Nie warto rozmawiać
Nie warto rozmawiać
Mam ostatnio wrażenie, że zmiany w kulturze pisania dzieją się na naszych oczach. Dzięki nagłej popularności w Polsce portali typu Facebook w ostatnich miesiącach obserwuję w innych miejscach w sieci wypowiedzi sprowadzane do formy dwuzdaniowej, jednozdaniowej- nawet równoważnika zdania. Dla mnie to słabe, bo te zdania po pierwsze nic zwykle nie znaczą, po drugie- żeby puentować, dobrze wpierw coś wyczerpująco omówić.
FB pokazuje, iż można z wiadomości dnia czy z żadnej informacji pokroju dziś siedzę i nic nie robię zapoczątkować równie żadną dyskusję.
Możliwość tej nieposkromionej żądzy pisania wszystkiego, byle głupstwa i dzielenie się z tym ze światem nie bawi mnie o tyle, że w moim odczuciu zmierza to do zblazowania, wyeksploatowania do granicy zupełnej nudy form wymian myśli między ludźmi. Oczywiście bez przesady z szumnymi tezami, z czasem pewnie i to się unormuje, ludzie wrócą do starych kątów- gdzie rozmowy się toczyły lub wręcz za nimi zatęsknią; gdzie nie ma gąszczu zdań nic nie znaczących, ale jakiś procent ulegnie ogólnemu ziewie.
To "zjawisko" przypomina mi Big Brothera w II połowie lat 90. Dyskutowano wtedy o etyce, jako że pojawił się trend robienia show z codzienności; a głębiej- z podglądactwa i narażania uczestników programu na ekstremalne sytuacje i silne emocje na oczach masowej widowni. I o ile do cenzury nie doszło (i dobrze), to jednak ów dysputa odegrała swoją rolę i była potrzebna. Choćby po to, by z granic etycznych sobie zdawać sprawę i bezmyślnie nie ładować się w coś, co potem może odbić się czkawką. Sam łapię się na tym, że tracę ochotę do pisania czegoś, co wymaga większego wysiłku i zaangażowania i łatwiej o niewymagające byle co, ulegając otoczeniu; jak również zdarza mi się tracić cierpliwość do czytania form pisemnych przekraczających więcej niż jeden akapit.
Jestem ciekaw Waszego zdania. Mamy do czynienia z nowym zjawiskiem socjologicznym? A może z niczym świeżym i nic nie zmieniającym; że to stare w nowym przebraniu? W końcu smsy wysyłamy od przeszło dekady.
FB pokazuje, iż można z wiadomości dnia czy z żadnej informacji pokroju dziś siedzę i nic nie robię zapoczątkować równie żadną dyskusję.
Możliwość tej nieposkromionej żądzy pisania wszystkiego, byle głupstwa i dzielenie się z tym ze światem nie bawi mnie o tyle, że w moim odczuciu zmierza to do zblazowania, wyeksploatowania do granicy zupełnej nudy form wymian myśli między ludźmi. Oczywiście bez przesady z szumnymi tezami, z czasem pewnie i to się unormuje, ludzie wrócą do starych kątów- gdzie rozmowy się toczyły lub wręcz za nimi zatęsknią; gdzie nie ma gąszczu zdań nic nie znaczących, ale jakiś procent ulegnie ogólnemu ziewie.
To "zjawisko" przypomina mi Big Brothera w II połowie lat 90. Dyskutowano wtedy o etyce, jako że pojawił się trend robienia show z codzienności; a głębiej- z podglądactwa i narażania uczestników programu na ekstremalne sytuacje i silne emocje na oczach masowej widowni. I o ile do cenzury nie doszło (i dobrze), to jednak ów dysputa odegrała swoją rolę i była potrzebna. Choćby po to, by z granic etycznych sobie zdawać sprawę i bezmyślnie nie ładować się w coś, co potem może odbić się czkawką. Sam łapię się na tym, że tracę ochotę do pisania czegoś, co wymaga większego wysiłku i zaangażowania i łatwiej o niewymagające byle co, ulegając otoczeniu; jak również zdarza mi się tracić cierpliwość do czytania form pisemnych przekraczających więcej niż jeden akapit.
Jestem ciekaw Waszego zdania. Mamy do czynienia z nowym zjawiskiem socjologicznym? A może z niczym świeżym i nic nie zmieniającym; że to stare w nowym przebraniu? W końcu smsy wysyłamy od przeszło dekady.
A ja potetryczę, że jak chcę poczytać albo usłyszeć coś mądrego, to sięgam po Politykę, Przekrój, bo już nawet nie Machinę, bo wokół panuje bełkot nieogarnięty łamane na tę jedno-, dwuzdaniowość, o której wspominasz. Eeej! A kiedyś to była jeszcze frajda z czytania zwykłego, szarego użytkownika, nie? I nie mówimy przecież tylko o tym forum, które jeszcze jakoś się trzyma, z mniejszą czy większą recesją.
To problem głębszy. Żyjemy w czasach szybkiej, często zmieniającej się informacji - i to zawdzięczamy internetowi, do którego dostęp ma już przecież k a ż d y na wyciągnięcie ręki. Mamy wszystko teraz, coraz bardziej brak w nas cierpliwości - czemu ciężko się dziwić. Coraz częściej nie oglądamy pełnego wydania ulubionego serwisu informacyjnego, rzucamy tylko kątem oka na nagłówki, paski informacyjne, kątem ucha słuchamy prowadzących. Widzimy coraz więcej, żądamy więc esencji. Zmieniają nam się rozrywki - przeciążeni informacją, preferujemy coraz prostsze odprężenie, bo już na co dzień mamy tego za dużo. Częściej wchodzimy na pudelka, częściej zadowalamy się kulturalnym bełkotem (chociażby popularność tzw. kina weekendowego - kto z Was widział ostatnio Och-Karol 2, hę?), częściej bawimy się na portalach społecznościowych w odmóżdżające i niczemu nie służące gierki (pozdrawiam niektórych!), w końcu sami ze sobą dzielimy się w końcu głupstwami. I, tak, niech żyją głupstwa! Tylko niech te swój poziom też znają...
