: pt, 06 sty 2006, 17:15
W wyniku wykasowania przez moderatora pewnego wyrazu, który nie powiem jaki był, bo był brzydki, postanowiłam napisać w kąciku coś o wulgaryzmach.
Może nie tyle napisać, co przekopiować.
Rozmowa z językoznawcą, dr Grażyną Majkowską z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
GRUBE SŁOWA
Z językoznawcą, dr Grażyną Majkowską z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Wojciech Kozak.
Wulgaryzmy w języku polskim stają się coraz bardziej powszechne. Czy taka tendencja jest bezdyskusyjna i kompletnie nic nie możemy na to poradzić?
Jest dyskusyjna. Funkcjonuje takie przekonanie, pewien stereotyp o tym, że wulgaryzmów jest coraz więcej. Z własnego doświadczenia możemy podać ileś tam przykładów osób, które - nawet w sytuacjach oficjalnych, wtedy kiedy się zdenerwują - sięgają po "grube słowo", jak to się kiedyś mówiło. Ale wie Pan, tak myślę, że z wulgaryzmami jest jak z krowami i pasikonikami na łące - parafrazując Edmunda Burke’a. Krowy sobie spokojnie żują i ich nie słychać, a pasikoniki tworzą szum. I słychać właśnie tych, którzy klną, którzy używają słów uznawanych powszechnie za niestosowne, tak to powiedzmy. Ale serio mówiąc, zmiana niewątpliwie nastąpiła i ona dotyczy przede wszystkim tego, że wulgaryzmami posługują się także osoby wykształcone. Przed gabinetem rektora zdarzyło mi się kiedyś - oczywiście nie o rektora chodzi, ale o interesantów wybierających się do niego - usłyszeć mocne określenia. To zmiana środowiskowa, ale jest też zmiana dotycząca płci. Powiedziałabym, że często klną - w swoim gronie i w męskim towarzystwie - także kobiety, co było kiedyś uznawane za niedopuszczalne. Kobieta, która mówiła w ten sposób sama skazywała siebie na bycie gorszą!
Nawet słowo „kobieta" było kiedyś wulgaryzmem...
Tak, to prawda, ale nastąpiło tzw. polepszenie znaczenia. W językowej terminologii nazywamy ten proces melioryzacją znaczenia. A takich słów, które zmieniły i polepszyły znaczenie jest oczywiście więcej.
Jaka jest przyczyna posługiwania się wulgaryzmem? Ubóstwo słownictwa, poczucie ulgi emocjonalnej, chęć zapanowania nad światem?
Bardzo ładnie Pan to sformułował: chęć zapanowania nad światem. Z bezradności językowej, albo z bezradności życiowej może wyniknąć posługiwanie się wulgaryzmami. Jeśli nie radzimy sobie w trudnej sytuacji, to słowo wulgarne może, czy próbuje nam jakoś pomóc. Dzięki tak wyrażanym emocjom próbujemy ten świat opanować, próbujemy się do niego zdystansować. Jest w nas tak wiele agresji, że ona czasem zmniejsza się, jeśli dajemy jej upust właśnie w ten sposób.
Ale zauważam jeszcze inną rzecz. Ideał dżentelmena, czyli człowieka opanowanego, który ma
dystans do siebie i wobec świata, jest dzisiaj niepopularny. Dżentelmen nie klął, radził sobie inaczej.
Skąd się wulgaryzmy wzięły? Czy wpływ języka angielskiego nie był w tej materii kluczową kwestią?
Może w takim sensie, że bohaterowie filmów hollywoodzkich, ci silni mężczyźni, swoją siłę w ten sposób potwierdzają albo ją pokazują . Ale wulgaryzmy oczywiście są obecne w języku od staropolszczyzny, mają za sobą długą tradycję trwania. Powiedziałabym nawet, że one być może nawet historycznie były ciekawsze. Można by się pokusić o takie stwierdzenie, że jesteśmy od naszych klnących przodków mniej twórczy. Myślę, że tu nawet można mówić o pewnym ubóstwie słowotwórczym. W „Karafce La Fontaine’a” pisał o tym Melchior Wańkowicz.
Czy wulgaryzm jest błędem językowym?
To jest raczej sprzeniewierzenie się pewnej konwencji społecznej. Raczej w sferze etykiety, a nie w sferze błędu sytuowałabym używanie wulgaryzmów.
Złamaniem tabu?
O właśnie! Kultura potrzebuje tabu. Nie ma kultury bez tabu. Ale jeśli jest tabu, to każdego wolnego człowieka nęci jego przekroczenie. Mnie czasem także nęci to, żeby zobaczyć czy usłyszeć siebie właśnie w takiej roli. Być może nie mam tylko odwagi.
