MJ PT's Choice: Simply The Best Song Ever (epic solo) / kom.

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Awatar użytkownika
Xander
Posty: 1163
Rejestracja: sob, 24 lis 2007, 22:54
Lokalizacja: Włoclawek

Post autor: Xander »

Pierwsze miejsce dla Smooth Criminal jak najbardziej zasłużone - ta piosenka ma w sobie coś czego nie było i będzie już w żadnej piosence. Teledysk także jest bardzo dobry i ukazuje wszystko co najlepsze w Michaelu Jacksonie.

Drugie miejsce dla TDCAU - hmm myślę, że to nie grzech, ale gdyby było na trzecim kosztem Billie Jean lub przede wszystkim Who is it, to nie obraziłbym się. Wymione wyżej piosenki są niepowtarzalne. Dlatego właśnie one powinny zajmować pierwsze 4 miejsca, a dopiero póżniej na 5 powinno znaleźć się Will you be there. Ale oczywiście to nieistotne. WYBT też jest wspaniałe.

Zastanawia mnie jednak słabe miejsce Don't Stop Till You Get Enough.
Obrazek
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

Dla mnie SC ma najbardziej nietrafiający do mnie tekst.....Łokej.. glupija
no generalnie laskę zgwałcił subtelny przestępca...ale może jakby poszukać 10 dna to kto wie..być gwałconym muzyką :dance:
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
Sybirra
Posty: 484
Rejestracja: pt, 14 sie 2009, 22:44
Lokalizacja: Rabka

Post autor: Sybirra »

@neta pisze:no generalnie laskę zgwałcił subtelny przestępca...ale może jakby poszukać 10 dna to kto wie..być gwałconym muzyką
Hehe no tak Michael chciał zrobić piosenke z dreszczykiem o morderstwie, ale zapomniał, że najlepsza w takich opowieściach jest nuta tajemnicy, która finalnie piosenki zostaje rozwiązana. On przez całą piosenkę martwi sie o biedną Annie, pytajac czy z nią wszystko ok. A tu żadnej odpowiedzi i na końcu stwierdza, że taki był jej los... Czy tekst ambitny nie wiem trzeba by było faktycznie poszukać 10 dna :P
Dlatego też cenię te piosenkę za muzykę i teledysk i za to, że potrafi rozkręcić moich znajomych na imprezach (i prawie każdy ma ją albo jej cover w komórkach) :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Lokalizacja: Jaworzno

Post autor: Amelia »

off top
no generalnie laskę zgwałcił subtelny przestępca
To baardzo subiektywne tłumaczenie, z tym 'gwałtem', z tym łagodnym przestępcą, wręcz zawiewa trochę nadinterpretacją.
Skłaniam się bardziej ku tłumaczeniu Speed Demon z MJ Translate (przy okazji- dzięki):

'Wszedł do jej mieszkania
Zostawiając ślady krwi na dywanie
Schowała się pod stołem
Dostrzegł, że była bezradna
Więc uciekła do sypialni
Ogłuszył ją, to był jej koniec (...)'
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
Margareta
Posty: 1017
Rejestracja: sob, 22 sie 2009, 15:54
Lokalizacja: południe kraju nad Wisłą

Post autor: Margareta »

Sybirra pisze:
Mandey pisze:Off The Wall od zawsze jest na straconej pozycji bo młodsi fani najczęściej albo nie znają w ogóle płyty albo zaczynają z nią przygodę stosunkowo późno no bo przeca Jackson się zaczął od Thrillera
Zgadzam się i myślę, że to wynik tego, iż Off The Wall jest albumem końcówki lat 70' i ten klimacik nie zawsze odpowiada młodym ludziom, którzy nastawieni są na troche nowości, które przypominają im współczesny POP. Po drugie to poniekąd massmedia wykreowały wizerunek takiego Michaela co narodził się w erze Thriller i stąd właśnie bierze sie ta niewiedza 'czy Jackson, aby na pewno istniał wcześniej czy też może nie...' ;P
Uważam, że "Off The Wall" i "Thriller" to dwa najlepsze "dorosłe" płyty Michaela i najrówniejsze. Wszystkie piosenki na nich błyszczą.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Obrazek
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

Gdyby Michael nagrał Of the Wall jako płytę po BAD to zgarnąłby wszystkie możliwe nagrody.Uważam,że jest cudna bogata.Fakt, że muzyka jeszcze bez tego elektronicznego brzmienia ale to właśnie mnie w niej urzeka.Słychać na niej autentyczną radość ze śpiewania w głosie Michaela.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
Margareta
Posty: 1017
Rejestracja: sob, 22 sie 2009, 15:54
Lokalizacja: południe kraju nad Wisłą

Post autor: Margareta »

Z tym, że byłaby w stylu wczesnych lat 90, więc to nie byłoby to co jest.
Ostatnio zmieniony pt, 02 kwie 2010, 18:34 przez Margareta, łącznie zmieniany 1 raz.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Obrazek
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

Amelia pisze:baardzo subiektywne tłumaczenie, z tym 'gwałtem', z tym łagodnym przestępcą, wręcz zawiewa trochę nadinterpretacją.
Skłaniam się bardziej ku tłumaczeniu Speed Demon z MJ Translate (przy okazji- dzięki):
dzięki....faktycznie niby to samo ale jednak inaczej. :dance:

Michael zawsze jest na TOP i do przodu o krok przed resztą.To co prezentował na płytach było zwiastunem tego co inni potem naśladowali.Ja zawsze musiałam się najpierw oswoić ale wracając teraz ta muzyka jest wciąż świeża.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Będziemy mieć wkrótce zapowiadaną już od dawna reedycję Off The Wall, pewnie wiele będzie się o niej mówić. Mam nadzieję, że tyle samo, co przy okazji Thriller25 o Thrillerze.
Ciekawe jest to, że ten album nawet nie potrzebuje nowych mixów by potwierdzić, że ma w sobie wciąż taką siłę, by wciąż móc wojować na listach.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
ugh!
Posty: 21
Rejestracja: pn, 24 mar 2008, 22:49
Lokalizacja: z nibylandii

Post autor: ugh! »

To ja se podsumowanie zrobiem, bo siadeh_ ugania się po Bolkowie. Ponoć poluje na prawiczka, by sobie krew naprwaić, a jemu zespuć.
No to ja, psze Państfa, prezentuję specjalną edycję the best of NO, z moimi komentarzami. Jak na DWD, normalnie. Wybrałem najlepsze kawałki. A że dużożeście napisali, będzie to skła danka w 3 odcink aach.


CZENŚĆ PIERWSZA
The best of Najsłabsze Ogniwo

O Muscles, organach i budowie oraz kogo ma moon_song w pracy:

Obrazek
GosiOla pisze:Nie wierzę, że Ona naprawdę chce tych mięśni
Pank pisze:Jeżeli już wybierać między Sunset Driver a Muscles a rozgrywka o best bestów się dzieje...
Pierwszy to odrzut przecież jest i, nawet jeżeli na Off the Wall o wiele ciekawiej pasowałby w miejsce takiego
Girlfriend, to i tak jest odrzutem. Znacznie odstającym zresztą od poziomu naszej pierwszej trójki albumu z 1979 r. Ktoś
dałby to na składankę z tym, co w dyskografii Michaela najlepszego?
Wiecie, lubię posłuchać, nawet pamiętam że na ostatnim MJowisku się dobrze przy tym bawiłem, ale co z tego, co z tego. Eliminuję.
A Muscles jest przynajmniej kompozycją o bardziej ciekawej budowie.
homesick pisze:Muscles nie chwyta mnie ni za serce, ni to za inne organy.
moon_song pisze:Mam w pracy takiego 'musclesa', któremu się usta nie zamykają nawet kiedy je i który donośnym głosem (niby to do
kolegi obok, ale tak żeby wszyscy słyszeli) informuje ile to pompek dziś wykonał i ile na sztandze wycisnął na siłowni. Właściwie
można by te informacje zamknąć w 2-3 zdaniach, ale jak się okazuje można też się rozwinąć do kilku godzin. bleeeee!!!
O Sunset Driver:

Obrazek
kaem pisze:SD ma w sobie coś uporczywego, co powoduje, że chce się ją słuchać po raz kolejny. Ale mimo to pozostaje utworem
drugoligowym w tym zestawie piosenkowych megagwiazd.
songbird pisze:Może stanowić tło do czegokolwiek, sprzątania, robienia kotletów czy innych prac domowych. Po przesłuchaniu
zapominam ją w ciągu pięciu minut, co jest niezwykłe w przypadku piosenek Michaela.
siadeh_ pisze:[od czasu do czasu pojawia sie u mnie taka dzika chęc posluchania SD... głod porównywalny z
nieodparta chęcia spozycia pęta kiełbasy, która pojawia sie znikąd w najmniej oczekiwanym momencie
homesick pisze:chwyta ta swoja siermiezna prostota


O MJowisku 2010:

Obrazek

tancerz pisze:o Sunset Driver proszę na MJowisko 2010 bo chce się przy niej ponieść emocjom i tańczyć do upadłego upajać się tym utworem.
siadeh_ pisze:24 osoby chciały pozbyć sie piosenki, ktora kocham czyli WYBT, czym sprawiło, że przed wejściem na MJowisko ich zdjęcia będą opatrzone podpisem "Tych Państwa nie obslugujemy" :P
13 osób chcialo sie wyłamać, ale ich zdjecia rowniez tam zawisną, albowiem zachciało sie im glosowac na moj number one czyli WII,


O niewiedzy majkelazawszespoko- kto wytłumaczy?

Obrazek

majkelzawszespoko pisze:Muscles. tematyka kawałka jest dla mnie niezrozumiała. bo tam Michaela nie ma. bo za długi.
chociaż z drugiej strony zrobiło na mnie wrażenie idealne siadanie w trudny bit. fajnie to sobie wymyśliła. nie słyszę tego często.


i dla odmiany, o oświeceniu majkelazawszespoko:

Obrazek

majkelzawszespoko pisze:DOPIERO niedawno przekonałem się w pełni do 2000 Watts, świetne jest - nie zagłosuję.
A jestem przecież typem funky na parkiet i dajeeesz. Dlatego też nie rozumiem aż tylu głosów na Sunset Driver, ten kawałek obudzi
nawet trupy, mimo że demo i refren trochę irytuje - nie zagłosuję.


O Shout. Tu było drażliwie, bo to pupil prowadzącej. Ale zobaczcie jedno z uzasadnień a_gador, poleciała
Lindą
:

Obrazek

a_gador pisze:Rytm, mądry i piekielnie trudny do zaśpiewania/melorecytacji tekst, jęcząco-rzężąca gitara w tle oraz
pierwszorzędnie akcentowany refren to dla mnie zalety tej piosenki. Ale, i nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, nie podoba mi się tu
wokal Michaela, no poza bridgem.
Tylko, że ten bridge to taki przewidywalny fragment i głos Michaela tu nie zaskakuje, a klasa wykonania kryje się właśnie w tej
rytmicznej i pędzącej niczym struś pędziwiatr melorecytacji. Zgrabny utwór o degrengoladzie współczesnego świata, ubrany w raperskie
ciuchy, żeby lepiej trafić z przesłaniem do małolatów.
siadeh_ pisze:Shout to dla mnie scisła czołówka. Nigdy nie moglam pojąć dlaczego ten kawalek nie znalazł sie na zadnej płycie,
dlaczego nie był singlem promującym. Wszyscy, którym kazalam go sluchać i ktorzy na początku patrzyli na mnie z
niedowierzaniem (bo kawałek jest ciężki i za pierwszym razem trudno jest oprzec sie wrażeniu, że mamy do czynienia z czymś...
delikatnie mówiąc dziwnym), po kilku przesłuchaniach sie uzalezniali. Dla mnie Shout to majtersztyk!
majkelzawszespoko pisze:Słuchając mam wrażenie, że kawałek nagrywany był w lokomotywie parowej, a pan robol-fizol-łopatniczy za
dużo węgla do komory sypie. choć ciekawe momenty też się znajdą.
homesick pisze:waham sie miedzy Shout, Unbreakable i ... uwaga Liberian Girl. jesli zaglosuje na te ostatnia juz widze armie
przekonujaca mnie, ze nie mam serca, albo milosci w zyciu nie zaznalam...jak na razie sobie tej przyjemnosci oszczedze, ale
przyjdzie czas.
Shout cenie za niebanalny tekst, odwage, zmiane konwencji, nie razi mnie tu ani jazgot, ani gitary, ani chaos...ba! uwielbiam
szukanie melodii w chaosie dzwiekow. nie da rady jednak nie zauwazyc braku pomyslu na calosc, nie mozna na jednym patencie jechac
przez caly kawalek. okej jest transowo, wkreca na chwile, ale nuda wieje na dluzszy dystans, nie ma zaskoczenia, nie ma ujscia tych
emocji (przejscie w srodku kawalka baaardzo slabe). zatem Shout za zmarnowany pomysl na piosenke.
a_gador pisze:Jak odpowiedział Franz w Psach na pytanie czy zamierza służyć Rzeczypospolitej Polskiej Bezapelacyjnie, do samego końca... jej lub mojego, ja pozwolę sobie pożyczyć tę kwestię i ponownie zagłosować na Shout --> Bezapelacyjnie, do samego końca jej [piosenki, która mam nadzieję WRESZCIE odpadnie w tej rundzie] lub mojego [:ban:]


A Pank używa brzydkich słów i chce klapsaaaa! A w końcu dostaje się komu innemu:

Obrazek

Pank pisze:
kaem pisze:Oj Hanky Panky.

Musiał przypomnieć. Teraz chodzi za mną. A jak chodzę, to nucę. A jak nucę
hanky panky, nothing like a good spanky, to zło i groza. Sobie nick wybrałem.
kaem pisze:Można podumać znowu nad Michaelowymi sprawami związanymi z tym i owym, bo tabu na forum wiadomo, żadnego nie
ma.

