Zatem witam wszystkich serdecznie :)
Jak można łatwo zauważyć na forum zawitałam wcale nie tak niedawno (niestety w tych smutnych okolicznościach) tak więc "podglądam" Was już dość długo. Z początku forum służyło mi głównie w celach informacyjnych ale bardzo szybko moje wizyty zaczęły przeradzać się w myszkowanie po tematach daleko odbiegających od surowych faktów. I tak dziś stwierdzam, że do forum, czyli jednocześnie i do Was, zdążyłam się już przywiązać, mimo że Wy nawet nie macie pojęcia o moim istnieniu

Krótko o sobie: wiek 25 lat, absolwentka politechniki (jak się trochę za późno okazało wybór ten nie był strzałem w 10), podobnie jak nasz idol kocham dzieci i taniec (w każdej postaci jednak tylko jako obserwator), ostatnio moją małą pasją jest robienie biżuterii hand made, czasem lubię sobie też coś amatorsko i w ukryciu porysować.
Muzyka Michaela towarzyszy mi od dzieciństwa, można nawet powiedzieć, że się na niej chowałam (pamiętam do dziś jak płakać mi się chciało przy Heal The World albo z jakim przerażeniem oglądałam teledysk do Earth Song). Jednak szerzej zarówno jego twórczością jak i osobą zaczęłam interesować się niestety dopiero po jego śmierci. Przed ograniczałam się tylko do słuchania najpopularniejszych piosenek. Tak naprawdę to nigdy nie interesowało mnie fanowanie żadnemu artyście i szczerze nie bardzo rozumiałam jak można tak bardzo poświęcać swój czas dla obcego przecież człowieka. Co dziwne gdy MJ odszedł czułam smutek a łzy same cisnęły się do oczu podczas słuchania jego utworów, mimo że nie był wówczas dla mnie kimś ważnym. Wszystko zaczęło się w momencie gdy w tv, radiu, internecie wszyscy nagle zaczęli głosić jak wybitnym był człowiekiem. Z ciekawości zaczęłam więc zgłębiać wiedzę na temat Króla Popu. Nie wiele było mi trzeba by połknąć haczyk. Każda wolna chwila poświęcona była MJ`owi. Mnóstwo godzin spędzonych przed komputerem... A z każdą kolejną wzrastał mój podziw i zachwyt. I do dziś z tego zachwytu wyjść nie mogę. I muszę przyznać, że "z Michaelem u boku" czuję się dużo lepiej, a jego twórczość daje mi dużo radości. Jednak jedna myśl w związku z tym nie daje mi spokoju... Czy On naprawdę musiał umrzeć bym ja dostrzegła jak wielkim, utalentowanym i dobrym był człowiekiem? To przykre ale "dzięki" temu, że zmarł ja mogę cieszyć się teraz jego geniuszem ponieważ dopiero jego śmierć była dla mnie bodźcem do zapoznania się z nim. Ogarnia mnie smutek gdy o tym myślę.
Na koniec dodam tylko, że bardzo mi się tu podoba - poziom tego forum, poziom wypowiedzi wielu użytkowników oraz ich rozeznanie w przeróżnych tematach. Jesteście naprawdę ogromną skarbnicą wiedzy. Czuję się mądrzejsza wychodząc stąd

Pozdrawiam i przepraszam za ciut przydługie powitanie (ale to z powodu braku na co dzień osoby podobnie zainteresowanej tematem MJ`a do mnie).