Czy przekleństwa i wyzwiska nie otwierają przypadkiem furtki dla prawdziwych wulgaryzmów?
Cóż to znaczy prawdziwy wulgaryzm ? To konwencja społeczna decyduje o tym, co jest uznawane za wulgaryzm, więc niewątpliwie określenia, które są obsceniczne, np. nazwy niektórych części ciała, użyte wtórnie we frazie: Ty... stosowane jako przezwiska stają się wulgaryzmami. Jeśli kogoś nazwiemy np. określeniem czteroliterowym, to w moim przekonaniu jest to już zachowanie wulgarne. Czy samo słowo czteroliterowe jest wulgaryzmem, czy tylko zwykłą nazwą, tu należałoby się już zastanowić. Ono bywa używane w funkcji wulgaryzmu.
Michał Wiśniewski bardzo spopularyzował i upowszechnił w mediach słowo "zajebiście", w posługiwaniu się którym nie widział niczego nieprzyzwoitego. Z kolei prof. Markowski na wykładzie w Instytucie Języka Polskiego nie pozostawił suchej nitki na tym słowie, uznając je za ordynarny wulgaryzm. Mamy tu chyba do czynienia z konfliktem pokoleń. Co pani radziłaby studentom, którzy chcą być na czasie i nie mogą sobie pozwolić na ostracyzm towarzyski. Bezkompromisowość?
Rad udzielam niechętnie. Odpowiem Panu anegdotą. Przyszedł do mnie kiedyś student zdenerwowany bardzo, zdawał egzamin i co drugie słowo dodawał "kurde". Tak po prostu. Kiedy zwróciłam mu uwagę bardzo się zaczerwienił, przeprosił, powiedział, że nie będzie. Wtedy na egzaminie nie umiał wyzbyć się tego słowa. W pewnym momencie skupiłam się na treści, żeby go dobrze ocenić i w ogóle przestałam je słyszeć. Ale gdyby tam było to słowo, którego użył pan Wiśniewski z zespołu „Ich Troje”, i o którym mówił prof. Markowski, to zapewne zareagowałabym ostrzej. Słowo to, moim zdaniem, nie powinno się pojawiać w tekstach czy w sytuacjach oficjalnych ze względu na etymologię. Jeśli sobie uświadamiamy, od czego pochodzi, no to myślę, że ani wobec rodziców, ani wobec kobiet nie możemy go użyć.
A więc jaka jest geneza tego słowa? I skąd jego wielka popularność?
Jest popularne, bo niektórym wydaje się mocne. A w mediach szukamy takich słów. Etymologia owego słowa jest oczywista - pochodzi ono od prymitywnego określenia stosunku seksualnego. To, w jaki sposób mówimy i myślimy, czy używamy określeń neutralnych, czy określeń prymitywnych, jednocześnie nas samych określa. Sprowadzenie tego, co może być piękne do zachowań wulgarnych mnie nie odpowiada. Być może odpowiada to panu Wiśniewskiemu. Nie wiem, należałoby jego o to zapytać.
Pytał mnie Pan o radę. Powiem rzecz niepopularną: studenci mają być po prostu dobrze wychowani i będę tego jako wykładowca od nich wymagać. Czasem wina leży też po stronie tych wykładowców, którzy przyzwalają na zachowania niezgodne z normami społecznymi.
Czy to słowo pochodzi ze Wschodu?
Należy do języka prasłowiańskiego. A więc niekoniecznie pochodzi ze Wschodu - oprócz Słowian Wschodnich mieliśmy także Słowian Zachodnich. Jest więc i u Rosjan, i u Czechów, i w gwarach ruskich też.
"Słowo stare, ogólnosłowiańskie, recesywne, reliktowe w gwarach, do tekstów literackich przed XX wiekiem nie wpuszczane, przez leksykografów dawnych pomijane”- pisze Andrzej Bańkowski w słowniku etymologicznym.
No właśnie, pomijane przez leksykografów z jednego powodu. Dlatego, że z założenia, z zasady słowniki miały w części charakter także normatywny, czyli słowa wulgarne nie wchodziły do słownika, chociaż istniały w języku potocznym. Słowniki ogólne były słownikami języka literackiego, który wypracował eufemistyczne określenia dla sfery tabu.
Prof. Miodek miał podobno powiedzieć , że "zajebiście" to tyle co "śmiertelnie".
Nie sądzę, nie można sprowadzać tego słowa tylko do jednego znaczenia. No, chyba że w konwencji żartu, więc zapewne zaproponował jeden z możliwych synonimów tego słowa. Profesor mógł też poczuć dyskomfort, gdy wszyscy wokół używają tego słowa z dezynwolturą. To jest ta różnica pokoleniowa. Ja nigdy nie używam wulgaryzmów. Wychowałam się, nie używając wulgaryzmów. Nie przejdą mi przez gardło. Mam inne sposoby radzenia sobie z agresją. Po prostu krzyczę okropnie albo używam innych określeń, podnoszę głos.
