HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ IV
'WELCOME TO HELL' 06.06.85 - 25.03.86
Na podstawie artykułu aut. Michael_Stradlin
podtytuł: "DZIKOŚĆ SERCA"
Jest czerwiec 1985 r. Ich pięciu: 19-letni Slash, 20-letni Duff i Steven i dwaj 23-letni Axl i Izzy...
Na początku czerwca 1985 roku, basista zespołu - Duff McKagan, dzięki swym znajomościom zabukował serie koncertów w Seattle. Zanim jednak wyruszyli w 'trasę' odbył się ich historyczny bo debiutancki koncert w Los Angeles w klubie Troubadour (
06.06.85)

Reklamowany poniższym plakatem

Po koncercie w Trubadour zespół, czyli pięciu młodych gniewnych - Axl Rose, Izzy Stradlin, Duff Mckagan, Slash oraz Steven Adler - wyruszyło w swoje pierwsze tournee po Zachodnim Wybrzeżu. Niestety samochód (wypożyczony zresztą), którym jechali wraz z kilkoma kumplami zwerbowanymi jako roadies rozwalił się już 150 km od LA. i dalej zmuszeni zostali jechać autostopem - bez sprzętu i w strojach scenicznych - najpierw wziął ich gość truckiem, a później dwie hipiski z San Francisco.
W taki sposób, po dwóch dnaich dotarli do Seattle, gdzie na pożyczonych instrumentach zagrali swój pierwszy poważny koncert, który odbył się
08.06.1985, w Rock Theater, Seattle, WA (

- plakat reklamujący występ ), na którym było ponoć tylko kilka osób). W tamtym miejscu znajdował się stary teatr filmowy, w skład którego wchodziły dwie sale teatralne. Jedna z nich nazywała się 'Gorilla Gardens', a druga 'Rock Theater'. Tej samej nocy gdy Guns N' Roses grali w jednej z sal, w drugiej występował zespół Raw Power (inne źródło mówi iż był to NoMeansNo) - ponoć gdy stanęło się w pewnym miejscu można było oglądać dwie sale naraz, czyli być jednocześnie na dwóch koncertach - tak czy siak Guns N' Roses oglądało wtedy (znów według róznych źródeł) od 2 do 13 osób. Biorąc pod uwagę, że można było przechodzić z jednej sali w której odbywał się koncert do drugiej, to ludzie pewnie emigrowali i w jednej chwili mogły oglądać ich koncert 2 osoby, a za 5 min. np. juz 10.
Ogólnie rzecz biorąc 'The Hell Tour' (ochrzczone tak później przez samych muzyków) do końca godne było swej nazwy, gdyż nie można było uznać go za sukces - chłopaki zarobili tylko $50 z obiecanych $250 ze względu na to, iż większość z występów została odwołana (a te które odbyły się, miały miejsce:
09.06.85 - Portland, OR; 09.06.85 - Eugene, OR i dwa inne w
Sacramento, CA i
San Francisco, CA. Poza tym zawiódł sprzęt, na którym grali, zawiodła publiczność. Muzycy zgodnie podsumowali ją jako KATASTROFĘ. Ale mimo tej 'katastrofy' chłopaki zaczęli się 'docierać' a i przyjaźnie między nimi, bardziej się zacieśniły podczas tych kilku czerwcowych dni.
Droga powrotna do Los Angeles też nie była wesoła – bowiem dostali się w szpony, jak sami mówią 'szurniętej baby', jednak to dzięki niej z powrotem dotarli do Los Angeles. I choć wyjazd to Seattle był prawdziwą męką to chłopcy nie poddawali się, widzieli że mając za sobą taką szkołę:
przejdziemy przez wszystko jak mówi Duff. Po powrocie rozpoczęli trasę na swoim terenie, w takich klubach jak
Roxy,
Whisky,
Troubadour i
Scream. Wczesny repertuar grupy składał się z kilku własnych interpretacji klasyków rockowych - "Jumpin' Jack Flash" - The Rolling Stones, "Heartbreak Hotel" - Elvis Presley, "Whole Lotta Rosie" - AC/DC, "Mama Kin" - Aerosmith oraz wcześniejszych wersji takich ich włąsnych utworów jak np. "Welcome to the Jungle", "Reckless Life", czy "Don't Cry". Pod koniec 1985 roku zespół miał gotowych około czternaście utworów własnego autorstwa.
Tuż po powrocie z swojej pierwszej, za bardzo nie udanej trasy chłopaki wynaleźli sobie pewne miejsce i zamieszkali w nim. Było to miejsce którego nazwa znana jest dzisiaj każdemu fanowi zespołu Guns N' Roses.
Rudera, pudło, czyli po prostu piekło (
HellHouse) - w czymś takim pod koniec czerwca 1985 roku zamieszkało pięciu facetów - Axl, Izzy, Duff, Slash oraz Steven (byli to stali bywalcy, bo oprócz nich mieszkali tam przez jakiś czas też Del James, West Arkeen i Shanon Hoon - czyli stara gwardia). Miejsce to znajdowało się na końcu najtańszej części Sunset Boulevard Street, tuż obok sklepu muzycznego z gitarami.
Tutaj pisali utwory, grali próby, robili imprezy - po prostu tutaj żyli. Był to garaż o wymiarach 5x3 metry, w którym oczywiście niczego nie było. Nie było tam też łóżek, więc którejś nocy wykradli trochę desek z pobliskiej budowy i skonstruowali nad swoim sprzętem prowizoryczny podest, na którym spali. W "mieszkaniu" nie było łazienki, ale jako, że w garażu przeciekał dach, to jak sami mówią, mieli od razu załatwioną sprawę z... prysznicem. Ogólnie garaż był miejscem paskudnym - często zmuszeni byli do pozbywania się karaluchów i innego robactwa a nawet krabów.
Były to naprawdę trudne czasy - próbowali wyżyć za $3,75 dziennie, co wystarczyło na jakieś suchary i biszkopty w Danny's Deli za dolara lub (podejrzanego składu) gulasz oraz na butelkę NightTraina lub Thunderbirda za dolara i ćwierć. I to wszystko. Jakoś trzeba było przeżyć. Pieniądze mieli z granych koncertów (nie było tego za wiele:
28.06.85 - Stardust Ballroom, Hollywood, CA

