Nowa płyta Quincy'ego błyszczy na opakowaniu jak świąteczna choinka. Pełno na niej gości, nawet jakimś cudem reanimowana Amy Winehouse. Tymczasem efekt jest mierny. Odświeżanie oczywistych utworów jak
Secret Garden czy
Tomorrow albo
P.Y.T. ze zniekształconym komputerowo wokalem.. To nie eksperymenty służące podaniu starych nagrań w nowych, odkrywczych odsłonach, a ich uproszczenie, by Quincy Jones uchodził za artystę pop a.d. 2011. Pop w miałkiej odmianie. Tak samo miałkiej, jak niedawno odświeżona wersja
We Are The World, również powstała pod batutą Q.
Zdecydowanie odradzam, a polecam poprzednie "gwiazdorskie" krążki mistrza-
The Dude, Back On The Block i
Q's Jook Joint.