Judas, to taka chwytliwa, melodyjka, która wypadnie zaraz większości z głowy;p Choć przyznam, że nawet kilka razy ją odsłuchałem z przyjemnością:P
to chyba już się dzieje.(chyba, że wcześniej połknie samą siebie)
to chyba już się dzieje.(chyba, że wcześniej połknie samą siebie)
Tekst pochodzi z majowego wydania miesięcznika Film.W czasie tego koncertu jest jedna wymowna scena: na telebimie ukazuje się ogromna postać Lady Gagi w białej sukni, na którą stojąca obok postać "wymiotuje" farbą, niszcząc piękne odzienie nowej królowej popu. To właśnie Lady Gaga robi z muzyką i koncertami: daje nam wielki, spektakularny show, pełen miłych uchu przebojów pop, ale jednocześnie "niszczy" ten występ horrorem, brzydotą i szokującymi scenami, bo czy ktoś wcześniej widział, aby ktoś "haftował" na gwiazdę? Przecież gwiazdki pop są ładne, miłe i śpiewają śliczne piosenusie. Gaga tymczasem szpeci się, szokuje strojami, rzuca ze sceny hasła o miłości gejowskiej, przeklina i budując swój wizerunek megagwiazdy, jednocześnie go neguje. A poza tym daje nam niebywały multimedialny spektakl łączący muzykę, obraz, musical, operę i performance. Bawi i niepokoi, zapewnia rozrywkę i przeraża, jest podniecająca i odpychająca. Czy Gaga jest sztuką i rzeźbą, czy tylko kiczowatą, brzydką lalką? Czy jej muzyka rzeczywiście prowokuje do myślenia, czy to totalne bezguście? Zdecydujcie sami. Ten koncert - czy raczej elektro-pop-operę - z lutego 2011 roku, z nowojorskiego Madison Square Garden, warto zobaczyć choćby po to, aby przekonać się, w którą stronę zmierza popkultura.