Też myślę, że w jakimś stopniu to się ludziom w końcu choć na chwilę znudzi. Bo czasami trzeba porządnie przysiąść i... pomyśleć. Już nie ma boomu na Facebooka, choć na razie lepszej alternatywy nie widać - ktoś śledzi trendy? Coraz bardziej obserwuję, jak ten portal staje się ogólnodostępny. A jak coś jest ogólnodostępne... to grozi mu to, co dziś spotyka inne tego typu portale. Śmierć.
Zabawna sprawa, że ma to też swoją drugą stronę. Facebook - a kiedyś np. grono czy nk - podtrzymuje te kontakty, których za nic w świecie nie mógłbym albo nie chciałbym podtrzymywać. Te kontakty, kiedy nagle wsiadasz do autobusu, patrzysz się na współpasażerów, dostrzegasz znajomą twarz i... najchętniej to gdzieś byś zwiał. Bo nie masz Twarzy nic ciekawego do powiedzenia, poza szeroko pojętą zdawkowością. Teraz, zamiast co tam? możesz poszukać w umyśle ostatni status, niedawno dodane albo oznaczone zdjęcie. I v'oila! Dyskusja ciągnie się aż do trzech następnych przystanków, kiedy rzucasz trzymaj się i wychodzisz z autobusu z myślą dzięki Bogu...
To problem głębszy. Żyjemy w czasach szybkiej, często zmieniającej się informacji - i to zawdzięczamy internetowi, do którego dostęp ma już przecież k a ż d y na wyciągnięcie ręki. Mamy wszystko teraz, coraz bardziej brak w nas cierpliwości - czemu ciężko się dziwić. Coraz częściej nie oglądamy pełnego wydania ulubionego serwisu informacyjnego, rzucamy tylko kątem oka na nagłówki, paski informacyjne, kątem ucha słuchamy prowadzących. Widzimy coraz więcej, żądamy więc esencji. Zmieniają nam się rozrywki - przeciążeni informacją, preferujemy coraz prostsze odprężenie, bo już na co dzień mamy tego za dużo. Częściej wchodzimy na pudelka, częściej zadowalamy się kulturalnym bełkotem (chociażby popularność tzw. kina weekendowego - kto z Was widział ostatnio Och-Karol 2, hę?), częściej bawimy się na portalach społecznościowych w odmóżdżające i niczemu nie służące gierki (pozdrawiam niektórych!), w końcu sami ze sobą dzielimy się w końcu głupstwami. I, tak, niech żyją głupstwa! Tylko niech te swój poziom też znają...
Też myślę, że w jakimś stopniu to się ludziom w końcu choć na chwilę znudzi. Bo czasami trzeba porządnie przysiąść i... pomyśleć. Już nie ma boomu na Facebooka, choć na razie lepszej alternatywy nie widać - ktoś śledzi trendy? Coraz bardziej obserwuję, jak ten portal staje się ogólnodostępny. A jak coś jest ogólnodostępne... to grozi mu to, co dziś spotyka inne tego typu portale. Śmierć.
Zabawna sprawa, że ma to też swoją drugą stronę. Facebook - a kiedyś np. grono czy nk - podtrzymuje te kontakty, których za nic w świecie nie mógłbym albo nie chciałbym podtrzymywać. Te kontakty, kiedy nagle wsiadasz do autobusu, patrzysz się na współpasażerów, dostrzegasz znajomą twarz i... najchętniej to gdzieś byś zwiał. Bo nie masz Twarzy nic ciekawego do powiedzenia, poza szeroko pojętą zdawkowością. Teraz, zamiast co tam? możesz poszukać w umyśle ostatni status, niedawno dodane albo oznaczone zdjęcie. I v'oila! Dyskusja ciągnie się aż do trzech następnych przystanków, kiedy rzucasz trzymaj się i wychodzisz z autobusu z myślą dzięki Bogu...
A jakie to sa te "inne miejsca w sieci"? Masz na myśli fora?kaem pisze:Mam ostatnio wrażenie, że zmiany w kulturze pisania dzieją się na naszych oczach. Dzięki nagłej popularności w Polsce portali typu Facebook w ostatnich miesiącach obserwuję w innych miejscach w sieci wypowiedzi sprowadzane do formy dwuzdaniowej, jednozdaniowej- nawet równoważnika zdania.
Ja szczerze mówiąc w przeciągu ostatnich miesięcy nie zauważyłam chyba żadnej zmiany - Facebook żyje sobie swoim własnym życiem, nie jest to portal, na kórym mogą rozgorzeć dyskusje filozoficzne - z założenia chyba chodzi w nim o krótkie wypowiedzi, coś właśnie na kształt smsa. A inne miejsca? Tutaj na forum chyba nic się nie zmienia - kto pisał dużo wciąz pisze, kto nie pisał, ten nie pisze, ot i cała filozofia :)
Moim zdaniem są miejsca w sieci, w które ludzie zaglądają właśnie po to, żeby poprowadzić jakąs mądra dyskusję, ale są również miejsca gdzie ludzie nie prowadzą mądrych dyskusji i to też jest ok. Myślisz, że na przestrzeni tych kilkunastu lat dwuzdaniowe "dyskusje" zaczęły wypierać te głębokie? Wydaje mi się, że Internet nigdy nie był miejscem, w kótrym prym wiodły "dyskusje głębokie", przynajmniej ja mam takie wrażenie.
