Jak sen stał się rzeczywistością.. (fan fick)
- invincible_MJ
- Posty: 193
- Rejestracja: pn, 02 sie 2010, 15:33
Najpierw sesje muszę ogarnąć :( :P ale potem się biore za to! :D Obiecuję :)
A dzisiaj CD
Kilka godzin później razem z ogromną ilością policjantów w cywilu i ochroniarzy pojechaliśmy w umówione miejsce. Aby nie zwracać na siebie uwagi, skonstruowałem szybkie przebranie. Tak bardzo martwiłem się o Lily. Cały czas miałem żal do siebie, że zgodziłem się na przejażdżkę. Co ten potwór jej zrobił… oby tylko była cała i zdrowa. Jedyne co mnie pocieszało, to fakt, że Lily nie podda się tak łatwo. Jest silna psychicznie i to czyni ją praktycznie niezniszczalną. Mieszając się z tłumem weszliśmy do środka. Była 17.55.. rozglądałem się dookoła. Domyślałem się, że Alisson będzie przebrana lub będzie stała gdzieś w mało widocznym miejscu. Zebrany tłum skandował nazwę jakiegoś zespołu, ale teraz nie myślałem o tym. Zadzwonił telefon. Alisson bez ceregieli poinformowała mnie, że plecak z gotówką mam włożyć go kosza obok sceny. Traf chciał, że koncert akurat się skończył i wszyscy ludzie zaczęli opuszczać salę. Przebijałem się pomiędzy ludźmi, torując sobie drogę do sceny. Gdy znalazłem się przy wybranym koszu, sala była prawie całkiem pusta. Jedynie kilku policjantów udawało jeszcze, że zapomnieli czegoś z Sali i chodzi po niej głupawo. Czarny plecak, wyładowany gotówką wrzuciłem bez zastanowienia do niebieskiego worka, zgodnie z poleceniem Alisson miałem zaraz potem opuścić salę. Tak też zrobiłem. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę drzwi. Byłem już prawie przy samym wyjściu gdy usłyszałem krzyk, odruchowo odwróciłem się. Policja otworzyła ogień. Ludzie pod sceną krzyczeli chociaż nie wiedziałem czemu. Osoba, która próbowała pochwycić worek padła bez tchu na ziemię, postać za kotarą chwiała się niepewnie na nogach. Ludzie stojący pod sceną padli na ziemię, moim oczom ukazał się obraz, który będzie mnie prześladował do końca życia. Lily leżąca na scenie w kałuży krwi… Biegiem ruszyłem w stronę sceny, musiałem potrącić kogoś po drodze bo zabolało mnie ramię. Widok Lily załamał mnie, nadzieja, która tliła się w moim sercu zgasła jak iskierka zalana wiadrami wody. Padłem na kolana przyciskając jej ciało do siebie, gdzieś w oddali usłyszałem faceta krzyczącego, że pogotowie już jedzie.
Lily! Skarbie! Odezwij się do mnie! Lily!
Michael..- usłyszałem cichutkie wezwanie.- Wiedziała, że jeszcze spojrzę w te twoje cudowne oczy.
Lily.. no jasne, że tak… zobaczysz, jeszcze Ci się znudzą.
Nigdy.. Michael kocham Cie..
Ja też Cie Kocham Mój Aniele.. nie mów nic, musisz odpocząć.- położyłem rękę na jej brzuchu. Kałuża krwi była coraz większa. Gdzie to cholerne pogotowie?!- Musisz być silna Lily, nie wolno Ci się poddać!
Mike… bądź ze mną… do końca…
Słońce nawet nie wolno Ci tak mówić. Zabiorą Cie do szpitala i szybciutko wyzdrowiejesz a teraz ciiii…- pogłaskałem ją po twarzy. Spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem, była w okropnym stanie.
Kiedyś przeze mnie osiwiejesz…
Nie szkodzi.. -Chwilę później pojawiło się pogotowie.
Oczekiwanie w szpitalu było męczarnią, najgorszą z możliwych. Stanie na zimnym korytarzu, gdzie cuchnęło szpitalna chemią, białe ściany wywołujące jakieś nie miłe skojarzenia. Trauma… ciarki przebiegały mi po plecach. A czas płynął nieubłaganie. Wreszcie po kilku godzinach lekarz w białym kitlu wychylił się z Sali, wołając mnie.