Czy prof. Markowski ma rację twierdząc, że to słowo jest wulgaryzmem. Opinie młodych są pod tym względem podzielone...
Opinie są różne. Pamiętam, że kiedyś pytał mnie student, który się założył z ojcem, czy to słowo jest wulgarne czy nie. Dla niego nie było, dla ojca było absolutnie. Jest więc różnica pokoleniowa. Podobnie, jak Pan powiedział, ze słowem "kobieta". Jeśli następuje tzw. polepszenie znaczenia, czyli jeśli etymologia jest dziś już dla młodych niejasna, jeśli nie wiedzą od czego ono pochodzi, to wulgaryzm może się wydawać słowem zwyczajnym. Jestem wprawdzie trochę młodsza od prof. Markowskiego, ale dla mnie także jest to słowo silnie nacechowane ujemnie i wulgarne. Więc decydujcie - myślę tu o młodszym pokoleniu - Państwo sami. Ale jeśli zwróciłby się ktoś do mnie z określeniem: napisała Pani taki "za..." tekst, to po prostu kazałabym mu wyjść.
Ale przyzna Pani, że to słowo wyraża jednak pozytywne emocje...
Owszem, to prawda, ale polszczyzna daje tyle innych sposobów wyrażania pozytywnych emocji.
Szukamy alternatywy, chcemy być oryginalni. Mówimy: "zarąbiście", "hardcore'owo". Jak Pani podobają się te słowa? I zapytam jeszcze: czy słowo tak lubiane przez lidera zespołu „Ich Troje” w końcu zaniknie, a może znajdzie tak trwałe miejsce w słowniku jak przysłówek "fajnie"?
Wie Pan co, tak naprawdę przysłówek "fajnie" już dziś jest trochę na marginesie! Słowa nie znikają od razu, zmieniają tylko miejsce - z centrum przesuwają się na peryferie i podobnie pewnie będzie ze słowem popularyzowanym przez pana Wiśniewskiego. Bo się nam znudzi, bo już nie będzie miało tej siły oddziaływania. Więc być może już pokolenie dziesięciolatków, które wejdzie np. do mediów za czas jakiś w ogóle o słowie starszych braci zapomni.
"Hardcore'owo" - wszystko w porządku: utworzone zgodnie ze sposobem tworzenia przysłówków w języku polskim, no być może z zapisem byłyby jakieś kłopoty, chociaż najmłodsi, jak zauważa w swoim „wypasionym” słowniku Bartek Chaciński zapisują je po polsku: hardkorowy, hardkorowo. Jeżeli tworzy się przymiotnik, to znaczy, że słowo zaczyna brzmieć bardziej swojsko. Wolę obce "hardcore'owy" niż ogólnosłowiańskie " za..." !
A "zarąbisty"?
"Zarąbisty" może nie jest ładne, ale za to pozwala na obejście wulgaryzmu. Jest to neologizm, który powstał z przymrużeniem oka i oznacza: ja nie mówię wulgarnie, ja używam tego określenia zamiast wulgaryzmu. "Zarąbisty" jest zupełnie dobrym zastępnikiem, lepszym chyba nawet niż "hardcore' owy", bo "hardcore'owy" oznacza głównie: związany ze stylem w muzyce, a nie tylko: tak ostry, że bardziej nie można. Ale lepszym jest oczywiście „jedwabisty”.
Wulgaryzmy w literaturze polskiej to dziś wręcz moda: Jerzy Pilch, Dorota Masłowska, żeby wymienić tych najbardziej znanych...
Tylko jak się patrzy na literaturę jako na czas długiego trwania, no to nie wiem, co zostanie po Pilchu i po Masłowskiej. Literatura jest cmentarzyskiem wielu eksperymentatorskich prób.
Warto o tym pamiętać, gdy się omawia pomysły obojga autorów mówienia językiem dosadnym. No tylko z Pilchem jest już inaczej, bo Pilch to jednocześnie mistrz długiej frazy. Być może Masłowska się dopiero tego nauczy.
Nie można o pisarzu mówić tylko w ten sposób: o, ten używa wulgaryzmów, a ten nie używa. Bo nie o to przecież chodzi, tylko na ile te wulgaryzmy są uzasadnione. Powiem Panu inaczej: mój ojciec używał wulgaryzmów i przez to nie cenię go mniej. Pamiętam tylko, że używał w sytuacjach, które moim zdaniem uzasadniały to użycie.
