Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
kate pisze:Dla uzupełnienia dodam, że kolega słucha rocka, a ja mówiłam wtedy o Amerie czyli wykonawczyni r&b. Cóż, przynajmniej teraz już wiem skąd po części bierze się uprzedzenie.
To w sumie nieistotne jakiej kto muzyki słucha - fani każdego gatunku muzycznego są tak samo bardzo nietolerancyjni na muzyczną "inność". Naprawdę tak samo. Dyskryminacja nie wynika z powodu tego czego się słucha, tylko z tego, jak ktoś ma poukładane w głowie.
Fani cięższej muzyki nie mogą przeboleć tego, że komuś do życia może wystarczać taki pop, który służy głównie dla rozrywki i nie jest muzyką szczególnie wybitną - nie mówię już nawet o słowach piosenek, ale o brzmieniu, o melodii. I tego, że jeśli mówi się o wykonawcach pop, to najczęściej porusza się nie kwestie muzyczne, ale kwestie nowych partnerów, ciuchów, operacji plastycznych, fryzur itd.
Fani muzyki pop, nie mogą z kolei zrozumieć "ograniczeń" hip hopowców, którzy śpiewają głównie o jaraniu, braku kasy i gęsto przeklinają.
Zresztą, nietolerancja istnieje nie tylko na lini fani popu - nie lubią fanów rapu i na odwrót. Ludzie kłócą się ze sobą i szydzą z siebie nawzajem nawet jeśli słuchają tego samego rodzaju muzyki. Przykładowo: Znana jest od dawna niechęć wielu fanów Depeche Mode do zespołu U2, mimo, że to rock i to rock. Fani Christiny Aquilery wyzywają się z fanami Britney Spears, o to, że Christina umie śpiewać i jest inteligentna, a Britney nie umie śpiewać i jest głupia i na odwrót. Fani Iron Maiden od wieków mają "coś" do Metallicy. Na forum IM natknęłam się nawet kiedyś na topic, w którym udowadniano, że Iron Maiden jest wspaniałe, a Metallica to jakieś wielkie komercyjne gówno i ogólnie jest do dupy. Aż się słabo robi jak się takie rzeczy czyta.
Ludzie kochający muzykę klasyczną często uważają, że cała muzyka współczesna niezależnie od gatunku, to jakaś największa pomyłka na tym świecie i że nie ma to żadnej wartości. Tak twierdził np. mój prof. od niemieckiego w liceum. Niby człowiek inteligentny i w ogóle..., a tak bardzo nietolerujący, żadnych współczesnych dźwięków. Już pominę jak o MJ się wypowiadał, który był jego największym "wrogiem".
Tak że to wcale nie jest tak, że to fani muzyki cięższej są tymi najbardziej nietolerancyjnymi. Wcale nie. Wręcz wydaje mi się, że to oni najwięcej obrywają od reszty społeczeństwa, bo się najbardziej wyróżniają. Fani popu, r'n'b, techno ubierają się i wygladają tak jak "wszyscy inni", więc na ulicy jakoś giną w tłumie. Fani metalu, najczęściej mają swój własny styl, który ich mocno wyróżnia od reszty. Idzie więc taki metal ulicą i zewsząd słyszy teksty: "jak on wygląda", albo od razu określenie - satanista (najczęściej przez starsze osoby). Siedzi sobie w parku gdzie podchodzi do niego przedstawiciel straży miejskiej i każe mu się wylegitymować - tylko dlatego, że ma długie włosy, kolczyki, na sobie czarne ciuchy i ćwieki. Kiedyś widziałam graffiti na jakimś murze z napisem "metale - kill'em all!!" . Często są traktowani jakby byli naprawdę jakimiś INNYMI ludźmi. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak ogromną krzywdę im wyrządzamy. A przecież wszyscy "metale" mają uczucia, wszyscy czują i myślą. Są tacy sami jak ludzie na całym świecie. To, że mają "inny" wygląd zewnętrzny, to wcale nie znaczy, że ich wygląd wewnętrzny nie jest bogaty, że nie umieją kochać i czuć. Mniemania, że jest inaczej są tak bezsensowne, że aż przerażające. Najbardziej mnie wkurzają stwierdzenia, gdy pytam kogoś "dlaczego nie lubisz metalu?". A ta osoba odpowiada: "nie, bo nie!" - i jak z kimś, kto ma takie podejście polemizować ?