O Boże!- widok Lily obklejonej plastrami i obandażowanej na wszystkie strony przeraził mnie nie na żarty. Patrzyłem raz na lekarza, raz na nią i brakowało mi słów.
Spokojnie.- Lekarz popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.- Ja wiem, że to co Pan widzi może się wydawać stanem beznadziejnym, ale z Pańską żoną jest wszystko w porządku.
Słucham?! Jest cała obandażowana! Blada! A kilka godzin temu straciła hektolitry krwi, a Pan mi mówi, że wszystko jest w porządku?!
Spokojnie, Panie Jackson to nie tak. Te plastry i bandaże to tylko lekkie zadrapania i siniaki, które za kilka dni znikną, jest trochę odwodniona i osłabiona ale to też za kilka dni minie. Ale co najważniejsze nóż, którym została zraniona nie uszkodził żadnych narządów, no i przede wszystkim dziecko jest całe i zdrowe. Jego serduszko bije troszkę za szybko, ale to z nerw, w tej chwili jest już spokojniejsze. Podaliśmy żonie kroplówkę a za kilka minut powinna się obudzić. To naprawdę bardzo silna kobieta.
Wiem…- spojrzałem jeszcze raz na odbicie Mojego Serca.- …Ona się tak łatwo nie poddaje.
Lekarz miał racje, po 5 dniach mój stan był na tyle dobry, że wypuszczono mnie do domu. Bóle ciągle jeszcze mi dokuczały ale nie były bardzo uciążliwe, obiecałam zresztą, że będę leżeć jeszcze przez kilka dni. Powrót do Neverlandu był jak spełnienie marzeń. Nareszcie w domu.. Po tylu latach ciągle nie mogłam uwierzyć w to, że tu mieszkam. Czujne oczy Michaela obserwowały mnie nieustannie. Miałam wyrzuty sumienia, znowu się przeze mnie denerwował, znowu przysporzyłam mu smutków. Dlatego obiecuję sobie, że już więcej nie będę wymyślać głupot, od tej chwili musimy wieść spokojne życie. Michael i tak ma stresującą prace, wiele razy wypruwa sobie żyły żeby stworzyć coś fajnego, nie śpi po nocach, pracuje całymi dniami. Hmmm… może pora coś z tym zrobić? Może pora pomóc mu utrzymywać dom…. Ale teraz… w moim stanie? Muszę odłożyć ten pomysł na później.
Hej Ślicznotko. Jak się czujesz?
Już dobrze, rana już się zagoiła, siniaki zeszły. Jestem na dobrej drodze. Tylko ciągle mam wyrzuty sumienia.
No co ty? Czemu?
Przeze mnie straciłeś brata…
Oj Lily… mam jeszcze kilku w zapasie… a brak takiego brata nie będzie mi doskwierał… nadal nie mogę zrozumieć, jak on mógł zrobić coś takiego.
Nie potrzebnie wtrącałam się w jego życie ale przecież chciałam dobrze.- siedziała w wielkim fotelu i głaskała się po brzuchu. Teraz już widać go było bardzo wyraźnie.
Nie wolno Ci tak myśleć! Nie zrobiłaś nic złego. To on i Alisson byli wszystkiemu winni. Dziękuję Bogu, że Cie nie straciłem. Strach pomyśleć co by było gdyby nie ta policjantka, Agnes.
Nie mówmy już o tym. Dobrze?
Dobrze Kochanie.- podszedłem do niej, położyłem głowę na brzuchu.- A jak tam Nasze Maleństwo?
A sam je spytaj.- uśmiechnęła się, kładąc mi rękę na głowie.
Halo?- powiedziałem cicho wprost do brzucha. I wtedy stał się cud. Dziecko się poruszyło!- Czułaś?!
Tak… On…
Kopie! Lily on kopie!
Tak Michael… Kopie…- oboje trzymaliśmy dłonie na brzuchu czekając na kolejny ruch, którego świadkami byliśmy jeszcze kilka razy. Na każdy ruch dziecka reagowaliśmy głośnym śmiechem, byliśmy tacy szczęśliwi. Tak bardzo szczęśliwi…
Kocham Cie Lily.. i już się nie mogę doczekać kiedy urodzi się to dziecko.
Trochę cierpliwości. Już niedługo..- w tym momencie dziecko kopnęło bardzo mocno.
Jemu to powiedz!
