Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Katrina pisze:Wczoraj oficjalnie potwierdzono przyjazd do Polski genialnej czarnoskórej artystki-Ayo. Odbędą się 3 koncerty: w Poznaniu(9 września), w Warszawie(10września) i w Krakowie(11 września).
Dla tych, którzy jeszcze nie znają tej zeszłorocznej debiutantki- Ayo to artystka godna zainteresowania. W swojej muzyce łączy soul, folk i reggae. Subtelny głos, dojrzałe teksty, wpadające w ucho brzmienia bębnów, lekkość i głębia przekazu.
Polecam
Na koncerty nie chodzę tylko dla koncertów. Chodzę dla tej atmosfery przed i po. Przed. Rozmowy, które zrozumieją tylko zapaleńcy. Po. Możliwość bycia przez chwilę prywatnie z kimś, kto przez lata dzielił się sobą poprzez membranę kolumny wieży hi-fi. I podzielenie się wrażeniami z tymi, które to samo wrażenie w sobie niosą. Przecież przez te kilkadziesiąt minut tworzyliśmy pewną wspólnotę. Ponad podziałami. Razem; w emocjach, które łączą.
Przed koncertem Tori siedziałem sobie przed Kongresową, delektując się tą atmosferą. Spotkałem paru znajomych. Nagle pojawił się Piotr Kaczkowski. Podszedłem. Zapytałem Co słychać Panie Piotrze? Zaczęliśmy rozmawiać. Było zabawnie, było sympatycznie. Zaczęli schodzić się ludzie, z którymi był umówiony. Było rodzinnie. Proszę mi wybaczyć stereotypy, ale Warszawa kojarzy mi się ze sztucznymi kontaktami, wieczną rywalizacją i snobistycznymi pozami, by inni poczuli się gorsi, a ja lepszy. Tu było inaczej. Muszę Go kiedyś zapytać, jak On to robi, że pracując tu i będąc osobowością przez wiele dekad, zachował w sobie to ciepło. Piotr Kaczkowski.
Po koncercie Tori spędziła wiele minut z fanami. Byłem tam. We właściwym miejscu, o właściwym czasie. Zobowiązanie mnie jednak wygoniło do domu. Zabrakło jakichś 120 minut.
Na koncercie było pięknie, ale o dziwo czułem zwyczajność. Ucieszyło mnie to, bo takie odczucie daje spokój. Spokój daje większą chłonność na wydarzenia dziejące się tu i teraz. Bo to normalne rozmawiać tak, jak się to robi na co dzień. Czy Kaczor jest inny? Ten sam żołądek, te same codzienności, to samo powietrze w płucach. Tori też jest taka sama.
Miałem to w głowie. Chyba po raz pierwszy tak, bo moja naturalna nieśmiałość zawsze zaciemniała kontakt. Pewnie dałoby mi to swobodę w rozmowie z Nią.
Musiałem odjechać.
W ostatnich miesiącach boleśniej uwiera mi to, że dreptam w miejscu. Macie czasem tak, iż czujecie, że mozecie iść dalej, bo to już czas; dojrzeliście do następnego szczebla na drabinie, lecz buty przyrosły do podłoża i nieznośna melancholia trzyma uparcie i nie daje odpustu? Dzieciom nazywa się to to lenistwem. Później jednak lenistwo nie tłumaczy sensu tkwienia. Depresja? Aha. Czasem. Nie tu. Lęk? Nie bardzo. Nie do końca. Przyzwyczajenie? Bardziej.
Brak energii. Brak wzorca, odpowiednich ludzi wokół ciebie, którzy nie tkwią. Tak, to jest to. Jak patrzyłem na Tori na scenie, ona taką jest. Iskrzącą, pełną życia. Pomimo poukładanego życia rodzinnego potrafi znaleźć w sobie wenę i się spełniać. Równowaga w życiu nie zatrzymała jej; w sobie Ona potrafi znaleźć strunę nerwu werwy, by za nią szarpać. I czuć się wolną.
Może rozmowa z Nią tam byłaby czymś, co by i mnie popchnęło, bo znam w sobie iskrzenie. Ale nie umiem go wzniecić dostatecznie, co bym czuł spełnienie poza pewnym oddziałem. By pozyskać resztę obszarów w mózgu, które czekają.
Nie spotkałem się z Nią. Codzienność i lojalność z towarzyszką popchnęła mnie do pociągu.