Chcesz coś dodać? :-P
W ogóle to booooring. Dobranoc, idę spać, kurwa mać - jakby to rzekła Maria Peszek.
kaem pisze:
give_in_to_me pisze:(och, już czekam na ten lincz)
Obrazek
Za Obcego. Aa masz!
littleme pisze:
Eva pisze:A puki co ja za głos na BJ stosuję samobiczowanie

Głosowałaś na Bille Jean?!
Podaj swój adres, przyjadę pomóc Ci się biczować ... :diabel2:


mimi-yoshi zaś używa słów powszechnie uznawanych za trudne:

Obrazek

mimi-yoshi pisze:Także oddam swój pierwszy głos na Muscles, ze względu na to, iż na czele z 2000 Watts (tak,
przyznam się z czystym sercem, że bardzo nie lubię, nawet bardziej bardzo- aż mi wyszedł z tego pleonazm), najmniej mnie intryguje i
przyznam szczerze, że może finezja (choć i chyba mało zasadne stwierdzenie, bo dla mnie raczej jej nie ma, a nudno jest, i to
bardzo, przez 2/3 piosenki) jakaś jest, ale przy takiej konkurencji to blado wypada. Muszę jednak przyznać, że 1/3 (orientacyjnie)
utworu wydaje mi się ciekawa, są momenty, kiedy prawie przechodzą mnie ciarki, ale tekst... Na pewno nie przekonuje. Najwięcej
spodziewałam się po początku, później ta formuła, że tak to nazwę, zaczyna robić się nużąca.


o 2000 Watts i terrorystach:

Obrazek

kaem pisze:Gdy się zna i słucha Michaela pasjami, gdy ma się wszystko, co nagrał i słucha jego muzyki z takiej pozycji, Sunset
Driver
sprawia frajdę. Jednak z pozycji zwykłego zjadacza muzyki, ta piosenka ginie w tłumie i brzmi jak demo, którym zresztą
jest.
2000 Watts to majstersztyk. Już nawet odejdę od metafory seksualnej w tekście, której przewrotność zasługuje na nagrodę Nike,
ale muzycznie to torpeda. Michael w bardzo wyjątkowej odsłonie, bo i muzycznie jest nowatorski- najbardziej nowatorski moment na
Invincible i jeden z bardziej przełomowych w Jego karierze, a i piosenka- petarda, a w tym zestawieniu nie tylko SD, ale
jeszcze kilka kawałków w naszym głosowaniu na najlepszą piosenkę Michaela znalazłoby się słabszych.
po-cichu pisze:Znów petardy jakieś?;> Wystrzałowo.


O tym, co siadeh_ nuci w kościele:

Obrazek

siadeh_ pisze:Nie wierze, ze sie komus ta piosenka moze nie podobać... WHO IS IT i SHOUT sa dla mnie jak BOGURODZICA i CZARNA
MADONNA dla Prawdziwego PolKatolika


Wyliczanka: Paul..Diana..Paul..Diana:

Obrazek

songbird pisze:Say, Say, Say - lekkie, ulizane, nijakie, nie wymagające większej uwagi. Na dodatek głosy panów zupełnie do
siebie nie pasują. Miękki, żeby nie rzec mdły wokal Paula w połączeniu z dynamicznym, dźwięcznym wokalem Michaela nie tworzy
harmonijnej całości. Niestety Paul jest tłem dla Michaela i w zasadzie to uaktywniam przy tej piosence mój zmysł słuchu tylko przy
partiach MJ, partie Paula przelatują mimo uszu. Poza tym nie lubię ani Paula, ani jego głosu, ani sposobu, w jaki nim operuje. Marny
to argument, ale zawsze jakiś.
Jeszcze kilka słów odnośnie tak bezlitośnie outowanego Eaten Alive. Może i jest plastikowe, kiczowate, itd., jak wielu z Was
stwierdza, ale wpisuje się klasycznie w styl dance połowy lat 80-tych. Może nie jest wartościowe, nie niesie żadnego przesłania (
SSS tez tym nie grzeszy akurat), ale jest w nim przynajmniej jakaś dynamika. Głosy Diany i Michaela idealnie współgrają ze sobą,
jest niepokojąco, jest drapieżnie, jest namiętnie kiedy MJ wyśpiewuje "...You can rip my shirt, drag me in the dirt.."pobudzając
wyobraźnię (swoją drogą chciałabym widzieć Michaela w takiej akcji). Piosenka ta budzi we mnie znacznie więcej emocji niż niby
dopracowane, nudne, nijakie Say Say Say z miauczącym Paulem i uroczo chłopięcym wprawdzie, ale mało wyrazistym Michaelem.
give_in_to_me pisze:I ja jakoś też nie lubię Diany Ross. Czemu ona w The Wiz taka brzydka już była, choc miała zaledwie
trzydzieści parę lat? A potem to juz w ogole...
a_gador pisze:I ja bardzo apeluję do współgłosujących, żeby osobiste animozje do Diany Ross, zostawili przed wejściem do NO, tak
jak gwiazdy We are the world zadośćuczyniły prosbie Pana Q i swoje ego zostawiły za progiem studia. Proszę o koncentrację na
walorach, lub ich braku, li tylko muzycznych Eaten alive.
homesick pisze:oj zeby zbyt pieknie i jednomyslnie nie bylo...glos na Saysaysaysay....bo wole kicz niz nude.
kaem pisze:
Shulamitka pisze:Aż mnie korci, żeby się wyłamać i zagłosować na Say Say Say
Głos na Say Say Say to
wyłamanie się? Phi! Eaten Alive ma sznyt funky- disco. Mamy tam Michaela, Dianę, Bee Gees. Nie jest to kandydat do top10, ale
z pewnością jeszcze nie jego czas. Piosenka ma tu przechlapane, bo Michaela słabo słychać i przez to łatwo ją skreślić. Oj drogie
MJówki, żeby tak iść na łatwiznę...
viva201 pisze:Say Say Say. ten duet gryzie po oczach...
endka pisze:więc pomiędzy śniadaniem, a Agnieszką Chylińska która opowiada w ddTVN jaki to fantastyczny koncert dała wczoraj-
puszczam sobie say, say, say iiiiii chociaż niewyspana jestem okrutnie to o dziwo noga podskakuje, a ciało rusza się. zgłupiałam.
czyżby ta piosenka wywoływała u mnie większe emocje? muszę to przemyśleć.


Wyłamanie, nie wyłamanie i tak prowadzi do niełamliwego, czy- jak kto woli- niezłomnego:

Obrazek

kaem pisze:Ubreakable
This Time Around to było to! To miał być wielki hit. Do dziś nie mogę pojąć, że promocja HIStory skończyła się na
singlu Stranger In Moscow. This Time Around miało zadatki na, być może, największy hit z albumu w kraju Abrahama
Lincolna. Wtedy koncept był świeży w dyskografii MJ. Się nie stało, z powodów pozamuzycznych. Stąd jego sequel nie jest przeze mnie
poważany. Ten sam patent połączenia funku z hip- hopem, ten sam Biggie, tyle że piosenka brzmi jak odgrzewany kotlet. I pośmiertny
wokal Biggiego stworzony na zasadzie kopiuj- wklej.
siadeh_ pisze:Trzy pierwsze utwory na płycie Invincible to wielka pomyłka (kazda z osobna, a jak sie to złozy do kupy to
faktycznie wychodzi...kupa... ). Nie jestem w stanie zdzierzyć tego typu elektroniki choc electro samo w sobie bardzo lubie. Dluzy
sie , powtarza w nieskończoność. Sluchanie tego to dla mnie katorga nie do przejścia na trzeźwo. Kiedy juz mi sie zdarzy w głowie
miota mi sie jedna mysl: "Cos się królowi nie udalo... syntezator się dzieciakom zaciął..."
lazygoldfish pisze:Unbreakable - piosenka z kategorii niepotrzebnych. Zużyte brzmienie, taki patent na rytmiczne kawałki
mógł działać na Dangerous i momentami na History, ale na Invincible osiągnął status nużącej
powtarzalności.
lazygoldfish pisze:Głos na Unbreakable. W sumie mogłaby zasunąć kopniaka Shout, bo dla mnie oba utwory to ta sama
liga niespełnionych nadziei. Odkrywczość tych utworów polega chyba tylko na tym, że MJ zupełnie nieświadomie antycypował w nich
nadejście brzmienia, które eksploatuje teraz Lady Gaga i jej podobni - braki w melodii tuszuje tygiel ciężkich aranżacyjnych
ozdobników. Taka konstrukcja piosenki czasami do mnie dociera, ale tylko czasami...


thewiz sie oburza i w polemikę wciąga (przyda się temu, kto pisze pracę mgr o płycie na i):

Obrazek

thewiz pisze:Czy Was Bóg opuścił, że na Unbreakable głosujecie? Czy ucho Wam wszystkie słonie i inne wielkoludy pożarły? Toż to
odrobinę przyzwoitości trzeba mieć. Co prawda TTA, jak to jeden z forumowych kolegów wypisuje, jego zdaniem wielkopomnym dziełem
było, a Unbreakable tylko popłuczynami pozostało. No jak tak można rozumować! Przecież sam mistrz powiadał, że jeśli coś się
sprawdza, to nie trzeba tego zmieniać, a jedynie udoskonalać. I z całym moim szacunkiem tudzież sentymentem do TTA stwierdzam, że
Unbreakable to wersja udoskonalona, porywająca do tańca, aczkolwiek obdarta z możliwości udowodnienia Wam, niedowiarkom, swej mocy
(czytaj pozbawiona wideoklipu). Nie to, że top 3 tej krwawej masakry (to ja to wymyślłam? Chyba tu mnie Bóg opuścił....Jak teraz
patrze na to zestawienie to mi się żołądek przewraca), ale na pewno nie do odstrzału na teraz. Poza tym większość patentów szanowny
Król wykorzystywał i mielił po naście razy i nawet TTA tutaj żadnym pierwiosnkiem nie było.
Podejrzewam, że kaem zrobił to specjalnie, zagłosował na ten kawałek testując jak wiele obrońcy tej piosenki są w stanie
przemilczeć.
kaem pisze:Ej! Prowokacją jest to, że podejrzewa się mnie o prowokację. Za to głos na Kogoś w Ciemności to prowokacja!
Prawdziwa z Ciebie thewiz.
This Time Around było bardzo nowatorskie. Przepraszam, gdzie w dyskografii Michaela wcześniej mieliśmy podobne nagranie?!
Taki hip-hopowy beat i i taki rasowy rapper? Beat, nie słaby keyboard, który bardziej pasuje do funku albo new romantic, nie h-h.
Unbreakable przez długi okres już na wstępie zniechęcało mnie do Vince'a. Symbolizuje sobą to, co najgorsze na
Dangerous. Takie the worst of...- mechaniczność i brak duszy. Tam na szczęście Michael jeszcze nie był toporny. Szczerze, nie
kocham tej piosenki. Płyta z ambicjami bycia czarną, a utwór, poza rapem, w ogóle nie sięga do tradycji czarnych. Pomyłka. I jestem
prawie pewien, że MJ na singiel szykował nowy remix utworu, bo się o niego aż prosi. Coś urasowić, zdynamizować, zrobić tłusty
beacik..
thewiz pisze:Bożesz Ty mój widzisz i nie grzmisz! Nasz kaem szuka i beatu u samego Michaela Jacksona nie widzi. Same keyboardy mu
się mamią. Nie słyszy beatu podbitego głębokim industrialem w Jam, które zwala TTA na łopatki swoim połamanym rytmem (na długo przed
pseudo łamańcami z końca lat 90tych). Nie docenia ostrego, pierwotnego rapu tego utworu. Nie czuje rytmiki w głosie Michaela, który
melodie pozostawia tu w tyle na rzecz pulsującego rytmu. Nie słyszy mechanicznego orgazmu hip hopowego w Why you wanna trip on me?
Może melodyjny refren przesłania mu istotę rzeczy tego utworu, kto go tam wie. Może to brak rapu prowadzi do stereotypowego
myślenia: nie ma gadanego, nie ma hh. Nie docenia mocy pulsującego Can't let her get away z mrocznym gadanym i znowuż poplątanym
rytmem wybiegającym w przyszłość o parę ładnych lat? Z mocą, w której rytmika nie zaburza melodii, cud nad cuda! Nie wyczuwa hh w
osławionym Dangerous, którego rytmika znów przemieszcza utwór na pogranicze industrialu?
Nie!
On wielbi jedno jedyne mroczne TTA, które w swojej surowości oddala piosenkę od rytmu wyrzucającego słuchacza na dancefloor. On
oburza się na keyboard, którego MJ niewiele używał w całych latach 90tych.
Unbreakable nie jest wcale cudem,ale to pierwszy utwór hh w karierze MJa, który ma taką linię melodyczną mimo mocnego beatu, która
tak dalece potrafi wkręcic odbiorcę na parkiet. Plus pulsujący i oldschoolowy keyboard, co jest wlasnie zaleta, a nie wada.
Oj, ktoś tu chyba tańczyć nie lubi. Apeluję! Bądźmy choć trochę obiektywni w naszym subiektywizmie!
huczek pisze:This Time Around jest lepszy bo krótszy. Unbreakable jest w porządku jednak:
1. Ociąga się i wlecze - piosenka jest za długa
2. W całej piosence brakuje pomysłu
3. Także refren jest nużący i odtwórczy (nawet nie chodzi o TTA - słychać wpływy innych artystów wtedy dość popularnych).
This Time Around jest konsekwentnie rytmiczny, melodyjny, lekko tajemniczy. Jest krótszy! Nie był odtwórczy - na lata 90' w sam raz.
SaySaySay - to lekka piosenka, w której doskonale łączą się kontrastowe głosy i temperamenty Paula i Michaela. Dla Paula to
najlepszy okres kariery od The Beatles. Nawet jeżeli melodia jest prosta, Michael jest tak świeży i lekki w tej piosence, że to
grzech eliminować SSS teraz - skoro można odrzucić np. Unbreakable!
Canario pisze:
kaem pisze:Symbolizuje sobą to, co najgorsze na Dangerous. Takie the worst of...- mechaniczność i brak
duszy.