A dzisiaj CD
Kilka godzin później razem z ogromną ilością policjantów w cywilu i ochroniarzy pojechaliśmy w umówione miejsce. Aby nie zwracać na siebie uwagi, skonstruowałem szybkie przebranie. Tak bardzo martwiłem się o Lily. Cały czas miałem żal do siebie, że zgodziłem się na przejażdżkę. Co ten potwór jej zrobił… oby tylko była cała i zdrowa. Jedyne co mnie pocieszało, to fakt, że Lily nie podda się tak łatwo. Jest silna psychicznie i to czyni ją praktycznie niezniszczalną. Mieszając się z tłumem weszliśmy do środka. Była 17.55.. rozglądałem się dookoła. Domyślałem się, że Alisson będzie przebrana lub będzie stała gdzieś w mało widocznym miejscu. Zebrany tłum skandował nazwę jakiegoś zespołu, ale teraz nie myślałem o tym. Zadzwonił telefon. Alisson bez ceregieli poinformowała mnie, że plecak z gotówką mam włożyć go kosza obok sceny. Traf chciał, że koncert akurat się skończył i wszyscy ludzie zaczęli opuszczać salę. Przebijałem się pomiędzy ludźmi, torując sobie drogę do sceny. Gdy znalazłem się przy wybranym koszu, sala była prawie całkiem pusta. Jedynie kilku policjantów udawało jeszcze, że zapomnieli czegoś z Sali i chodzi po niej głupawo. Czarny plecak, wyładowany gotówką wrzuciłem bez zastanowienia do niebieskiego worka, zgodnie z poleceniem Alisson miałem zaraz potem opuścić salę. Tak też zrobiłem. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę drzwi. Byłem już prawie przy samym wyjściu gdy usłyszałem krzyk, odruchowo odwróciłem się. Policja otworzyła ogień. Ludzie pod sceną krzyczeli chociaż nie wiedziałem czemu. Osoba, która próbowała pochwycić worek padła bez tchu na ziemię, postać za kotarą chwiała się niepewnie na nogach. Ludzie stojący pod sceną padli na ziemię, moim oczom ukazał się obraz, który będzie mnie prześladował do końca życia. Lily leżąca na scenie w kałuży krwi… Biegiem ruszyłem w stronę sceny, musiałem potrącić kogoś po drodze bo zabolało mnie ramię. Widok Lily załamał mnie, nadzieja, która tliła się w moim sercu zgasła jak iskierka zalana wiadrami wody. Padłem na kolana przyciskając jej ciało do siebie, gdzieś w oddali usłyszałem faceta krzyczącego, że pogotowie już jedzie.
Lily! Skarbie! Odezwij się do mnie! Lily!
Michael..- usłyszałem cichutkie wezwanie.- Wiedziała, że jeszcze spojrzę w te twoje cudowne oczy.
Lily.. no jasne, że tak… zobaczysz, jeszcze Ci się znudzą.
Nigdy.. Michael kocham Cie..
Ja też Cie Kocham Mój Aniele.. nie mów nic, musisz odpocząć.- położyłem rękę na jej brzuchu. Kałuża krwi była coraz większa. Gdzie to cholerne pogotowie?!- Musisz być silna Lily, nie wolno Ci się poddać!
Mike… bądź ze mną… do końca…
Słońce nawet nie wolno Ci tak mówić. Zabiorą Cie do szpitala i szybciutko wyzdrowiejesz a teraz ciiii…- pogłaskałem ją po twarzy. Spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem, była w okropnym stanie.
Kiedyś przeze mnie osiwiejesz…
Nie szkodzi.. -Chwilę później pojawiło się pogotowie.
Oczekiwanie w szpitalu było męczarnią, najgorszą z możliwych. Stanie na zimnym korytarzu, gdzie cuchnęło szpitalna chemią, białe ściany wywołujące jakieś nie miłe skojarzenia. Trauma… ciarki przebiegały mi po plecach. A czas płynął nieubłaganie. Wreszcie po kilku godzinach lekarz w białym kitlu wychylił się z Sali, wołając mnie.
O Boże!- widok Lily obklejonej plastrami i obandażowanej na wszystkie strony przeraził mnie nie na żarty. Patrzyłem raz na lekarza, raz na nią i brakowało mi słów.
Spokojnie.- Lekarz popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.- Ja wiem, że to co Pan widzi może się wydawać stanem beznadziejnym, ale z Pańską żoną jest wszystko w porządku.
