Mam 22 lata i od jakichś 21 lat jestem fanką Michaela Jacksona ;) Pamiętam, jak mój ojciec przywoził mi "świeżutkie" (choć właściwie miały już parę lat) płyty Jacksona zza granicy, pamiętam pierwszą chwilę, kiedy trzymałam "Thrillera" w rękach... Dźwięki "Human nature" i "Lady in my life" to dla mnie najpiękniejsze dźwięki dzieciństwa, podobnie jak "The girl is mine", przy której się wzruszałam szykąc się do przedszkola (no bo przecież Paul McCartney i Mike walczyli o mnie!).
Potem przyszły czasy Bad i świetnego inchalatora, który dostałam, aby leczyć zapalenie płuc - robił dokładnie taki dymek, jak w teledysku. Nigdy nie zapomnę przerażonej miny babci, kiedy weszła do pokoju, w którym powietrze można było krajać nożem, nic nie było widać, a po środku tej chmury ja wykonywałam moonwalk...
Dangerous to już czasy bardziej świadome - zdecydowałam się wyjść za Michaela... Niestety nasz związek zepsuł się na wiele lat, gdy uświadomiłam sobie, że nic po Dangerous mnie już nie zachwyca, a w ogóle to wolę się zakochać w koledze, albo jakimś innym wariacie z serialu

Jednak miłość do muzyki MJ'a pozostała, i dziś wraca ze zdwojoną mocą ;) Czuję że jest częścią mnie, tak jak jedzenie i picie - po prostu wyrosłam na niej i zapuściłam w niej korzenie.
Dlatego przez pełen respect dla Michaela i tego, co jego muzyka zrobiła w moim i innych życiu, przyłączam się do tego forum



Hmm się rozpisałam, a miało być krótko ;)
Pozdrawiam