co za ujęcia patrząc na Scotta :D
_____________________________
Kasuję właśnie różne niepotrzebne mi rzeczy, zdjęcia itp. które mam na kompie, i znalazłam jakąś rozmowę z Duffem z gazety Tylko Rock (październik 1996). Nie wiem na ile słowa Duffa są autentyczne, bo jak to w gazetach, lubią różne rzeczy podkolorować, słowa poprzekręcać, ale może ten artykuł akurat jest w porządku. Napisał go Robert Sankowski
Rozmowa z Duffem McKaganem
Z basistą Guns N' Roses, Duffem McKaganem, rozmawiałem przede wszystkim o Neurotic Outsiders. O nowym zespole, który Duff założył razem z perkusistą Gunsów Mattem Sorumem, gitarzystą Steve'em Jonesem z Sex Pistols i basistą Duran Duran Johnem Taylorem. A także o debiutanckiej płycie grupy, zatytułowanej po prostu Neuriotic Outsiders. No ale przecież nie mogłem nie wykorzystać takiej okazji. Zadałem takie parę pytań o Guns N' Roses... Wywiad z Duffem to sama przyjemność. McKagan odpowiada na pytania pewnie, szybko i konkretnie. Co prawda trudno zaliczyć go do ludzi wyjątkowo rozmownych czy elokwentnych. Ale w jego krótkich, kilkuzdaniowych odpowiedziach jest zawsze dokładnie to, o co chodzi. Było coś jeszcze, co bardzo ułatwiło rozmowę. Duff był cały czas na luzie. A jednocześnie ani przez moment nie czuło się w nim nic z pozy wielkiej gwiazdy. Ta jego swoboda udzieliła się także mnie. W efekcie wywiad momentami przeradzał się raczej w luźną wymianę zdań...
Historia Neurotic Outsiders zaczęła się na jakimś koncercie charytatywnym w klubie Viper Room w Los Angeles...
Duff: Wiesz o tym? To dobrze... Widzisz, my wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. Pewnego dnia ktoś zadzwonił do Matta i poprosił go o zorganizowanie koncertu na rzecz faceta, który zachorował na raka i potrzebował forsy na chemioterapię. Matt przekręcił najpierw do Johna i Steve'a, potem do mnie. No a ponieważ John gra na basie, mnie zaproponował grę na gitarze. Spotkaliśmy się na kilka godzin przed występem. Przygotowaliśmy kilka piosenek. Wszystko zdarzyło się niezwykle szybko. Zagraliśmy ten koncert, no a po nim szef Viper Room zaproponował nam, żebyśmy zaczęli regularnie grywać w poniedziałkowe wieczory...
Dlaczego zdecydowałeś się na pracę w zespole? Nie kusiło cię, żeby nagrać kolejny album solowy?
- Wiesz, mój solowy album... On po prostu się przydarzył. Piosenki, które trafiły na "Believe In Me" nagrywałem przez kilka lat. Niektóre z nich były bardzo osobiste. Zagrałem parę koncertów. Potem zeszli się Guns N' Roses. Później, gdy znów znalazłem trochę wolnego czasu, zadzwonił do mnie Matt i wciągnął do Neurotic Outsiders. No a teraz znów schodzą się Gunsi... Ale na pewno znajdę jeszcze czas na to, żeby przygotować jakąś płytę solową. Tylko, że nie zamierzam się z tym spieszyć. Nie robię nic na siłę...
To, że ty i Matt gracie razem ze Steve'em Jonesem, wydaje mi się dość naturalne. Ale John Taylor? Z Duran Duran?
- Co ty, John jest zajebisty! Świetnie gra na basie...
Naprawdę?
- Jasne. Tylko, że nigdy nie miał szansy tego pokazać. Nigdy nie grał w żadnym pieprzonym rockowym zespole...
Z tego, co wiem, Steve i John przygotowywali swoje solowe płyty. Co stało się z tymi materiałami? Może wykorzystaliście niektóre z ich piosenek?
- Gdzie tam. Były beznadziejne. Wszystkie wywaliliśmy (śmiech).
