Pank: niby i o Michaelu, i o Prinsie i o Madonnie, ale przenoszę tutaj, żeby wszystko w jednym miejscu było.
Ich troje
Tego lata 50 lat kończą trzy wielkie gwiazdy pop: Madonna, Michael Jackson i Prince. Kim są symbole lat 80. dziś?
Czy Madonna będzie w ogóle obchodzić swoje przypadające na sobotę 50. urodziny? Jeszcze rok temu urodzona 16 sierpnia 1958 roku gwiazda planowała podobno z tej okazji koncert w nowojorskim Central Parku. Ale zmieniła zdanie. „Pieprzyć to - oznajmiła w majowym wywiadzie dla stacji telewizyjnej ABC. - Gdy się obudzę w dniu moich urodzin, powiem sobie: >>No i skończyłam pięćdziesiątkę<<. To wszystko. Przykro mi. Nie interesują mnie moje urodziny. Interesuje mnie, co zjem dzisiaj na kolację. To są moje plany na przyszłość”.
Rok 1982
Od dat jednak nie można uciec. Wokalistka pojawiła się niedawno na festiwalu filmowym zorganizowanym przez kontrowersyjnego reżysera Michaela Moore'a w jej rodzinnym stanie Michigan. Prezentowała dokument "I Am Because We Are" o dzieciach z Malawi osieroconych przez chorych na AIDS rodziców, gdy 500 zgromadzonych w sali widzów nieoczekiwanie przed projekcją odśpiewało jej "Happy Birthday". Madonna może mieć swoje urodziny w nosie. Świat o nich pamięta.
Pamięta jeszcze o dwóch innych wakacyjnych jubilatach.
7 czerwca pięćdziesiątkę przekroczył Prince.

Fot. Chris Pizzello ASSOCIATED PRESS
Niecałe dwa tygodnie po Madonnie 29 sierpnia 50 lat skończy Michael Jackson.

Fot. JACQUES BRINON AP Fot. Danny Moloshok ASSOCIATED PRESS
Choć są równolatkami, każde z nich zaczynało trochę inaczej. Jackson to cudowne dziecko amerykańskiej rozrywki. Do rodzinnego zespołu, który miał przekształcić się w przyszłości w słynne Jackson 5, dołączył w wieku pięciu lat. Na początku lat 70. był już gwiazdą grupy. W 1978 zagrał Stracha na Wróble w filmie "The Wiz", funkowo-soulowej wersji "Czarnoksiężnika z krainy Oz". Rok później wydał album "Off The Wall". Płyta była wielkim przebojem i w lata 80. Jackson wchodził jako uznany artysta. Kolejny longplay, wydany w 1982 roku "Thriller", przyćmił swojego poprzednika i pobił wszelkie rekordy sprzedaży. Do dziś sprzedano ponad 107 mln egzemplarzy tego tytułu.
Gdy Jackson czarował z ekranów w "The Wiz", Prince promował pierwszy album solowy "For You" (wcześniej grał i komponował w zespole męża swojej kuzynki). Płyta z trudem dotarła do drugiej setki listy "Billboardu".
Także i dla niego przełomowy był rok 1982, gdy po paru coraz lepiej sprzedających się płytach wydał album "1999". Nie mógł rywalizować z "Thrillerem", ale dzięki przebojom w rodzaju "Little Red Corvette" rozszedł się w kilkumilionowym nakładzie. Prawdziwie wielką gwiazdą Prince został dwa lata później po filmie i albumie "Purple Rain". Media nagle dostrzegły w nim przeciwwagę dla grzecznego Jacksona (co nie było trudne, jeśli wziąć pod uwagę mocno nieprzyzwoite teksty niektórych jego piosenek), porównując ich kariery do słynnej rywalizacji "dobrych" Beatlesów ze "złymi" Stonesami.
Madonna w 1977 zwiała z Michigan do Nowego Jorku. Występowała jako tancerka, w 1980 po raz pierwszy stanęła za mikrofonem. Punktem zwrotnym w jej karierze był - jakże by inaczej! - rok 1982, gdy wydała pierwszy singel "Everybody". Rok później nagrała debiutancki album z pierwszym wielkim przebojem "Holiday", a wydany w 1984 longplay "Like A Virgin" uczynił z niej popkulturowy fenomen.
Od bohatera do zera
Cała trójka startowała w momencie, gdy popkultura przechodziła ogromne przemiany. Radio traciło promocyjną moc na rzecz MTV, winylową płytę wypierać zaczynało CD rozpoczynające cyfrowy przewrót w show-biznesie, w muzyce coraz większą rolę odgrywały elektronika i technologie nagraniowe, a wyraziste jeszcze chwilę temu granice między "czarnymi" i "białymi" gatunkami ostatecznie pękały, aby za chwilę całkowicie zniknąć.
Wszyscy troje po części skorzystali na zachodzących zmianach, a po części sami się do nich przyłożyli. Madonna oparła całą karierę na trzech elementach: estetycznej prowokacji, obyczajowej kontrowersji oraz teledysku jako głównym środku promocji muzyki. Wizjonerska taktyka zapewniła jej status ikony mody i gwiazdy pop.
