Sugar pisze:Eeee tam, ja jestem narcyz i mi to nie robi ;D
Hmm...

Widać nie wystarczająco przerażające dla Ciebie... ]:->
A teraz z przymrużeniem oka

:
"Pan Kostuch"
Elliot wziął pudełko do ręki i przyjrzał mu się z bliska. Rozejrzał się dyskretnie, by sprawdzić, czy nikt go nie obserwuje. Nikt. Byli tylko we dwóch - on i Pan Kostuch. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Jeszcze przed kilkoma sekundami stał przed wystawą sklepu z używanymi rzeczami i przyglądał się starym, zakurzonym zabawką. Nagle jej uwagę przykuło bez reszty srebrno-czerwone pudełko, na którym szczerzyła zęby biała czaszka. Napis na pudełku głosił: PRZYWITAJ SIĘ Z PANEM KOSTUCHEM!
I już stał przy ladzie i trzymał je w dłoni. Pan Kostuch był zadziwiająco tani. Elliot omal nie podzielił się tym spostrzeżeniem ze starym sprzedawcą zabawek. Jednak coś go powstrzymało i po chwili wyszedł ze sklepu, a w jego plecaku leżało pudełko z plastikowym szkieletem.
Może podaruje go swemu braciszkowi na urodziny. "A może nie" - pomyślał chłopak, kiedy przyniósł Pana Kostucha do domu i rozsypał na podłodze zawartość pudełka; tysiące maleńkich kości.
-Suuuuper - powiedział Elliot i zamknął drzwi pokoju, by nie wszedł tam przypadkiem jego brat albo kot i nie pomieszał lub, co gorsza, pogubił jakichś części.
Złożenie Pana Kostucha nie było łatwą sztuką. Elliot nie znalazł żadnej instrukcji. Pewnie dlatego zabawka była taka tania. Chłopak przyjrzał się uważnie rysunkowi na drugiej stronie pudełka. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie napisać do producenta - tyle że nie znalazł nigdzie nazwy ani adresu firmy, która wyprodukowała szkielet. Poszedł więc jeszcze raz do sklepu, w którym go kupił i spytał starego sprzedawcę, czy nie ma jeszcze jednego Pana Kostucha i czy nie pożyczyłby mu instrukcji. Ale sprzedawca wzruszył tylko ramionami i wskazał na pustą półkę. To był ostatni egzemplarz. Jakiś antyk albo coś w tym rodzaju.
Kiedy Elliot próbował jednak złożyć dziwną zabawkę, pomyślał, że zrobiono ją chyba bardzo dawno temu, kiedy ludzie nie wiedzieli jeszcze dokładnie, z ilu kości składa się szkielet człowieka. Tak jak te stare układanki, na których nie ma Alaski.
Następnego dnia poszedł do biblioteki i odszukał książkę o szkieletach i innych ciekawych rzeczach. Znalazł tam mnóstwo fajnych i przerażających rysunków, przekroje jakichś narządów wewnętrznych, żył i temu podobnych okropieństw. Ale schemat szkieletu w niczym mu nie pomógł.
Choć próbował połączyć kości na wszystkie sposoby, wyginał je, upychał i wtykał w różne miejsca, kościotrup nie dał się złożyć. Palce odpadały od rąk, żebra ustawiały się w złe strony, brakowało stawów.
-Dobrze, że nie jesteś prawdziwym szkieletem - mruknął Elliot do Pana Kostucha. - Miałbyś spore kłopoty. Napis, który głosił: WSZYSTKIE KOŚCI LUDZKIEGO CIAŁA I WIELE WIĘCEJ! - najwyraźniej był nie tylko chwytem reklamowym.
Elliot przygotował pracę o szkieletach. Dostał szóstkę. Ale nie używał w swoich przykładach Pana Kostucha.
-Biedny Pan Kostuch - powiedział kiedyś braciszek Elliota, Bruce.
-Uciekaj stąd, Bruce - przeganiał go Elliot.
-Myślisz, że zabawki mogą kiedyś ożyć?
Elliot jęknął cicho.
-Nie! Tylko producenci filmowi wymyślają takie historie. W tym roku kręcą filmy o żywych zabawkach, a w przyszłym wymyślają jeszcze coś innego.
Elliot był zatwardziałym cynikiem.
-Ale w Pluszowym króliku ta zabawka ożyła - upierał się Bruce.
-Nie bądź naiwny. To tylko historyjka dla dzieci.
Elliot powrócił do pracy nad Panem Kostuchem. Widocznie złożył coś zupełnie odwrotnie, niż należało, gdyż właśnie w tej chwili Pan Kostuch kopnął go prosto w nos.
-Au! - wrzasnął Elliot ze zdumieniem.
