozna sie nie przejmowac ale to nie jest takie proste, z czasem przestaniesz sie lubic i wpadasz w bledne kolo braku akceptacji takze przez innych.Anet18 pisze:Bo skoro oni sami siebie nie akceptują to gdzie tu wymagać od innych akceptacji?
Nie popadajmy w skrajnosci. ani za chude (nie szczuple-chude) dziewczyny z ABC i wystajacymi kosciami ani grube (nie mowie o wadze 70 kg tylko ponad setce bo takie dziewczyny mozna nazwac grubymi) nie są za dobre. Najlepsza jest optymalna waga mieszczaca sie w granicach normy BMI. A czy ktos chce byc przy gornej granicy, czy przy dolnej to juz jego sprawa. Wazne zeby sie dobrze czul i wygladal zdrowo.thewiz pisze:Jednak droga w drugą stronę, gdzie grube uznawane jest za najfajniejsze
To jest trudne, gdy czytasz artykul o modelkach i widzisz pod spodem komentarze "Wyruchalbym". To jest puste, owszem ale grube dziewczyny bez chlopaka czuja sie wtedy bezwartosciowe. Uwiez, ze nawet madre, swietne z charakteru niewiasty sie tak poczuja. (wlasne doswiadczenie)Anet18 pisze:Albo zaakceptuje siebie albo zmieni siebie tzn swoją sylwetkę, tak żeby był zadowolony.
Apropo filmiku thewiz, kobiety w tym programie sa grube. Tak 200 kilogramów to dla mnie duzo. ale nie 60 czy 70. To jest obled, zeby nazywac lekko okragle kobiety grubymi.