Wulgaryzmy są jednak we współczesnej kulturze bardzo popularne. Powstają powieści, a później na ich temat studenci m.in. dziennikarstwa piszą prace magisterskie. Podobno na polonistyce wyrywają sobie Masłowską z rąk, że niby „do analizy”, bo Masłowska, jak to się dzisiaj mówi, jest na tapecie...
Dla mnie ani Masłowska, ani Pilch to nie jest kultura wysoka, tylko umasowiona. W kulturze literackiej są również poziomy. Jeśli Pan weźmie np. Herberta, Szymborską, Ficowskiego czy Rymkiewicza to jest to dla mnie kultura wysoka. Masłowska jest dla mnie wynikiem dobrej i silnej promocji. Po jakimś czasie musi być następna Masłowska. Tak przecież było też z wieloma innymi pisarzami, którzy nie wytrzymywali próby. Hłasko musiał być przecież niesłychanie silny. Czy Masłowska powtórzy Pana zdaniem sukces Hłaski ?
Skoro jest taka młoda...
Może za młoda... Na szczęście studenci zajmują się nie tylko Masłowską. Zajmują się też pewnie ciągle Conradem. Można oczywiście patrzeć z perspektywy historyczno-literackiej. Ale po co się zajmują Masłowską? Żeby zobaczyć, jaka jest ta młoda literatura i tak było zawsze. Ale mają do tego, przynajmniej studenci polonistyki, narzędzie, narzędzie oceny wypracowane przez wieki.
Podobno wulgaryzmy urągają kulturze. Czy w takim razie bronią przeciwko nim nie mogłoby się stać ich całkowite zlekceważenie przez kulturę?
Widzi Pan, lekceważyć nie można, jeśli zjawisko jest masowe. Pan proponuje dobrą postawę: estetyczną i eseistyczną. To, co jest brzydkie, mnie nie obchodzi. To jest taka postawa wyższości. Tylko jeśli chce Pan być pisarzem czy dziennikarzem i tworzy autentycznego bohatera z krwi i z kości, to niech mu Pan czasem pozwoli zakląć. Jeśli los go do tego zmusza. Bez tego wyraźnego przekleństwa, bez tego urągania współczesnemu światu on będzie bardziej miałki. Trzeba zobaczyć uzasadnienie wulgarności, ale nie tak, żeby to było na zasadzie przerywnika, bo cóż wtedy te wulgaryzmy znaczą. One nie mają mocy, są często pozbawione owej siły, o której rozmawialiśmy, jeśli są nadużywane.
Częściej niż na uniwersytetach wulgaryzmy słyszymy jednak na stadionach...
Na sporcie nie znam się zupełnie. Podpisuję się natomiast pod stwierdzeniem Umberta Eco, który mówił o tym, że uczestnictwo wyłącznie jako widz w wydarzeniach sportowych ma charakter wyraźnie zastępczy: to ktoś za nas się poci. Więc raczej, jeśli już, to przede wszystkim łączmy uprawianie sportu z oglądaniem widowisk sportowych. Być może wtedy tej agresji będzie mniej. Jeśli zmęczymy się fizycznie, to mniej nam się będzie chciało kląć na świat. To jest mój sposób.
Sport jednak - ma Pan rację - często łączy się z demonstracją siły wyrażanej także poprzez negację wartości innej drużyny, a ta negacja ma często charakter także wulgarny.
I na koniec wracamy do punktu wyjścia: do perspektyw.
Futurologia nie jest zajęciem dla językoznawców, na szczęście. Będzie tak jak do tej pory. Będą środowiska, które wulgaryzmy uznają za rzecz zupełnie zwykłą i takie, które będą twierdziły, że są one niezgodne z normami kultury. I będą też osoby ciągle wyczekujące: czy już mogę naruszyć to tabu, czy jeszcze poczekam.
Może warto zwracać uwagę innym? Ja się tak czasem po belfersku zachowuję. Bo młode, ładne dziewczyny brzydną, przeklinając. Ale z kolei, gdy będziemy młodych odsądzać od czci i wiary, to być może będą się oni w swoim prymitywizmie chcieć utrwalić, po to np., żeby od tych wszystkich elit, które nimi gardzą, ten dystans zachować, bo i takie mogą być motywacje zachowań.
Nie ma rzeczy gorszej niż wyróżnienie się przez pogardę. Prawdziwy intelektualista bowiem nie gardzi, obserwuje i opisuje. Tzw. dystynkcja przez pogardę jest rzeczą naganną. Nie można gardząc, jednocześnie opisywać społeczeństwa. Ale można być, jak mówił jeden ze znanych filozofów, spolegliwym opiekunem, czyli takim, na którym można polegać. W towarzystwie takiego opiekuna żadne „grube słowo” nie padnie, a jeśli, to wypowiadający je- za grubiaństwo przeprosi.