Wszyscy jesteśmy zabiegani, zapracowani, zajęci nauką. Więc wydaje mi się, że Twoje hm wyrzuty sumienia są niepotrzebne - nie zawsze chce się pisać coś długiego i wymagajacego zaangażowania, bo żeby się zaangażowac trzeba mieć czas i "świeży umysł", czyli w sumie trzeba być wypoczętym a w ciągu tygodnia o to cięzko. Ja nie lubię czytać długich wywodów prowadzących donikąd, ale jeżeli ktos pisze spójnie, zwięźle i ciekawie to nie mam z tym problemu. Myślę, ze po prostu ostatnio trafiasz na mało interesujące tematy albo rozmówców i stąd to rozgoryczenie.Sam łapię się na tym, że tracę ochotę do pisania czegoś, co wymaga większego wysiłku i zaangażowania i łatwiej o niewymagające byle co, ulegając otoczeniu; jak również zdarza mi się tracić cierpliwość do czytania form pisemnych przekraczających więcej niż jeden akapit.
oj staruszku ;)
i rozpisałeś się, a głupi homesick niewiele zrozumiał, może by tak krócej, lakoniczniej ;p
niechlujstwa pisania nie będę komentować, bo sama je praktykuje i tak zaciskając zęby staram się od jakiegoś czasu te polskie znaczki tu i ówdzie przemycić :]
ale do jednego mogę się odnieść;
to albo wynika z nudy, albo z dziwnego przekonania, że każde nasze byle chrząknięcie jest godne odnotowania, a na pewno internet zatrzyma się z powagą pochylając głowę w zadumie.
poruszanie się w tego typu śmietniku porozrzucanych, bełkotliwych myśli i nic nie znaczących spostrzeżeń, po pewnym czasie sprawia, że człowiek sam zaczyna myśleć takimi kategoriami..."zjadłem obiad, niezwłocznie muszę oznajmić to światu!"
w efekcie powstaje jakaś wykrzywiona rzeczywistość, kiedy to nie portal społecznościowy jest odbiciem życia, a człowiek podporządkowuje życie pod internet, pod nową anegdotkę.
to chyba z Piotrem miałam ubaw z przeglądania profilu jakiejś bogu ducha winnej, średnio rozwiniętej myślowo istoty, nie zdającej sobie sprawy z własnego przerysowania ;p
nie wiem na ile mi się to przywidziało, ale w mojej pamięci uroczy obrazek przedstawia parę w trakcie zaręczyn, gdzie chłopak klęcząc i udając pełne skupienie strzela im fotkę z ręki, co uparcie sugeruje, że cała ta sytuacja stworzona jest na potrzeby NK czy facebooka.
także to już nie tylko zmienia się forma wymiany myśli, ale konfabuluje się podstawowe uczucia i aranżuje, niegdyś najbardziej intymne sytuacje, układając jakieś nowe scenariusze tylko dla lansu i kilku komentarzy.
człowiek jedzie na wakacje tylko po to, żeby potem to opisać, dzieci rodzi się po to, żeby zamieścić gębę niemowlaka w internecie, jakby była ona interesująca jeszcze dla kogoś prócz samego rodziciela i jakby nikt nie zdawał sobie sprawy, że sam odziera się w ten sposób z intymności.
ehh...narzekamy chyba na brak prawdziwych uczuć, dramatyzmu, realności, zamiast tego możemy powrzucać w przepaście internetu egzaltowane fotki cykane w łazience.
nuda, nuuuuuuuda i cywilizacyjny weltschmerz.
no ale kto bez grzechu niech pierwszy rzuci.... i tak dalej ;p
i rozpisałeś się, a głupi homesick niewiele zrozumiał, może by tak krócej, lakoniczniej ;p
niechlujstwa pisania nie będę komentować, bo sama je praktykuje i tak zaciskając zęby staram się od jakiegoś czasu te polskie znaczki tu i ówdzie przemycić :]
ale do jednego mogę się odnieść;
o to, to!kaem pisze:Możliwość tej nieposkromionej żądzy pisania wszystkiego, byle głupstwa i dzielenie się z tym ze światem nie bawi mnie o tyle, że w moim odczuciu zmierza to do zblazowania, wyeksploatowania do granicy zupełnej nudy form wymian myśli między ludźmi.
to albo wynika z nudy, albo z dziwnego przekonania, że każde nasze byle chrząknięcie jest godne odnotowania, a na pewno internet zatrzyma się z powagą pochylając głowę w zadumie.
poruszanie się w tego typu śmietniku porozrzucanych, bełkotliwych myśli i nic nie znaczących spostrzeżeń, po pewnym czasie sprawia, że człowiek sam zaczyna myśleć takimi kategoriami..."zjadłem obiad, niezwłocznie muszę oznajmić to światu!"
w efekcie powstaje jakaś wykrzywiona rzeczywistość, kiedy to nie portal społecznościowy jest odbiciem życia, a człowiek podporządkowuje życie pod internet, pod nową anegdotkę.
to chyba z Piotrem miałam ubaw z przeglądania profilu jakiejś bogu ducha winnej, średnio rozwiniętej myślowo istoty, nie zdającej sobie sprawy z własnego przerysowania ;p
nie wiem na ile mi się to przywidziało, ale w mojej pamięci uroczy obrazek przedstawia parę w trakcie zaręczyn, gdzie chłopak klęcząc i udając pełne skupienie strzela im fotkę z ręki, co uparcie sugeruje, że cała ta sytuacja stworzona jest na potrzeby NK czy facebooka.
także to już nie tylko zmienia się forma wymiany myśli, ale konfabuluje się podstawowe uczucia i aranżuje, niegdyś najbardziej intymne sytuacje, układając jakieś nowe scenariusze tylko dla lansu i kilku komentarzy.
człowiek jedzie na wakacje tylko po to, żeby potem to opisać, dzieci rodzi się po to, żeby zamieścić gębę niemowlaka w internecie, jakby była ona interesująca jeszcze dla kogoś prócz samego rodziciela i jakby nikt nie zdawał sobie sprawy, że sam odziera się w ten sposób z intymności.
ehh...narzekamy chyba na brak prawdziwych uczuć, dramatyzmu, realności, zamiast tego możemy powrzucać w przepaście internetu egzaltowane fotki cykane w łazience.
nuda, nuuuuuuuda i cywilizacyjny weltschmerz.
no ale kto bez grzechu niech pierwszy rzuci.... i tak dalej ;p
'the road's gonna end on me.'