:chlosta: :zgon: Boże!Boże! Zlituj się nad nami!! :zgon: :chlosta: :ban:


A chłopcy stają się wylewni:

Obrazek

Pank pisze:Wiesz, Krzysiu, już rzygam tymi topami.
majkelzawszespoko pisze:Eaten Alive? przeczytałem tytuł raz kolejny, sześćsetny w ciągu pokaźnego okresu czasu i dostojny paw
wystąpił ze mnie. dość mam basta tej zmory. a kysz.



cd trylogji ugh!a nastąpi
A w kolejnych odcinkach dużo o Homesick- o jej malginie, jak strzela gola wujkowi i jak wyznaje miłość. Po francuzku!
I wielka bitwa o o Give In To Me. Będzie walka- poleje się krew, a towarzyszyć będą wielkie namiętności- seks i uczucia. Już wkrótce! Pojawi się też test na zniewieściałego mężczyznę, a siadeh_ zaszczeka. Takie rzeczy tylko na MJPT! Tylko w tym temacie!!
Nie odchodźcie od forum i trzymajcie ręki na pulsie!
:mj: :happy:
Obrazek
Jacko to król muzyki pop przez cały rok i soul! :))))
Awatar użytkownika
ugh!
Posty: 21
Rejestracja: pn, 24 mar 2008, 22:49
Lokalizacja: z nibylandii

Post autor: ugh! »

CZENŚĆ 2
The best of Najsłabsze Ogniwo

w rolach głównych:
majkelzawszespoko
lazygoldfish
a_gador
songbird
give_in_to_me
anja
MJowitek
Canario
Mandey
homesick
Shulamitka
i inni
z gościnnym występem: THRILLER

scenariusz:
MJPT

zdjęcia:
google

produkcja:
kaem

reżyseria:
siadeh_

tłumaczy:
ugh!

W poprzednim odcinku było małe sado-maso, debatowano o urodzie Diany, majkel miał regresję ale i oświecenie. Skończyło się soczyście.
Meanwhile...



O wielkich nieobecnych:

Obrazek
majkelzawszespoko pisze:
polishblacksoul pisze:toz to najszczersza, najprawdziwsza, zupelnie dziewicza mozna by rzec, ballada w dorobku michaela.
za to najpiekniejszej Jego ballady - The Lady In My Life - nie ma nawet na liście, co jest niesprawiedliwe.
kaem pisze:I zgadzam się z głosem tu już podnoszonym, że brak The Lady In My Life jest zauważalny- chyba najbardziej ze wszystkich top 3 z płyt. Resztę- Leave Me Alone z Bad, Jam z Dangerous jestem w stanie wybaczyć. Butterflies jeszcze bym dodał.
Za to płyta Bad jest idealnie reprezentowana. O Liberian Girl toczyły się boje, pamiętam.
songbird pisze:brakuje w zestawie "The Lady In My Life". Chyba najlepsza ballada Michaela, a tak bardzo niedoceniana, pomijana, w cieniu innych piosenek z Thrillera, zupełnie niesłusznie bo to prawdziwa perełka. Szkoda, wielka szkoda, może gdyby Michael śpiewał ją na koncertach, zostałaby doceniona. Jeszcze jednego utworu brakuje mi na liście, a mianowicie "Man In The Mirror", to przecież kultowa wręcz pieśń bo trudno nazwać ją piosenką w karierze MJ...
kaem pisze:jak kadzić Don't Stop, jak w naszych głosowaniach nie doceniliśmy Get On The Floor (żeby wiedzieć od kogo żżyna Madonna), Rock With You (kto wcześniej użył słowa rock w piosence r'n'b- i do tego tak sugestywnej, narażając się na potężną krytykę? Obstawiam, że to najbardziej uwodzicielska piosenka Michaela, kiedy jeszcze nie, ale już niedługo...) czy Can't Help It (czy Stevie Wonder napisał coś złego?), a wybraliśmy protagonistę Justina T.

Przy Morphine pojawili się obrońcy gotowi wręcz iść na krucjatę w obronie piosenki:

Obrazek
polishblacksoul pisze:"morphine" jest pretendentem do podium bo michael rzadko bywal tak szczery. rzadko rezygnowal z uroczego usmiechu, machania reka do tlumow i z "i love you more". w "morphine" krol jest nagi, okazuje sie ze takze michaelowi jacksonowi zdarza sie byc czlowiekiem ze swoimi slabymi stronami, upadkami i zlymi chwilami. niewiele osob ma odwage by tak sie odkryc. michael mial i w tak kompletny, drastyczny wrecz sposob zrobil to tylko raz - w "morphine" wlasnie. glos na te piosenke, ZWLASZCZA na tym etapie NO jest po prostu smiechu warty, zwlaszcza ze pochodzi od osoby, ktora nie ma -nastu lat i ocenia cos wiecej niz tylko pierwsze wrazenie powiedzmy, hm, dzwiekowe? ja generalnie nie przepadam za plyta "botdf" ale akurat "morphine" to jest kiler, non?
Eve_861 pisze:mnie głos na Morphine dotknął do żywego, włosy rwę z głowy i jak Zgredek z Harrego Portera wale nią w ścianę..

Skutkiem czego give_in_to_me poleciała po całości:

Obrazek
give_in_to_me pisze:She's out of my life.
Wynoś się, płaczliwy smutasie!!!! Nie znoszę tego gniota. Przesłuchałam go parę razy, z komputera go nie włączam a na płycie przeskakuję. W ogóle nie lubię ballad Michaela prócz Stranger In Moscow a tu została właśnie ona plus Someone In teh Dark i SOOML. Z dwojga złego wylatuje SOOML.
Jak Michael to śpiewa, mam ochotę podać mu linę i sznur, żeby się wieszał, bo ona odeszła i to taaaakie straszne..
Jestem w szoku, że Mandey chce wywalać Morphine. Rozumiem, że można nie lubić BODTF ale moment z tą spokojną muzyczką i Demerolem a potem nagłe uderzenie jest po prostu genialny!!
Unbreakable - mam nadzieję przetrwa jeszcze kilka rund, bo choc nie jest to majstersztyk, to dzieci ery umca-umca (a ja takim jestem) czasem lubią syntezatory.
A Ci nielubiący 2000 Watts - grupa do walki z którą sie przyłączam... Cóż, w obronie tegoż cudownego porównania najukochańszej kobiecej zabawki do urządzenia, które potrafi kopnąc prądem, glupija jestem gotowa położyć sie przed drzwiami i rozedrzeć koszulę jak Rejtan... Albo przynajmniej jak Michael :-P Słuchawki na uszy, tekst przed nos, analiza i intepretacja a od razu 2000 Watts bardziej sie spodoba, szczególnie jak się tam ktoś miły potrafiący się rozwinąć do 2000 watów, 8 ohmów i 200 woltów w pobliżu napatoczy.

Jak się powiększa czcionkę polishblacksoul, to wszystko staje się jasne, nawet dla tego w ciemności:

Obrazek
polishblacksoul pisze:dla glosujacych na "someone in the dark" - naprwade nie dostrzegacie jakim wokalnym(!) majstersztykiem jest ta piosenka? jestem w stanie nawet pokusic sie o stwierdzenie, że ze wszystkich ballad michaela ta zaspiewana jest najbardziej finezyjnie. sposob w jaki MJ operuje tu glosem jest po prostu... no zniewalajacy. takie rzeczy zdarzaly mu sie tylko w dziecinstwie kiedy stosowal inna technike, a pozniej juz nigdy nie powtorzyl tak subtelnego dzwieku jaki uzyskal w "someone in the dark".

Kurna, znowu musiałem szukać w słowniku. Wiedzieliście że jest takie słowo maligna? Wagina, plwocina, się spina- rozumiem, ale maligna?

Obrazek
homesick pisze:ja nie wiem co sie dzieje, gdzie jestem, w ktorej rundzie, kto prowadzi..tak to jest przelezec weekend z goraczka.
przeczytalam pare postow, goraco mi sie zrobilo...Morphine, Beat It, Give In To Me...o ile nie uwidzialo mi sie to w malignie, ale nie chce mi sie oburzac, tlumaczyc, bo znow mnie jeszcze z nog zwali.
She's Out Of My Life mila, kameralna ballada, lubie czasem posluchac. ale wersje live odarly ja nie tylko z kameralnosci, ale i ze szczerosci, muzycznie nie jest to nic nadzwyczajnego, caly urok tkwil w prostym, szczerym przekazie, a nie kiepskim aktorstwie i sztucznych lzach. Somone In The Dark i lepsze kompozycyjnie i ten rozmarzony klimat zdecydowanie bardziej mi pasuje
majkelzawszespoko pisze:taaak, głosuję na SOOML ponieważ w zestawieniu nie ma Lady, która została zgwałcona w głosowaniu z Thrillera i out of my life jest.
PS: dopiero początek a już kilku szaleńców się znalazło
PS2: homesick, jeszcze dwa posty i zostaniesz dinozaurem oficjalnym ; )
Canario pisze:
Anet18 pisze:Ciekawa jestem co byście mi zrobili jak w kolejnej rundzie zagłosuje na niepowtarzalną królową Billie Jean
Piersi Ci utniemy. No i czym wtedy będziesz broniła Morphine?

Zgadnijcie, o której to piosence?

Obrazek
Shulamitka pisze:Podkład brzmi jakby ktoś włączył pralkę zapomniawszy wyjąć pudełka z narzędziami.

A tu ciocia Homesick wujkowi Mandeyowi strzeliła gola bez 2 zdań. I przy okazji Morfiny, przypomniano starą wpadkę Wandelota, zwanego THRILLEREM:

Obrazek
homesick pisze:
Mandey pisze:Swoją drogą rozwalają mnie niektóre posty obronne tego czegoś...Bo teraz wyszło, że zażywał sobie demerolu to piosenka od razu nabiera innego wymiaru i jest piękna, a nawet cudowna. Ojojoj. Już w 97 roku tekst wydawał mi się podejrzany... Najśmieszniejszym faktem dla mnie jest motyw z tym, że niektórzy znajomi mi fani z miasta myśleli że on tam śpiewa o Debbie Rowe w spokojnym momencie. Niezły ubaw miałem.
ja wiem Mandey, ze twoj organizm nie przyswaja nawet najmniejszych dawek z tej krwistej plyty, ale co jak co, ze Jackson bierze bylo wiadomo juz od dawna i daleko mi zawsze bylo, zeby wypierac te fakty, nie bronie tu kawalka pod tytulem "Propofol", sila przekazu tej piosenki jest przyznanie sie do slabosci, otwarte mowienie o rzeczach brudnych, brzydkich i bolesnych...tak rzadkie w jego tworczosci. genialne polaczenie mocnego brzmienia z delikatnym, zapierajacym wokalnym popisem...do tego wiele warstw muzycznych, przeplatane dialogami, ktore jeszcze poteguja atmosfere, dla mnie mistrzowski kawalek...chcesz odstrzelic chalasliwe dziadostwo..celuj w Shouta lub nawet 2000watow, to sa kawalki z zupelnie innej pulki, nie dorastajace Morphine do kostek.
moon_song pisze:
Mandey pisze:Najśmieszniejszym faktem dla mnie jest motyw z tym, że niektórzy znajomi mi fani z miasta myśleli że on tam śpiewa o Debbie Rowe w spokojnym momencie. Niezły ubaw miałem. :)
uwaga, wstawka z 2005 roku:
Można się tylko domyślać co MJ wypalił przed napisaniem tego utworu ale na pewno nie można go krytykować. Myślę ze nawet gdyby się ten utwór komuś nie podobał to nie odważył by się go skrytykować, tu jest za dużo serca a wstawka z Debie to po prostu rozbraja.
Nieeee.... ******** błagam Cię, powiedz, że z tą Debbie to żartowałeś.... Buhahahaha
jak powie, że żartował, to to już nie będzie takie śmieszne Buhahahaha
No ładnie... co prawda wyszedłem na durnia ale przynajmniej się czegoś nowego dowiedziałem Buhahahaha A ja cały czas żyłem w świadomości że MJ w tej wstawce leży na kozetce i prosi Debbie o pomoc, jeszcze jedną dawkę czy cós... Tylko nie pytajcie skąd mi się wzięła taka teoria.

