HISTORIA GUNS N' ROSES ROZDZIAŁ XVI
czerwiec 1992 - Wywiad ze Slashem część II (... w którym mówi o Izzym, sprawach w sądzie, Axlu, pieniądzach, spóźnianiu się na scenę i presji jaką odczuwa ktoś uważany za największego guru gitary na świecie.)
Slash i Izzy



MH: Zupełnie się z tym zgadzam. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że pomimo całego zamieszania jakie otacza poczynania Guns N' Roses, jest to w sumie tylko kolejny zespół grający rocka. Nie mam bowiem żadnych wątpliwości, że ci ludzie, jeśli chodzi o pisanie piosenek, mają znacznie więcej talentu niż setki im współczesnych kompozytorów. Obie płyty 'Use Your lllusion' były znakomitymi przykładami na to, jak bardzo szeroko można traktować rocka i jednocześnie pozostać wiernym swoim ideałom. Jednakże to całe gówno jakim babra się ten zespół /jestem przekonany, że niektóre numery mają błogosławieństwo całej grupy/ umniejsza znacznie niewątpliwą wielkość tej kapeli i sprawia, że chwilami staje się ona rockową parodią. Jeśli uznamy, że ci muzycy są zwykłymi facetami z ulicy, to widać, że pewnymi rzeczami przejmują się za bardzo, mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi? Pytam Slasha na temat atmosfery niepotrzebnej przesady, która towarzyszy Guns N'Roses na każdym kroku, on wydaje się nie rozumieć tego pytania i kieruje całą rozmowę tylko na idiotyczne spóźnianie się na scenę.
SLASH: "No wiesz, lubimy zaczynać koncerty późno, bo jesteśmy nocnymi markami."
MH: W tym momencie mam chęć przyznać mu nagrodę za najbardziej wyrachowaną odpowiedź wszechczasów!
SLASH: "Poważnie, naprawdę tak jest! Wyrośliśmy w podejrzanych klubach, gdzie przychodzi się o drugiej w nocy i pije aż do rana. Nie jesteśmy typowym przedstawicielem tak zwanego show businessu, więc pieprzymy to wszystko i robimy co chcemy. Musieliśmy i tak pójść na pewne kompromisy, bo nasza ekipa techniczna nie miałaby szansy pracować i odpoczywać w normalnych warunkach. Gdyby nie to nasze koncerty zaczynałyby się o północy."
MH: Dla zespołu to prawdziwa frajda, ale co ma powiedzieć przeciętny Jan Kowalski, który chodzi do pracy i chciałby także zobaczyć taki koncert? To prawie niewykonalne. Człowiek rozumie jak ważny jest w życiu kompromis, kiedy przybywa mu lat. Czy się nam to podoba czy nie, każdy z nas musi się na to w większym lub mniejszym stopniu godzić. Kiedy człowiek zakłada zespół po raz pierwszy to wyobraża sobie, że już nigdy nie pójdzie na żaden kompromis. W tej sytuacji, czeka każdego niemiłe przebudzenie, kiedy życie wali go w policzek. Czy bawienie się w rock'n'roll jest dla was nadal frajdą?
SLASH: "No cóż, nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem i nie sądzę, że kiedyś było mi łatwo. Zawsze były problemy, żeby wszystko grało i z roku na rok, człowiek jest ciągle testowany. Przez to wszystko jest bardziej interesujące i dlatego nigdy nie oceniam co jest lepsze, a co gorsze. Zawsze dobrze się bawiliśmy i zawsze mieliśmy dużo problemów, ale zawsze wszystko było interesujące i zawsze odmienne. To moje osobiste przemyślenia. Sądzę, że każdy może mieć własną interpretacją tej kwestii!"
MH: Jakiego rodzaju ciśnienia, są dla Ciebie najtrudniejsze do wytrzymania obecnie?
SLASH: "No cóż, właśnie odkryłem, że nie ma już dla mnie zupełnie żadnej intymności we własnym życiu, jestem osobą publiczną. Nawet, kiedy ukrywam się w domu, w Los Angeles, ludzie spekulują i mówią co im się wydaje, że akurat robię. To jest naprawdę chore! To bardzo poważnie wpływa na moje stosunku z innymi ludźmi, szczególnie tymi, którzy są mi bliscy, jak choćby moja dziewczyna. Nie zamierzam zastanawiać się w życiu co ludzie sobie o mnie myślą, ale właśnie zdałem sobie z tego sprawę. W sumie i tak wydaje mi się, że jest to bardzo mała cena, którą płacę za to, że robię to, co chcę. Mimo wszystko, to wydaje mi się bez sensu! Wystarczy do tego dodać wszystkie ciśnienia związane z byciem w naszym businessie i wtedy okazuje się, że najmniej martwimy się samym graniem!"
MH: Podejrzewam, że w chwili, kiedy ktoś za bardzo się nam przygląda, zawsze można myśleć o wielkich pieniądzach, które się zarabia!
SLASH: "No wiesz, wydaje mi się, że Jimi Hendrix ujął to najlepiej, kiedy stwierdził, że mając coraz więcej pieniędzy, ma się coraz większe powody, żeby śpiewać bluesa. Mówię to poważnie. Nadal żyję zupełnie takim samym życiem jak wtedy, kiedy nie miałem żadnych pieniędzy, ale przyznaję, że miło jest mieć dobre finansowe oparcie. Dotarło to do mnie że mam dom i samochód oraz, że nie muszę się martwić o zapłacenie moich rachunków. Bynajmniej nie mam zbyt lekkiej ręki jeśli chodzi o pieniądze. Nie jestem jednak materialistą. Największe pieniądze wydaję na kobiety!"