A miał być tytuł kącik starego tetryka...
Nie wiodły. Ale... bywało dużo lepiej, tak z mojej obserwacji od jakiegoś 2002 roku. Internet spowszechniał. Dziś przeciętny 11-, 13-, 14-latek o niekoniecznie ukształtowanych poglądach, przemyśleniach i wiedzy o netykiecie (niech będzie, że zdarzają się przemiłe wyjątki) ma ten sam głos, co każdy inny. Zresztą. Zawsze w takim miejscu miał, tylko parę lat temu takiej osobie rodzice pozwoliliby może na 15-20 minut zajęcia linii telefonicznej. A dziś stałe łącze pozwala na nieprzerywalny dostęp do prowadzenia słodkiego bełkotu na większą skalę... Do tego jeszcze dochodzi ta grupa, jak to Marta określiła, średnio rozwiniętych myślowo istot, którzy kiedyś mieli mniej możliwości eksponowania swojej średniej myśli. Bo gdzie? Mnie obserwacja tego, przebrnięcie przez to, zniechęca najzwyczajniej. I nie tylko mnie, widząc po coraz skromniejszej dyskusji. Bo z kim przystajesz...ona pisze:Wydaje mi się, że Internet nigdy nie był miejscem, w kótrym prym wiodły "dyskusje głębokie", przynajmniej ja mam takie wrażenie.
homesick pisze:człowiek sam zaczyna myśleć takimi kategoriami..."zjadłem obiad, niezwłocznie muszę oznajmić to światu!"
Nie było aż tak źle. Fotkę cykała w końcu osoba trzecia. A pan zaręczający się miał raptem minę uchwyć bardziej lewą stronę, pokaż jej szczęście. Dla mnie kosmos. Jak niegdyś pani wrzucająca do sieci zdjęcie czegoś takiego. Apokalipsa.homesick pisze:nie wiem na ile mi się to przywidziało, ale w mojej pamięci uroczy obrazek przedstawia parę w trakcie zaręczyn, gdzie chłopak klęcząc i udając pełne skupienie strzela im fotkę z ręki
- majkelzawszespoko
- Posty: 1745
- Rejestracja: śr, 06 gru 2006, 11:31
- Lokalizacja: Katowice
Trochę moim zdaniem zły przykład wybrałeś kaemie na wyładowanie frustracji. Facebook i Nasza-Klasa to nie są z założenia miejsca przeznaczone do głębszych dyskusji, tylko typowe web 2.0, gdzie użytkownicy tworzą społeczność po to, by pochwalić się kolejnym zdjęciem z pozycji 'blow-job', albo właśnie owymi złotymi myślami, które dotyczą rzeczy błahych. Do dyskusji w internecie jest od groma forów dyskusyjnych, więc facebooka trzeba pozostawić samemu sobie, a nie robić z niego na siłę miejsca do dysputy, bo przecież facebooka ma każdy debil, a na każdym forum, czy to jest tematyka fantasy, czy fanatyków kontroli jakości przekładni, zawsze znajdzie się ktoś, z kim będziesz mógł podyskutować na poziomie.kaem pisze:Dzięki nagłej popularności w Polsce portali typu Facebook w ostatnich miesiącach obserwuję w innych miejscach w sieci wypowiedzi sprowadzane do formy dwuzdaniowej, jednozdaniowej- nawet równoważnika zdania. Dla mnie to słabe, bo te zdania po pierwsze nic zwykle nie znaczą, po drugie- żeby puentować, dobrze wpierw coś wyczerpująco omówić.
Jedyne co mnie boli, to coraz bardziej widoczne 'zdebilanie się' języka, dążenie do prostoty, kolokwializacja.
Uzus językowy też jest przecież zaliczany niby w jakiś sposób do językowej normy, niejako ją tworzy, ale to tylko i wyłącznie dzięki ludziom, którzy nie czytają (bo nie czytamy, nie ma co się czarować), a nawet jak czytają, łapią się na innych słowach, słyszalnych dopiero przy wymowie.
Później powstają i słyszę wszędzie (czy to jest ksiądz, czy prezes firmy, czy profesor dr habilitowany, czy sąd najwyższy) to najbardziej irytujące mnie 'włanczam', zamiast włączam - teraz ktoś, kto zna ortografię powie: "no tak, co on pisze? Oczywiście że piszemy 'włączam', nie rozumiem gdzie tu problem?" Ale niech ten ktoś spróbuje się złapać na wymawianiu tego słowa.
Co bądź jedynym winowajcą nie jest tutaj facebook, ani inne portale, tylko grono pedagogów na etapie szkoły podstawowej, którzy nie karcą za tego typu rzeczy, a też nieraz sami popadają w ten schemat, tworząc ten uzus już wśród ludzi wykształconych. O matko, nie chcę sobie pomyśleć co będzie za 15 lat, kiedy to wszyscy będą 'włanczali' włanczniki.
A porównania do BigBrothera to nie rozumiem, mógłbyś się bardziej rozwinąć? Masz na myśli, że potrzebna jest gorąca dyskusja na temat etyki w internecie i jego portalach? O tabu w internecie? To takie coś jeszcze istnieje?
Dyskusje takie to chyba już przeszłość wg mnie, bo o czym tu rozmawiać? Były już dyskusje o teletubisiu-geju, o tym kto jest ojcem dziecka Anety Krawczyk, o różnych niepotrzebnych rzeczach, a co to miało by zmienić?
Nie ma takiej potrzeby, bo nie żyjemy już w latach 90-tych. Społeczeństwo dojrzało już do internetu, do akceptacji zachodniego modelu braku tabu w internecie, bez dyskusji.
Jak słusznie zauważył Pank, facebooka czeka śmierć naturalna, podobnie jak wszystkie poprzednie portale, bo zawsze z czasem znajdzie się w internecie atrakcyjniejsza oferta.