Piotr Kaczkowski, że Go przywołam raz jeszcze, lubi mówić, że nie ma przypadków. Jego rodzice zostali rozdzieleni przez wojnę. Po zakończeniu działań wojennych mama Piotra szukała swojego męża przez Czerwony Krzyż. Zaginął. Pewnego dnia nie wytrzymała i wyszła poza miasto. Postanowiła go szukać. Na własnych nogach. Jakieś 30 km poza Krakowem zobaczyli się z daleka. Nie mogli wiedzieć, że to na pewno oni, byli za bardzo od siebie oddaleni. Ale wiedzieli. Czemu w tym dniu Ona wyszła? Czemu On szedł wtedy i tam? Nie ma przypadków- odtąd Piotr idzie z tą myślą przez życie. I z jeszcze jedną, ale o tym za chwilę.
Wtedy też nie było może przypadku. Mam od jakiegoś czasu poczucie, że muskam swoje spełnienie, jak piórko, które myka przed tobą. Albo jak niesforne mydło, które zawsze ci wypadnie, gdy go przyciśniesz. To prawie to, już jestem blisko. Już chwytam, już prawie umiem to nazwać, ale na razie tylko czuję. Już, już... Uciekło. Nie zdąrzyłem zdefiniować. Nie ma. Nie wiem, czy to mój brak gotowości, czy niezdarność nie dookreślona czy jednak jakieś przeznacznie. Mam jeszcze tu coś do zrobienia, więc nie ma co jeszcze czmychać. To nie mój czas.
A jak to tylko zwyczajne szukanie spójności w przypadkowym rozłożeniu zdarzeń? A jak, co gorsza, śmieszne tłumaczenie własnej głupoty? Bezsensownego konfromizmu? Mogłem powiedzieć nie. Ty jedziesz, ja zostaję. Chcę tu być. Pieprzyć bilety, pieprzyć zobowiązania. Bo moje serce ciepłem przyjaciół pełne i lepszych mieć nie będę. Lecz nie ma pociagu, do którego nie wsiądę, nieważne dokąd zmierza. To druga myśl.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Koncert to nie wysłuchanie piosenek, ale możliwość spotkania się z osobami, które
kaem pisze:przez lata dzieliły się sobą poprzez membranę kolumny wieży hi-fi.
- w końcu, jak stwierdził Hitchcock: terror tkwi nie w erupcji wulkanu, a w oczekiwaniu na nią. Chodzenie na koncerty to przecież wielkie emocje przed nimi, podekscytowanie jest największe za nim on/ona/oni wejdą na scenę. Później są tylko wspomnienia.
All i wanna say is fucking deszcz - tymi słowami przywitał się w czwartek z chorzowską publicznością Phill Collins podczas koncertu Genesis. To samo mógłby powiedzieć na zakończenie.
Wpuszczanie na stadion miało rozpocząć się o godz. 16.30. Jednak chwile wcześniej przeszła nawałnica i praktycznie zatopiła stadion. Wezwane oddziały straży pożarnej dawały pokaz swojej indolencji dowożąc coraz to kolejne pompy do odsysania wody, które nie działały. Ostatecznie zacząto wpuszczać około godz.18.00. Wszyscy byli kompletnie już przemoczeni bo cały czas lało. Na początek nie miłe zdziwienie dla wielu. Bilety TicketPro, są drukowane na zwykłych atramentówkach. Po tylu godzinach stania w deszczu, nie dość że wielu osobom zamokły to jeszcze zmyły się z nich nadruki. Tymczasem bramkaże bawili się w laserowe skanowanie kodów kreskowych z biletów superczułymi skanerami, które oczywiście nie chciały rozpoznawać rozmytych kodów. Nie wiem co się stało z ludkami, którym powiedziano, że nie wejdą bo ja wszedłem bez problemów. Co prawda w żaden sposób nie chciało odczytać mojego biletu ale sympatyczna pani na bramce udała, że wszystko jest ok.
Zdobyłem miejsce na środku pod sceną. Cały czas lało. Nie padało tylko lało z drobnymi tylko przerwami. Koncert miał rozpocząć się o 20.30. O godzinie 20.00 ogłoszono, ze z powodów atmosferycznych opóźni się o 15 minut i w kazdej chwili może być przerwany. To wkurzyło kompletnie przemoczoną i zmarźnięta publiczność czekającą tyle godzin w tych warunkach. Tak czy inaczej ogłoszenie mnie zaskoczyło. 15 minut? czyżby zatem zamierzali zacząć w miare punktualnie? Doświadczenia mam takie, że raczej zawsze koncerty rozpoczynają się z opóźnieniem i nikt nikogo o tym nie informuje. Publiczność czeka i się wkurza. Ale tu było punktualnie (z uwzględnieniem zapowiedzianych 15 minut), za co wielki plus. Do ostatnich chwil technicy dokonywali gorączkowych oględzin sceny. Sceny, która swą wielkością ustępowała większości scen na wiejskich festynach. Scena była niesamowicie mała a na tyłach trzeba było uważać, żeby nie przywalić baniakiem w .... dach. Za to dach był przeroczysty tak by można przez niego było oglądać to co dzieje się na gigantycznym ekranie. Tak wielkiego ekranu chyba jeszcze nie widziałem.