Slash


MH: Tę kwestię można zapewne interpretować na różne sposoby i każdy może tu wykazać się swoją pomysłowością! Zastanawiam się jednak, czy nagrywając ostatnie płyty staraliście się by odniosły one podobne, komercyjne sukcesy, jak wasz debiutancki LP?
SLASH: "Nie mam pojęcia. Sądzę, że wszystko poszło całkiem dobrze, ale trudno mi tu wyrokować. Nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem. Nagrywając nowy materiał nie myśleliśmy tymi kategoriami. Niewątpliwie jednak miałem w głowie własne uzasadnienie na wydanie dwóch płyt. Jeśli o mnie chodzi, to płyta ma tylko znaczenie w chwili, kiedy się ukazuje. Kiedy zaczynam pracę nad nową płytą poprzednia, albo jeszcze wcześniejsza praktycznie dla mnie nie istnieją."
MH: Czy uważasz, że skomponowanie następnej płyty zabierze ci znowu tak wiele czasu?
SLASH: "Nie mam pojęcia. Największym szczęściem tego zespołu jest fakt, że nie obchodzą nas żadne ustalenia. Kiedy nowy materiał jest dobry i się nam podoba, to czujemy, że mamy chęć go nagrać i tak też się staje. Więc bez względu na to, ile czasu potrzebujemy na nagranie następnej płyty ten zespół będzie zawsze ze sobą razem, bo nie potrzebujemy wydać nowego albumu, by zapłacić nasze rachunki, lub utrzymać obecny status finansowy."
MH: Pieniądze przestały się dla tego zespołu liczyć, ale ciekawe, o jakich pieniądzach marzą ci, którzy próbują zarobić na zespole. Podejrzewam, że każdemu marzą się łatwe dolce, ale sposób w jaki są zarobione, jest sprawą najważniejszą. O dziwo książka Danny'ego Sugermana, który tak bardzo wielbił The Doors /czekano na nią z utęsknieniem/ rozwiązuje Slashowi język.
SLASH: "Danny Sugerman to gnojek i jeśli kiedykolwiek na niego wejdę, to skopię mu dupę. Jak ten facet może napisać książkę o zespole, którego nigdy nie spotkał? To jego dzieło, to bzdury i spekulacje oparte na wycinkach prasowych i innych gównach. On tylko raz spotkał Axla a przede mną ukrywał się w każdym klubie, w którym akurat byliśmy razem. Ten facet nie ma kurwa pojęcia o czym gada! To wszystko bzdury i sensacje! Nasz fotograf, Robert John, pracuje nad swoją książką, która będzie najbardziej realistycznym obrazem Guns N' Roses. [o tej książce pisałam tu ileś tam postów wstecz - przyp. SUNrise :)]. Ludzie, którzy napisali o nas już swoje książki, są z tego powodu bardzo zadowoleni, ale żaden z nich nigdy nie brał pod uwagę nas jako oddzielnych osobników. Wszyscy muzycy w tym zespole mają własne życia, a ci którzy piszą takie bzdury postępują z nami jak z pionkami w jakiejś pieprzonej grze!"
MH: Poczekaj tylko na wspomnienia Stevena Adlera. Wtedy dopiero mogą zacząć się problemy. A tak przy okazji, czy odbyła się już sprawa z jego powództwa?
SLASH: "Tak, mieliśmy już wstępne przymiarki i mam wrażenie, że on nie wie, co robił. Roadcrew to nazwa jednego z moich zespołów więc mam prawo do jej używania. Steven nigdy nie był w tym zespole i nie powinien używać tej nazwy. Mimo wszystko powiedziałem sobie - 'O.K. Steven, pieprz wszystko dalej w taki sposób!' Mam już go dosyć i widzę, że jest za głupi na to, żeby zdać sobie sprawę z tego co robi!"
MH: Wygląda na to, że Slash nie kocha dawnych muzyków z Guns N' Roses. Pod maską spokojnego człowieka kryje się osobnik twardy i zdeterminowany. Trzeba bowiem przyznać, że trzymanie zespołu przy życiu wymaga sporego wysiłku i twardej ręki. Slash ma w sobie coś takiego i może dlatego Guns N' Roses nadal istnieje grając na wielkich stadionach piłkarskich. Niewątpliwie cechuje go też prawdziwie rockowy duch przyjaźni, a wnioskuję to na podstawie zaproszenia Soundgarden i Faith No More na wspólne tournee po Europie.
SLASH: "Lubimy te zespoły. Nie wzięlibyśmy ze sobą kogoś, kogo nie cenimy muzycznie, a przy okazji to dla nich dobra szansa pokazania się. Tym zespołom potrzebne jest duże audytorium, by mogły pokazać na co je stać. Gdy my zaczynaliśmy, graliśmy przed Motley Crue i trudno sobie wyobrazić bardziej mainstreamową publiczność niż ta. Skoro nam się powiodło, to ich czeka to samo."
MH: A człowiekiem, który to wszystko wymyślił i ocenił jest ten facet po drugiej stronie linii telefonicznej. Facet o miękkim głosie i żelaznej woli. Władca ringu? Bez wątpienia. Ssssslash.
