
Britney Spears
- Lady_Malkavian
- Posty: 39
- Rejestracja: sob, 18 sie 2007, 21:37
- Lokalizacja: Tomaszów Mazowiecki
"It's Britney, Bitch!", takim wlasnie mocnym i zdecydowanym akcentem zaczyna się nowy, rewelacyjny i ultra przebojowy singiel Britney Spears "Gimme More". Piosenka zaledwie w ciagu 7 dni od premiery radiowej, zostala jedną z najczęściej granych w 2007 roku! Kawalek promuje zupełnie nowy album Britney.
ONET.PLXscape pisze:http://muzyka.onet.pl/10172,1630644,newsy.html

http://michalkrawiec.iportfolio.pl/
NASZ PIERWSZY TANIEC NA WESELU :)
http://www.youtube.com/watch?v=cEQN4965I4A
It's all for love L.O.V.E
NASZ PIERWSZY TANIEC NA WESELU :)
http://www.youtube.com/watch?v=cEQN4965I4A
It's all for love L.O.V.E
Slucham sobie nowej plytki panny Spears i moim zdaniem jest ona lepsza od tego co nagrala wczesniej...choc spodziewalam sie czegos wiecej. Sama nie wiem, moze oczekiwalam glebszych tekstow, jak na dziewczyne ktora przechodzi przez pieklo zadziwiajaca jest ilosc skocznych dyskotekowych piosenek na tym albumie. Gimme More moim zdaniem dalej jest najlepszym kawalkiem na plycie, choc Heaven on Earth i Radar tez moga byc. Brakuje mi ballady, szczegolnie ze moja ulubiona piosenka Britney jest Everytime... procz Toxic i Gimme More to wlasnie Everytime podoba mi sie najbardziej.
Britney wlasnie udzielila wywiadu dla KISS FM, w ktorym poskarzyla sie na nagonke na swoja osobe. I wciaz nie moze odzyskac prawa do opieki nad synami... to naprawde smutne odbierac dzieci matce.
Britney wlasnie udzielila wywiadu dla KISS FM, w ktorym poskarzyla sie na nagonke na swoja osobe. I wciaz nie moze odzyskac prawa do opieki nad synami... to naprawde smutne odbierac dzieci matce.
Zwłaszcza, że to prawo prawie zawsze otrzymuje matka, więc pomyślmy kto jest za to najabrdziej odpowiedzialny, to wielkie nieszczęście szkoda tylko, że dla dzeci i to przez głupote ich własnej matki. Co do nowej płyty to odnosze wrażenie, że zosatnie równie szybko zapomniana co się pojawiła, mieliśmy już przykład Michaela, że samo nazwisko nie gwarantuje sukcesu.thewiz pisze: Britney wlasnie udzielila wywiadu dla KISS FM, w ktorym poskarzyla sie na nagonke na swoja osobe. I wciaz nie moze odzyskac prawa do opieki nad synami... to naprawde smutne odbierac dzieci matce.

Maro i reszta załogi
. Przykro mi ,że wasze prognozy się nie sprawidziły. Płyta Britney podoba się ludziom którzy wczesniej się z niej wyśmiewali. Wystarczy spojrzeć na komentarze ludzi. Album sprzedaje się jak świeże bułeczki. Britney powróciła. Może nie dla Was ale dla miażdzącej większosci. Pozdrawiam i ciesze się ,że tak właśnie jest.
ps- większosć krytyków wypowiada się na temat płyty w samych superlatywach.

ps- większosć krytyków wypowiada się na temat płyty w samych superlatywach.
"Cynicznie. Bez hamulców. Na plus!" - recenzja infomuzyka.pl
Umawiamy się już na wstępie - nie będzie komentowania Britney pod kątem jej macierzyństwa, pijaństwa, ludzkich wzlotów i upadków. Piszemy o płycie. O naprawdę solidnej, mocnej popowej płycie.
"It's Britney bitch!". No i dobrze, w sumie czemu nie? Lepsze to niż udawanie, że piersi rosną od mleka, a dziewictwo się traci po ślubie. Szczerość stanowi duży atut tego albumu. Britney po wszystkich przejściach, jakie zafundowała sobie w ostatnich latach, powróciła w końcu jako dojrzała, doświadczona kobieta, a nie złote dziecko teen popu.