Słucham?! Jest cała obandażowana! Blada! A kilka godzin temu straciła hektolitry krwi, a Pan mi mówi, że wszystko jest w porządku?!
Spokojnie, Panie Jackson to nie tak. Te plastry i bandaże to tylko lekkie zadrapania i siniaki, które za kilka dni znikną, jest trochę odwodniona i osłabiona ale to też za kilka dni minie. Ale co najważniejsze nóż, którym została zraniona nie uszkodził żadnych narządów, no i przede wszystkim dziecko jest całe i zdrowe. Jego serduszko bije troszkę za szybko, ale to z nerw, w tej chwili jest już spokojniejsze. Podaliśmy żonie kroplówkę a za kilka minut powinna się obudzić. To naprawdę bardzo silna kobieta.
Wiem…- spojrzałem jeszcze raz na odbicie Mojego Serca.- …Ona się tak łatwo nie poddaje.
Lekarz miał racje, po 5 dniach mój stan był na tyle dobry, że wypuszczono mnie do domu. Bóle ciągle jeszcze mi dokuczały ale nie były bardzo uciążliwe, obiecałam zresztą, że będę leżeć jeszcze przez kilka dni. Powrót do Neverlandu był jak spełnienie marzeń. Nareszcie w domu.. Po tylu latach ciągle nie mogłam uwierzyć w to, że tu mieszkam. Czujne oczy Michaela obserwowały mnie nieustannie. Miałam wyrzuty sumienia, znowu się przeze mnie denerwował, znowu przysporzyłam mu smutków. Dlatego obiecuję sobie, że już więcej nie będę wymyślać głupot, od tej chwili musimy wieść spokojne życie. Michael i tak ma stresującą prace, wiele razy wypruwa sobie żyły żeby stworzyć coś fajnego, nie śpi po nocach, pracuje całymi dniami. Hmmm… może pora coś z tym zrobić? Może pora pomóc mu utrzymywać dom…. Ale teraz… w moim stanie? Muszę odłożyć ten pomysł na później.
Hej Ślicznotko. Jak się czujesz?
Już dobrze, rana już się zagoiła, siniaki zeszły. Jestem na dobrej drodze. Tylko ciągle mam wyrzuty sumienia.
No co ty? Czemu?
Przeze mnie straciłeś brata…
Oj Lily… mam jeszcze kilku w zapasie… a brak takiego brata nie będzie mi doskwierał… nadal nie mogę zrozumieć, jak on mógł zrobić coś takiego.
Nie potrzebnie wtrącałam się w jego życie ale przecież chciałam dobrze.- siedziała w wielkim fotelu i głaskała się po brzuchu. Teraz już widać go było bardzo wyraźnie.
Nie wolno Ci tak myśleć! Nie zrobiłaś nic złego. To on i Alisson byli wszystkiemu winni. Dziękuję Bogu, że Cie nie straciłem. Strach pomyśleć co by było gdyby nie ta policjantka, Agnes.
Nie mówmy już o tym. Dobrze?
Dobrze Kochanie.- podszedłem do niej, położyłem głowę na brzuchu.- A jak tam Nasze Maleństwo?
A sam je spytaj.- uśmiechnęła się, kładąc mi rękę na głowie.
Halo?- powiedziałem cicho wprost do brzucha. I wtedy stał się cud. Dziecko się poruszyło!- Czułaś?!
Tak… On…
Kopie! Lily on kopie!
Tak Michael… Kopie…- oboje trzymaliśmy dłonie na brzuchu czekając na kolejny ruch, którego świadkami byliśmy jeszcze kilka razy. Na każdy ruch dziecka reagowaliśmy głośnym śmiechem, byliśmy tacy szczęśliwi. Tak bardzo szczęśliwi…
Kocham Cie Lily.. i już się nie mogę doczekać kiedy urodzi się to dziecko.
Trochę cierpliwości. Już niedługo..- w tym momencie dziecko kopnęło bardzo mocno.
Jemu to powiedz!

- invincible_MJ
- Posty: 193
- Rejestracja: pn, 02 sie 2010, 15:33
-
- Posty: 231
- Rejestracja: śr, 19 sie 2009, 21:23
- Lokalizacja: Lublin
- Michael-J-Forever
- Posty: 127
- Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 18:55
- Lokalizacja: Myślami z Michaelem...