Doszłam do wniosku, że jednak coś napiszę w tym wątku.
Mimo wszystko.
Mimo wszystko, bo odbieram go jako wątek, w którym można zachęcić innych do obejrzenia danego dzieła. A ja zachęcić nie mogę, bo filmy, na które chodzę do kina, w kinie są nieosiągalne.
Kino Minionej Epoki.
We Wrocławiu, w każdy poniedziałek w kinie "Lalka" na ulicy Prusa.
Nie ma reklam, przed filmem natomiast wychodzi pan i opowiada. Połowy z tego co opowiada zdarza mi się nie rozumieć. Ja wiem za mało o kinie, a pan jest za mądry. Ale i tak kocham te wstępy.
I filmy po nich.
Każdy miesiąc nalezy do jednego kraju. W zeszłym roku miesiąc należał do reżysera.
W październiku królowała Japonia i filmy:
Przeklęci bracia reż. Mioji Joki z 1957 roku
Bogacz, który dopuszcza się gwałtu na swej służącej. Żona, która umiera i dwóch synów, którzy przy nim zostają.Wymuszony ślub ze sponiewierana służącą i dzieci, które mu rodzi. Układy między nimi były momentami dość przerażające.
Straż przyboczna reż. Akira Kurosawa z 1961 roku
Japonia XIX wieku.
Małe miasteczko, w którym jedyną osobą, której się jako tako powodzi, jest stolarz zbijający trumny.
Dwa nienawidzące się obozy, gotowe na bardzo wiele, byle tylko pogrążyć swego przeciwnika.
Pewnego dnia przybywa tajemniczy samuraj.
Oferuje swoje usługi za wysoką cenę. Obu obozom równoczesnie. Co więcej, po zainkasowaniu pokaźnej sumki w ogóle nie walczy, a siedzi na dachu i zadowala się obserwacją rozwoju wypadków.
Do czasu.
Naga Wyspa reż. Kaneto Shindo z 1961 roku
film przejmująco smutny, o parze ludzi mieszkających na wyspie, w latach po wojnie. Bieda i monotonia życia. Niezwykłość fimu polega na braku dialogów. 95 minut i ani jednego słowa. Brak słow jest niczym niewymuszony, tak prosty i naturalny.
Kwaidan, czyli opowieści niesamowite , reż. Masaki Kobayashi z 1965
Naprawde niesamowite. Cztery niepowiązane ze sobą historie. Filmy, które w subtelny sposób grają na emocjach. To nie jest zwykły strach, to nie zwykła kacja. to inny świat, który rządzi się swoimi prawami. I przez to, że inny-wzbudza niepokój. Czyjaś twarz pojawiająca się w czarce wody za każdym razem, gdy unosi się ją do ust. I ta sama twarz spotkana później w rzeczywistości. Samuraj opuszczający swą żonę w poszukiwaniu szczęścia, odkrywający, że to ona dla niego jest najważniejsza. Powrót, radość, spotkanie i upojna noc pełna uścisków i rozmów. I ranek, kiedy odkrywa ją zmarłą, już dawno przegniłą. I oplatające go zewsząd jej martwe włosy...Kobieta, wyłaniająca się z zamieci śnieżnej, zabijająca oddechem, lecz będąca zarazem usposobieniem dobroci, miłości i...ciepła. Niewidomy pomocnik kapłana, którego co noc odwiedza tajemnicza postac prosząca go o zagranie dla jego Władcy historii o zaginionym rodzie. Prowadzony co noc do jego pałacu. Na cmentarz. Prowadzony przez ducha, ale ducha rządzącego się takimi samymi prawami jak ludzie na ziemi.
Ale przede wszystkim ten obraz. Swiatło i krajobrazy. Japonia w czystym wydaniu. Po prostu piękne...

I ostatni, jedyny, na który nie poszłam, bo sobie źle czas zorganizowałam:
Ballada o Narayamie
Wiem, że to opowieść o wiosce, w której każdy starzec przekraczający sześćdziesiąty rok życia ma oddalić się w góry.
Własnie ściągam jakąś wersje francuską. Nie wiem czy po polsku coś znajdę...Nie przepuszczę.
*************************************************************
Listopad to stare filmy Hiszpanii...