Dziękuję Pani Doktor za rozmowę.
Wojciech Kozak
Może nie tyle napisać, co przekopiować.
Rozmowa z językoznawcą, dr Grażyną Majkowską z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
GRUBE SŁOWA
Z językoznawcą, dr Grażyną Majkowską z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Wojciech Kozak.
Wulgaryzmy w języku polskim stają się coraz bardziej powszechne. Czy taka tendencja jest bezdyskusyjna i kompletnie nic nie możemy na to poradzić?
Jest dyskusyjna. Funkcjonuje takie przekonanie, pewien stereotyp o tym, że wulgaryzmów jest coraz więcej. Z własnego doświadczenia możemy podać ileś tam przykładów osób, które - nawet w sytuacjach oficjalnych, wtedy kiedy się zdenerwują - sięgają po "grube słowo", jak to się kiedyś mówiło. Ale wie Pan, tak myślę, że z wulgaryzmami jest jak z krowami i pasikonikami na łące - parafrazując Edmunda Burke’a. Krowy sobie spokojnie żują i ich nie słychać, a pasikoniki tworzą szum. I słychać właśnie tych, którzy klną, którzy używają słów uznawanych powszechnie za niestosowne, tak to powiedzmy. Ale serio mówiąc, zmiana niewątpliwie nastąpiła i ona dotyczy przede wszystkim tego, że wulgaryzmami posługują się także osoby wykształcone. Przed gabinetem rektora zdarzyło mi się kiedyś - oczywiście nie o rektora chodzi, ale o interesantów wybierających się do niego - usłyszeć mocne określenia. To zmiana środowiskowa, ale jest też zmiana dotycząca płci. Powiedziałabym, że często klną - w swoim gronie i w męskim towarzystwie - także kobiety, co było kiedyś uznawane za niedopuszczalne. Kobieta, która mówiła w ten sposób sama skazywała siebie na bycie gorszą!
Nawet słowo „kobieta" było kiedyś wulgaryzmem...
Tak, to prawda, ale nastąpiło tzw. polepszenie znaczenia. W językowej terminologii nazywamy ten proces melioryzacją znaczenia. A takich słów, które zmieniły i polepszyły znaczenie jest oczywiście więcej.
Jaka jest przyczyna posługiwania się wulgaryzmem? Ubóstwo słownictwa, poczucie ulgi emocjonalnej, chęć zapanowania nad światem?
Bardzo ładnie Pan to sformułował: chęć zapanowania nad światem. Z bezradności językowej, albo z bezradności życiowej może wyniknąć posługiwanie się wulgaryzmami. Jeśli nie radzimy sobie w trudnej sytuacji, to słowo wulgarne może, czy próbuje nam jakoś pomóc. Dzięki tak wyrażanym emocjom próbujemy ten świat opanować, próbujemy się do niego zdystansować. Jest w nas tak wiele agresji, że ona czasem zmniejsza się, jeśli dajemy jej upust właśnie w ten sposób.
Ale zauważam jeszcze inną rzecz. Ideał dżentelmena, czyli człowieka opanowanego, który ma
dystans do siebie i wobec świata, jest dzisiaj niepopularny. Dżentelmen nie klął, radził sobie inaczej.
Skąd się wulgaryzmy wzięły? Czy wpływ języka angielskiego nie był w tej materii kluczową kwestią?
Może w takim sensie, że bohaterowie filmów hollywoodzkich, ci silni mężczyźni, swoją siłę w ten sposób potwierdzają albo ją pokazują . Ale wulgaryzmy oczywiście są obecne w języku od staropolszczyzny, mają za sobą długą tradycję trwania. Powiedziałabym nawet, że one być może nawet historycznie były ciekawsze. Można by się pokusić o takie stwierdzenie, że jesteśmy od naszych klnących przodków mniej twórczy. Myślę, że tu nawet można mówić o pewnym ubóstwie słowotwórczym. W „Karafce La Fontaine’a” pisał o tym Melchior Wańkowicz.
Czy wulgaryzm jest błędem językowym?
To jest raczej sprzeniewierzenie się pewnej konwencji społecznej. Raczej w sferze etykiety, a nie w sferze błędu sytuowałabym używanie wulgaryzmów.
Złamaniem tabu?
O właśnie! Kultura potrzebuje tabu. Nie ma kultury bez tabu. Ale jeśli jest tabu, to każdego wolnego człowieka nęci jego przekroczenie. Mnie czasem także nęci to, żeby zobaczyć czy usłyszeć siebie właśnie w takiej roli. Być może nie mam tylko odwagi.
Czy przekleństwa i wyzwiska nie otwierają przypadkiem furtki dla prawdziwych wulgaryzmów?