To ja na koniec pozdrawiam wszystkich metalowców, hiphopowców, discopolowców, popowców i innych. Z przesłaniem, że tak PRAWDZIWEGO hiphopowca, PRAWDZIWEGO matalowca jak i discopolowca powinna cechować tolerancja i wzajemny szacunek! Idźcie z Bogiem...
SUNrise pisze:To w sumie nieistotne jakiej kto muzyki słucha - fani każdego gatunku muzycznego są tak samo bardzo nietolerancyjni na muzyczną "inność". Naprawdę tak samo. Dyskryminacja nie wynika z powodu tego czego się słucha, tylko z tego, jak ktoś ma poukładane w głowie.
W to nie wątpię, co więcej, napiszę 'piękne' zgadzam się. Jednak nie zmienia to faktu, że sytuacja, którą podałam wyżej jest sytuacją, z którą spotykam się najczęściej. Z czego to wynika - nie wiem.
To drugie zacytowane przez Ciebie zdanie nie miało tyczyć się pierwszego, tylko Twojej poprzedniej wypowiedzi co do uprzedzenia.
Jeśli chodzi o fanów metalu, to rzeczywiście im od społeczeństwa obrywa się najbardziej, ale jednak z czegoś musi się to wywodzić (na pewno nie tylko z wyróżniającego się wyglądu, który pozwala głównie rozponać "metala").
Mnie się wydaje, że "metale" mają przyszytą łatkę "tych wulgarnych", ale ona też nie wzięła się znikąd. W tym wypadku moze być tak, że niektórzy rzeczywiście są wulgarni (bardziej niż przeciętny człowiek); pewnie ta grupa jest mniejszością, a reszta to zupełnie zwykli ludzie. Niestety to oni muszą ponosić konsekwnecje za swoich niesfornych kolegów.
Ja byłam uprzedzona do ludzi słuchających metalu, chociaż swoich odczuć nie rozgłaszałam publicznie. Trwało to do pewnego momentu, kiedy to poznałam kilku z nich i przekonałam się, że to naprawdę sympatyczni i często inteligentni ludzie, a ich zachowania nie warunkuje muzyka czy wygląd, tylko wnętrze.
Droga SylwuniU , może to nie ten dział do dyskusji na ten temat ale uważam , że jakbyś Ty stanęła na scenie Opery Leśnej w Sopocie też pare osób miałoby nie lada polewke
Nie bierz sobie tego do serca ale nie znosze jak ktoś ubliża Marcie bo zazwyczaj jest tak , że każda opinia negatywna z jaką się spotkałem na jej temat nie jest uzasadniona a jak już to jest poparta tylko niezbyt udanym wystepem w Sopocie albo śmiesznymi artykułami z gazet.
Ale wierząc w to co piszą gazety to jest tak jakbysmy wierzyli w Św.Mikołaja
Sorka ale jestem wrażliwy na punkcie Marty
Krzychu Redhedzio pisze:Droga SylwuniU , może to nie ten dział do dyskusji na ten temat ale uważam , że jakbyś Ty stanęła na scenie Opery Leśnej w Sopocie też pare osób miałoby nie lada polewke
Tych dwóch sytuacji porównywać nie możesz (nie powinieneś co najmniej ;) ), bo pewnie Sylwunia zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nie śpiewa publicznie (nie chodzi tylko o nią, mówię o każdym, kto śmiał się kiedykolwiek z Mandaryny). Za to Mandaryna - choć wie, że śpiewać nie potrafi, a przynajmniej nie na żywo - dalej uparcie trzyma się sceny muzycznej.
No i bardzo dobrze , że trzyma się sceny muzycznej bo niesie radość tym swoim fanów tak jak naprzykład mnie.Nawet nie wiesz jak bardzo mnie uszczęśliwia , że trzyma się tej sceny muzycznej.Jakby z niej znikła to nic by nie było już takie same dla mnie ... Dla mnie Marta jest niemal jak bliska osoba z rodziny , tak samo jak i Michał ...
A pozatym pieniązki nie rosną na drzewie i trzeba zarabiac jak się da.Marta nikomu tym krzywdy nie robi , że jest na tej scenie a wręcz przeciwnie.A skoro nie powinno się porównywac Sylwuni z Martą to nie powinno też się oceniać jej spiewu ani poczynań podczas gdy wcale jej się nie zna.
Ja też śpiewam publicznie.Co tydzień śpiewam w innym klubie w Poznaniu.Wcale nie twierdze , że umiem spiewac a jednak ludzią się podoba jak spiewam i jakbym dostał od zycia taką szanse jak Marta to napewno bym ją wykorzystał.