Jeśli chodzi o tego typu portale to normalne jest że pisze się krótko i zwięźle. Ale denerwują mnie komentarze typu "ślicznie" nawet do zdjęcia na którym ktos wygląda bardzo nie korzystnie. Nie wiem czy ci ludzie myślą "okropne zdjecie ale dam komentarz niech mi teraz tez da", czy nie mają co robić i pod kazdą fotką cos takiego umieszczają. Troche przykre jest to że ludzią już się nawet nie chce myslec na troche bardziej wyczerpującym komentarzem niż jedno słowo. Na ich miejscu w ogóle bym nie umieszczała ich "długich" wypowiedzi, bo po co.kaem pisze:Mam ostatnio wrażenie, że zmiany w kulturze pisania dzieją się na naszych oczach. Dzięki nagłej popularności w Polsce portali typu Facebook w ostatnich miesiącach obserwuję w innych miejscach w sieci wypowiedzi sprowadzane do formy dwuzdaniowej, jednozdaniowej- nawet równoważnika zdania. Dla mnie to słabe, bo te zdania po pierwsze nic zwykle nie znaczą, po drugie- żeby puentować, dobrze wpierw coś wyczerpująco omówić.
Jesli chodzi o obwieszczania światu wszystkiego co się czuje, gotuje itp. to faktycznie jest troche dziwne, najbardziej denerwują mnie opisy gg w stylu " kocham cie ty mój misiaczku" czy "jestes dla mnie całym światem kochanie :*", no bo co to kogo obchodzi. Skoro się kochają to niech to zostawią dla siebie i swoich bliskich, no chyba że któremuś ze stron nie wystarcza sama myśl że ktos go kocha i musi włączać co pare minut gg żeby się w tym utwierdzac, jesli tak to kiepsko z nim.
Żeby pisać długie wywody to przede wszystkim musi być ciekawy temat, pisanie wyczerpujących "głupot" w mało interesującym nie jest najciekawszym zajęciem, przynajmniej dla mnie. No i jak ona wspomniała, do tego potrzebny jest czas i "świeży umysł". Żeby napisac cos mądrego czasem trzeba poświęcic na to z dwie godziny, a niestety nie zawsze sie chce i ma na to ochote jeśli temat nie jest ciekawy.Wszyscy jesteśmy zabiegani, zapracowani, zajęci nauką. Więc wydaje mi się, że Twoje hm wyrzuty sumienia są niepotrzebne - nie zawsze chce się pisać coś długiego i wymagajacego zaangażowania, bo żeby się zaangażowac trzeba mieć czas i "świeży umysł", czyli w sumie trzeba być wypoczętym a w ciągu tygodnia o to cięzko. Ja nie lubię czytać długich wywodów prowadzących donikąd, ale jeżeli ktos pisze spójnie, zwięźle i ciekawie to nie mam z tym problemu. Myślę, ze po prostu ostatnio trafiasz na mało interesujące tematy albo rozmówców i stąd to rozgoryczenie.
Jesli chodzi o "dzisiejsze" dzieci/nastolatków, to niestety trzeba sie z tym pogodzic że ich głównym zajęciem jest szperanie po internecie bądź spedzanie czasu przy grach komputerowych, cieszę się że kiedy byłam dzieckiem nie wiedziałam co to jest internet, bo przynajmniej mam co wspominać, miałam spokojne dzieciństwo bez mediów i newsów. No ale jak wiadomo świat idzie do przodu i trzeba sie z tym pogodzic. Starsze pokolenia zawsze będa narzekac na młodze, tak jak nasze babcie na współczesne.Pank pisze: Dziś przeciętny 11-, 13-, 14-latek o niekoniecznie ukształtowanych poglądach, przemyśleniach i wiedzy o netykiecie (niech będzie, że zdarzają się przemiłe wyjątki) ma ten sam głos, co każdy inny.
Troche przykre że teraz wielu ludzi woli zamknąc się w pokoju twarzą w twarz z komputerem zamiast spotkac się ze znajomymi.
Mój wykładowca z informatyki, kiedy oddawałam mu prezentacje multimedialną na temat " Technologie informacyjne wobec rozwoju człowieka", zaczął swoje wywody o tym że niebawem wymyslą roboty które będą rodzic dzieci i programy do odczytywania cudzych myśli, jakże to będzie wspaniałe i że chciał by tego dożyć... no jak to usłyszałam to zaczęłam sie zastanawiać czy on serio to mówi czy se jakies jaja robi, ale doszłam do wniosku że to pierwsze ;/. No i jak tu normalnie funkcjonowac skoro nawet na studiach wciskają ci że kobiety i mężczyźni roboty, to będzie niezwykle wspanialy wynalazek.
No ale cóż poradzić, narzekać nie ma sensu i chyba trzeba to zaakceptować.