Zaczyna się doskonale znanym, singlowym "Gimme More". Już wiemy, czego się spodziewać - futurystyczne, przesycone elektroniką, popem i r&b brzmienie. Bez słodyczy i mizdrzenia się. Bez pozowanej niewinności. Oczywiście Britney wciąż daleko do Madonny, jednak brzmi o wiele wiarygodniej w nowym wcieleniu, niż jeszcze kilka lat temu.
Można być niemal pewnym, że teksty, które dostała do wyśpiewania, powstały w wyniku konsultacji z nią. Nie ma już tak dalekiego i uderzającego dystansu pomiędzy słowami a image'm, życiową postawą, a lirycznymi bzdurami. Amerykański sen, o którym Britney śpiewa na początku kawałka "Piece of Me", jest dla niej rzeczywistością. Rzeczywistością, która brutalnie wpłynęła na jej życie, ale z którą w końcu umie się rozliczyć. Ostro, bez kompromisów i z puszczeniem oka do dziennikarzy oraz fotoreporterów. A głos? Hmm. To bardziej warsztat i coś wrodzonego niż niezwykła iskra Boża i strzał z miejsca. Ale to coś jest. Jednym się podoba mniej, drugim bardziej. Producenci płyty wiedzieli o tym. Realizatorzy też. Po raz pierwszy Britney nie wyje, nie wyciąga, nie bawi się w divę. Uwierzcie lub nie - to jest niemały klucz do sukcesu tego wydawnictwa.
Muzyka? Raz lepiej, raz gorzej. Jednak przez całą płytę w dość spójnym klimacie, o którym pisałem już kilka akapitów wyżej. Dyskotekowo, klubowo, ale i dla radia. Trochę w stylu ostatniej Nelly Furtado, ale nie ma się czemu dziwić - za niemal połowę płyty odpowiada podopieczny Timbalanda - Danja. Nie ma w jego bitach nawet odrobiny ciepła, duszy, ale jako popowy produkt przyszłości sprawdza się to doskonale. Hipnotyczne bębny, wbijające się do głowy klawisze, charakterystyczne przeszkadzajki. Timbo dorobił się doskonałego spadkobiercy jego "soundu".
"Blackout" to pop garściami czerpiący z tradycji elektronicznych lat 80., współczesnego r&b. Bez balladowego mizdrzenia się i machania kwiatkami w tle. Britney pomachała tym, co dała jej natura i skalpel, wyciągając przy tym środkowy palec. I, trochę o dziwo, wygrała!
Umawiamy się już na wstępie - nie będzie komentowania Britney pod kątem jej macierzyństwa, pijaństwa, ludzkich wzlotów i upadków. Piszemy o płycie. O naprawdę solidnej, mocnej popowej płycie.
"It's Britney bitch!". No i dobrze, w sumie czemu nie? Lepsze to niż udawanie, że piersi rosną od mleka, a dziewictwo się traci po ślubie. Szczerość stanowi duży atut tego albumu. Britney po wszystkich przejściach, jakie zafundowała sobie w ostatnich latach, powróciła w końcu jako dojrzała, doświadczona kobieta, a nie złote dziecko teen popu.
Zaczyna się doskonale znanym, singlowym "Gimme More". Już wiemy, czego się spodziewać - futurystyczne, przesycone elektroniką, popem i r&b brzmienie. Bez słodyczy i mizdrzenia się. Bez pozowanej niewinności. Oczywiście Britney wciąż daleko do Madonny, jednak brzmi o wiele wiarygodniej w nowym wcieleniu, niż jeszcze kilka lat temu.
Można być niemal pewnym, że teksty, które dostała do wyśpiewania, powstały w wyniku konsultacji z nią. Nie ma już tak dalekiego i uderzającego dystansu pomiędzy słowami a image'm, życiową postawą, a lirycznymi bzdurami. Amerykański sen, o którym Britney śpiewa na początku kawałka "Piece of Me", jest dla niej rzeczywistością. Rzeczywistością, która brutalnie wpłynęła na jej życie, ale z którą w końcu umie się rozliczyć. Ostro, bez kompromisów i z puszczeniem oka do dziennikarzy oraz fotoreporterów. A głos? Hmm. To bardziej warsztat i coś wrodzonego niż niezwykła iskra Boża i strzał z miejsca. Ale to coś jest. Jednym się podoba mniej, drugim bardziej. Producenci płyty wiedzieli o tym. Realizatorzy też. Po raz pierwszy Britney nie wyje, nie wyciąga, nie bawi się w divę. Uwierzcie lub nie - to jest niemały klucz do sukcesu tego wydawnictwa.
