Tak, Panera Bread to sieciowka i moglas wpasc do jednej z wielu

. Jednak to mozliwe, ze bylas akurat w tej konkretnej, bo Michigan jest mniej wiecej godzine drogi z Sandusky

. Zatem jesli odwiedzilas Sandusky, Ohio (siedziba Cedar Pointu) to tak, to ta sama piekarnia

. Swoja droga nie wiem czy wiesz Basiu, ale Ohio i Michigan bardzo za soba nie przepadaja jako stany. Wszystko jest zwiazane z rozgrywkami footballu w lidze collegow. Pomiedzy glownymi collegami z tych stanow trwa opdwieczna rywalizacja. Zatem Ohio i Michigan sie nie lubia i to bardzo, podobnie jak Boston z Nowym Yorkiem z powodu owiecznej batalii Red Sox z NY Yankees. Teraz ta walka pewnie straci na sile bo wlasnie doszlo do trasnferu Manny Ramireza do LA Dodgers, ktory to transfer Red Soxi przyplaca slabszymi wystepami, a moj TZ (od lat fan jedynej slusznej druzyny Red Sox) zawalem serca jako ze Manny to jego ulubiony sportowiec a Dodgers to ulubiona druzyna sprzed lat.
Ale wracajac do tego co chcialam napisac... Hmm Tak mnie USA trzymaja , ze nie moge stad wyjechac. Wlasciwie to mialam dzis wsiadac do samolotu i zegnac sie z Chicago a witac z Warszawa dnia nastepnego nad ranem... Ale po 5ciu minutach namyslu i namowie mamy (tu w USA mam jednak spokojniejsze warunki do wkuwania na egzaminy do aplikacji, a to dla mnie priorytet w tym roku) postanowilam wczoraj przebookowac bilety i zostaje jeszcze miesiac w USA. Wracam...1 wrzesnia. Ech, chyba bede musiala sie ostro Krolowej z niesubordynacji tlumaczyc, ale mam nadzieje, ze mi wybaczy...
Zatem, USA znow w moim sercu wygralo. Zmykam do nauki.
To jeszcze melancholijny widoczek z okolic Sandusky.
Ponoc to w Polsce zima niedzwiedzie polarne biegaja po ulicach

. Oto zima 2005 w Sandusky, jak dla mnie to nigdy wczesniej i nigdy potem tyle sniegu na oczy nie widzialam

. Ponadto ten snieg zalegal przez caly dzien na wszystkich, nawet glownych ulicach i cale miasto doslownie stanelo. Jako ze byl to 23 grudnia, a my nie mielismy zrobionych zakupow na swieta to bylo dosc zabawnie. Na cale szczescie wybralismy sie po lopate pod wieczor, kiedy juz przekopali glowne drogi i po zakupie szpachli na stacji benzynowej wrocilsmy odkopywac samochod (hehe, wtedy jeszcze byl to truck 4x4) z parkingu. Po udanym kopaniu ( a bylo roboty co nie miara) udalo nam sie wkoncu pojechac do najblizszego sklepu (jakies 5 mil drogi od miejsca zamieszkania) i zrobic wreszcie zakupy.
Acha, po drodze totalnie wyglodnali wpadlismy do jedynej otwartej knajpy na burgera. Moj TZ dumnie pozuje w czapeczce Red Soxow, ktora to jest lupem wywiezionym z Nowego Jorku w trakcie finalow NY Yankees vs Boston Red Sox. Podczas ostatniej wycieczki zakupilismy w NY czapeczke niebieska. Jak tak dalej pojdzie to zrobi sie z tego kolekcja czapek zespolu z Bostonu zakupionych (koniecznie) w Nowym Jorku.
