Krótki raport. Nie piszę ostatnio zbyt dużo, bo chyba musiałbym siedzieć codziennie w tym temacie, a czasu coraz mniej. Chyba coraz bardziej intuicyjnie muzykę odbieram.
To już stara prawda, ale wciąż mnie zaskakuje- że żyjemy w czasach pięknych dla muzyki. Dzięki internetowi, łatwości zostania muzykiem i dostępności do nas, odbiorców przez www, mamy ogromną ilość płyt dobrych i bardzo dobrych. I całą lawinę przeciętnych. Dlatego (propos ost. dyskusji nt. BS) szkoda mi czasu na niektóre płyty. Może są i fajne, ale jak nie dają nic ponad ala'idolowe interpretacje znanych i cenionych twórców, to naprawdę... Szkoda czasu, on tak ucieka.
Kasia Nosowska nagrała rok temu naprawdę dobrą, choć nierówną płytę. Miłe, że z tym samym współpracownikiem stworzyła rok później coś jeszcze- nawet jak są to tylko covery. Podobnie
Seal. Za dużo dla mnie się w muzyce dzieje, by tym płytom poświęcać dużo uwagi, ale oboje wspomniani muzycy są zacni. Nosowska jest przyjemnie szorstka i nieszablonowa, a Seal nieziemsko umuzykalniony. Jak słucham Jego
Soul, to momentami zaskakuje mnie tym, że umelodyjnia głosem już przecież tak na pamięć znane, bardzo melodyjne hity.
Koniec roku się zbliża. Pamiętam, jak byłem dzieckiem, to robiłem sobie takie podsumowania. Teraz bym nie śmiał. Muzyka dziś jest tak różnorodna, bogata i łatwo dostępna, że nawet jak przesłuchasz 200 nowych płyt, to wciąż jest za mało. Daję sobie więc spokój- szczególnie gdy co roku powtarza mi się sytuacja, że w kolejnych latach odkrywam płyty przynależące do roczników już zaprzeszłych, a nieodkrytych przeze mnie w swoim czasie. Na przykład w tym momencie skończyłem słuchać ostatniej płyty
Portishead. Bardziej podoba mi się płyta
Beth Gibbons & Rustin Man, wydana przed laty, a przesłuchałem ją dopiero w tym miesiącu.
Koniec roku upływa tradycyjnie pod znakiem reedycji. Mamy duet
Waglewski & Maleńczuk na płycie dwustronnej,
Waglewscy młodzi i stary na DVD,
Anna Maria Jopek ujawniła się na rynku światowym po latach, z
Upojeniem
Pata Metheny'ego. Mało tego- na rynku właśnie ukazał się box
2 Serduszka 4 Oczy, z płytą
ID, koncertową
Jo & Co (głównie z zapisem z koncertu we Wrocławiu, wokół którego krążyło klika osób z tego forum...) i płytą
Spoza, z nagraniami, które na płytę ID się nie zmieściły, a z sesji do tego krążka pochodzą. Wszystko uzupełnione grubą książeczką ze zdjęciami i opisami.
A ja jeszcze kupiłem sobie 3- płytową, wypasioną edycję 1 albumu
Pink Floyd The Piper At The Gates Of Dawn. Ile tu baśniowego mroku, szaleństwa i narkotycznych oparów.
Koncerty też inspirują do zakupów. Ba! Nawet mają do tego skłaniać. No i mam tym sposobem 2 płyty
Torda
Gustavsena-
Being There i
The Ground. Delikatne, a mające siłę dźwięki. Kibicuję Tordowi i choć już teraz przez wielu uważany jest za wybitnego, to wierzę, ze będzie jeszcze szerzej znany, bo dodatkowo obdarzony jest błogosławieństwem skromności.
A przy okazji koncertu
Low nabyłem płytę
Matta
Elliotta
Drinking Songs.
Tu więcej o płycie,a
tu obrazek towarzyszący płycie. Uprzedzam, że jest głęboko poruszający.
A wracając do tego roku.
Kings Of Caramel. Płyta wyprodukowana przez Maćka Cieślaka ze Ścianki z wokalem Michała Bieli z Kristen. Skojarzenia z Lenny Valentino? Każdy trop ocierający się choćby o LV zasługuje na uwagę.
Leniwe wariacje na przecięciu avant popu i folku owiane psychodeliczną aurą. Delikatne wokale Bieli, subtelna kolorystyka i wychuchane aranże uwrażliwione na każdy drobiazg dopełniają smaku. Wielka klasa i duża radość- napisano w Machinie. Dodatkowo płyta wydana jest na wzór trójwymiarowych książeczek. Płytą można się bawić.
2 ważne premiery.
Monkey Journey To The West Damona Albarna.
"Journey To The West" jest soundtrackiem do opery, a właściwie multimedialnego spektaklu, opartego na pochodzącej z czasów dynastii Ming legendy o krnąbrnej małpie podróżującej na Zachód. Przedstawienie po raz pierwszy wystawiono podczas Manchester International Festival, a następnie trafiło na deski londyńskiej Royal Opera House. sama muzyka nie była zwyczajową fuzją rocka i chińskiej muzyki, ale starannym i twórczym przetworzeniem nagrań dokonanych przez samego Albarna w Chinach - tych żyjących w tradycyjny sposób i opętanych nowoczesnością; sielskich wiejskich i rozjazgotanych miejskich. Te własne nagrania zderzone zostały z zachodnimi stylami kompozytorskimi, od folkującego Monteverdiego czy wielkoorkiestrowych romantyków, przez Belę Bartoka i minimalistycznego Erika Satie, po electro-pop i techno. Efekt końcowy, to muzyka ogromnie mozaikowa, multikulturowa i ponadczasowa, a jednocześnie efektowna i przystępna, która powinna zostać uznana za jeden z kamieni milowych w ewolucji muzyki XXI-wiecznej, przeznaczonej dla szerokiej publiczności, tak wiernej swoim tradycjom, jak i zafascynowanej innymi kulturami.
Grace Jones Hurricane. Kobieta jest ze wszechmiar interesująca, skoro takie tuzy chcą z nią współpracować. W albumie maczali palce: Wendy i Lisa z ex- bandu Prince'a, Tricky, Barry Reynolds, Brian Eno czy Sly & Robbie- duet który jak nikt inny potrafi rozbujać każde nagranie.
Słuchajcie mądrych ludzi. W radiu, w dobrych czasopismach, na dobrych serwisach. Jest ich trochę- screenagers, porcys, pitchwork, Machina, radiowa Trójka...
Wracam do nowej muzyki. Widzę, że w wielu podsumowaniach w czołówce jest płyta
TV On The Radio - Dear Science. Bardzo dobra płyta, przecząca, jak wiele zresztą, przekonaniu, że musi być nudno i odtwórczo, by nie bolało od wysiłku słuchania. Ja teraz nie mogę odkleić się od
Kelley Polar I need you to hold on while the sky is falling. Komu podobał się ostatni album Junior Boys, to płyta dla niego.
Audrey też są fajne, choć to już coś innego. I
Bon Iver. I...