-Czy Pan Kostuch ożył? - spytał podniecony Bruce.
-Nie. Ja sam to zrobiłem, a poza tym on nie mógłby ożyć, nawet gdyby inne zabawki to robiły. Bo jest szkieletem. A szkielety są martwe.
-Och - odparł słabo Bruce, zbity z tropu tym argumentem.
Elliot wypchnął go wreszcie z pokoju i zamknął drzwi, zanim chłopiec mógł zdać kolejne pytanie. Znowu pochylił się nad Panem Kostuchem - i od razu włożył palec między dwa stawy, które uszczypnęły go niemal do krwi.
-O nie! Mam tego dość! - krzyknął Elliot, rzucił Pana Kostucha na kupkę nie poskładanych jeszcze kości w pudełku i wyszedł z pokoju.
Obudziły go jakieś głosy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy jednak otworzył oczy, ujrzał tylko ciemność później nocy i usłyszał dźwięki, które zazwyczaj wypełniają uśpione mieszkanie.
"Nie ma sie czego bać - pomyślał. - To tylko sen..." Już niemal zasypiał, kiedy do jego uszu dotarł przytłumiony śmiech. Usiadł prosto i rozejrzał się po pokoju, pełnym ciemnych kształtów zabawek i gier. Nic się nie poruszało. Nikt nic nie mówił. Rozbawione śmiechy i pomrukiwania dochodziły z innego miejsca. Z przeciwległego krańca przedpokoju. Elliot wyskoczył z łóżka i zdecydowanym krokiem ruszył do pokoju swojego brata. Wchodząc do pokoju Elliot podszedł do biurka i stanął jak wryty.
-Pan Kostuch! - rzekł cicho i wziął głęboki oddech. - W porządku, Bruce. Jak to zrobiłeś?
-To nie ja - odparł chłopiec. - To Pan Kostuch. Powiedział mi co mam robić.
Pan KOstuch z pewnością nie był jeszcze idealnym szkieletem. Jednak Elliot, który korzystał z książek, opisów i programów komputerowych, nie potrafił złożyć porządnie nawet połowy z tego, co leżało teraz na biórku.
-To nieprawda! - powiedział krótko.
-Ależ tak! - wykrzyknął Bruce.
-Wymyśliłeś to sobie. Pan Kostuch, wyimaginowany przyjaciel Bruce'a - uśmiechnął się drwiąco, Elliot i spojrzał groźnie na brata, a potem na zabawkowy szkielet. Przez moment wydawało mu się, że szkielet również szyderczo się uśmiechnął.
-Weź sobie ten głupi szkielet! - krzyknął Elliot i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.
Tego samego wieczora Bruce zapukał nieśmiało do jego pokoju.
-Skończyłem Pana Kostucha - powiedział. - Chcesz zobaczyć?
-Nie - odburknął Elliot.
Bruce jednak pokazał mu szkielet. Nie miał wszystkich części, bo sprzedawca zabrał je i dołączył do innych kościotrupów. Z biednego Pana Kostucha zostały tylko resztki. Pan Kostuch nie wyglądał teraz na poskładanego z resztek. Nie wyglądał też jak zwyczajny szkielet. Bruce uzupełnił brakujące części kawałkami innych zabawek: dłonią lalki czy stopą plastikowego żołnierzyka. Jednak niesamowite wrażenie robiła czapka pajaca na białej czaszce i ubiór klowna zdjęty z innej zabawki.
-Dobra robota - rzekł Elliot.
-Naprawdę? - rozpromienił się Bruce.
-Tak. Idź już do łóżka.
-Dobranoc.
-Uhmm.... - odparł Elliot, nie odrywając spojrzenia od roześmianego kościotrupa.
Kilka minut po północy głośny krzyk wyrwał Elliota z łóżka. Natychmiast zerwał się na równe nogi i ruszył do przedpokoju. Omal nie zderzył się z Bruce'em, który także wybiegł ze swego pokoju. Między nogami chłopca prześlizgnął się kot. Elliot instynktownie pochwycił zwierzę. Kot wykręcał się na wszystkie strony, drapał i miauczał, a na podłogę upadł z głuchym trzaskiem jakiś niewielki przedmiot. Bruce podniósł z ziemi szkielet. Pan Kostuch usiadł na kolanie chłopca. Założył jedną nogę na drugą i wymachiwał wesoło żołnierską stopą. Uśmiechnął się do Elliota, który cofał się małymi kroczkami w kąt przedpokoju.
-Zdumiewające - powiedział Pan Kostuch chrapliwym, piskliwym głosem. - Zdumiewające co potrafią niektórzy żartownisie, prawda?
I roześmiał się głośno.