I jak tu nie twierdzić, że muzyka łączy? I jak ładnie napisane- zobaczcie sami:

Obrazek
Shulamitka pisze:Oho, zaczyna się... Miałam nadzieję żę jakiś szczęśliwy łut zachowa przy życiu Someone przez kolejnych kilka rund... Ale widzę że niepotrzebnie się łudziłam.
I nie potrzebnie się łudziłam, że zdołam napisać mowę obronną dla tej piosenki. Bo tak bardzo ją lubię, że wszystkie racjonalne i wyszukane dowody, które mogłyby przekonać wątpiącego lub chwilowo pozbawionego wyczucia muzycznego ;-) krytykanta, po prostu więzną mi w gardle na rzecz moich własnych, osobistych, zupełnie subiektywnych i niezwykle istotnych argumentów.
Także już naprawdę pomijam fakt, że: Someone in The Dark wyraża wszystko co w Michaelu najlepsze - magię, głos, przesłanie (kto z nas nie czuje się czasami jak E.T.? ;-) ).
Pomijam fakt że: nieziemski wokal Michaela jest w stanie przenieść na inną planetę i dać uwierzyć tym wszystkim słowom, które śpiewa.
Pomijam że: to co śpiewa to tylko pozornie naiwne słowa z bajki dla dzieci, bo jak wiadomo każda tradycyjna bajka ma głeboki sens, morał i przełożenie na życie. A słowa "oh I believe You and I could never really say goodbye" wcale nie oznaczają tylko tego, że jakiś chłopiec na drugim końcu globu już nigdy nie zapomni stwora o świecącym palcu, ani tego, że żeganamy się z Someone in The Dark już w kolejnej rundzie, ale przede wszystkim to, że rzeczywiście istnieją relacje które przynoszą światełko w tunelu, osoby zesłane gdzieś z Góry które nawet w naszej ufockiej i powalonej rzeczywistości potrafią dojrzeć coś wyjątkowego, chociaż mamy zmarszczki i jajowata głowę, i właśnie tą starą mądrość opiewają bajki i opiewa Someone.
Ale pomijam to wszystko. Bo poza tym chciałam dodać, że odkryłam ją pewnej nocy, kiedy leżąc w ciemności (completely dark) właczyłam mp3kę i pojawił się właśnie ten ktoś (Someone), najpierw tylko w wyobraźni, a następnego dnia zmaterializował się w rzeczywistości :-) Zapytacie co kogo to obchodzi? Nie wiem co kogo to obchodzi, ale mnie to obchodzi ;-) I dlatego z tych osobistych i zupełnie nieważnych powodów postanowiłam bronić Someone. :-)
Shu_dziecinnie ufająca_Bajkom.
P.S. A_gador, znowu się zgadzamy...;-)
a_gador pisze:Droga Shu,
I mnie również, bowiem właśnie takie baardzo osobiste i zupełnie subiektywne odczucia są najcenniejsze, uważam, w tej zabawie.
Someone... zawsze mnie rozczula, a już zwłaszcza właśnie nocą... Księżycową... rozgwieżdżoną...
No ale majkelzawszespoko szybko rzucił zwłokami i romantyzm poszedł się kochać:

Obrazek
majkelzawszespoko pisze:Someone In The Dark to jest jedna z tych piosenek, która potrafi się wpasować w konkretną sytuację życiową. Drobnostkę, chwilę. Jest dopalaczem, który potęguje przyjemność z odczuwania tej chwili, jest jednym z wielu życiowych soundtracków.
Podobnie jak chociażby Stranger In Moscow, który tak mnie urzekł w drodze powrotnej pociągiem, z deszczem, smutnymi twarzami ludzi i kiepskim światłem, ogólną ch**nią.
Napisał ktoś już, że SITD to spokojna noc pełna blasków, księżyc gwiazdy, głucho wszędzie i sielanka połączona z oczekiwaniem.
Jest w zestawieniu kilka piosenek-kameleonów, a dla mnie to cenna rzecz jak moge coś wspomnieć przypadkiem przy okazji gwieździstej nocy, więc na razie głos na coś, co może być popsutym kameleonem, zdechłym, ewentualnie rozjechanym przez samochód bez sladów hamowania przed nim, chociaż bardziej pasowałowby zardzewiały i stanął ; ) taki soundtrack życiowy to tylko w chwili umierania - Shout po raz kolejny, bo już nic go nie uratuje raczej.

Jakby było mało...:

Obrazek
majkelzawszespoko pisze:
Mandey pisze:Morphine. Może ktoś coś napisze więcej na temat songa niż tylko to, że jest o biednym uzależnionym Michasiu... a muzycznie? Dno?a muzycznie?
hu tszzzzz hu tszzzzz pęęę huu tszzzz hu tszzzzz śśśś
[...]
demerooool, demeroool oooh god he's takin' demeroool hiiiiiii huuuuu
uuuułłł.
tyyyy ryyyy hu tszzzz hu tszzzz beeng hu tszzz hu tszzzz jjeeeb!
ale urwał!
kaem pisze:
Mandey pisze:Może ktoś coś napisze więcej na temat songa niż tylko to, że jest o biednym uzależnionym Michasiu...
Jak patrzę na głosy to widzę, jak zmienia się odbiór muzyki Michaela z czasem. Na początku cieszą klasyki typu Don't Stop 'Til You Get Enough (że posłużę się płytą OTW). Potem jednak szukasz rzeczy mniej odkrytych typu Can't Help It czy utwór tytułowy, by na końcu pokochać Get On The Floor.
Morphine jest też piosenką, która jest daleko od kanonu kompozycji MJ. Jest ciężka, brudna, szczera. Tak się składa, ze ja lubię brud w piosence- te wszystkie nieokrzesane, nieoszlifowane, nierówne dźwięki. Michael tak bardzo zbliżył się do mojego muzycznego świata, poza popem, że po prostu ach! I tak to działa. Każda piosenka, która jest inna, która czymś się odróżnia, z czasem powoduje że ceni się ją najbardziej. Michael w niej wyszedł poza schemat klasycznego piękna, by okazać, jak parszywie wtedy się czuł. A czuł się poplamiony. Za taką szczerość tę piosenkę... Po prostu mnie kochaj. Nie mówiąc o tym, że daje takiego łupnia, że aż miło.

Za to samo cenię 2000 Watts, na którą to piosenkę też padają głosy. Jest inna, a ma kopa. Ale rozumiem, że na początku może zniechęcać, bo MJ nie brzmi jak on sam. Pamiętam, że kiedyś, dawno temu nie lubiłem The Wiz, bo Michael tam nie wygląda jak Michael. Z czasem pokochałem ten film właśnie jak żaden inny, w którym wystąpił.
natpoznan pisze:Morphine. Czegoś choćby zbliżonego do tego kawałka próżno szukać w całej dyskografii Michaela. Ta piosenka szarpie każdym kawałkiem mojej duszy. Pełne agresji zwrotki, niesamowicie poruszające 'trust in me' i fragment demerolowy, który już totalnie rozdziera mnie na emocjonalne strzępy. Chodzi mi zarówno o muzykę, jak i o tekst. Ktoś już kiedyś słusznie zauważył, że nigdy wcześniej ani nigdy później Michael nie otworzył się przed nami do tego stopnia.

Tu give_in_to_me podpina mężczyznę do prądu, a Michaela zapędza do różańca. Już jasne, po co jej miotła w avatarze:

Obrazek
give_in_to_me pisze:
Canario pisze:Ja pitole!
Głos na 2000 Watts,które takiej Morphine nie dorasta do pięt.
Może ktoś coś napisze więcej na temat songa niż tylko to ,że jest o biednym komputerowo podrasowanym Michasiu....
jak można porównywać 2000 Watts do Morphine? Może niektórzy znajduja podobieństwa muzyczne (choć ja nie bardzo). bo te piosenki to są dwa zupełnie inne koncepty. 2000 Watts ma w Tobie wyzwolić taką moc, że masz od razu pobiec i podłączyć sie pod zasilanie Twojego mena albo podpiąć pod swoje zasilanie swoją lejdi :-P To jest piosenka traktująca o sugestywnej sile męskiego potencjału czy jak to się tam zwie. nenene
Przy Morphine masz cierpieć, ma Ci być przykro, masz czuć wewnętrzny ból. Ma Cie miażdzyć, tak jak piszesz, ale tak, byś nie mógł sie ruszyć, bo nie chodzi tam o to, by się ruszyć.
Nie wiem, jak możesz w ogóle porównywać te piosenki, choć oczywiście masz takie prawo. Ja lubię obie, bo wychodze z klasycznego założenia, że w życiu jest czas siewu i czas zbierania :)
A Michael muzycznie (i może osobowościowo też) był chłopem do tańca i do różańca. To część jego geniuszu.
songbird pisze:Zabawa z prądem bywa niebezpieczna i może skończyć się boleśnie, więc lepiej nie próbować podłączać się do niego, kiedy brak uziemienia.
a_gador pisze:
kaem pisze:Rock With You (kto wcześniej użył słowa rock w piosence r'n'b- i do tego tak sugestywnej, narażając się na potężną krytykę? Obstawiam, że to najbardziej uwodzicielska piosenka Michaela, kiedy jeszcze nie, ale już niedługo...)
Pierwsza w ogóle to była Trixie Smith z piosenką My man rocks me (with one stady roll) z 1922 roku
tu w wykonaniu Reginy Pontillo
http://www.youtube.com/watch?v=UiXVDYRVp_4
Wtedy to dopiero musiał być skandal! "Zakamuflowany synonim ... aktu seksualnego"! Od tego momentu datuje się również oficjalną karierę terminu rock'n'roll.
A tak przy okazji rock'n'rolla, ale i muzyki w ogóle oraz podłączania menów i lejdis do zasilania przy 2000 Watts, (baaardzo lubieżnie się zrobiło w tej rundzie NO), zacytuję tutaj Roberta Frippa, twórcę King Crimson:
Nigdy nie potrafiłem zrozumieć jak to się działo, że Jerry Lee Lewis grał z tak niesamowitą energią i siłą. Dopiero, gdy dorosłem, zdałem sobie sprawę, że jego mózg znajdował się w jego kroczu. Elvis Presley? Czy muzyka natchnęła go wpadając gdzieś tam w małżowiny jego uszu? Nie, on także miał mózg w kroczu. Nie wiem co z Little Richardem, ale do tego klubu należał także Chuck Berry. Gdy miałem jedenaście lat i słuchałem tej muzyki, to coś w niej wyczuwałem. Musiało jednak upłynąć trochę czasu, zanim zrozumiałem co to takiego.
Podobno już w chwili premiery krytycy nie mieli wątpliwości, co kryje się za tytułem piosenki Jerry Lee Lewisa Great balls of fire.

kaem na przemian broni i szarżuje:

Obrazek
kaem pisze:Zahukacie lukę. Whatever Happens i dla mnie nie jest siódmym cudem świata. Michael wziął to co najlepsze z Carlosa, ale jak ktoś znał muzykę Santany, nie doznał olśnienia przy tej piosence. Co oczywiście nie zmienia faktu, że to najlepsza kolaboracja C.Santany ever. Pewnie gdyby znalazła się na Supernatural jeszcze, to biłbym pokłony. A że Pan Gitara miał już taką płytę za sobą, posądzam Michaela o koniunkturalizm.
Bardziej na szacunek w moich uszach z tej płyty zasługuje wykopywane w tej rundzie 2000 Watts. Też wprawdzie brzmi mocno jak formacja Rilleya, Blackstreet, ale takie zawłaszczenie to dla mnie logiczny progres w New Jack Swing Michaela, bardzo sensowny krok naprzód od niebezpiecznej płyty.
Pytacie o Liberian Girl. To chyba najpiękniejsza, według mnie, piosenka o zwykłym zakochaniu. Jest intensywna, ma bajkowo śliczną melodię, a i nawet przy tak dość prostym tekście Michael wychodzi na wyżyny ekspresji.
Nie dziwię się, że jazzowo zorientowany Marcin Kydryński puszcza tę kompozycję pasjami w swojej audycji i nią właśnie żegnał się z artystą w ub. roku.
lazygoldfish pisze:Liberian girl to jedna z najlepszych ballad MJ'a i jedna z moich ulubionych jego piosenek. Jest dla mnie o tyle cenna, że skomponowana w całości przez niego. Z perspektywy czasu niebywałym wydaje mi się być fakt, że po premierze Bad na kolejną tak "elektryzującą" i seksowną balladkę miłosną Michael kazał czekać aż do Invincible!!! (You are not alone się nie liczy, bo ani to elektryzujące, ani dobre muzycznie).
Natomiast Don't Stop jest jednym z moich faworytów w tej rozgrywce, jeśli nie do zwycięstwa to przynajmniej do top5.
Jeżeli Off the Wall uznaje się powszechnie za początek nowej ery w karierze MJ'a, to Don't Stop jest jej perfekcyjnym rozpoczęciem. Chyba żaden inny album nie miał tak fantastycznego openera (no może jeszcze Thriller z Wanna be startin somethin). Ten 30 sekundowy wstępniak z monologiem Michaela i rozpędzającymi się smyczkami - klasyka, 10/10, absolut, miazga itp. No i falsetto w tym kawałku wymiata. Inaczej tej piosenki nie dało się zaśpiewać. Michaela z taką manierą wokalną kupuję zawsze.

Rude lubią Michaela w wysokich rejestrach wokalnych. Nie wierzycie? No i wraca sentyment do lat 80-tych. No przyznać się, kto wzdychał do Stanisławy Ryster, chciał razem z nią wcisnąć ten przycisk, co dzierżyła w dłoniach, ogłuszając rywali? No kto?? Niiikt..? Kuźwa. Pierdzielę Was i idę do domu!

Obrazek
Canario pisze:Do wszystkich głosujących na Don't Stop 'Til You Get Enough dedykuje poniższy tekst :

Spacerując po parku, często dokarmiam wiewiórki. Wydają się takie wdzięczne i niewinne, gdy przycupnąwszy cichutko u moich stóp, oczekują na jakiś smakołyk.
Przez pewien czas, bacznie przyglądałem się jednej z nich. Różniła się od swoich rówieśniczek. Płochliwa, ostrożna – najwyraźniej nie darzyła mnie zaufaniem.
Któregoś dnia, odważyła się jednak podejść nieco bliżej. Powoli – aby jej nie wystraszyć – wyciągnąłem dłoń, podając jej maleńki orzeszek pinii.
Podbiegła, chwyciła go w obie łapki i w mgnieniu oka czmychnęła w kierunku kryjówki. Czyżbym zaskarbił sobie odrobinę jej sympatii?
Z czasem oswoiła się do tego stopnia, że sama usiłowała otworzyć moją dłoń w nadziei na porcję ziarenek...