Krzychu Redhedzio pisze:Droga SylwuniU , może to nie ten dział do dyskusji na ten temat ale uważam , że jakbyś Ty stanęła na scenie Opery Leśnej w Sopocie też pare osób miałoby nie lada polewke
Czy według Ciebie jest tak, że skoro ktoś nie potrafi czegoś robić to nie powinien oceniać jak inni to robią?
Ja również nie potrafie śpiewać, ale to nie znaczy, że jestem głucha i nie potrafie na miarę swoich możliwości ocenić czy ktoś potrafi to robić czy nie.
A koleżanka Sylwunia perwnie w przeciwieństwie do Marty potrafi ocenić swoje walory głosowe w sposób obiektywny i pewnie nigdy nie wystąpiła by u Operze Leśnej (no chyba że ma talent), wieć przycinka z Twojej strony pod jej adresem raczej nie była trafna.
A pozatym pieniązki nie rosną na drzewie i trzeba zarabiac jak się da.Marta nikomu tym krzywdy nie robi , że jest na tej scenie a wręcz przeciwnie.A skoro nie powinno się porównywac Sylwuni z Martą to nie powinno też się oceniać jej spiewu ani poczynań podczas gdy wcale jej się nie zna.
Czyli sugerujesz, że nie powinno się oceniać śpiewu Marty jeśli się jej osobiście nie zna? To w takim razie nie powinniśmy oceniać żadnego z wykonawców bo ich nie znamy?? Moim zdaniem to bzdura, skoro śpiewają publicznie to ta publiczność ma prawo to oceniać. I wcale nie muszę znać Marty osobiście, żeby stwierdzić że nie potrafi śpiewać bo nie oceniam jej jako osoby (może rzeczywiście jest przemiłą osobą, do jej osoby nie mam uprzedzeń) lecz jako wokalistkę i moim zdaniem jest marna.
No i bardzo dobrze , że trzyma się sceny muzycznej bo niesie radość tym swoim fanów tak jak naprzykład mnie.
No i dobrze niech sobie próbuje coś śpiewać skoro są ludzie którzy to lubią ale są również tacy którzy nie mogą tego słuchać i oni również mają prawo wyrazić swoją opinię.
Ja poprostu gdy słyszę jak śpiewa przełanczam radio czy telewizje nie robiąć przy tym zbędnych czy zbyt ostrych komentarzy i tyle.
Droga Żabko
Na to wychodzi , że zle się zrozumieliśmy w wyniku czego jest mi bardzo przykro.
Ja wcale nie twierdze , że żeby ocenić kogoś trzeba go poznać OSOBIŚCIE.
Myslisz , że ja Marte znam osobiście? Niestety moge sobie tylko pomarzyć o tym ... przynajmniej narazie.
J mówie , że znam Marte bo interesuje się jej osobą od wielu lat i swą opinie nie opieram tylko na występie jej w Sopocie czy artykułach z tanich brukowców lecz tylko i wyłącznie na oficjalnych doniesieniach lub na jej słowach.
Moje zdanie jest takie , że wystarczy chcieć poznac artyste a napewno się to uda.Mnie się to udało i tak jak Wy Jesteście dumni z tego , że Jesteście fanami MJ tak ja jestem dumny , że Jestem fanem Mandaryny.
Poprostu kocham ją zato , że jest.Za to , że każdego dnia jak wstaje rano to wiem , że mam czego posłuchac i przy czym się odprężyć i pobujac w obłokach.Mam 16 lat i chyba nie jest grzechem , że kocham taką Marte no nie?
A tak na marginesie mam do Was pytanko....
Postawcie się w takiej sytułacji , że to wszystko co Wy teraz piszecie o Marcie to ktoś pisze o Michaelu.
Pytanie brzmi ... Jak Wy byście się czuli na moim miejscu teraz ???
Krzychu Redhedzio pisze:A tak na marginesie mam do Was pytanko....
Postawcie się w takiej sytułacji , że to wszystko co Wy teraz piszecie o Marcie to ktoś pisze o Michaelu.
Pytanie brzmi ... Jak Wy byście się czuli na moim miejscu teraz ???
Ok. Ale takie mówienie o Michaelu byłoby zupełnie niesprawiedliwe, bo on rzeczywiście ma ogromny talent. A Mandaryna? Może i ma, ale nie tak duży, więc "takie mówienie" o niej jest uzasadnione.