Może skończe swój wywód, bo nikt go nie przeczyta, przecież ludzie wolą krótko i zwięźle(ja czasami też:P) :)
A nie masz wrażenia, że i na forach dyskusyjnych poziom dyskusji znacznie się obniża? Że coraz mniej coś ciekawego? Że osoba mająca wartościowe do napisania raczej nic wartościowego nie napisze? Sam podpatruję kilka, oczywiście najczęściej z kręgu muzycznego, i widzę, że jest źle; niekoniecznie jeszcze tutaj, na MJPT... ale i tak widać systematyczne obniżanie się standardów. Znudzenie formą? Zblazowanie? Myślę, że portale typu web 2.0. mają w tym swój gigantyczny udział - podpatrzę, co tam się dzieje, sam wrzucę coś równie głupiego i starczy tego dobrego. I pewnie nic na to nie poradzimy - można robić swoje, ale... ile można. Zawsze to można tylko pomarudzić, że kiedyś to były czasy.majkelzawszespoko pisze:Do dyskusji w internecie jest od groma forów dyskusyjnych, więc facebooka trzeba pozostawić samemu sobie, a nie robić z niego na siłę miejsca do dysputy,

Skrajny przypadek. I to już inny temat. Do tego trzeba byłoby co najmniej kampanii społecznej, tylko kto normalny o to by się pokusił. I w jakiej formie? Mieliśmy co prawda w 2006 r. Rok Języka Polskiego, ale najwyraźniej nie wyszło i lud masowo nie zaczął przestać używać wszelakich włanczeń, w każdym bądź razie i dalej pisze wogóle. A skoro już mamy śmiałość zwrócić na to uwagę, odzywa się w tobie poczucie że sam nie jesteś lepszy. Zerkam czasem na to, co piszę i... wciąż widzę gdzieniegdzie językową marność.majkelzawszespoko pisze:i słyszę wszędzie (czy to jest ksiądz, czy prezes firmy, czy profesor dr habilitowany, czy sąd najwyższy) to najbardziej irytujące mnie 'włanczam', zamiast włączam
Co z refleksją samego człowieka; czy to normalne że sami pozwalamy się obdzierać z prywatności. Że nie mamy pewności, że np. po kompromitującej połowę towarzystwa imprezie, zdjęcia radośnie nie przeciekną na facebooka, w wersji jak najbardziej oznaczonej. Że sami bezmyślnie wrzucamy coś, co powinno zostać zachowane dla kilku - kilkunastu wtajemniczonych osób. Problem został na szczęście nagłośniony jakiś czas temu.majkelzawszespoko pisze:O tabu w internecie? To takie coś jeszcze istnieje?
Dyskusje takie to chyba już przeszłość wg mnie, bo o czym tu rozmawiać?
- majkelzawszespoko
- Posty: 1745
- Rejestracja: śr, 06 gru 2006, 11:31
- Lokalizacja: Katowice
Oczywiście, że to widać i tak jest. A dlaczego tak się dzieje? To bardzo proste.Pank pisze:A nie masz wrażenia, że i na forach dyskusyjnych poziom dyskusji znacznie się obniża? Że coraz mniej coś ciekawego? Że osoba mająca wartościowe do napisania raczej nic wartościowego nie napisze?
Nowe systemy nauczania, pojawienie się internetu, narkotyków, branie życia garściami, kosmiczne technologie - to wszystko sprawia, że ludzie nie mają już potrzeby dyskutowania o książkach, muzyce i filozofii, bo po prostu nie jest to tak atrakcyjne jak zalety dnia codziennego - chociażby głupi (z przekąsem) serial. Starsze pokolenie, wychowane w inny sposób, wyrasta z siedzenia na forach internetowych, które zalewane są pokoleniem 2.0.
A z kolei takich wyjątków, zaciętych i ambitnych ludzików, znających kulturę na lewo i prawo, nie mówiąc o innych dziedzinach jest już coraz mniej.
Wcale nie skrajny, codzienny. Codziennie, średnio kilka razy w ciągu KAŻDEGO dnia słyszę, że ktoś coś włancza.Pank pisze:Skrajny przypadek.
Ja wiem, że kiedyś np. nie było 'lat osiemdziesiątych', tylko 'ósmy dziesiątek lat XX w.' ale to już jest kwestia archaizmów.
Ale jak każdy w tv, radio, na ulicy, uczelni, policji, poczcie coś włancza, i to w dodatku nie jest dokładnie 'włanczanie', tylko chodzi o głoskę, której nie da się napisać, bo nie istnieje w języku polskim - takie wł'ąułn'czam.
Bo reszta przykładów to są takie normalne rzeczy, problemy z pisownią - do wyuczenia, wszelkiego rodzaju kontaminacje - również do skorygowania, ale na Boga, to przecież wystarczy tylko poprawnie przeczytać - WŁĄCZAM.
Zdaję sobie sprawę z mojej niedoskonałości językowej, ale potrafię swój język skorygować, kiedy jest niepoprawny, zapamiętując takie rzeczy typu włączam, w każdym razie, dwa tysiące jedenasty - inni spychają to na ósmy plan, tłumacząc się brakiem czasu, czy też innymi sprawami na głowie. A przecież to się mija z celem, bo automatycznie taka osoba coś tam traci w moich oczach, coś ważnego dla mnie.
A to jest też temat śliski i delikatny zarazem. Za dużo kwestii nie na temat trzeba było by poruszyć, m.in. imprezowania, zaufania, godności, honoru etc. etc.Pank pisze:Że nie mamy pewności, że np. po kompromitującej połowę towarzystwa imprezie, zdjęcia radośnie nie przeciekną na facebooka, w wersji jak najbardziej oznaczonej. Że sami bezmyślnie wrzucamy coś, co powinno zostać zachowane dla kilku - kilkunastu wtajemniczonych osób. Problem został na szczęście nagłośniony jakiś czas temu.

Ojeja nie zabrnijmy za daleko. Czytając was mam czasami wrażenie, że czytam wypowiedzi grupki staruszków w stylu "kiedyś to były lepsze czasy". Nie popadajmy w paranoję - kiedyś byli ludzie, którzy dyskutowali o filmie i muzyce ale byli również ludzie, którzy nie mieli w tych sprawach nic do powiedzenia i zajmowali się błahostkami. Teraz też są ludzie dyskutujący na głębokie tematy i ludzie, którzy się tym nie interesują - różnica polega tylko na tym, że ci, którzy nie dyskutują siedzą na fb czy oglądają serial. Kiedyś nie siedzili na fb ale leżeli na kanapie popijając piwko. Nie wydaje mi się, żeby ci, którzy świadomie poświęcają swój czas na oznajmianie ludziom co jedli na obiad i wstawianie fotek na portale zajmowaliby się czymś "wznioślejszym" gdyby nie mieli gdzie pisać o obiedzie i gdzie wstawiać tych fotek. Nie uwierzę, że ktoś może siedzieć na facebooku zamiast na ambitnym forum. Jeżeli ktoś ma jakieś zainteresowania, pasje i chęć rozmowy to po prostu rozmawia, skracając czas przesiadywania przed tv bądź na portalach społecznościowych. Wszystko zależy od NAS, nie od facebooka Samo Zło.majkelzawszespoko pisze:Nowe systemy nauczania, pojawienie się internetu, narkotyków, branie życia garściami, kosmiczne technologie - to wszystko sprawia, że ludzie nie mają już potrzeby dyskutowania o książkach, muzyce i filozofii, bo po prostu nie jest to tak atrakcyjne jak zalety dnia codziennego - chociażby głupi (z przekąsem) serial.