Serio?
- No nie... Prawdę powiedziawszy John wydaje swój album w najbliższym czasie. Ale nie chce robić z tego żadnej wielkiej afery. Dlatego chce udostępnić swój materiał przez komputer w sieci Internet. A Jonesie... W pewnym momencie Steve powiedział: "Pieprzyć moją solową płytę! Bierzmy się za te piosenki razem..."
Na płycie podzieliliście się funkcją wokalisty. Co decydowało o tym, kto śpiewa daną piosenkę? Rodzaj głosu? Może to, kto byt jej autorem?
- Pytano mnie o to już parę razy... Nie mam pojęcia. Nikt z nas specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Jonesie chciał, żebym zaśpiewał "Good News". Mimo, że to jego piosenka. Ale poza tym w ogóle na ten temat nie rozmawialiśmy. Wszystko po prostu działo się samo. Dokładnie tak, jak i inne rzeczy w tym zespole.
Czy traktujecie Neurotic Outsiders w stu procentach poważnie?
- Nie...
Tak właśnie podejrzewałem. Widzisz, dla mnie ten zespół to po prostu czterech facetów, którzy dobrze się bawią grając muzykę... bawią grając muzykę...
- Jest tak, jak mówisz. Jerry Harrison, nasz producent, dzięki Bogu również to rozumiał. Nie próbował zbytnio ingerować w naszą muzykę... Wiesz, gdy podpisaliśmy kontrakt z Maverick, wytwórnia zażądała zaangażowania jakiegoś znanego producenta. Zgodziliśmy się. No i znaleźliśmy Jerry'ego. Faceta, który też ma za sobą niezłą przeszłość. Grał przecież w Talking Heads. W studiu pozwolił nam być takimi, jakimi naprawdę jesteśmy. Dlatego jestem dumny z tej płyty. To kawał dobrego grania. Bo moim zdaniem o to chodzi w dobrym graniu. O prawdę, a nie o skomplikowane solówki...
Moją ulubioną piosenką na Neurotic Outsiders jest Union...
- Świetnie!
Ale powiedz mi, czy przypadkiem ten utwór nie jest żartem? Wiesz, ten tekst zaczynający się od stów: Lustereczko powiedz przecie, kto jest najbardziej walniętym Pistolsem na świecie?...
- Nie wydaje mi się. Gdy ja usłyszałem ten utwór po raz pierwszy... Siedzieliśmy sami we dwóch w pokoju. Ja i Steve. Puścił mi go z taśmy. To była wersja demo. Pomyślałem sobie: "Rany! Gość z Sex Pistols gra mi piosenkę o Sex Pistols!" Dla mnie to bardzo mocny kawałek. Steve napisał go jeszcze, zanim stało się jasne, że Pistolsi znowu zagrają razem. Więc dla mnie to raczej smutna piosenka. Choć oczywiście jest w niej też odrobina humoru. To przecież kompozycja Steve'a Jonesa, a wszystko, co robi Jonesie, musi być choć trochę zabawne...
A co z "Feelings Are Good"? Ma taki optymistyczny tytuł, a przecież to chyba najcięższy, najbardziej mroczny utwór na płycie...
- To rzeczywiście kawałek pełen ironii. Pierwotnie miał się nazywać "Feelings Are Good And Other Lies"...
Ta piosenka brzmi trochę grunge'owo. Przypomina nawet Nirvanę. To zamierzone podobieństwo?
- Nie. My po prostu gramy... Naprawdę ta piosenka przypomina Nirvanę? Wiesz, jakoś nikt wcześniej mi o tym nie mówił...
Kto jest odpowiedzialny za teksty waszych piosenek?
- Wszyscy po trochu.
Myślisz, że któraś z piosenek, któryś z tekstów, charakteryzuje was najlepiej?