Ciesze się że Mandarynka daje Ci tyle radości mi daje to muzyka i osoba Michaela więc dokładnie wiem o czym mówisz. Dgadzam się również z Tobą, że jeśli chce się poznać jakiegoś artystę trzeba słuchać tego co on sam ma do powiedzenia. Jako fanka MJ rozumiem to doskonale, bo gdybym opierała swoją wiedzę na artykułach różnych podrzędnych gazet, które mają za nic prawde i uczciwość bo myśle, że wiesz jaki bylby Jego obraz... Wiedzę o MJ czerpie przedewszystkim z Jego muzyki, Jego wypowiedzi i poczynań no i z przepięknych wierszy Jego autorstwa i to jest właśńie prawdziwy obraz.
Osoba Marty nie interesuje mnie aż w takim stopniu, ale zapewniam Cię, że nie daje wiary i nie opieram swojej opinii na Jej temat na brukowcach, bo poprostu ich nie czytam (po co dodatkowo dawać im zarobić ).
A moja opinia na temat jej śpiewu opiera się przyznaje, w dużej mierze na Jej występie w Operze Leśnej i jeszcze paru fragmentach koncertów pokazywanych w TV no i jest jaka jest (ta opinia). Kto wie może mnie coś kiedyś przekona do zmiany tej opinii, tego równieżnie wykluczam.
A jeśli chodzi o twoje pytanie -to pomimo tylu kontrowersji wokół Michaela nigdy nie spotkałam się z opinią krytyczną jeśli chodzi o Jego muzykę i to o czymś chyba świadczy . Największą mam satysfakcję gdy ktoś słysząc jakąś Jego piosenkę (i nie wiedząc że to MJ) podryguje i sobie nuci pod nosem, a później ze zmieszany oriętuje się, że to Michael Jackson, a jest to osoba która oficjalnie twierdzi że MJ jest do bani. DOBRA MUZYKA ZAWSZE SIE OBRONI. I bardzo często jest tak, że nawet jeśli ktoś uważa że jest On dobrym muzykiem to nie przyzna się do tego. I to mnie wkurza
Nie uważam że jeśli kogoś nie lubię jako osoby lub nie popieram jej postępowania to nie mogę lubić jej muzyki i odwrotnie.
A zastanawialiście się kiedyś tak dogłębnie nad przyczynami tej...pewnego rodzaju nietolerancji ludzi słuchających rocka w stosunku do popowej sceny?
To krótka historia muzyki: Rock zrodził się w latach 40'stych w USA w wyniku połączenia się rythm and blues'a (muzyki dla Czarnych, którego korzenie sięgają XVIII w., ale w tę genealogię może już nie będę się zagłębiał) oraz country and western (muzyki dla białych), i jazzu. Ponieważ wcześniejsze nazwy powodowały wiele nieporozumień rasowych pewnego dnia Alan Freed (spiker radiowy) wymyślił dla bluesa i country inną nazwę - rock and roll. W wyniku tego nastąpiła rasowa integracja. W zespołach rocknrollowych zaczęli występować wspólnie Murzyni i biali jak np. w Del-Vikings. Szybko ukształtowały się cechy charakterystyczne tego stylu: wykonawcy zarówno grają na instrumentach, jak i śpiewają, piszą własne teksty piosenek i komponują muzykę.
Lata 60'te. Powstające zespoły jak (The Doors, The Rolling Stones, Bob Dylan...) do wszystkiego (dzięki swojemu talentowi) krok po kroku dochodzą sami, piszą muzykę i utwory, które przemawiają do słuchaczy emocjonalnym autentyzmem. Poruszają problemy swojej generacji, śpiewają głosem człowieka doświadczonego przez życie: o bezprawiu, okrucieństwie, przeciwstawiają się polityce zbrojeń, wojnom (wtedy była modna ta w Wietnamie), ubóstwie. Dają ludziom jasne, szczere i prawdziwe przesłanie. Kilkanaście lat później rozwój techniki nagrań studyjnych w połączeniu z innowacjami instrumentalnymi zaowocował powstaniem heavy rocka i rocka symfonicznego. Również wtedy rock skorzystał z rozwijającego się w murzyńskich dzielnicach wielkich miast Wielkiej Brytanii reggae i tak narodził się punk rock. Z połączenia bluesa, muzyki klasycznej i hard rocka powstał z kolei heavy metal, w którym najważniejsza jest muzyka. Charakteryzuje się ona harmonią, bardzo dobrą techniką gry i częstymi zmianami tempa. Każdy grający tu muzyk jest prawdziwym wirtuozem w swojej dziedzinie: najczęściej wykorzystuje się: perkusję, gitary: basową, klasyczną, elektryczną, skrzypce. Metal łączy wrażliwość z melodyjną zadziornością, głośnym brzmieniem i poważną tematyką piosenek o rzeczach istotnych i ważnych, traktujących o złu jakie niesie za sobą wojna, o sprawiedliwości i niesprawiedliwości na tym świecie, religii, związkach między ludźmi, często wyraża