Społeczeństwo nie głupieje, po prostu w dobie Internetu bardziej rzucają się w oczy ci leniwi i tyle.
no nie wiem, masz rację, że głównym problem jest powszechność internetu, jak coś jest ogólnodostępne to i proporcjonalna dawka głupoty się podnosi.ona pisze:Społeczeństwo nie głupieje, po prostu w dobie Internetu bardziej rzucają się w oczy ci leniwi i tyle.
ale jest też sporo prawdy w tym, że widać przepaść w zaledwie kilkuletniej różnicy wiekowej, a chodzi głównie o reformę edukacji i właśnie rozpowszechnienie internetu.
wiedza ogólna młodego pokolenia ubożeje, ciężko mówić o języku rozmowy jeśli ktoś nie ma o czym rozmawiać i zwyczajnie nikt go nie nauczył prowadzenia dyskusji, logicznej argumentacji, czytania ze zrozumieniem, przyznania komuś racji.
łatwy dostęp do szczątkowej wiedzy temu winien, ja się uczyłam z wielkich kilkukilogramowych encyklopedii i zanim człowiek znalazł, to czego szukał, przy okazji dowiedział się jeszcze paru ciekawych rzeczy, szukanie było wysiłkiem, tu jest sedno problemu.
nic się nie poradzi na zmiany, które przecież są wygodne i ułatwiają życie, ale chwila refleksji nie zaszkodzi, bo głupiejemy i to widać, a młodzież na zachodzie to już zupełnie zatraciła jakąś orientacje w świecie i chęć posiadania jakichkolwiek poglądów, albo to tylko mnie boli rozmowa z przeciętnym, dajmy na to anglikiem, który nie wie gdzie żyje, co się dzieje w jego kraju, nie zna najświeższej historii i żadnych mechanizmów nią rządzących, u nas zaczyna się to samo, już nie pogadam sobie z moimi nastoletnimi siostrzeńcami.
i ciężko nam biadolić jak starcom, bo przecież jesteśmy młodzi, a jak się zestarzejemy to i tak będziemy "starzy, piękni i bogaci" ;]
'the road's gonna end on me.'
Fakt, tutaj się jednak zgodzę. Nawet najambitniejsi nie będą szukać czegoś w przepastnych tomiskach "bo może akurat się czegoś mądrego dowiedzą", tylko wpiszą w google to co chcą wiedzieć. Trzy sekundy i dostaną odpowiedź, ale nie wyniosą z tego dodatkowej wiedzy. Czyli chcąc nie chcąc całe społeczeństwo jednak się rozleniwia i, co za tym idzie, głupieje. Ale może tym samym jednostek ambitnych jest mniej, ale lepszej jakości :Dhomesick pisze:łatwy dostęp do szczątkowej wiedzy temu winien, ja się uczyłam z wielkich kilkukilogramowych encyklopedii i zanim człowiek znalazł, to czego szukał, przy okazji dowiedział się jeszcze paru ciekawych rzeczy, szukanie było wysiłkiem, tu jest sedno problemu.
Stajemy się po prostu bogatszym społeczeństwem i obserwujemy w naszym kraju procesy, które stały się udziałem zachodu już dawno temu. Niestety, nie unikamy największych bolączek krajów rozwiniętych, w szczególności upadku poziomu publicznej edukacji. Zamiast podążać w kierunku modelu skandynawskiego, zaczynamy dzielić problemy edukacyjne Wielkiej Brytanii czy USA, gdzie z jednej strony jest otwarty dostęp do edukacji na najwyższym światowym poziomie, a z drugiej całe rzesze dzieci wychowane w biedniejszych dzielnicach są są skazane na marne edukacyjne przechowalnie, gdzie jedyną rozrywką staje się alkohol, seks, internet, gry komputerowe, programy reality z MTV, czy tabloidy.
Czy zmiany są tylko na gorsze? Obecnie całe pokolenie młodych i nieukształtowanych ludzi jest narażone na zmasowany atak speców od reklamy, robiących im sieczkę w głowie.... Tymczasem moje pokolenie odebrało lekcje głupoty z prasy typu Bravo. Niewątpliwie obecnie problemem jest dostępność do prostych form rozrywki, wypieranie przez nie jakiejkolwiek głębszej formy przekazu. Czy to oznacza, że wszystkie obecnie dzieci i nastolatki będą miały mózg o poziomie rozwoju rozwielitka tudzież ameby?
Osobiście wcale tak nie uważam, moim zdaniem obecnie szum informacyjny, głównie nastawiony na tanią sensację, przesłania nam fakt iż w istocie niewiele się u podstaw zmieniło, a jedynie o głupocie więcej się pisze i mówi. Stąd być może wrażenie wszechogarniającego nas chłamu, nijakości, badziewia.
Osobiście nie mam takich odczuć. Moim zdaniem wiele osób z pokolenia 30-40 latków nie rozumie dokonujących się przemian i stąd nie potrafi nadawać z obecnymi dziećmi na wspólnych falach, co z kolei prowadzi do prostego wniosku że to dzieci obecnie prezentują sobą niższy poziom niż kiedyś. Ja z moich nastoletnich czasów pamiętam fajne filozoficzne dyskusje na zajęciach w szkole oraz wakacyjne spotkania w dyskotekach z laskami tipsiarami z gąbką zamiast mózgu i z nogami w białych kozaczkach z brylancikami na obcasikach.