- Chyba nie. Wiesz, to są bardzo osobiste utwory. Niektóre z nich napisane z bardzo subiektywnego punktu widzenia. Trudno byłoby znaleźć jeden, który charakteryzowałby cały zespół. Na przykład "Nasty Ho" albo "Jerk". To piosenki Jonesiego. To także jego sposób widzenia życia i kobiet (śmiech). Nie powiedziałbym, żeby mówiły cokolwiek o mnie. Mimo to uwielbiam je grać... Wiesz, gdybyś skasował partie wokalne i zostawił samą muzykę, to byłaby dobra wizytówka zespołu...
Na koncerty zapraszaliście różnych gości. Czy w studiu też pomagali wam jacyś zaprzyjaźnieni muzycy?
- Nie. W studiu pracowaliśmy sami. Ale na koncertach w Viper Room rzeczywiście pojawiali się z nami różni muzycy. Iggy Pop, Slash, Simon LeBon. Całe mnóstwo najróżniejszych kolesi...
Zaczynaliście od grania cudzych kompozycji. Ale na płycie umieściliście tylko jeden taki utwór. Janie Jones z repertuaru The Clash. Dlaczego właśnie tę piosenkę?
- Steve i John jechali samochodem przez Londyn, l wtedy do głowy przyszła im "Janie Jones". Nie wiem, co konkretnie się stało, ale coś w tej piosence ich uderzyło. Gdy wrócili do Stanów, powiedzieli, że muszą ją nagrać. Ale oprócz niej nagraliśmy jeszcze i kilka innych cudzych utworów...
Jakich?
- "Bodies", "Pretty Vacant"... Ale obie jakoś nie za bardzo nam wyszły. Nie wiem, dlaczego. Poza tym zrobiliśmy jeszcze "Ali My Loving" Beatlesów...
Żartujesz!
- Poważnie. Choć faktycznie dość mocno różni się od oryginału. No i jeszcze "Step-ping Stone". Ale z nich wszystkich "Janie Jones" wypadła najlepiej. Dlatego trafiła na album.
Na Neurotic Outsiders zaskoczyły mnie najbardziej dwie piosenki: Better Way i Story Of My Life. To typowe rockowe ballady. Wśród innych, mocno punkowych kompozycji, robią dość dziwne wrażenie...
- To po prostu piosenki, które mamy w swoim repertuarze. Nie zastanawialiśmy się specjalnie nad wizją tej płyty. Po prostu weszliśmy do studia i nagraliśmy to, co gramy na żywo. To wszystko...
Neurotic Outsiders mają być regularnym zespołem. Chcecie promować płytę, chcecie grać koncerty. Czy trasa reaktywowanych Pistolsów wam w tym nie przeszkodzi?
- Staramy się wszyscy znaleźć czas w naszych rozkładach zajęć. To nie będzie łatwe. Ale jakoś damy sobie z tym radę. We wrześniu udało nam się wygospodarować trzy tygodnie. W grudniu, gdy wszyscy biorą sobie wolne, my znów wrócimy na trasę. Wiesz, wiele będzie zależało od tego, jak będzie sprzedawać się płyta...
Skoro mówimy o godzeniu rozmaitych obowiązków... Podobno także Guns N' Roses przystąpią wkrótce do nagrywania płyty...
- To prawda. Już od półtora miesiąca pracujemy nad nowym materiałem. Za parę dni wchodzimy do studia, żeby nagrać kilka piosenek, które zostaną wykorzystane w filmie...
A jaki jest obecny skład grupy? Wiesz, po tych wszystkich przetasowaniach straciłem już orientację...
- Slash, ja, Matt, Dizzy na instrumentach klawiszowych, a na gitarze rytmicznej gra Axl. Co prawda w studiu wspomaga go teraz jakiś jego kumpel. Ale to tylko przejściowe. W tej chwili wszyscy uczymy Axla gry na gitarze. Do tej pory nie miał o tym zbyt dużego pojęcia. To fajne, bo ma bardzo świeże podejście do tego instrumentu. Jest naprawdę niezły...
Zapowiada się więc spore zaskoczenie ze strony Guns N' Roses...
- O tak. Nasza nowa płyta będzie bardzo ostra. Da niezłego kopa...