krytyczny stosunek muzyków do otaczającej ich rzeczywistości. Lata 80'te i obecne to podział muzyki metalowej na ogromną liczbę nowych gatunków, takich jak: thrash metal (Metallica, Megadeth), christian metal (teksty christian metalu, zwanego tez white metalem są uduchowione, aranżacje schematyczne), power metal, doom metal (rodzaj trash metalu, z tym, że zamiast przyspieszenia gry nastąpiło jej zwolnienie), Art Rock Metal (który czerpie inspirację utworów ze źródeł literackich i artystycznych), folk metal (aranżacje folkowe grane z wykorzystaniem metalowego arsenału instrumentów), hardcore metal (bardzo szybka o punkowych źródłach np. Faith No More), blues rock metal (grają go muzycy czerpiący z muzyki mistrzów bluesa np. Led Zeppelin), i dwa najmniej przeze mnie szanowane: pop metal - bo wdarła się w niego komercja (połączenie dynamiki metalowych nagrań z melodyjnymi refrenami i solowymi partiami gitar jak. Bon Jovi, Europe, Whitesnake) oraz death metal - gatunek, który w ogóle do mnie nie przemawia, taka "czarna owca" metalu (przykładowo zespół Slayer), i niestety przez pryzmat tego jednego odłamu, często ignoranci oceniają całe środowisko heavymetalowe, do czego przyczyniła się też plotkarska prasa która zasłaniając się death metalem zarzuca całemu heavy metalowi zachęcanie swoich fanów do picia alkoholu, narkotyzowania się, kreowania kultu szatana itd. - a z tym 99,99 % muzyków grających metal nie ma absolutnie nic wspólnego).
Ok. jesteśmy przy latach 70'tych.
Mniej więcej w tym momencie rock stał się zbyt skomplikowany dla niewyrobionych słuchaczy (żeby nie użyć słowa, "dla mało inteligentnych"). Reakcją na to zjawisko było powstanie pop, disco później techno - które z założenia są muzyką nie niosącą za sobą żadnych głębszych treści. Twórcami tych dwóch pierwszych gatunków stali się praktycznie sami producenci (wytwórnie). Dobierali wykonawców, kształtowali ich sceniczny wizerunek i aranżowali brzmienie utworów, przez co nabierały one seryjnego, bezosobowego charakteru. Sama muzyka opiera się na prostym, jednostajnym rytmie, wzbogaconym o elektroniczne efekty (które są tandetnym efekciarstwem), a słowa piosenek łatwych w odbiorze ocierają się o banał. W latach 80'tych pogłębiła się bezideowość tej muzyki, zaistniały nowe możliwości techniczne (np. samplery) przez co stała się ona jeszcze bardziej mechaniczna, komercyjna. Karierę zaczęły robić wykreowane przez wytwórnie panienki i boysbandy, od których nie wymaga się wybitnych zdolności wokalnych. Chodzi tylko o to, żeby wytwórnie mogły na nich nieźle zarobić. Wykonawcy ci nie potrzebują bogatego instrumentarium i zespołów, których członkowie mieliby profesjonalną wiedzę muzyczną - tak jak jest to w przypadku wykonawców rocka, metalu, muzyki klasycznej czy jazzu.
Podsumowując: obecny pop, disco, techno, hip hop to sztuczny wytwór, zorientowany na zysk, który najpierw odebrał muzyce soul (z której się wywodzi) głębszy podtekst (np. pewnie dobrze wam znana wytwórnia Motown, której przepis na sukces sprowadzał się do wyłaniania młodych talentów i narzucania im stylu stanowiącego mieszankę konwencjonalnej muzyki soul i pop. Muzycy nagrywali to, co za słuszne uznawali kierownicy wytwórni). Czarnoskórzy wykonawcy zostali wtłoczeni w obręb komercyjnej kultury białych, potem cały pop stopniowo zmienił się w seryjną produkcję. Muzyka stała się biznesem, do którego dostają się niekoniecznie wokaliści dysponujący talentami muzycznymi, lecz przede wszystkim o odpowiedniej prezentacji i umiejętności autopromocji. I jeszcze jedno: w tej muzyce odniesienie sukcesu nie jest możliwe bez zainteresowania mediów i skutecznej akcji reklamowo-promocyjnej. O ile jeszcze powodzenie piosenkarzy w typie Michael Jackson czy Whitney Houston ma swój początek przede wszystkim w ich nieprzeciętnym talencie, o tyle nowo wykreowane gwiazdki popu (lat 90'tych i obecnych) zawdzięczają swój sukces udanej reklamie i plotkarskim pisemkom. Tak zrodziły się sukcesy m.in. Britney Spears czy wszystkich boysbandów i girlsbandów. Słowa takie jak: "komponowanie", "artysta', "koncert" - są w ich przypadku mocno nietrafione.