Michael Jackson - Dancing The Dream

A tu : http://www.youtube.com/watch?v=0A2moFdM ... re=related ta sama wiewiórka ze swoimi rówieśniczkami. Nie macie serca!! ;-)
heavencanwait pisze:zapożyczam kaemowe 'do szopy na tydzień'
Mandey opatentuj to powiedzenie.
Bo ci tą szope ukradną. ;-)
majkelzawszespoko pisze:odnosze bardzo proste i oczywiste wrażenie, że na DSTYGE głosują osoby nie-tańczące, osiadłe, z tych lub innych przyczyn nie lubiące, nie potrafiące się bawić - prosty wniosek ale prawdziwy.
Po tym poznaje się dobry kawałek, że porywa tłumy na parkiet.
Pod tym względem na liście mało kawałków przebija to cudo, a gdyby tak się zastanowić, to nie widzę żadnego. Disco-funk dla radosnego carpe diem.
Zawsze świeży, nigdy się nie starzeje, spowoduje, że półroczne dziecko zacznie chodzić, a stuletnia babina ściągnie sweter, beret i szaleństwem na twarzy pierdyknie szpagat. Wyzwalacz energii.
jak możecie... pełno tu syfu jeszcze a nakręcacz dyskotekowy wyrzucacie.
to pewnie będzie tak, że wszystkie ballady i wszystkie kawałki zabawowe odpadną, a wygra jakiś madafaka mamboł dżamboł nie wiem co.
Amelia pisze:Don't Stop 'Til You Get Enough. Lubię, ale co zrobić. Daje mi kopa i całe tło muzyczne to poezja. Odpada bo po pewnym czasie staje się nudna, te same dźwięki, choć świetne, grane w kółko irytują i ten fragment (2.20) ala Wielka Gra.
thewiz pisze:jak można na to cudo głosować co to samego Wojewódzkiego rozbujało :szepcze: .
kaem pisze:Don't Stop 'Til You Get Enough. Lubię ten utwór, bo nie jest nachalny. Nie narzuca się niczym, a jednak gdy Michael w końcu powie swoją mówioną kwestię i robi uuuu!, to aż chce się zrobić albo przysiad i zgiąć rękę albo wyprostować ręce w wyskoku! Noo taak!
Lubię, bo Michael na pierwszy swój dorosły już singiel, wydał piosenkę z tembrem głosu, którym operuje we fragmentach piosenek- zwykle w przejściach między zwrotkami. Tu postawił na całość. Odważnie.
Ta piosenka, zachowując taneczny rytm, jest równocześnie bez męczącego pulsu, a ma soulową zwiewność. No i te smyki i instrumenty dęte...
I, choć to nie powinno mieć znaczenia, bo ta edycja NO nie tyczy się krótkich filmów muzycznych MJ, przyznam że bardzo lubię ten image z teledysku, uważam że normalnie mucha (nie) siada.
Ale przez lata całe nigdy nie wymieniałem DSTYGE w moich faworytach. Muzycznie nie jest charakterystyczna. Nie kopie ani melodią ani rytmem ani urokiem osobistym. Obstawiam, że pewnie po tej zabawie nie będę mógł się od niej odkleić, no ale tymczasem tak się nie dzieje.
Stąd głos.

...Już mi przeszło. Tu polishblacksoul wsadziła kij w mjowisko. Świadomie? Nie czekała długo na odzew, na który ciocia Homesick odpowiedziała wyznaniem miłosnym. Ciocia H. też próbuje wytłumaczyć fenomen, dlaczemu Mandey, fan rocka, nie lubi Jacksonowego rocka. Riposty do dziś się nie doczekała. Mandey, czekamy!:

Obrazek
polishblacksoul pisze:moj typ to beat it na ktory glosowac bede przynajmniej jeszcze kilka rund choc ciagle waham sie - "beat it" czy "give in to me". jedno i drugie prawdziwe jak aktorzy z filmow porno, no ale za to dobrze sie sprzedaja i zawsze znajda nabywcow. zabijacie prawdziwego michaela glosujac na "morphine" (i to chyba najprawdziwszego z prawdziwych), wolicie zostawic komercyjnego pop-rocka w postaci "beat it" wlasnie czy "give in to me". cóz szkoda sie mowi.
give_in_to_me pisze:SŁUCHAM??? :poglowie:
Każdy ma prawo mieć swoje zdanie i oczywiście nie musi lubić poprockowych kawałków Michaela, ale chciałabym zauważyc, że Michael Jackson się nigdy na żadnego rockmana czy jak to tam zwą nie kreował. Co innego flirt z czymś, inspiracja niektórymi gatunkami i wplatanie pewnych elementów z tych źródeł do swojej twórczości a co innego udawanie, że się kimś jest. Zastrzeżenia byłyby duże, gdyby podczas któregoś z etapów swojej kariery Michael próbowałby zrobić z siebie drugiego Axla Rose, Jona Bon Jovi czy nie daj Boże Bruce'a Springsteena. Nigdy nie widziałąm, żeby się na koncercie zgiął się wpól i zaczął kręcić głową by mu włosy latały :-P (to niebezpieczne, jak sie peruki nosi :-))

To, że E. Taylor określiła go kiedyś mianem King of Pop, Rock and Soul i taki jest też tytuł tego działu, to nie znaczy, że ten człowiek grał rocka czy soul, tylko wplatał te elementy do swojej twórczości. Mówisz, że Cię te kawałki nie przekonują. Wiesz, mnie by te utwory nie przekonywały, gdyby Michael silił się na udawanie jaki to on nie jest kozak w tej dziedzinie. Jakby był Madonną, której cechą charkterystyczna jest to, że się ciągle zmnienia- na jednej płycie mimo 50 lat na karku jest disco "dziewczyną", która jeździ na wrotkach z 20-letnimi koleżankami (klip do "Sorry" z Confessions On the Dancefloor), na następnej królową parkietu w rytmach r'n'b i kumpelą Timberlake'a i Timbalanda (album Hard Candy). Nowa płyta-nowa kreacja, nowa ja, muzyczny kameleon. Dziś jestem diwa, jutro dziwka. Nie mówię, że to źle, ale nie taki był Jackson. Jest różnica między czerpaniem a udawaniem. Dlatego szczerze mówiąc troche nie rozumiem, na co sie tak zżymasz, jeśli od początku było wiadomo, że to nie na serio. No, chyba że rock to taka świętość, której ruszyć nie można, z którą się zabawić i poeksperymentować nie wolno :)
homesick pisze:je t'aime!
tez nie rozumiem zarzutu braku autentycznosci, podobnie odnosi sie do tych utworow Mandey, wydaje mi sie, ze polishblacksoul jako fanka czarnej muzyki uwaza za mezalians eksperymenty MJ'a z rockiem, natomiast Mandey fan rocka, zgola inaczej...dla niego Michael niegodny stanac obok gitary ;p
tak jakby to cale postrzeganie rocka, jako powaznej, ostrej muzy dla twardzieli lub psudointeligentow bylo szczere i prawdziwe.
przytoczeni powyzej Axel i Bon Jovi jedna wielka poza i zart. a jakos braku autentycznosci nikt im nie zarzuca.
pop to pop, czy z domieszka r'n'b, soulu, rocka, elektro, czy nawet muzyki klasycznej...to nadal pop.
mieszanka na tyle lekkostrawna i rozcienczona, zeby mimo wielu przypraw przecietny odbiorca przelknal dana potrawe bez wzdecia.
to ze w Dirty Dianie czy Give In To Me, wiatr rozwiewa koafiury, rocka z tego nie czyni. to tylko estetyka teledysku nic wiecej, wybacz mi Slash jesli godze w dume rockmena.
Canario pisze:Ja też mam taką piosenke - Who Is It.No naprawde nie rozumiem jej fenomenu.
mrok z lekka nutka dekadencji i przepysznym tekstem wrzynajacym sie do krwi w rytm, melodie, beatbox.
numer jeden na mojej liscie, ale co kogo tam lechce...

give_in_to_me broni Give In To Me. Nie że nikt się tego nie spodziewał... Na końcu wyszło, że najbardziej rockowym kawałkiem MJ jest i tak Earth Song. Ba. Metalowym!:

Obrazek
give_in_to_me pisze:
Mandey pisze: Głos na Give In To Me, które nie godne nawet porównania z liberyjską dziewczyną. Bojowy -wojna
No bo niby za co mam lubić? Za suchą perkusję i średni jak na Jacksona możliwości wokal? Sam popis Slasha nie wystarcza... Aaa i blady jak trup MJ z lokowanymi włoskami w klipie też mnie nie bierze!
Boże.... jak to przeczytałam, musiałam wstać, odetchnąć, usiąść z powrotem. Wcale sie już ładnie nie uśmiechasz z tego avatara :-P Na wywalenie tego utworu jeszcze przyjdzie czas, spokojnie! Jaka liberyjska dziewczyna równa sie temu pożadaniu z GITM? Temu błaganiu w głosie? Temu prądowi, który w klipie przechodzi Michaela (co ja mam z tym prądem? glupija )? Temu jakiemuś dymowi z iskrami, który w 3:06 w teledysku wybucha z tej jakiejś kratki wentylacyjnej (rury?) zawieszonej nad sceną i jesto być może metafora pewnego bardzo ciekawego procesu? Tej gitarze Slasha, która tak pod koniec "spowalnia", jakby symbolizowała, że napięcie rozładowane i pożadanie już sie wygasza? To wszystko bije głupie Liberian Girl na głowę! Tekstem, emocjami, konceptem, nawet teledyskiem, choć jest stosunkowo prosty. Całością.
Nie zgodzę sie, że to jest zwykły "koncertowy" teledysk. Zwróćcie uwagę na te niby nic nie znaczące "przerywnikowe" sceny z ludźmi w klubie. Grupa przyjaciół i ta para wśród nich. Jego frustracja i pożadanie. Jej przyjaciele wyśmiewający się z niego. Jego zrezygnowanie i zdenerwowanie, aż rozbija szklankę i wychodzi za bramę. A na końcu ona jednak za nim biegnie i potem jest ta jego ręka, która władczo przesunięta po jej biuście symbolizuje, że dopiął swego. she gave in to him. To w tym klipie jest tak naprawdę ważniejsze niż Michael i Slash plątający sie po scenie, gdzie nad nimi reflektory wybuchają. I dlatego to nie jest wcale taki zwykły, koncertowy klip, bo on świetnie pasuje do tekstu.
Shulamitka pisze:G.. mnie obchodzi kiczowaty prąd i pdeudorockowy teledysk to GITM. G... mnie obchodzą syntezatory i lata 80te w Smoothie.
Chodzi o TO COŚ, ten nagły zwrot akcji w temacie muzycznym, ten pomysł, który przyprawia o dreszcze i sprawia, że już nikt nigdy nie zaśpiewa tak słów "Love is a feeling" jak Mike. Że choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadł po tysiąc kotletów i każdy ryknął "Susie has got your number" najgłośniej jak potrafi, to nigdy nie poderwą mnie na parkiet tak, jak narastające napięcie atmosfery w Smooth Criminal, jak prawdziwe crescendo, o którym zresztą sam śpiewa.
Nic nie zastąpi tego uczucia, kiedy jako 12latka po raz setny włożyłam do disc-playera płytę Dangerous i NAGLE usłyszałam piosenkę nr 10 (no cóż, kiedyś trzeba zacząć dojrzewać nenene) I nie obchodziły mnie wtedy żadne aspiracje Mike'a do bycia Freddiem Mercurym, liczył się tylko ten chropowaty głos przy wejściu do refrenu, to co wreszcie literalnie nazywało zaledwie budzące się tęsknoty i uczucia...
Speed Demon pisze:
Margareta pisze: W "GITM" nie tekst kojarzy mi się z emo, a muzyka i wykonanie przepełnione są tandetnie brzmiącym bólem. Nie pytaj mnie gdzie dokładnie słyszę tę tandetę, po prostu słyszę i już. Riff gitarowy jest dla mnie pełen patosu (ty byś zapewne nazwała go rosnącym pożądaniem, okay), napuszony, pretensjonalny. Tak go odbieram.
"Brzmiący ból" albo "pełnia patosu, napuszenie, pretensjonalizm" to raczej nie są określenia, którymi opisuje się muzykę. Muzyka to nie jest jakaś filozofia czy jakieś wysokie, metafizyczne przeżycia, które odbiera się niemal jak poszukiwania sensu życia. Trzeba podejść do tego normalnie, po ludzku. Tutaj (piszę w obronie "Give in to me") riff jest jak najbardziej klasycznie rockowy - że wspomnę takie utwory jak "Wasting Love" Iron Maiden, "I still love you" KISSów, "Children of the Sea" Black Sabbath czy rodzime "Ostatnie widzenie" Dżemu.
Do tego dochodzi kapitalne solo Slasha - w którym nie szpanuje wirtuozerią, tylko oddaje przesłanie utworu, wczuwa się w jego klimat. I to jest to, co jest ważne w utworze - najpierw muzyka jako muzyka, potem można myśleć, czy sprawia, że chce się nakarmić głodnych, napoić spragnionych czy odziać nagich.
anja pisze:
Margareta pisze:Głos Michaela gubi się, zlewa z tłem.
Mnie tam nic się nie zlewa.
Margareta pisze:słyszę ten patos. We wszystkim. W kultowym riffie Slasha, w melodii, w głosie Michaela
Jeśli to jest patos to ja chcę, żeby mój facet tak mi powtarzał: Quench my desire. Więcej patosu, proszę.
anja pisze:Mam wrażenie, że wiele osób czuje pewne zażenowanie słuchając tego utworu, bo wydaje im się, że Michael nie ma prawa do rockowych (pop rockowych) piosenek. Wręcz odmawiają mu tego. Jak to, Król Popu i bierze się za rocka? Nic bardziej mylnego. To jest dobry rockowy kawałek.
Ja tam uwielbiam te rockowe zadziory z głosie Michaela. To jeden z ważniejszych powodów, dla których tkwię przy nim tyle lat. Posłuchajcie tych przejść w głosie. Tyle barw tam Michael wydobywa. Gitara Slasha tylko podbija te emocje. Kreatorem jest wokalista.
Dla mnie nie jest to nachalne, tylko stanowcze zdobywanie kobiety .Nie lubicie zdecydowanych facetów, którzy wiedzą czego wreszcie chcą? To piosenka o zdobywaniu. On (personalia wpisać dowolne, panowie mogą własne) krąży wokół Niej (personalia też wpisać dowolne) i kusi, atmosfera gęstnieje. Tam są emocje. Nie ma dosłowności. W tym utworze mistrzowsko budowane jest napięcie. Konstrukcja piosenki jest odzwierciedleniem aktu seksualnego. Czy komukolwiek udało się to lepiej bez nazywania rzeczy po imieniu?
Z piosenkami u mnie jest tak jak z przypływami i odpływami oceanu, raz przychodzą a raz oddalają się, ale Give In To Me jest zawsze i wywołuje sztorm. Może ktoś powiedzieć, że to jest niebezpieczne, ale przecież to jest Dangerous.
homesick pisze:to ja bede celowac w egzaltacje. w sumie najbardziej egzaltowane i jak ktos juz wczesniej chyba powiedzial "emo" jest Give In To Me, ale ja takie masochistyczne, samobiczowanie i jeki rozpaczy uwielbiam.
w takim razie Earth Song, jak sie w srodku piosenki wydziera mam ciary zawsze i niezmiennie, jednak nie wystarczy patos i lzawe "AAAAAA" zeby kompozycja byla dobra, wrecz przeciwnie jest banalna i powtarzalna, sztucznie nadmuchana.
a miernik kiczu i patosu testuje na fanach metalu i tu jak jeden maz ich ulubionym kawalkiem Jacksona jest Earth Song

cd trylogji ugh!a nastąpi
A w ostatnim odcinku siadeh_ i homesick przemówią jednym głosem, nick MJowitek nabierze głębszego znaczenia, wyjaśni się tajemnica, co mają wspólnego Oasis i M.Jackson. Będzie strzelnianina, poleje się krew. Głos na końcu przeniesie nas do Ameryki Południowej. I to, na co wszyscy czekają- siadeh_ zaszczeka! I mnóstwo innych niespodzianek!! Wszystko, co najlepsze, zawsze na końcu!
Nie przegapcie tego otcinka! Tylko na MJPT!
Obrazek
Jacko to król muzyki pop przez cały rok i soul! :))))
Awatar użytkownika
ugh!
Posty: 21
Rejestracja: pn, 24 mar 2008, 22:49
Lokalizacja: z nibylandii

Post autor: ugh! »

Teraz wszystko się wyjaśni. Każda zapowiedź się dopełni, wszelkie wątpliwości się rozwieją. Już świat na MJPT nigdy nie będzie taki sam.
Przy tej okazji chcę podziękować wsystkim, którzy przyczynili siem do ogromnego sukcesu mojej trylogji. Dziękuję Wam. Lowusiam Was more.