Cóż to znaczy prawdziwy wulgaryzm ? To konwencja społeczna decyduje o tym, co jest uznawane za wulgaryzm, więc niewątpliwie określenia, które są obsceniczne, np. nazwy niektórych części ciała, użyte wtórnie we frazie: Ty... stosowane jako przezwiska stają się wulgaryzmami. Jeśli kogoś nazwiemy np. określeniem czteroliterowym, to w moim przekonaniu jest to już zachowanie wulgarne. Czy samo słowo czteroliterowe jest wulgaryzmem, czy tylko zwykłą nazwą, tu należałoby się już zastanowić. Ono bywa używane w funkcji wulgaryzmu.
Michał Wiśniewski bardzo spopularyzował i upowszechnił w mediach słowo "zajebiście", w posługiwaniu się którym nie widział niczego nieprzyzwoitego. Z kolei prof. Markowski na wykładzie w Instytucie Języka Polskiego nie pozostawił suchej nitki na tym słowie, uznając je za ordynarny wulgaryzm. Mamy tu chyba do czynienia z konfliktem pokoleń. Co pani radziłaby studentom, którzy chcą być na czasie i nie mogą sobie pozwolić na ostracyzm towarzyski. Bezkompromisowość?
Rad udzielam niechętnie. Odpowiem Panu anegdotą. Przyszedł do mnie kiedyś student zdenerwowany bardzo, zdawał egzamin i co drugie słowo dodawał "kurde". Tak po prostu. Kiedy zwróciłam mu uwagę bardzo się zaczerwienił, przeprosił, powiedział, że nie będzie. Wtedy na egzaminie nie umiał wyzbyć się tego słowa. W pewnym momencie skupiłam się na treści, żeby go dobrze ocenić i w ogóle przestałam je słyszeć. Ale gdyby tam było to słowo, którego użył pan Wiśniewski z zespołu „Ich Troje”, i o którym mówił prof. Markowski, to zapewne zareagowałabym ostrzej. Słowo to, moim zdaniem, nie powinno się pojawiać w tekstach czy w sytuacjach oficjalnych ze względu na etymologię. Jeśli sobie uświadamiamy, od czego pochodzi, no to myślę, że ani wobec rodziców, ani wobec kobiet nie możemy go użyć.
A więc jaka jest geneza tego słowa? I skąd jego wielka popularność?
Jest popularne, bo niektórym wydaje się mocne. A w mediach szukamy takich słów. Etymologia owego słowa jest oczywista - pochodzi ono od prymitywnego określenia stosunku seksualnego. To, w jaki sposób mówimy i myślimy, czy używamy określeń neutralnych, czy określeń prymitywnych, jednocześnie nas samych określa. Sprowadzenie tego, co może być piękne do zachowań wulgarnych mnie nie odpowiada. Być może odpowiada to panu Wiśniewskiemu. Nie wiem, należałoby jego o to zapytać.
Pytał mnie Pan o radę. Powiem rzecz niepopularną: studenci mają być po prostu dobrze wychowani i będę tego jako wykładowca od nich wymagać. Czasem wina leży też po stronie tych wykładowców, którzy przyzwalają na zachowania niezgodne z normami społecznymi.
Czy to słowo pochodzi ze Wschodu?
Należy do języka prasłowiańskiego. A więc niekoniecznie pochodzi ze Wschodu - oprócz Słowian Wschodnich mieliśmy także Słowian Zachodnich. Jest więc i u Rosjan, i u Czechów, i w gwarach ruskich też.
"Słowo stare, ogólnosłowiańskie, recesywne, reliktowe w gwarach, do tekstów literackich przed XX wiekiem nie wpuszczane, przez leksykografów dawnych pomijane”- pisze Andrzej Bańkowski w słowniku etymologicznym.
No właśnie, pomijane przez leksykografów z jednego powodu. Dlatego, że z założenia, z zasady słowniki miały w części charakter także normatywny, czyli słowa wulgarne nie wchodziły do słownika, chociaż istniały w języku potocznym. Słowniki ogólne były słownikami języka literackiego, który wypracował eufemistyczne określenia dla sfery tabu.
Prof. Miodek miał podobno powiedzieć , że "zajebiście" to tyle co "śmiertelnie".
Nie sądzę, nie można sprowadzać tego słowa tylko do jednego znaczenia. No, chyba że w konwencji żartu, więc zapewne zaproponował jeden z możliwych synonimów tego słowa. Profesor mógł też poczuć dyskomfort, gdy wszyscy wokół używają tego słowa z dezynwolturą. To jest ta różnica pokoleniowa. Ja nigdy nie używam wulgaryzmów. Wychowałam się, nie używając wulgaryzmów. Nie przejdą mi przez gardło. Mam inne sposoby radzenia sobie z agresją. Po prostu krzyczę okropnie albo używam innych określeń, podnoszę głos.