W Polsce wygląda to tak samo jak na świecie. O ile zespoły z nurtu heavy metalu, punka czy rocka alternatywnego muszą polegać na swoim talencie do grania muzyki i polegajć na własnych możliwościach promocyjnych, przez co częstokroć nie mają szans na dotarcie do masowego odbiorcy, mimo, że są niejednokrotnie prawdziwymi geniuszami w dziedzinie wokalu i muzyki, - o tyle artyści popowi czy dance mogą od ręki liczyć na wysokie kontrakty, promocję w radiu, telewizji i masowy odbiór.
I w tym momencie pytacie o tolerancję. Wiecie, jestem tolerancyjny na tyle, że nie przeszkadza mi, że słuchasz sobie tego czy tamtego. Ale każda tolerancja ma swoje granice. Nie akceptuję i nie zaakceptuję kogoś kto się pcha na afisz, mimo, że nie ma talentu, ani niczego ciekawego do powiedzenia, kogoś, kto wyśpiewuje (mimo, że nawet śpiewać nie umie) podsunięte mu pod nos błahe, infantylne pioseneczki, a wytwórnia tylko liczy kasę na swoim koncie. Nie dziwcie się, że ludzie zajmujący się ambitną muzyką (i ich fani) mówią pogardliwie o tym, co się dzieje na rynku muzyki popularnej i ludziach, którzy się tam przypadkiem znaleźli. A młodzież to chłonie i bierze sobie takich "artystów" za idoli i za wzór do naśladowania. Nie mogę akceptować i podchodzić ze zrozumieniem do jakiegoś fikcyjnego, pozbawionego wartości świata, w którym ciasnota umysłowa się rozszerza.
Unnamed pisze:pop metal - bo wdarła się w niego komercja (połączenie dynamiki metalowych nagrań z melodyjnymi refrenami i solowymi partiami gitar jak. Bon Jovi, Europe,
Bon Jovi - ten zespół już dawno porzucił swoje pierwotne założenia. W ich muzyce już od wielu lat jest więcej popu niż rocka, o metalu nie wspominając. Ostatnia płyta? Miły tytuł. A zawartość? Ani trochę nie przekonuje mnie. Niby wszystko gra, ale po przesłuchaniu całości nic nie zostaje w głowie, może poza Last man standing. Reszta nijaka, zlewa się w całość. W porównaniu z New Jersey wypada cieniutko. Także Bon Joviemu na razie podziękujemy, może w przyszłości będzie lepiej...
Europe. Rok temu po 13 latach przerwy w nagrywaniu reaktywowali się i... powrócili w starym dobrym stylu. Płyta "Start from the dark" pokazała, że wciąż potrafią grać mocno, choć nie zapominają o melodii, a połączenie tych dwóch rzeczy daje coś bardzo fajnego. Jestem w...90% usatysfakcjonowana.
W Polsce wygląda to tak samo jak na świecie. O ile zespoły z nurtu heavy metalu, punka czy rocka alternatywnego muszą polegać na swoim talencie do grania muzyki i polegać na własnych możliwościach promocyjnych, przez co częstokroć nie mają szans na dotarcie do masowego odbiorcy, mimo, że są niejednokrotnie prawdziwymi geniuszami w dziedzinie wokalu i muzyki, - o tyle artyści popowi czy dance mogą od ręki liczyć na wysokie kontrakty, promocję w radiu, telewizji i masowy odbiór.