FB, Twitter, wszelkie portale społecznościowe nie służą głębokiej filozoficznej dyskusji lecz podtrzymywaniu kontaktów towarzyskich. To, że niektórzy lubią pokazywać na tych stronach swoją wątrobę to wyraz ogromnego pędu do popularności, który pewnie można uznać za znak naszych czasów. Tymczasem, jeśli ktoś szuka fajnego dyskursu, niech przerzuci się inny wynalazek ery Internetu - na blogi ;-D.
Czy zmiany są tylko na gorsze? Obecnie całe pokolenie młodych i nieukształtowanych ludzi jest narażone na zmasowany atak speców od reklamy, robiących im sieczkę w głowie.... Tymczasem moje pokolenie odebrało lekcje głupoty z prasy typu Bravo. Niewątpliwie obecnie problemem jest dostępność do prostych form rozrywki, wypieranie przez nie jakiejkolwiek głębszej formy przekazu. Czy to oznacza, że wszystkie obecnie dzieci i nastolatki będą miały mózg o poziomie rozwoju rozwielitka tudzież ameby?
Osobiście wcale tak nie uważam, moim zdaniem obecnie szum informacyjny, głównie nastawiony na tanią sensację, przesłania nam fakt iż w istocie niewiele się u podstaw zmieniło, a jedynie o głupocie więcej się pisze i mówi. Stąd być może wrażenie wszechogarniającego nas chłamu, nijakości, badziewia.
Osobiście nie mam takich odczuć. Moim zdaniem wiele osób z pokolenia 30-40 latków nie rozumie dokonujących się przemian i stąd nie potrafi nadawać z obecnymi dziećmi na wspólnych falach, co z kolei prowadzi do prostego wniosku że to dzieci obecnie prezentują sobą niższy poziom niż kiedyś. Ja z moich nastoletnich czasów pamiętam fajne filozoficzne dyskusje na zajęciach w szkole oraz wakacyjne spotkania w dyskotekach z laskami tipsiarami z gąbką zamiast mózgu i z nogami w białych kozaczkach z brylancikami na obcasikach.
FB, Twitter, wszelkie portale społecznościowe nie służą głębokiej filozoficznej dyskusji lecz podtrzymywaniu kontaktów towarzyskich. To, że niektórzy lubią pokazywać na tych stronach swoją wątrobę to wyraz ogromnego pędu do popularności, który pewnie można uznać za znak naszych czasów. Tymczasem, jeśli ktoś szuka fajnego dyskursu, niech przerzuci się inny wynalazek ery Internetu - na blogi ;-D.
Ostatnio zmieniony pn, 21 lut 2011, 22:03 przez thewiz, łącznie zmieniany 1 raz.
No, niestety muszę zgodzić się, że Internet w coraz większym stopniu zalewa fala głupoty. Zauważcie jak portale typu Onet.pl, Interia.pl albo Wp.pl się tabloidyzują. Zauważyłam to ostatnimi czasy zwłaszcza na przykładzie Wp.pl w dziale "Praca". Co mamy w nagłówku głównym? "Ogłoszenie: Zrób dobrze sekretarce!", "Seks w pracy", "Chcesz dobrze zarabiać? Uprawiaj seks!", "Ile zarabiają prostytutki?" i tak w koło Macieju plus oczywiście odpowiednio prowokacyjne i rzucające się w oczy zdjęcie. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że co to cholery w końcu jest: "praca.wp.pl" czy "seks.wp.pl"? Trudno mi przypomnieć sobie jak było 6 - 7 lat temu bo wówczas z Internetu korzystałam wyłącznie w szkole lub u najstarszej siostry, ale coś mi świta w głowie, że chyba było lepiej. Dopiero jakieś 5 lat temu zrobiło się nieciekawie pod tym względem kiedy nastały czasy portali plotkarskich typu pudelek.pl, kozaczek.pl i innych. Zgadzam się z Agatą, że za czasach kiedy my mieliśmy kilkanaście lat, czasopisma przeznaczone dla naszej grupy wiekowej były już bardzo głupie (chociaż jak sobie przypominam, do pewnego momentu nie było wcale tak bardzo źle), ale z gazetami jest tak, że przeczytasz, wywalisz i już po pewnym czasie nie pamiętasz o czym przeczytałeś/aś, a z internetowymi informacjami tabloidowymi jest taka perfidna sprawa, że nie kasuje się ich, tylko spoczywają gdzieś w odmętach sieci, nawet przez kilka lat od ich opublikowania. Inną rzeczą która mnie śmieszy i przeraża, jest to jak ludzie uzależniają swoje życie od portali społecznościowych typu Facebook. Żeby nie było, sama mam tam profil, ale traktuję to jako rozrywkę i ułatwienie kontaktów ze znajomymi. Ostatnio byłam w znajomym domu kultury, chodzę tam co jakiś czas na warsztaty literackie. Kilka z tych na których byłam, zostało uwiecznionych na zdjęciach które teoretycznie można było zobaczyć na stronie placówki. Tymczasem oczywiście obecność tego domu kultury została odnotowana na Facebooku, ale jakoś nie pokuszono się o dopracowanie strony internetowej - na niej ciężko jest znaleźć potrzebne informacje. Inny przykład to to jak zostałam zaproszona na darmowe wykłady do szkoły Callana do której chodziłam parę lat temu. Oczywiście musiałam potwierdzić obecność na "fejsie". Pomyślałam sobie wtedy: a co jeśli osoba którą zaproszono, nie jest tam zarejestrowana?
Mam cichą nadzieję, że ludzie z czasem z tego wyrosną, a media pójdą po rozum do głowy i zatrzymają ten potop (bo już nie powódź) tabloidyzacji informacji. Nie wiem tylko kiedy to nastąpi bo ciągnie się to już od kilku dobrych lat i na razie światełka w tym ciemnym tunelu nie widać.
Mam cichą nadzieję, że ludzie z czasem z tego wyrosną, a media pójdą po rozum do głowy i zatrzymają ten potop (bo już nie powódź) tabloidyzacji informacji. Nie wiem tylko kiedy to nastąpi bo ciągnie się to już od kilku dobrych lat i na razie światełka w tym ciemnym tunelu nie widać.