Czy prof. Markowski ma rację twierdząc, że to słowo jest wulgaryzmem. Opinie młodych są pod tym względem podzielone...
Opinie są różne. Pamiętam, że kiedyś pytał mnie student, który się założył z ojcem, czy to słowo jest wulgarne czy nie. Dla niego nie było, dla ojca było absolutnie. Jest więc różnica pokoleniowa. Podobnie, jak Pan powiedział, ze słowem "kobieta". Jeśli następuje tzw. polepszenie znaczenia, czyli jeśli etymologia jest dziś już dla młodych niejasna, jeśli nie wiedzą od czego ono pochodzi, to wulgaryzm może się wydawać słowem zwyczajnym. Jestem wprawdzie trochę młodsza od prof. Markowskiego, ale dla mnie także jest to słowo silnie nacechowane ujemnie i wulgarne. Więc decydujcie - myślę tu o młodszym pokoleniu - Państwo sami. Ale jeśli zwróciłby się ktoś do mnie z określeniem: napisała Pani taki "za..." tekst, to po prostu kazałabym mu wyjść.
Ale przyzna Pani, że to słowo wyraża jednak pozytywne emocje...
Owszem, to prawda, ale polszczyzna daje tyle innych sposobów wyrażania pozytywnych emocji.
Szukamy alternatywy, chcemy być oryginalni. Mówimy: "zarąbiście", "hardcore'owo". Jak Pani podobają się te słowa? I zapytam jeszcze: czy słowo tak lubiane przez lidera zespołu „Ich Troje” w końcu zaniknie, a może znajdzie tak trwałe miejsce w słowniku jak przysłówek "fajnie"?
Wie Pan co, tak naprawdę przysłówek "fajnie" już dziś jest trochę na marginesie! Słowa nie znikają od razu, zmieniają tylko miejsce - z centrum przesuwają się na peryferie i podobnie pewnie będzie ze słowem popularyzowanym przez pana Wiśniewskiego. Bo się nam znudzi, bo już nie będzie miało tej siły oddziaływania. Więc być może już pokolenie dziesięciolatków, które wejdzie np. do mediów za czas jakiś w ogóle o słowie starszych braci zapomni.
"Hardcore'owo" - wszystko w porządku: utworzone zgodnie ze sposobem tworzenia przysłówków w języku polskim, no być może z zapisem byłyby jakieś kłopoty, chociaż najmłodsi, jak zauważa w swoim „wypasionym” słowniku Bartek Chaciński zapisują je po polsku: hardkorowy, hardkorowo. Jeżeli tworzy się przymiotnik, to znaczy, że słowo zaczyna brzmieć bardziej swojsko. Wolę obce "hardcore'owy" niż ogólnosłowiańskie " za..." !
A "zarąbisty"?
"Zarąbisty" może nie jest ładne, ale za to pozwala na obejście wulgaryzmu. Jest to neologizm, który powstał z przymrużeniem oka i oznacza: ja nie mówię wulgarnie, ja używam tego określenia zamiast wulgaryzmu. "Zarąbisty" jest zupełnie dobrym zastępnikiem, lepszym chyba nawet niż "hardcore' owy", bo "hardcore'owy" oznacza głównie: związany ze stylem w muzyce, a nie tylko: tak ostry, że bardziej nie można. Ale lepszym jest oczywiście „jedwabisty”.
Wulgaryzmy w literaturze polskiej to dziś wręcz moda: Jerzy Pilch, Dorota Masłowska, żeby wymienić tych najbardziej znanych...
Tylko jak się patrzy na literaturę jako na czas długiego trwania, no to nie wiem, co zostanie po Pilchu i po Masłowskiej. Literatura jest cmentarzyskiem wielu eksperymentatorskich prób.
Warto o tym pamiętać, gdy się omawia pomysły obojga autorów mówienia językiem dosadnym. No tylko z Pilchem jest już inaczej, bo Pilch to jednocześnie mistrz długiej frazy. Być może Masłowska się dopiero tego nauczy.
Nie można o pisarzu mówić tylko w ten sposób: o, ten używa wulgaryzmów, a ten nie używa. Bo nie o to przecież chodzi, tylko na ile te wulgaryzmy są uzasadnione. Powiem Panu inaczej: mój ojciec używał wulgaryzmów i przez to nie cenię go mniej. Pamiętam tylko, że używał w sytuacjach, które moim zdaniem uzasadniały to użycie.
Wulgaryzmy są jednak we współczesnej kulturze bardzo popularne. Powstają powieści, a później na ich temat studenci m.in. dziennikarstwa piszą prace magisterskie. Podobno na polonistyce wyrywają sobie Masłowską z rąk, że niby „do analizy”, bo Masłowska, jak to się dzisiaj mówi, jest na tapecie...