Prince wywoływał skandale obyczajowe, szokując ilością romansów - spotykał się m.in. z wokalistką Sheeną Easton, aktorką Kim Basinger oraz... Madonną - tekstami piosenek, jak i obecną w oprawie koncertów i płyt autoerotyką (na okładce albumu "Lovesexy" pojawił się nago, a na jednej z gal MTV zaśpiewał w stroju, który ukazywał zdumionej publiczności jego nagie pośladki), ale przede wszystkim nagrywał przebojowe i zarazem nowatorskie płyty, na których spotykały się ze sobą soul, funk, hip-hop, rock, pop, psychodelia i masa innych stylów i gatunków. Jackson za sprawą "Thrillera" stał się żywą legendą show-biznesu. Globalną gwiazdą, ale też pierwszym czarnoskórym artystą, którego teledyski zaczęła puszczać nastawiona początkowo wyłącznie na białą publiczność MTV.
To właśnie Jackson zaszedł najwyżej. Ale i on stracił najwięcej. Artysta, który pod koniec lat 80. zaczął używać tytułu "Króla Popu", zupełnie się zagubił. Zatopił we własnym świecie będącym mieszaniną kosztownej megalomanii, dziwactw oraz kompleksów, które kazały mu poddawać się niekończącym się operacjom plastycznym. Pojawiające się od kilkunastu lat oskarżenia o pedofilię, nieustające plotki o złym stanie zdrowia, wreszcie pogłoski o bankructwie sprawiły, że jest bardziej tematem dla tabloidów niż artystą, na którego nowe nagrania czekałby cały świat. Tym bardziej że już od początku lat 90. Jackson udowadnia, że nie ma muzycznie nic nowego do powiedzenia.
Gwiazda na zakręcie
Inaczej Madonna. Choć wróżono jej rychły koniec kariery, okazała się nie tylko wytrawnym graczem na scenie, ale też znawcą zachowań muzycznego rynku. W latach 90. stała się najpotężniejszą kobietą show-biznesu. Znakomicie reagując na nowe trendy w modzie i muzyce, wciąż zmieniając współpracowników, nieustannie balansując na granicy prowokacji, utrzymała zainteresowanie fanów.
Ale i ona nie unika wpadek. Jej najnowszy album "Hard Candy" spotkał się z powszechną krytyką. Madonna wpadła we własną pułapkę - przyzwyczaiła publiczność do ciągłych nowinek, tymczasem na "Hard Candy" zagrała wyjątkowo jak na nią bezpiecznie. Krytyka spadła na nią zresztą nie tylko za muzykę. Miesiąc temu "New York Times" opublikował artykuł, w którym znani styliści nie zostawili suchej nitki na jej nowym, ich zdaniem nijakim i wtórnym wizerunku. Zdaniem dziennika gwiazda znalazła się na zakręcie, za którym niedawna ikona kreująca do niedawna nowy trend każdym teledyskiem może łatwo przemienić się we własną karykaturę, oderwaną od rzeczywistości podstarzałą diwę występującą na niekończącej się trasie pożegnalnej.
Najlepiej próbę czasu zniósł Prince. Niby stracił pozycję wielkiej gwiazdy. Nie może marzyć nawet o niewielkim procencie popularności Madonny. Niby podobnie do Jacksona od lat żyje we własnym świecie, wprawiając w zakłopotanie fanów kolejnymi zmianami pseudonimu oraz - ostatnio - zupełnie niezrozumiałymi wojnami z autorami stron internetowych o prawa do zamieszczanych przez nich w sieci nie tylko tekstów piosenek i fragmentów nagrań, ale nawet zdjęć i okładek płyt. Jednak to jego muzyka broni się najlepiej. Od lat nie jest już wielkim nowatorem. Jego ostatnie płyty nie są tak progresywne jak te nagrywane w latach 80., ale trzymają poziom, do którego Madonnie na "Hard Candy" nawet nie dane było się zbliżyć.
Madonna, Prince czy Jackson to nie tylko artyści. To przede wszystkim gwiazdy. Gdy dziś prasa publikuje zdjęcia, na których kiedyś szokujący rewolucyjnymi układami tanecznymi Jackson udaje się na zakupy na wózku inwalidzkim, wydaje się, że największym sukcesem będzie, jeśli dotrwa do pięćdziesiątki w jednym kawałku. Prince wciąż nagrywa dobre płyty, ale nic nie zapowiada, aby miał nas jeszcze zaskoczyć czymś nowym. Za to Madonna wciąż pozostaje zagadką. Może i "Hard Candy" było pomyłką, ale wokalistka ma już nową fascynację. Z pasją, z jaką wcześniej realizowała wszystkie swoje projekty, rzuciła się właśnie na realizację filmów. I wbrew wyrokowi "New York Timesa" wcale nie brzmi jak ktoś, kto nie ma pomysłu na resztę życia. "Żyjemy w społeczeństwie, które dyskryminuje kobiety ze względu na wiek - mówiła w wywiadzie dla ABC. - Wartościowe są nasze piękno i młodość, ale nie mądrość i doświadczenie. Mam nadzieję, że to zmienimy".
Autor: Robert Sankowski
Źródło:
Gazeta Wyborcza