20.07.85 - Troubadour, Hollywood, CA

30.08.85 - Stardust Ballroom, Hollywood, CA
20.09.85 - Troubadour, Hollywood, CA


(bilet)
31.10.85 - Radio City, Anaheim, CA w
HALLOWEEN

22.11.85 - Troubadour, Hollywood, CA


, (bilet)
20.12.85 - Music Machine, Los Angeles, CA
Pod koniec roku 1985, odbył się jeszcze jeden koncert, ale jego dokładna data nie jest znana, wiadomo tylko, że wykonywali na nim m.in covery Led Zeppelin.
Powracając do HellHouse... jak już wspomniałam poza małymi pieniędzmi uzyskanymi z występów, zdobywali je także na kilka innych sposobów, m.in. ze sprzedaży narkotyków, Izzy:
"Sprzedawałem narkotyki, sprzedawałem dziewczyny, robiłem to co musiałem robić. Kiedyś nie jadłem przez pięć dni... żywiłem się wodą. Czasami człowiek nie ma wyboru". Innym sposobem zarobku było zapraszanie kobiet na imprezy - podczas gdy jeden z nich zajmował się panienką, reszta przetrząsała jej torebkę. Axl:
"W każdy weekend największa impreza w Los Angeles odbywała się u nas. Czasami bywało, że wpadało do nas z 500 osób, a nasz stary roadie sprzedawał piwo za dolara. To był jakby bar i wszyscy mieli własną whisky. Mogliśmy robić co chcieliśmy aż do czasu gdy przyjeżdżały gliny. (...) Kiedy był z kimś jakiś problem, eskortowaliśmy go na zewnątrz. "Eskortować" - znaczy, że wypieprzyliśmy go na zewnątrz, ciągnąc za włosy na koniec alei, całkiem nagiego". Tak właśnie wyglądało życie zespołu w Hell House - nazwa wzięła się stąd, że - jak mówi Izzy -
Było to autentycznie jebane piekło. (...) Byliśmy niczym szczury w klatce.
Przed ich Mieszkaniem
Mimo tych wszelkich niewygód, Slash mówił w 1986 r:
"Jesteśmy naprawdę blisko razem, prawdziwa rodzina". Cała piątka podkreśla przy każdej okazji, jak ważna jest familijna atmosfera w zespole. A w zasadzie braterska miłość. Slash:
Kochamy się nawzajem. Cały zespół. Jesteśmy naprawdę silnie związani. Raczej obcy jest mi strach, ze któryś z nas odejdzie. Jeżeli już, to denerwuję się, czy, któremuś się coś nie stało. Nie widzę możliwości istnienia Guns N' Roses minus jeden z tych facetów. Całym wyjaśnieniem, dlaczego grupa się sprawdza, jest to napięcie, które wiąże naszą piątkę. Jak się wkrótce okaże, ta miłość nie wytrzymała próby czasu.
Ale powróćmy do występów. Przełom 1985/1986 r.
Jeszcze wcześniej, po powrocie z "podboju" Zachodniego Wybrzeża (jak mówił Duff "oscylującym między źle i gorzej"), los stał się dla nich łaskawszy. Pierwszy koncert w Troubadourze zapewnił im stałą współpracę z klubem. Wkrótce mieli już swoje wieczory, stali się jedną z miejscowych gwiazd. Pozostawało mieć nadzieję, że na koncertach zaczną pojawiać się właściwi ludzie, czyli tacy którzy mogą pomóc w karierze. Na razie jednak jak wynika ze wspomnień muzyków (o czym było wyżej) żywili się właśnie głównie nadzieją i tanim winem i innymi roztworami siarki jakimi są w Ameryce Thunderbird i Nightrain. To ostatnie dało tytuł jednemu z utworów na ich wydanej w 1987 r. "Appetite For Destruction".
Tak na marginesie: W Polsce z kolei Thunderbird przeżywał niedawno (lub przeżywa nadal) swoją drugą młodość urastając do rangi trunku dla klasy średniej - dzięki cenie.
Trubadour...i inne kluby: czyli występy początku roku 1986:
04.01.86 - Troubadour, Hollywood, CA