Uwaga! Tekst zawiera treści nie przeznaczone dla osób niepełnoletnich. Czytaj tylko w obecności rodzica i/lub za jego zgodą. Niech później będzie na mamusię albo tatusia.

Obrazek

I teraz wszyscy nasi milusińscy czytają tym bardziej...


CZENŚĆ 3

The best of Najsłabsze Ogniwo


Dyskusja była ognista, akcja później musiała zwolnić:

Obrazek
MJ4everify pisze:Wypluwając płuca i zdzierając gardło: ponownie.
Mandey pisze:Uzasadniałem wcześniej... :ziew:
Elen pisze:Ponownie Stranger In Moscow
tancerz pisze:Whatever Happens Uzasadniałem wcześniej... :ziew:
insomniaof pisze:Off the wall - do skutku :ziew:
Ola2003 pisze:Konsekwentnie Blood On The Dance Floor :ziew:

Akcję próbuje wziąć w swoje ręce Maverick twierdząc, że ludzka natura lepiej wypada na scenie, bo jest na poziomie egzaminu na zakończeniu pierwszego semestru szkoły teatralnej. Pochwaliła czy zbeształa, no bo ja nie wiem, serio. I zrozum tu baby..

Obrazek
Maverick pisze:"Human Nature" - najsłabszy kawałek zestawienia oprócz "Say Say Say", najsłabszy kawałek Thrillera oprócz "TGIM".
Wspaniale Michael w tym utworze interpretuje, ale wokal (interpretacja) wydaje mi się być jedynym jasnym punktem tej kompozycji. W wykonaniach na żywo z kolei, ta interpretacja nieraz balansuje na granicy bycia konkursem piosenki aktorskiej na zakończenie pierwszego semestru szkoły teatralnej ;)
Instrumental absolutnie nie porywa, utwór odarty z wokalu jest po prostu nudny, z ityrującym syntezatorem.

Zawsze można też rozkręcić akcję jak MJowita, która z szaleństwem się wita, głosując na Billie Jean pewniaka próbując zeswatać z kopem pt. mi stąd wymiataj:

Obrazek
MJowitek pisze:Billie Jean Basowe duru dum dum duru dum dum jest jak wschód słońca, takie proste i oczywiste, cieszy za każdym razem, gdy się je spotka.

Mam inną. Innych.
Przespać się z Human Nature, spojrzec głęboko w oczy Who is It, wziąć wspólny prysznic ze Stranger in Moscow, ośmielić się na kolejny krok przy Blood on the Dancefloor...
Beat it? No, beat it mogłoby spadać, ale kocham jak krzyczy.

MJowitek, przy okazji, ujawnił swoje pragnienia zawładnięcia forum jako ModeratorJowitek:

Obrazek
MJowitek pisze:Przez chwile chciałam sobie opracować jakąś strategię w obronie tego, co chcę zobaczyć na podium, ale sobie darowałam. Przewidzieć Was to jak przewidywać ruch cząsteczek w sprężonym powietrzu.
A uzasadnienie? Billie Jean to wielki utwór, osiągnięcie, ma w sobie coś, co przyciąga ludzi o odmiennych gustach, łączy. Caffe latte z amaretto.
Ale ja odczuwam masochistyczna przyjemność w katowaniu sie szpinakiem. Odkrywaniem kolejnych drżących kubeczków smakowych, słuchania tego jak krzyczą, zaskoczone pojawieniem się żurawiny i chili w roli supportu.
Billie Jean jest jak kisiel. Jak mi się zrobi niedobrze od eksperymentów, to po nią sięgnę. Ale póki co czuję się znakomicie.
PS. A ja nie jestem moderatorem, a jestem na "M". Kuźwa, przegapiłam jakiś moment na forum? Maverick? Nic mi nie powiedziałaś! Nie kryj się!

I już wiemy, dlaczemu Kopeć ma Dextera w sygnaturce. I do tego więcej krwi się zapowiedziało. Co na to prowadząca?

Obrazek
majkelzawszespoko pisze:ktoś oszalał, więc głosuję na Give In To Me.gdzieś tam wcześniej uzasadniałem, poza tym ktoś obiecał mnie poćwiartować, a ja lubię jak się leje krew!
give_in_to_me pisze:Jesli Give In To Me odpadnie przed Dirty Dianą, to sie chyba pójdę pociąć sekatorem...

lazygoldfish udowadnia wyższość Dirty Diany i Beat It nad Give In To Me. Zyskuje pomocnika, który łakomiąc się swoją argumentacją, idzie dalej w zaparte:

Obrazek
lazygoldfish pisze:Wyższość Dirty Diana i Beat it nad Give in to Me jest dla mnie raczej niepodważalna. Ta pierwsza ma ciekawszą fabułę, natomiast Beat it jest muzycznie i tekstowo tak niedorzeczne, że aż genialne.
lazygoldfish pisze:Dirty Diana nie zasługuje na wypad w tej rundzie, pomijając jej walory muzyczne, to ja zawsze uwielbiałam narrację w tej piosence. Tyle lat słucham tego utworu i za każdym razem jestem tak samo zaskoczona, kiedy słyszę tekst he's not coming back/Because he's sleeping with me.. noooo to pojechała po bandzie! Mistrzowska dramaturgia. To jest w sumie całkiem oszczędny utwór jeśli chodzi o brzmienie, dlatego każdy element, który na moment pojawi się w tle, świetnie podkreśla i tak już mocno dwuznaczną atmosferę (np. te syntezatorowe smyki w 2. i 3. zwrotce).
Szkoda głownego bohatera, bo tak naprawdę od początku piosenki słychać, że jest w matni, ze ma przechlapane i że raczej tę walkę przegra. W tej rundzie na pewno.
kaem pisze:W obronie Beat It, niewielu się tego podejmuje. Czemu? Największym atutem tej piosenki jest to, że potrafiła trafić równocześnie na listy nagrań tanecznych i rockowych. To się nie zdarzało ni-ko-mu innemu w latach 80-tych. Ten utwór jest i funky i rockowy zarazem. Genialne! Nie dziwota, że wtedy nawet uważano, że Beat It jest genialniejsze, niż Billie Jean (to Beat It przecież zostało nagraniem roku na Grammy Awards). Później się zmieniło.

Teraz to jak olimpiada, gdzie decydują setne sekundy, minimalne różnice. Dziś wolę ten utwór, jutro będę tamten. Naprawdę nie wiem co wybrać. Rozsądek mówi mi Dirty Diana lub Blood. Ucho mówi, że Who Is It albo Will You Be There.
Who Is It jest genialne o tyle, że Michaelowi udało się stworzyć rasowy utwór, ze świetną linią basową, z tym yyym yyym, które zaśpiewał u Oprah. Przykład na to, jak można zapożyczać od siebie i niewielu to zauważa i wciąż ma sie innych na kolanach. Poza tym, ja do Who Is It mam osobisty stosunek.
Ale przyznam, że po latach słyszę, ze jest trochę wymęczona, jak większość kawałków na Dangerous. Michael wydłużał, powtarzał bez fantazji frazy, by można było do nich tańczyć, a jak widać w filmie do In The Closet, mógł to zrobić bardziej finezyjnie, niż na płycie.

Blood On The Dance Floor. Niech będzie. Gdyby nie płyta z remixami, Michael tej piosenki nigdy by nie wydał, bo ona nigdzie nie pasuje. W towarzystwie piosenek z Dangerous czy HIStory brzmi mało rasowo i wtórnie.
Ma flow. Czyli to, co powoduje, iż się nie nudzi, że chce się ją słuchać bez końca. Michael jest w niej wściekły i uwodzicielski zarazem. Ale nie okłamujmy się, to fanowski faworyt. Nie puściłbym tej piosenki nowemu adeptowi, mającemu zachwycić się muzyką króla. Cwaną Dianę bym puścił.
Co nie zmienia faktu, że czas na nią w kolejnej rundzie, jak BOTD odpadnie.

kaem to se może co najwyżej pierdnąć albo beknąć też se może. Maverick go wykasowała, mając tezę- bez Michaela nie byłoby Oasis. A wszyscy myśleli że to zasługa podtatusiałego wujka Paula i jego kolesi. nenene :

Obrazek
Maverick pisze:Beat It - ostatnia na tej liście kompozycja, w której można się do czegoś przyczepić. Michael postawił na power i innowacyjność w łączeniu rocka z popem. Jeśli komuś się wydaje, że gitarowe brzmienie z popową linią melodyczną przeforsowali bracia z Oasis, to powinien zwrócić uwagę na to, że dziesięć lat wcześniej zrobił to Michael Jackson (co wiedzie nas ku refleksji: "czy MJ wynalazł britpop?

kaem zamienia się w Janet na nagrodach Grammy. Ugh! Czy on czasem głosował w obronie Give In To Me? Według prawa forumowego ten kto broni Give In To Me, jest niemęski. Męski, niemęski, rockowe piosenki robią z ludzi cuda. siadeh_ Beat It w psa zamienił. O rasie jeszcze nic nie wiemy:

Obrazek
majkelzawszespoko pisze:Give In To Me.
bo dobry refren nie pomoże, gdy zwrotki są wybrakowane muzycznie.
bo zachwyt mężczyzny nad tą piosenką jest niemęski, żeby nie powiedzieć - zniewieściały jak Colin Farrell w 'Aleksandrze'.
kaem pisze:Stranger muzycznie jest piękne i jest to piękno porywające. To krok do przodu od Human Nature, więc jak już eliminujesz ballady, to...
Do tego w warstwie instrumentalnej jest wiele niespodzianek, wzbogacających piosenkę. Deszcz, krzyk dziecka we właściwej minucie, a przede wszystkim efekt stereo na początku- to wtedy było coś. Ten efekt, symulujący beatbox MJ, jako kręgosłup całego utworu to jak linia basowa w Billie Jean. Dala mnie rewolucja, jak na połowę lat 90-tych.
Podsumowując... How to become the best ballad. Po pierwsze- piękna melodia. Po drugie- mocny tekst. Po trzecie- odkrywcza konstrukcja utworu. Po czwarte- zaangażować muzyków Toto, którzy byli autorami innej, porywającej melodii. Po piąte- mieć Michaela Jacksona jako autora i jako wykonawcę. Po szóste- zainspirować tancerza do takich kroków tanecznych, które przyniosą mu zwycięstwo. Po siódme- nie zaszkodzi mieć kaema i Mandeya po swojej stronie. ;-)
siadeh_ pisze:ja oddaje swoj glos (hau, hau) na Beat it, bo jestem konsekwentna (to dlatego MJowitku ja sie na BI nie zgadzam... albo w jedna , albo w druga strone..nie ma tak, ze i to i to... no co to to nie...:wariat: ).
MJowitek pisze:Bo nieumarli to porażają konsekwencją...

i kaem raz jeszcze, w obronie Beat It- przy okazji okazuje się że szopa Mandeya to jednak sanatorium Pod Iskierką. I rozkręcają się dziecięce wspomnienia:

Obrazek
kaem pisze:Beat It to filar mojej miłości do muzyki Michaela. Usłyszałem ją po raz pierwszy, jak jako dziecko szedłem tunelem z dworca na Planty w Krakowie i starałem się zapamiętać melodię zasłyszaną z budy targowej wielkości kiosku z kasetami- piratami (teraz w tym miejscu Galeria Handlowa- to się nazywa ewolucja...), by wiedzieć co to za piosenka Michaela Jacksona. To były lata 80-te- chyba 1988 rok, eksplozja Złego w Polsce. Strasznie go wtedy nie lubiłem, bo dziwne miny robił na scenie. Tak wydymał wargę dziwnie jakoś. No nie nadawał się na idola dla dziesięciolatka, kompletnie. I ten image do Bad. Groźny był. Ale Beat It było super. Bardzo super.
To że kilka lat później wszystko prawie, co wyszło spod pióra MJ, stało się super, to już inna para kaloszy. Bardzo super, oczywiście.
A że Beat It dziś wydaje się nieco banalne, efekty na keyboardzie śmieszne, a solówka trąci karykaturą... Nieeeeeważne. W miłości się akceptuje niedostatki, nieprawdaż?
BOTD to Michael bardzo współczesny. Pamiętam, że bardzo mnie wtedy zaskoczył, o czym już tu wspominałem. I jest to chyba najbardziej zajechana przeze mnie jego piosenka. Słuchałem jej w nieskończoność. I singla sprowadzanego z Austrii w 2 wersjach miałem krótko po premierze... I jako jedną z nielicznych piosenek mogę ją zaśpiewać nawet w środku nocy w całości, bez zająknięcia.
Myślę jednak że 8 miejsce dla tego utworu to i tak zaskoczenie. Zasłużone top 10.
moon_song pisze:yeeaahhh!! tygodniowka w szopie!!! :happy:
Ja bym się tam tak ochoczo nie pchał. Przypominam, że jej założenie jest takie, że przez tydzień, bez snu słucha się znienawidzonej piosenki Michaela na okrągło. Raczej hardcore. Mandey, Twoja szopa się redefiniuje i robi się z niej jakieś sanatorium Pod Iskierką. Pozwalasz na to?!
give_in_to_me pisze:Beat It musi odpaść w tej rundzie:
- bo cały Michael Jackson Wrocław Dance Team wymiotuje ta piosenką po miesięcznym tłuczeniu układu do tegoż kawałka (niedługo znienawidzimy Thrillera :-P)
-bo tatuś kupił kiedyś małej Kasi pirata BOTDF i się ten pierwszy utwór na płycie zajeżdzało a Beat It to była muzyka tatusia i jej się nie zajeżdzało, tylko się mówiło, że fajny Michael to jest "teraz"
- bo czerwony garnitur w BOTDF wyzwala we mnie więcej kobiecego pożadania niż czerwona kurtka w Beat It
-bo nawet sobie specjalnie kupiłam bardzo podobną sukienkę do tej, którą ma pani tańcząca z Michaelem w BOTDF a żadnych kobiecych ciuchów inspirowanych Beat It nie mam, bo tam panie nie były takie fajne
-bo Michael w Beat it to nie jest groźny, tylko rozczulający, jak robi te swoje minki i jakies takie dziwne odgłosy udające rozgniewanie, niech jeszcze tupnie nóżką, to już się rozpłaczę, chcę takiego synka :)
-Bo Michael 40-letni jest seksowniejszy od Michaela 25-letniego, mimo że makijaż na twarzy nosił i perukę miał
- Bo Michael 40-letni ma fajniejszy głos, niż Michael 25-letni
- bo ostatnio uświadomiłam sobie brutalny fakt, że mnie chyba bardziej kręcą 40-letni panowie, niż 25-letni (a mój mąż ma wg metryki 25, ale mentalnie to ma te cztery dychy i za to go właśnie tak bardzo kocham, że jest taki dojrzały)
-bo jednym zdaniem: BOTDF to jest moje dzieciństwo i dlatego nie wolno go wyrzucić a ja mam takie same prawo do przeżywania swojego dzieciństwa jak kaem! Ot co! nenene
Mariurzka pisze:Też pamiętam moje pierwsze spotkanie z BOTD i moje ogromne zdziwienie przy pierwszym zetknięciu z tym utworem. Jakoś tak w okolicy Blood... moje i Michaela drogi nie tyle się może rozeszły, co lekko zaczęły się przez pewien czas rozmijać. I choć z perspektywy czasu jednak wkręca (i to bardzo!), to jednak na tym etapie jest to moje najsłabsze ogniwo. Wkręca mnie instrumentarium (zasadniczo, o tym za chwilę), wkręca mnie wokal, chórki też niczego sobie, nawet ta inność z perspektywy tamtych lat wkręca. Chyba jedyną rzeczą, która mnie tu drażni jest ten miarowy, niezmienny bit. Dopasowany do kompozycji, ale mnie jednak męczący po dłuższej chwili.
Warstwy wizualnej czepiać się nie będę, bo ja już tak mam, że muzykę wielbię swoją drogą, a oprawę wideo swoją. Jak coś mi muzycznie nie do końca pasuje, to nawet Michael w sprzączkach czy czerwieni tego nie uratuje.
anja pisze:Moje dzieciństwo to Beat It (15 lat to chyba dzieciństwo?). Przez długie lata była to moja najukochańsza piosenka Michaela i w ogóle (aż do GITM).I ciągle jest ważna. To jest długodystansowa miłość. Życzę nowym fanom, aby coś takiego im się przytrafiło obojętnie z jakąkolwiek piosenką.
Podobnie jak give_in_to_me, ja też wolę Michaela 40 letniego, też wolę jego czerwoną marynarkę. Co do głosu Michaela to nie mogę się zdecydować czy kocham bardziej ten dojrzalszy z chrypką czy ten młodzieńczy.
Ale Beat It to dla mnie lepsza muzyka. Gitara, wokal i świeżość Michaela, autentyczna pasja. A brzmienie wcale się nie zestarzało. BOTDF wolę z teledyskiem, a Beat It saute jest świetne (choć filmik to istny majstersztyk).Niestety nie mogę już zagłosować , bo głos swój oddałam wcześniej.
Mnie BI nigdy się nie znudzi, bo lepsze piosenki są po prostu lepsze. Przetrwają wszystko (nawet głosowanie fanów ;-))

Piosenkografia Jacko służy ocenianiu płci mózgu- ciąg dalszy, znaczy z Marsa jesteś czy z Wenus, co rozstrzygnie Twoja reakcja na Spierdzielaj, Cwaną Dajanę czy nowy hit z reklamy Sprite Wsadź mi i nasyć pragnienie. Zawsze też pozostaje Chuyizyt. Można też oprzeć się na mamuśce z reklamy, puszczającej oko. Ale telewizja wiadomo, kłamie.:

Obrazek

O Dirty Diana
majkelzawszespoko pisze:Utwór jeszcze bardziej niemęski od GITM
homesick pisze:
Canario pisze: Dla mężczyzny niemęskie jest głosowanie na coś innego niż Who Is It. Powiedziałbym nawet że zniewieściałe
dran, nikczemnik, troglodyta ;p
ten glos prawdziwego mezczyzny niegodny, gdy rani serce poczciwej niewiescie.

Jak się okazuje, gdy obrażają Twojego pupila, w efekcie można reagować różnie- dostawać spazmów, bić emotkami, rzucać cytatem prosto w twarz, albo walnąć gołym cycem, tudzież całym biustem:

Obrazek
anja pisze:Taaa, Michael nie jest specem od ballad. Za dużo syntezatorów, wokal jakiś taki dziwaczny, to śpiewa wysoko, to znów nisko. W dodatku nie sam napisał wszystkie piosenki, które śpiewa. To już duże przegięcie. Jak on mógł!
Nooo, z rockowymi kawałkami równie źle, jeśli jeszcze nie gorzej. W dodatku, w tych utworach są „żywe” gitary! Czy on sobie wyobrażał, że jakiś Slash zamydli nam wszystkim uszy i nie usłyszymy miałkości utworu? No co ten Michael…
Może myślał, że jak trochę pomiauczy, poskamle i pokrzyczy w piosenkach to nam zmiękną nogi, serca, a nie daj boziu stwardnieją inne części ciała.
Jak tylu ludzi mogło dać się tak nabrać? To na pewno sprawka mediów. Wmówili ludziom, że to był geniusz. A przecież wystarczy posłuchać ballad albo ostrzejszych numerów i wszystko jasne.
Oj, sprawdzę adres: czy ja nie weszłam na forum antyfanów?
Phoenix pisze:Z bólem patrzę na próby zamordowania Human Nature. Dlaczego to robicie? Why, why? - That is human nature. nenene To taka delikatna melodia, a wokal Michaela jest taki... no, rozpływam się. See that girl, she knows I'm watching, she likes the way I stare...
Że też wam łapy nie uschną od zamachu na płytę wszech czasów! :rocky:
natpoznan pisze:Opadło mi wszystko; ręce, szczęka, biust nawet.
Nie dość, że bezlitośnie wykopaliście Whatever happens, ten "ubogi w tekst smęt", to jeszcze się dowiaduję, że Human nature trzeba wyeliminować dlatego, że się nie nadaje do tańca. I że w ogóle ballady Michaelowi nie wychodziły. No rzeczywiście, mógł się ograniczyć do tanecznych kawałków i poruszających protest songów. Bo co niby z takim Obcym w Moskwie mamy zrobić? Do tańca toto nie porywa, pięknego, pokojowego przesłania też brak. Więc co? Że tylko słuchać? Poczuć? Eeee tam, nuda...
agusiaa_w pisze:Właśnie! I hate you all ! :snajper: :chlosta: :wsciekly:
Annie Jackson pisze:Zacznę chyba rzucać lotkami w monitor żeby wybrać.

O Billie Jean też mała wojenka się toczyła- że BJ podeszwy się trzyma, że ciągle grają albo za mało grają, że święta krowa z ekskrementem, bo tak trzeba. Trzeba?

Obrazek
Mandey pisze:Billie Jean to dla mnie relikwia i ręki nie podniosę.
Agnieszkaaaaa pisze:Billie Jean w radiu może słyszałam ale bardzo rzadko. Może po prostu trafiam na inne piosenki. Najczęściej słyszę Black or White, Remember the Time, Liberian Girl, Smooth Criminal i oczywiście This is it. Zdarza się jeszcze Say Say Say i Heal the World. Pamiętam że po 25 czerwca szukałam w radiu jakichś audycji poświęconych Michaelowi ale nic nie mogłam znaleźć. W pierwszy weekend na Rmf-fm były wspomnienia jak Michael był w Polsce. Więcej nic nie słyszałam. Może szybko przestałam szukać. Teraz dużo częściej słychać muzykę Michaela w radiu niż w pierwszych miesiącach po 25.06. Przynajmniej ja tak uważam. Billie Jean czy Smooth Criminal mogliby puszczać nawet co godzinę a mi i tak się nie osłuchają bo to nie są zwykłe piosenki. Wiele piosenek nie MJ'a mi się w życiu podobało ale szybko mi się "osłuchły" a Billie Jean nie. Za każdym razem gdy słyszę BI to czuję dreszczyk a to że ubóstwiam BI nie znaczy że powierzchownie znam Twórczość Michaela itd Dlaczego niby nie można lubić piosenki powszechnie znanej? Podoba się i tyle. Nie uważam też że to jest najlepsza Jego piosenka ale Jest idealna i tyle mam do powiedzenia a w zasadzie do napisania. Chociaż ten temat można by ciągnąć z nieskończoność ;-)
MJowitek pisze:Billie Jean is not my loooover.
It`s just a song that I never sing.
Chcę do szoooopy pełnej King.
(oooh- oooh)
a_gador pisze:
songbird pisze:Tak, jak Tour Eiffel jest symbolem Francji i trudno sobie wyobrazić panoramę Paryża bez Wieży Eiffla, tak Billie Jean jest symbolem MJ i trudno sobie wyobrazić koncert Michaela bez tego legendarnego utworu.
Exactement! C'est l'emblème de MJ. Insygnium jego królewskiego panowania. Piosenka najsilniej z nim kojarzona, która stała się dobrodziejstwem i przekleństwem zarazem dla artysty i jego fanów. Czepia się jak rzep psiego ogona, lub dosadniej rzecz ujmując, jak psi ekskrement podeszwy.
songbird pisze:... i trudno sobie wyobrazić koncert Michaela bez tego legendarnego utworu.
I nie chodzi tu tylko o samą piosenkę, ale o sposób, w jaki MJ ją zawsze prezentował na scenie, jak mantrę, bo tego właśnie oczekiwała publiczność, stając się w pewnym stopniu niewolnikiem samego siebie, własnego pomysłu, który zarazem uczynił go nieśmiertelnym.
Ale pomijając powyższe BJ jest rozrywką najwyższych lotów i wbrew pozorom wcale nie traktuje o trywialnych sprawach. We mnie wzbudza szacunek, niekłamany podziw i najzwyczajniej w świecie podoba mi się pod każdym względem. Zawsze tak było i zawsze będzie. Od pierwszego taktu. To jest magia. Smelly jelly!

Will You Be There miała też swoich potężnych obrońców. Doszło nawet do podszeptów nielegalno-nieregulaminowych:

Obrazek
pLaYmAn pisze:mała prośba do modów, wyedytujcie posty osób głosujących na Will You Be There
a_gador pisze:
siadeh_ pisze:Will You Be There - 7 głosow [sic!]
I bardzo dobrze. I dalej moi mili siejmy wrogą propagandę i wyrzućmy wreszcie ten hymn piękny. Niech ideał sięgnie bruku i zaryje uzębieniem w twardy grunt, a twarz mu się zniekształci. Wytrwała jestem i żadne wrogie prośby do modów w stylu powyższym mnie nie powstrzymają od oddania po raz już nie wiem który głosu na Will you...! Ale sama nie jestem! Inni też się burzą!
majkelzawszespoko pisze:
a_gador pisze:Niech ideał sięgnie bruku i zaryje uzębieniem w twardy grunt, a twarz mu się zniekształci.
i krew zaleje! ognie siarczyste pochłoną i paw dostojny wystąpi z niego!
kaem pisze:Zawodzenie w Will You Be There? Que?
Mandey, za długi wstęp? Oj, wstęp z Beethovena jest genialny, ta piosenka nie istnieje i nie działa w wersji singlowej. I co by nie powiedzieć, że pompatyczna, nadmiernie łzawa na koniec, to zawsze pozostaje fenomenalny chór gospel i ten rytm tam-tam tam-ta-tam. Wystarczy, by zwariować na punkcie tego utworu, bo nigdy się nie nudzi.
a_gador pisze:
component pisze:a po trzecie - trzeba bronić Will you be there nenene
A w której to dzielnicy Jaworzna kolega mieszka? A do której szkoły chodzi?
Znajdę i wyperswaduję pedagogicznie! ;-)

Who Is It? stawia pytania nie tylko znakiem zapytania w tytule. Może o to chodzi, droga Shulamitko? A, nick od Piotra Mitko, zwanym Schmittko? Who Is It ta Shulamitka?:

Obrazek
Shulamitka pisze:Who is it.Kolejny forumowy fenomen - uwielbiany przez wielu, nie do końca wiem za co. Zawsze starałam sie cierpliwie wysłuchać przesłuchując Dangerous, aż w końcu wysiadałam i naciskałam "next" na cd playerze. Potem, po dołączeniu do forum, po przeczytaniu wielu pochlebnych opinii próbowałam się przekonać i słuchałam wielokrotnie z nastawieniem najwrażliwszej części mojego ucha na ten błysk geniuszu, który mi umknął. Na próżno.
Niby wszystko jest na swoim miejscu. I ten pociągający basik. I co? I nic...
No cóż, może to jeszcze nie mój czas. Jak wiadomo Michaela można słuchać do końca ziemskich dni (i mam nadzieję, później też ;-) ) i zawsze odkrywać w nim coś nowego. Może jeszcze przyjdzie mój czas.