O 20.45 zespół wyszedł na scenę. Zaczął się koncert. Od samego poczatku widać było, że panowie są w świetnej kondycji. Zarówno fizycznej jak i w przypadku Collinsa-wokalnej. Wielki Phill Collins- pomyślałem. Żywa legenda. Człowiek który poznał wszystkich, którzy coś znaczyli w show biznesie. Człowiek którego znają wszyscy. Na marginesie: człowiek który wręczał Michaelowi rózne nagrody. Byłem niezwykle zadowolony, że mogłem go teraz oglądać na żywo, będąc równocześnie absolutnie przekonany, że już nigdy więcej takiej okazji mieć nie będę.
Lało bez najmniejszych przerw przez cały koncert. Mam wielką zaprawę w staniu na koncertach ( w końcu samych koncertów MJ widziałem tyle, że trudno zliczyć) ale tym razem w pewnym momencie zacząłem się modlić aby ten już się skończył. Byłem tak przemoczony, zmarźnięty i wykończony, że praktycznie byłem na krawędzi poproszenia o pomoc medyczną. Tymczasem nie spsób było odróżnić efektóe świetlnych na koncercie od efektów, które robiły błyskawice; efektów dźwiękowych od grzmotów. Resztkami sił dotrwałem do końca. Dotrwałem bardzo szczęśliwy, bo koncert był prześwietny w zgodnej opini wszystkich z którymi rozmawiałem. Bardzo się cieszę, że na nim byłem. Gdyby tylko nie ten fucking deszcz. Mimo wszystko publiczność dopisała nadspodziewanie dobrze, więc potem jeszcze długo trzeba było stać w korksch, zanim udało się wyjechać do domu.
Ci którzy nie byli na koncercie, po zalogowaniu mogą go zakupić za 30 $ na stronie http://www.themusic.com/detail.cfm?id=9002304 . Warto.
Szkoda, że mi się nie udało tego dnia wyrwać do Chorzowa - pomijając pogodę musiało być znakomicie. Półtora roku temu byłem na "ostatnim" koncercie "ostatniej" trasy koncertowej Phila Collinsa więc domyślam się, że i tym razem Phil i reszta Genesis musieli dać super show.
Możesz podać jakie piosenki i w jakiej kolejności grali ?
Behind The Lines
Duke’s End
Turn It On Again
No Son Of Mine
Land Of Confusion
In The Cage/Cinema Show/Duke’s Travels
Afterglow
Hold On My Heart
Home By The Sea
Follow You Follow Me
Firth Of Fifth
I Know What I Like
Mama
Ripples
Throwing It All Away
Domino
Drum Duet/Los Endos
Tonight, Tonight, Tonight
Invisible Touch
I Can’t Dance
Carpet Crawlers
Tak przynajmniej było na jednym z koncertów na tej trasie
Piotr Kaczkowski opowiadał po koncercie o swoich wrażeniach nadmieniając, że... nie ma na sobie spodni, bo schną.
Gratuluję wrażeń. Genesis to mocna rzecz.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Sama chciałabym być wtedy w Chorzowie.Ale,niestety,nie mogłam.
Nasłuchałam się relacji i taty i brata,prosząc o coraz więcej szczegółów.
Podobno efekty wizualne typu neony,posiadały niezwykle naturalne kolory( ) i dźwięk był niesamowity,czysty,głośny,bynajmniej nie dudniący.
I miałam okazję posłuchać Philla na żywo,kiedy tato dzwonił do nas kilka razy. Ciekawa jestem,czy na owym koncercie robienie zjdjęć było legalne?
"I ona , to sztuka
przywróci nam zdolność
i lotu , i mocy , i mocy..."
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Nie mam.
Kiedy kupowałam bilet, nie było już tych biletów, więc kupiłam te siedzące (trybuna A).
I okazało się, że mogłam jeszcze trochę poczekać, ponieważ ostatnio wypuszczono jeszcze trochę biletów na golden circle
Ale ważne, że idę.
A Ty wybierasz się na ten koncert?
Maverick pisze:Będę opowiadać :)
Czekamy
Ostatnio spodobała mi się muzyka The Rolling Stones, muszę się bliżej zapoznać z ich dyskografią...