18.01.86 - The Roxy, Hollywood, CA podczas koncertu zaśpiewali:
Reckless Life, Shadow Of Your Love, Welcome To The Jungle, Jumpin' Jack Flash, Think About You, Move To The City, Don't Cry, Nice Boys, Back Off Bitch, Rocket Queen, Nightrain, My Michelle, Paradise City, Anything Goes [Alt. Lyrics], Mama Kin, Heartbreak Hotel, Goodnight Tonight.

Podczas występu Slash informuje publiczność, że pojawiły się pierwsze koszulki zespołu, i że można je kupić.
01.02.86 - The Troubador, Hollywood, CA
02.28.86 - Troubadour, Hollywood, CA

11.03.86 - Music Machine, Los Angeles, CA Podczas koncertu Axl dedykuje piosenkę 'Nightrain' Dizzy'emu i jego złamanej ręce. (Dizzy miał wejść do składu zespołu GN'R, ale na nieszczęście złamał rękę i nie mógł grać. Dizzy później dołączy do zespołu GN'R w 1990 r.)
I ostatni koncert przed Wielkim wydarzeniem ( o którym będzie nieco niżej)
21.03.86 - Fenders Ballroom, Long Beach, CA 
. Koncert otwiera Johnny Thunders. Po jego występie Axl wychodząc na scenę przed rozpoczęciem piosenki 'Welcome To The Jungle' wykrzykuje po raz pierwszy, to co bedzie później mówił podczas innych koncertów w przyszłości: "Welcome to the fuckin' jungle, we're Guns N' Roses, remember that!" . Po piosence 'Nightrain,' Axl mówi, że nie spał od 48 godzins. Przed 'Rocket Queen,' Axl dziękuje Jetboy & Johnny Thunders i zapowiada dwa przyszłe występy w Roxy na 28 marca.
Powracając do występów: zespół zyskał niemałą sławę w klubach Los Angeles, a z czasem był główną atrakcją klubu - na ich koncerty (wymienione wyżej) przychodziło teraz 700 osób - cóż wiele się zmieniło od czasów Hell Tour. Występując w klubach (Troubadour, Scream, Roxy, Water Club, Whisky A-Go-Go), ich największymi rywalami była pudel-metalowa grupa Poison. Swoje nastawienie do tego typu pokrytych makijażami hair-bandów Axl wyraził występując w spodniach z wyszytymi na nogawce słowami: "Glam sucks". I to właśnie Gunsi zaszli spośród tych wszystkich klubowych kapel (Jetboy, Faster Pussycat) najdalej. Odnośnie grupy Poison jeszcze i nieskrywanej nienawiści Gunsów w jej kierunku. Po pierwsze Slashowi i spółce nie podobała się nieszczera ich zdaniem muzyka Poison. Gdy razem grali koncerty, chłopcy z Poison przed występem Guns N' Roses zapraszali wszystkich na wielką imprezę. Publiczności nie trzeba było dwa razy powtarzać. Sam Slash był szczególnie wkurzony na gitarzystę C.C. DeVille'a z Poison, który podkradł mu pomysł z graniem w cylindrze. Slash:
Nie jestem pierwszym rock'n'rollowcem noszącym cylinder. Ale C.C jest takim typem faceta, który prawdopodobnie nawet nie wiedział, co to jest cylinder, zanim mnie w nim nie zobaczył. Powiedziałem mu: "Jeżeli jeszcze raz cię zobaczę, jak występujesz w tej czapie na scenie, to cię zastrzelę!". Mówię ci, przestraszył się! A ja nawet nie mam pistoletu. Jak bym miał, to i tak nie wiedziałbym, jak się nim posłużyć.
W końcu nadszedł początek roku 1986...
Katalizatorem zmian był Vicky Hamilton, łowca talentów który na swoim koncie miał odkrycie takich zespołów jak Poison czy Motley Crue.
Postanowił wziąć pod swoje skrzydła Guns N' Roses, jak sam mówi:
Z całą pewnością byli ludźmi poza prawem. Myślałem sobie: Być może zginę, lecz są tak wspaniali, że muszę to zrobić. Na krótki czas chłopaki przeprowadzili się do jego mieszkania gdzie robili balangi, przetrzymywali sprzęt - ogólnie podsumowując Vicky był po prostu ich sponsorem - zaopatrywał ich również w alkohol, w tamtym czasie spożywany przez chłopaków mierzyć można było w hektolitrach. Slash wypijał dwie butelki dziennie whisky Jacka Danielsa.