Piosenka się nie stała numerem jeden, na co najbardziej krewkie niewiasty tego forum zareagowały obrazowo:

Obrazek
homesick pisze:i jeszcze mniej was lubie w moim nielubieniu.
Stranger polecialo, teraz Who Is It tez nie obronie, moje podium sie sypie.
coraz bardziej mam ochote uzyc niegdys niezawodnej w swej sile argumentacji:
Obrazek
siadeh_ pisze:Obrazek

Efekt jest taki, że...

Obrazek
siadeh_ pisze:Glosowalo 61 osób (ten "jeden" to ja :P )
20 na piosenke nurtu łazienkowego, która ma znikomy zaszczyt wygrywac dzisiejsze podsumowanie, 15 tez na wode,ale deszczową i moskiewską, 11 pyta niesmialo czy bedziemy tam , gdy bedą ich zamykać w szopie, 9 siedząc w szopie pyta kto tam, 5 odpowiada Billie Jean, a 1 chce pzoostac incognito i odpowiada, ze gangster
Bim Bom
siadeh_ pisze:Właśnie odstrzeliliście mój numer 1 i tym samym zabawa się skończyła, a zaczęła się rzeź nie takich znowu niewiniątek Obrazek
Obrazek MJówki :snajper:
Who Is It - Obrazek 24 głosy
MJowitek pisze:Zabhhhhralichszcie mi Who is it!
Whoooo is it mi zabhraliszzzzzcie!
Wyyyyyy, wyyyy z szopy wyyyyyyyyy-hyhy-yyyy!
Idę do Wasss. ssssss. sssssssss.
Obrazek
give_in_to_me pisze:Spisek złych ludzi strącił Who Is It z mojego wymarzonego podium? Co to ma znaczyć? To jest jakaś Michael Jackson Polish Team Conspiracy!!!!!!
lazygoldfish pisze:Nie płaczmy natomiast za Who is it. 5 miejsce to i tak o te kilka oczek za wysoko. Kawał ambitnej muzyki, tylko trochę zepsutej przez manierę wokalna w zwrotkach. Myślę, że dałoby się tę historię opowiedzieć bez tego uciążliwego łkania.

...Bo nie głosuje się na faworyta polskich Mjówek. Można skończyć na pustyni. Albo na weselu. Generalnie wstydźmy się! Oh my God! They killed Billie Jean. You bastards!:

Obrazek
give_in_to_me pisze:ręce precz od Smooth Criminal! To ma być na podium, ma mieć srebrny medal i plasować się tuż za TDCAU! A tak poza tym to mieliśmy z mężem Smooth Criminal jako nasz pierwszy weselny taniec i ta piosenka zostanie już ze mną jako "wspomnieniowa" do końca życia
give_in_to_me pisze:
kaem pisze:Smooth Criminal na pierwszy weselny taniec? Annie are you ok?
Ha, a wiesz że mam Annie na drugie?:p Yes, I am OK :P Odpowiem parafrazując pewną reklamę: suknia ślubna- X złotych, podróż poślubna- X złotych, sala weselna- X złotych, mina gości widzących młoda parę, która zamiast tańczyc walca robi moonwalka, próbuje odtwarzac układ z klipu oraz niezapomniany, uwieczniony na zdjęciu chwyt za krocze w wykonaniu pany młodej-bezcenne.
songbird pisze:Smooth Criminal po raz trzeci, chociaż ten mój głos to jak głos wołającego o wodę na pustyni, a wokół tylko piasek, piasek i piasek.
Eva pisze:jak ci nie wstyd?
songbird pisze:A jak Tobie nie wstyd głosować na Stranger In Moscow, no jak?
A jak nie wstyd tym wszystkim, którzy wyrzucili finezyjne SITD, magiczną HN, urzekające WH, energetyczne BOTDF, radosne DSTYGE, itd. itp., no powiedz mi jak?
Gdyby każdy miał się wstydzić za swoje wybory to chyba nie ostałby się żaden człek bez rumieńca wstydu tutaj ;-)
Powstydźmy się więc razem za swoje wybory, a razem z nami wszyscy pozostali i pozostańmy przy nich japrosic
wiśnia1994 pisze:Czarna pończocha i do eskimosów.
Maverick pisze:Pyrkające Smooth Criminal.
kaem pisze:Smooth CriminalNie zgadzam się z Mav, że to nie jest Wielka piosenka, bo nią jest.
Jest dowodem na to, że Michael wiele uczył się od innych, ale geniusz jest jego. Poza pracą, poza żmudnymi ćwiczeniami i upartym dążeniem do celu jest talent. Ten błysk, którego nawet wielki Quincy nie miał, ignorując na początku ten utwór.
Tak porwanego utworu Michael nie miał w swojej dyskografii. I tak bliskiego swojej miłości- kreskówkom. Bo ten utwór ma coś z dynamizmu filmów rysunkowych- tak samo nierealnie wręcz zbudowany z rozpędu i stopu. SC w efekcie mogło być tylko o 2 rzeczach- albo o wariacie albo o przestępcy.
Początek z biciem serca dziś brzmi dla nas z dodatkowym znaczeniem.
Ale właśnie. Te nowe znaczenia po śmierci Michaela. Will You Be There zawsze uwielbiałem, a teraz to już na amen. Ma wiele ważnych dla mnie znaczeń, ma piękny koloryt- od wstępu z muzyki poważnej, poprzez anielską harmonię, ku ekspresji w głosie Michaela i chórowi gospel. Ta piosenka ma duchowy wymiar. I nie powiedziałbym, ze jest pompatyczna. Pompatyczny utwór to dla mnie coś, co ma w sobie pustkę. Niepotrzebne rozdmuchanie słyszę u Michaela w Cry, w Heal The World- które by zyskało na tym, gdyby było bardziej oszczędne- choćby akustyczne, ale nie tu. W WYBT nie ma ani jednego zbędnego elementu.
Billie Jean przewyższa SC dramatyzmem, a bez dramy. W SC też jest opowieść, ale nie ma w utworze katharsis. Nie musi być, by być genialnym ale zawsze to dodatkowy punkt w CV.
Zawsze jak słucham choćby takiego<< wykonania, zdaję sobie sprawę, jak potężna to piosenka. To prawda, Michael powodował, że tańczyliśmy w rytm jego rozterek. Jak trzeba być genialnym, by pod tanecznym, popowym utworem ukryć historie o sobie. To dla mnie dowód na jego wybitność. Billie Jean, bez względu na to czy ograna czy nie, poważana masowo przez miliony, doceniona czy przeceniona, zasługuje na #1

They Don't Care About Us też dostało się po jajach. Jajeczkach.. Jajnikach. Znaczy strunach. Gitarowych:

Obrazek
kaem pisze:Naprawdę Was nie zrażają gitary w TDCAU? Strasznie nienastrojone, jakieś takie żylaste, zgrzytliwe, kompletnie nieharmonijne. I jak mnie pamięć nie myli, dźwięki wyszły spod rąk raczkującego, mało znanego gitarzysty, Michaela Jacksona...
lazygoldfish pisze:Początek zabawy tego nie zapowiadał, ale ostatecznie wykrystalizowała się dosyć mocna i barwna trójka. Każdy z tych utworów mówi co innego o Michaelu i każdy - co ważne - został skomponowany przez niego. Trzy różne stylistyki, 3 różne formuły operowania melodią, 3 różne przesłania.
Głos na They don't care about us.
Pamiętam jak jarałam się tą piosenką, gdy wyszło History. Nadal bardzo lubię, no ale umówmy się - od pozostałej dwójki z lekka odstaje poziomem. Mimo wszystko to znaczący utwór w dyskografii Michaela, który coraz odważniej wkracza w świadomości nie-fanów lub okazjonalnych słuchaczy do galerii michaelowskich klasyków. To ważne, bo choć Michael z lat 90. muzycznie miewał wiele słabszych chwil, to aż na takie zapomnienie ten okres jego twórczości nie zasługuje.
kaem pisze:Jedna z najbardziej przebiegłych piosenek w jego karierze. TDCAU jest na pierwszy rzut ucha bosko surowe, a przecież nie brzmi jak demo, a ma bardzo złożoną strukturę- o czym świadczy choćby ostatnio zapodawany<< popis beatboxowy. Michael w konstrukcji piosenki i sposobie śpiewania sięga po hip hop w taki sposób, że nikt z przygodnych słuchaczy tego nie wyłapie. Wali prosto w jaja tekstem, a można po prostu posłuchać tego kawałka jak przeboju pop. Inwencja na poziomie wyłomu, jaki zrobił przy pomocy BJ w 1982 roku.
Michael odżył, skandal go nie złamał i wrócił w wielkim stylu. Z najbardziej niedocenionej niesłusznie płyty w jego dorobku. Z topowym utworem z tegoż krążka.
Na taki powrót liczyłem w 2009 roku. I poniekąd, go dostałem, z przesłaniem z 4 liter i kropek. Inny, ale wyłom również. Muzyka znów nie jest taka sama, jak wcześniej.
moon_song pisze:
kaem pisze:Wali prosto w jaja tekstem
W jajniki chyba też!

W efekcie dochodzi do aktu przemocy. A są przecie przyjemniejsze akty. Bili ją czy nie bili?

Obrazek
ona pisze:
majkelzawszespoko pisze:
ona pisze:Głos na Billy Jean.
:wariat:
Aaaaaa jeeeejku ale wtopa!
Billie Billie Billie!!

Każdy głos to cios. O ostatecznej rozgrywce:

Obrazek
kaem pisze:Według mojego kanonu z tego pojedynku SC vs. TDCAU to TDCAU powinno wyjść cało, bo jest dojrzalsze- i to byłoby dla mnie kryterium rozstrzygającym. Obie piosenki są wybitne, natężenie geniuszu jest podobne.
Ale Polska kojarzy mi się z uwielbieniem do płyty Bad. Pamiętam lata osiemdziesiąte i to Bad było płytą dekady, nie Thriller. To wtedy Michael był wszechobecny, w czasie Thrillera bardziej zachwycaliśmy się punkiem i new wave. Za to Bad był wszędzie. Pamiętam, że analog miał każdy z moich starszych kuzynów. We mnie wtedy rodziły się marzenia, które może uratowały mnie od młodzieńczej autodestrukcji. Takie programy, jak Wokoło świata z MJ unaoczniły mi, że są takie momenty w życiu, kiedy nic się nie liczy, kiedy magia cię obezwładnia w całości. Wtedy zrodziło się marzenie chodzenia na koncerty, które żyło do ub. roku, realizowane w ostatnich dwóch dekadach.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałem płytę Michaela w całości. Jak kolega przyniósł kasetę na dyskotekę do podstawówki. Wkrótce wyhandlowałem ją od niego za plakaty z Zarzewia i Trybuny Ludu.

Myślałem, że wygra BJ, ale skoro nie, to niech wygra Smooth Criminal. Niech wyniki będą polskie. Głos na They Don't Care About Us.
Sybirra pisze:Uff, chociaż zdążę na finał! Jakże ekscytujące starcie, a po drodze w tłumie tyle perełek zaginęło ;/
Ale to co się stało z panną z dzieckiem to lekkie przegięcie! Totalny brak szacunku ze strony młodzieży (i nie tylko). "Billie Jean" stworzyła mistrza, nadała Mu kształt i dała wielkiego kopa w górę. A Wy się jej tak odpłacacie?
Ile to osób przywędrowało do nas niesionych tą melodią? Ach, gdyby Bóg miał swoją "Billie Jean"...

Teraz spór toczy się o kryminalne zagadki Rio de Janeiro. W 'Smoothie...' urzeka nas opowieść o pewnej Annie (tak też jakoś polsko brzmi ;p), na naszych oczach rozgrywa się rzeź - gwałt, kałuża krwi, a do tego mrok niedzielnego poranka... Scena urwana niczym z fabuły "Miasta Boga", bo gdzieś w pobliskich favelas czai się zło... I właśnie wtedy wkracza nasze "TDCAU" z jakże wymownym tekstem. Chaotycznie otwierając puszkę Pandory demonstruje rzeczywistość - jakże okrutną i bolesną... Chcemy pobiec razem z nim, przywdziać OLODUM i krzyczeć jaki ten świat jest marny.
Ale drogie panie i panowie czymże byłoby to Rio bez kryminału? No własnie...

THE END :beksa:
Obrazek
Jacko to król muzyki pop przez cały rok i soul! :))))
Canario
Posty: 688
Rejestracja: śr, 03 paź 2007, 17:55
Lokalizacja: Aszyrdym

Post autor: Canario »

Przeczytałem the best of kolejny raz i tylko się utwierdziłem w przekonaniu.

Mam apel. O to , żeby jeśli ktoś się podejmuje prowadzić dany odcinek NO.
To żeby póżniej sam zakończył temat swoim the best of. Takie swoiste zobowiązanie się.
Podejmujesz się prowadzenia , to jednoczesnie podejmujesz się zrobić podsumowanie.
Wtedy mamy kompletny ogląd sytuacji i wiemy co autor miał na mysli i co jest dla niego ważne.
Bo z tego podsumowania .
Najważniejszą rzeczą której się dowiadujemy - jest to , że ugh bardzo lubi kaema.
ODPOWIEDZ