Czy ktoś może wyjaśnić mi o co tak naprawdę chodzi w death metalu? Bo ja po usłyszeniu kilku próbek takiego repertuaru we wczorajszej audycji w Antyradio dalej nie rozumiem tego gatunku. Muzyka to po prostu bardzo głośne i bardzo szybkie "łojenie" perkusji i gitary, melodii właściwie zero. Wokaliści zaś zdają się czerpać inspiracje ze świata zwierzęcego: raz brzmią jak niedźwiedzie, innym raz jak rozszczekane psy rasy typu rottweiler, w jednym utworze doszukałam się z kolei czegoś na kształt kwiku świni. Nawet jeśli utwory mają konkretne słowa to ciężko je rozróżnić. Doszukałam się chyba jeszcze tylko poczucia humoru muzyków bowiem jedna z "piosenek" w tłumaczeniu na polski brzmiała (jeśli dobrze usłyszałam) "Miesiączkujący Gargamel", a inna zgodnie z tytułem miała opowiadałać o ... biegunce, że się tak ładniej wyrażę.
Być może wśród was jest ktoś zaznajomiony z tą muzyką. Chętnie poznam jego punkt widzenia.
Death metal
nie wiem czego konkretnie słuchałaś, ale w każdym gatunku nawet najbardziej nam obcym można znaleźć jakieś porządne zespoły.
broń boże nie twierdzę, że się znam, bo przygodę z metalem zakończyłam jakieś 10 lat temu i do tej pory nie za bardzo czaje różnicę między black a death metalem, pamiętam jeno, że podobał mi się najbardziej doom metal i jego honoru jestem w stanie bronić.
na granicy gatunków (blach/death/wiking/progressive/i bóg wie co tam jeszcze)fajnie poruszają się nasz polski Behemoth, Bathory, Paradise Lost, Opeth, początkowo Anathema (teraz w zasadzie typowy melodyjny rock).
a niedźwiedzi growling bywa fajny jak masz ochotę wyrzucić z siebie całą agresję.
co mnie w tym za młodu kręciło? chyba bezkompromisowość, ostentacyjna brzydota i sięganie po zazwyczaj wypierane i chowane emocje.
może jednak znajdą się więksi eksperci w tej materii, bo z perspektywy czasu ta muzyka i subkultura bardziej mnie śmieszy niż przeraża ;p
broń boże nie twierdzę, że się znam, bo przygodę z metalem zakończyłam jakieś 10 lat temu i do tej pory nie za bardzo czaje różnicę między black a death metalem, pamiętam jeno, że podobał mi się najbardziej doom metal i jego honoru jestem w stanie bronić.
na granicy gatunków (blach/death/wiking/progressive/i bóg wie co tam jeszcze)fajnie poruszają się nasz polski Behemoth, Bathory, Paradise Lost, Opeth, początkowo Anathema (teraz w zasadzie typowy melodyjny rock).
a niedźwiedzi growling bywa fajny jak masz ochotę wyrzucić z siebie całą agresję.
co mnie w tym za młodu kręciło? chyba bezkompromisowość, ostentacyjna brzydota i sięganie po zazwyczaj wypierane i chowane emocje.
może jednak znajdą się więksi eksperci w tej materii, bo z perspektywy czasu ta muzyka i subkultura bardziej mnie śmieszy niż przeraża ;p
'the road's gonna end on me.'
To był m.in. jakiś nowy zepół którego nazwy nie zakodowałam w głowie. Audycję rozpoczął, zdaje się, Motorhead, a kawałki które słuchałam zawierały cytaty z bliżej nieznanych mi filmów. W jednym utworze między niedźwiedzim rykiem, a solówą był głos kobiety przeżywającej orgazm która krzyczała "fire, fire", a następny poprzedzał jakiś dialog o kiblach, a właściwie s(**)czach. W innym pobrzmiewała solówa gitarowa bardzo kojarząca mi się ze stylem zepołu Queen.