Przykład takiego absurdu. Kiedy od popowych płyt uginają się półki w supermarketach, fani muzyki rockowej... może dam konkretny przykład... fani Deep Purple (wielkiej legendy rocka), nie mają nawet szans żeby kupić płytę swojego ulubionego zespołu. Na ostatniej trasie po Wielkiej Brytani zagrali dla 150 tysięcy ludzi. I co? Wytwórnia EMI wytłoczyła na angielski rynek 18 tysięcy egzemplarzy płyty "Bananas", które oczywiście rozeszły się z dnia na dzień. Zespół zadzwonił do wytwórni i mówi: "Wytłoczcie więcej!". A oni: "Osiemnaście tysięcy wystarczy. A poza tym nie mamy w kraju tylu ludzi, którzy rozumieliby taką muzykę jak wasza i mogliby się wami zająć, a bez tego nie ma sensu pchać na rynek kolejnego nakładu". I to jest jeden z tysięcy przykładów na to, jak wielkie wytwórnie traktują zespoły, które nie nagrywają czegoś co się nazywa pop, hip hop, r'n'b itp. Zespoły muszą więc (jeśli chcą w ogóle istnieć), wiązać się z niezależnymi, małymi firmami, których nie stać na dystrybucję ani na promocję jaką gwarantują duże firmy. Deep Purple odeszli więc niedawno z EMI i związali się z niezależną firmą Edel. Tak właśnie funkcjonuje dziś chory rynek fonograficzny, gdzie promocja i sprzedaż dobrej muzyki jest ograniczana (w XXI wieku!!), na rzecz wszędobylskiego jednego wielkiego chłamu. Fani rock n rolla się wkurzają. Wkurzają się i nie ma im się co dziwić, bo mają ku temu naprawdę solidny powód. Stąd też wyłania się zupełnie inna prawda, prawda o tym - fani jakiej muzyki są tak naprawdę dyskryminowani. Na pewno nie są to fani muzyki pop...ularnej.
Tak jeszcze a propos Deep Purple, właśnie ukazała się ich kolejna płyta. Perkusista Ian Paice został zapytany o kompozycje z tej płyty, czy jego zdaniem płyta jest dobra. Odpowiedział, że: "Trudno jest mi ocenić, bo tak naprawdę dopiero koncerty będą sprawdzianem wartości muzyki, jaką zespół nagrał wcześniej w studio". Bardzo mi się to określenie spodobało....dopiero koncert jest sprawdzianem wartości muzyki.
Właściwie wszystko, co ważne zostało już w tym wątku przedyskutowane, jednak dołożę kilka osobistych spostrzeżeń. W moim odczuciu chlebem powszednim życia każdego fana muzyki są stereotypy oraz uprzedzenia, natomiast sama dyskryminacja jako efekt krańcowy tych zjawisk, jest naprawdę rzadko spotykany. Co do stereotypów: kto z nas nie mysli na skróty, kiedy ktos nowo poznany oświadcza rozbrajająco, że słucha, dajmy na to, Westlife, Eminema czy Enrique Iglesiasa..? Albo druga strona medalu: kto nie słucha i nie preferuje klasycznych gatunków, najlepiej rocka, a przyznaje w ‘poważnym’ towarzystwie, że odpowiada mu nu-soul, pop czy hh musi nastawić sie na tłumaczenie, udowadnianie, dowartościowywanie, perswadowanie (stereotyp jest taki: ci pierwsi to znawcy dobrej muzyki; drudzy – mniej wyrobieni). Myślę, że każdy z nas przynajmniej raz w swoim zyciu znalazł się po obu stronach burty. Piotr Kaczkowski obala zasadę: “muzyka dzieli się na tą dobrą i tą złą”. Powtarza: “muzyka dzieli się na ta tą, której słuchamy i na tą, której nie słuchamy”. Nie zaskoczę zapewne nikogo, jak poprę ten muzyczny ekumenizm. Tolerancji życzę jednak w równej mierze również fanom Mandaryny, którzy traktują kulturalną krytykę pod adresem twórczości ich ulubionej wokalistki i tancerki jako osobisty atak na swoją inteligencję, oczytanie, kulturalną ogładę czy co tam jeszcze.