Dla mnie ani Masłowska, ani Pilch to nie jest kultura wysoka, tylko umasowiona. W kulturze literackiej są również poziomy. Jeśli Pan weźmie np. Herberta, Szymborską, Ficowskiego czy Rymkiewicza to jest to dla mnie kultura wysoka. Masłowska jest dla mnie wynikiem dobrej i silnej promocji. Po jakimś czasie musi być następna Masłowska. Tak przecież było też z wieloma innymi pisarzami, którzy nie wytrzymywali próby. Hłasko musiał być przecież niesłychanie silny. Czy Masłowska powtórzy Pana zdaniem sukces Hłaski ?
Skoro jest taka młoda...
Może za młoda... Na szczęście studenci zajmują się nie tylko Masłowską. Zajmują się też pewnie ciągle Conradem. Można oczywiście patrzeć z perspektywy historyczno-literackiej. Ale po co się zajmują Masłowską? Żeby zobaczyć, jaka jest ta młoda literatura i tak było zawsze. Ale mają do tego, przynajmniej studenci polonistyki, narzędzie, narzędzie oceny wypracowane przez wieki.
Podobno wulgaryzmy urągają kulturze. Czy w takim razie bronią przeciwko nim nie mogłoby się stać ich całkowite zlekceważenie przez kulturę?
Widzi Pan, lekceważyć nie można, jeśli zjawisko jest masowe. Pan proponuje dobrą postawę: estetyczną i eseistyczną. To, co jest brzydkie, mnie nie obchodzi. To jest taka postawa wyższości. Tylko jeśli chce Pan być pisarzem czy dziennikarzem i tworzy autentycznego bohatera z krwi i z kości, to niech mu Pan czasem pozwoli zakląć. Jeśli los go do tego zmusza. Bez tego wyraźnego przekleństwa, bez tego urągania współczesnemu światu on będzie bardziej miałki. Trzeba zobaczyć uzasadnienie wulgarności, ale nie tak, żeby to było na zasadzie przerywnika, bo cóż wtedy te wulgaryzmy znaczą. One nie mają mocy, są często pozbawione owej siły, o której rozmawialiśmy, jeśli są nadużywane.
Częściej niż na uniwersytetach wulgaryzmy słyszymy jednak na stadionach...
Na sporcie nie znam się zupełnie. Podpisuję się natomiast pod stwierdzeniem Umberta Eco, który mówił o tym, że uczestnictwo wyłącznie jako widz w wydarzeniach sportowych ma charakter wyraźnie zastępczy: to ktoś za nas się poci. Więc raczej, jeśli już, to przede wszystkim łączmy uprawianie sportu z oglądaniem widowisk sportowych. Być może wtedy tej agresji będzie mniej. Jeśli zmęczymy się fizycznie, to mniej nam się będzie chciało kląć na świat. To jest mój sposób.
Sport jednak - ma Pan rację - często łączy się z demonstracją siły wyrażanej także poprzez negację wartości innej drużyny, a ta negacja ma często charakter także wulgarny.
I na koniec wracamy do punktu wyjścia: do perspektyw.
Futurologia nie jest zajęciem dla językoznawców, na szczęście. Będzie tak jak do tej pory. Będą środowiska, które wulgaryzmy uznają za rzecz zupełnie zwykłą i takie, które będą twierdziły, że są one niezgodne z normami kultury. I będą też osoby ciągle wyczekujące: czy już mogę naruszyć to tabu, czy jeszcze poczekam.
Może warto zwracać uwagę innym? Ja się tak czasem po belfersku zachowuję. Bo młode, ładne dziewczyny brzydną, przeklinając. Ale z kolei, gdy będziemy młodych odsądzać od czci i wiary, to być może będą się oni w swoim prymitywizmie chcieć utrwalić, po to np., żeby od tych wszystkich elit, które nimi gardzą, ten dystans zachować, bo i takie mogą być motywacje zachowań.
Nie ma rzeczy gorszej niż wyróżnienie się przez pogardę. Prawdziwy intelektualista bowiem nie gardzi, obserwuje i opisuje. Tzw. dystynkcja przez pogardę jest rzeczą naganną. Nie można gardząc, jednocześnie opisywać społeczeństwa. Ale można być, jak mówił jeden ze znanych filozofów, spolegliwym opiekunem, czyli takim, na którym można polegać. W towarzystwie takiego opiekuna żadne „grube słowo” nie padnie, a jeśli, to wypowiadający je- za grubiaństwo przeprosi.
Dziękuję Pani Doktor za rozmowę.
Wojciech Kozak