Muzyka? Raz lepiej, raz gorzej. Jednak przez całą płytę w dość spójnym klimacie, o którym pisałem już kilka akapitów wyżej. Dyskotekowo, klubowo, ale i dla radia. Trochę w stylu ostatniej Nelly Furtado, ale nie ma się czemu dziwić - za niemal połowę płyty odpowiada podopieczny Timbalanda - Danja. Nie ma w jego bitach nawet odrobiny ciepła, duszy, ale jako popowy produkt przyszłości sprawdza się to doskonale. Hipnotyczne bębny, wbijające się do głowy klawisze, charakterystyczne przeszkadzajki. Timbo dorobił się doskonałego spadkobiercy jego "soundu".
"Blackout" to pop garściami czerpiący z tradycji elektronicznych lat 80., współczesnego r&b. Bez balladowego mizdrzenia się i machania kwiatkami w tle. Britney pomachała tym, co dała jej natura i skalpel, wyciągając przy tym środkowy palec. I, trochę o dziwo, wygrała!
Britney zawojowała iTunes! - teraz czas na Billboard?
Wszystko wskazuje na to, iż album BLACKOUT zadebiutuje na liście The Billboard 200 na miejscu 1! Według danych z 31 pażdziernika, krążek sprzedał się do tej pory w ilości 124.000 egzemplarzy! Jest to ponad dwa razy więcej niż obecny lider zestawienia „Carnival Ride" Carrie Underwood (49.000 egzemplarzy). Jive/Zomba ocenia, że album zadebiutuje na liście w ilości od 330.000 do 350.000 sprzedanych krążków. Warto także przypomnieć, że ostatni longplay wokalistki, w 2003 roku zadebiutował również na miejscu 1 zestawienia Bilboard 200 w nakładzie 609.000 sprzedanych krążków...
BLACKOUT podbił już natomiast serwis iTunes i jest obecnie jednogłośnie numerem 1! Po przeboju Gimme More, po szczeblach list iTunes wspinają się już także kolejne hity wokalistki, takie jak Piece Of Me, Radar i Break The Ice!
Wszystko wskazuje na to, iż album BLACKOUT zadebiutuje na liście The Billboard 200 na miejscu 1! Według danych z 31 pażdziernika, krążek sprzedał się do tej pory w ilości 124.000 egzemplarzy! Jest to ponad dwa razy więcej niż obecny lider zestawienia „Carnival Ride" Carrie Underwood (49.000 egzemplarzy). Jive/Zomba ocenia, że album zadebiutuje na liście w ilości od 330.000 do 350.000 sprzedanych krążków. Warto także przypomnieć, że ostatni longplay wokalistki, w 2003 roku zadebiutował również na miejscu 1 zestawienia Bilboard 200 w nakładzie 609.000 sprzedanych krążków...
BLACKOUT podbił już natomiast serwis iTunes i jest obecnie jednogłośnie numerem 1! Po przeboju Gimme More, po szczeblach list iTunes wspinają się już także kolejne hity wokalistki, takie jak Piece Of Me, Radar i Break The Ice!
Jest się czym chwalićBee pisze:Xscape pisze:"It's Britney bitch!". No i dobrze, w sumie czemu nie? Lepsze to niż udawanie, że piersi rosną od mleka, a dziewictwo się traci po ślubie. Szczerość stanowi duży atut tego albumu.
Dlaczego twierdzą, że 'It's Britney, bitch' jest szczere?


Balladowego,tak.Ale nie sposób nie zauważyć tego co wyprawia Britney w swoim teledysku.Ta jej sztuczność...Czegoś takiego nie powinno być na płycie,na której dominujeXscape pisze:Bez balladowego mizdrzenia się
I nikt mi nie wmówi,że BS,wyglądająca jak panna lekkich obyczajów(przepraszam za wyrażenie) jestXscape pisze:Szczerość
.Xscape pisze:dojrzała
Bo dojrzałość definiuje się w zupełnie inny sposób.
Zgadzam się z Krecikiem,to jest paranoja.
"I ona , to sztuka
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."