Powoli ich sława poczęła wychodzić poza mury Troubadour, Roxy czy Whisky i nagle zaczęło się robić o nich głośno. W Long Beach, Fenders Ballroom (03.21.86) zespół został zaproszony przez Johny'ego Thundersa, aby wystąpił jako support. Gdy Slash uderzył w struny gitary, Axl powiedział, swoje słynne zdanie:
Welcome to the fuckin' Jungle, jesteśmy Guns N' Roses, zapamiętajcie to!. Po czym podziękował Thundersowi za możliwość występu, a także zespołowi Jetboy, który występował również tego dnia po czym poinformował zgromadzonych fanów o kolejnym koncercie.
Zaczęli pojawiać się przedstawiciele wytwórni płytowych. Teraz to oni zaopatrywali zespół w 'najwartościowsze rzeczy'. Jednak nikt z nich nie zrobił na chłopakach wrażenia. Izzy:
Pojawiali się w naszej sali prób, a do niej trzeba było przejść przez ciemny zaułek pełen pijaków - gdzie przesiadywał facet z butelką Thunderbirda na głowie - a następną rzeczą było pójście do ich biura i zaproszenie na lunch! Przez tydzień albo dwa kazaliśmy im fundować sobie obiady i w końcu zaczęliśmy dobrze jadać. Zamawialiśmy kupę żarcia i drinki i dopiero wtedy zwracaliśmy się do nich 'OK, mówcie!'. I tak pewnego dnia trafił do nich Tom Zutaut i Teresa Enstenant, przedstawiciele wytwórni Geffen A&R. Chłopaki zobaczyli, że nie przychodzą oni z bylekąd - poza tym w odróżnieniu od innych wiedzieli kim jest Steven Tyler. (Historia odnośnie S. Tyler'a: Już wcześniej Gunsi dostawali propozycje od różnych wytwórni, więc mogli w ofertach przebierać, lecz gdy ich przedstawiciele nie wiedzieli kim jest Steven Tyler, GN'R mówili 'nara'). Geffen wydawała im się najfajniejszą firmą płytową, ponieważ przedstawiciele tej firmy jako jedyni nie naciskali, żeby uczynić brzmienie Guns N' Roses bardziej komercyjnym. Dotychczasowego menadżera grupy, Vicky'ego Hamiltona, miał zastąpić Tim Collins, pracujący dla Aerosmith. Odstraszyły go jednak alkoholowe ekscesy członków GN'R. Ostatecznie w sierpniu tego samego roku (czyli 1986), rolę Vicky'ego przejął Alan Niven (o tym więcej następnym razem

).
Jesteśmy na razie przy spotkaniu Tom Zutauta i Teresa Enstenant. Na drugi dzień
25.03.86 Axl Rose, Izzy Stradlin, Duff McKagan, Slash i Steven Adler - krótko mówiąc Guns N' Roses pojawili się w budynku Geffen, aby podpisać kontrakt o wartości $37,500. Zrobili to jednak dopiero wtedy, gdy otrzymali zapewnienie, że będą mogli robic co im się żywnie podoba. Czyli nagrywać 'jak' i 'co' im się podoba. Jeden z szefów Geffen powiedział do nich:
"Jesteście najgłośniejszą grupą, jaką w życiu słyszałem!. Inny był nieco bardziej opanowany:
Guns N' Roses? Taaa, na pewno im się uda... jeśli tylko przeżyją!. Dzień później
26 marca 1986 r. Gunsi opuścili zimne mury garażu Hell House i przeprowadzili się do dużego domu we wschodnim Hollywood, i choć ich droga na szczyt była jeszcze długa, to już nigdy nie zaznali takich chwil jak to było na Hell Tour czy w Hell House. Guns N' Roses opuścili piekło i przedostali się do czyśćca, aby kiedyś zapukać do nieba bram.
CIĄG DALSZY NASTĄPI....................
Jeszcze kilka fotek z tego okresu:
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group2.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group1.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... roup10.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group4.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group5.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group6.jpg
http://www.geocities.com/SunsetStrip/Ve ... group7.jpg