W tym momencie przychodzą mi do głowy ze dwa motywy powstawania, podtrzymywania, utrwalania stereotypów: po pierwsze - ignorancja, po drugie - poczucia wyższości swojego ulubionego gatunku, bo kazdy patrzy przez ten głupi pryzmat swoich wartości estetycznych czy poglądowych (chodzi mi tutaj o takie wartości jak: autentyczność, szczerość, komercyjność, utożsamianie się z tym, co się tworzy, etc). Jestem przekonana, ze nikomu by nie zaszkodziło spróbować spojrzeć na nietolerowany rodzaj muzyki z perspektywy kogoś, kto uważa ją za wartościową. I tu jest pies pogrzebany, bo fani danego stylu niechętnie opuszczają “swoje” fora, zaprzyjaźniają się z ludźmi, u których na imprezach nie uswiadczysz “obcej” muzyki, a jesli dochodzi do wymiany zdań entuzjastów odległych brzmień, to najczęściej konfronatacja ostatecznie staje na dowodzeniu wyzszości któregoś gatunku (ostatnio spotkałam się z tym na forum Depeche Mode, notabene z linku zapodanego na tymze forum , gdzie wątek o U2 skończył się tradycyjną batalią). Na naszym forum mamy ciekawy folklor, i tak przeglądając inne fora, sądzę, że inne społeczności fanowskie mogą nam naprawdę pozazdrościć, bo prócz entuzjazmu wobec twórczości Jacksona, muzycznie więcej nas dzieli niż łączy, jednak każdy zaszczepia w innych jakiś tam swój punkt widzenia i to uczy tolerancji. Bo tolerancja nie jest dana odgórnie raz na zawsze, tylko trzeba się jej uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć.
SUNrise pisze: Muzyka klasyczna ma podobną budowę jak metal. Liczy się tu harmonia, rytm (nie mylić z beatem). W utworach metalowych wykorzystywane są te same funkcje jak w klasyce.
Nie wiem, skąd takie rozróżnienie wzięło się u Ciebie, SUNrise, dla pewności jednak sprostuję, iż beat w rozumieniu potocznym (odnoszonym najczęściej do hip-hopu czy trip-hopu) jest tym samym co rytm (tzw. rytm podstawowy = przewodni). Zwany jest także pulsem lub właśnie beatem w języku muzyki rozrywkowej (tkwiącej w korzeniach, lub jak kto uznaje, będącej kontynuacją lub częścią składową muzyki negro-amerykańskiej). Różnica zasadza się na „materiale” beatu: syntetyczny, komputerowy w wypadku współczesnego hh; oparty na brzmieniu żywych instrumentów dla rocka, jazzu, soulu, bluesa, metalu, itd.
Sade pisze:Nie wiem, skąd takie rozróżnienie wzięło się u Ciebie, SUNrise, dla pewności jednak sprostuję, iż beat w rozumieniu potocznym (odnoszonym najczęściej do hip-hopu czy trip-hopu) jest tym samym co rytm (tzw. rytm podstawowy = przewodni) (...)
Tak, rytm a bit to pokrewne określenia, oczywiście, że tak. I jeśli mówisz mi, że nie dopatrujesz się różnic między pojęciem beatu a rytmu - to masz rację bo z "fachowego" punktu widzenia go chyba nie ma.
Tylko szkoda, że tak wszystko pojmujesz schematycznie, encyklopedycznie, od linijki do linijki... Ja nie lubię w luźnej rozmowie, a za taką uznaję pisanie na tym forum, wyrażać się trzymając się twardo terminów ze słowników... i używam od czasu do czasu określeń "między wierszami". Pewnie po "(nie mylić z beatem)" zabrakło mi jakiejś emotikonki z przymróżeniem oka, albo zapomniałam, że nie jestem na forum ludzi słuchających metalu, bo oni pewnie zrozumieliby to określenie. Wiesz, w środowisku (i wcale nie ortodoksyjnych metalowców) są pewne umowne, potoczne rozróżnienia, których w encyklopedii pod pojęciem rytmu, bitu nie znajdziesz. I ja używając słowa bit w znaczeniu połamanego rytmu miałam na myśli pewien charakterystyczny dla utworów hh/rapu podkład muzyczny, który cechuje się wolnym czy umiarkowanym tempem, chyba andante (ale nie pamiętam w tej chwili ich dokładnych określeń). Natomiast w "metalowym" slangu (a przynajmniej w slangu kręgu osób, wśród których ja się obracam) mówimy o rytmie w odniesieniu do tzw. falowania napięć (dla ścisłości to też jest slangowe określenie) czy bardziej fachowo rozbudowywania melodii, złożonych za pomocą - wiadomo: perkusji, różnego rodzaju gitar, instrumentów smyczkowych (wiolonczela, skrzypce...) - czyli też jest to nadawanie tempa, ale w odróżnieniu do rapu, w metalu jest to skala molowa. I teraz, żeby znowu nie było nieporozumień zaznaczam, że w dzisiejszych czasach, kiedy prawie nie ma wykonawców, którzy tworzyliby jednorodną stylistycznie muzykę, toteż takie pojęcia jak "rock", "metal" są określeniami bardzo rozmytymi. Kiedyś te granice były ostrzej zarysowane, dziś wszystko zaczyna się wzajemnie przenikać, mieszać.