Całe 50 minut to historia jakby o mnie i moim psie(wyłączając małżeństwo itp;D)

eeee, sam nie wiem co mam napisać.filmweb pisze:Jest rok 2016. Od 10 lat tajemnicza choroba zmienia ludzi w wampiry. Nowa rasa przejęła dominację na Ziemi. Istoty ludzkie są chwytane i hodowane jak zwierzęta, które mają dostarczać niezbędnego pokarmu. Życie nowych istot uzależnione jest od dostępu do krwi zdrowych ludzi, których na świecie pozostaje coraz mniej. Kiedy gatunek ludzki jest bliski wymarcia, wśród wampirów pojawiają się obrońcy ostatnich ludzi.
a ja ostatnio czytałam w Polityce, że film bardzo słaby jak na Machulskiego, i dostał zaledwie 1 na 5 możliwych gwiazdek.JuliaM pisze:ja ostatnio byłam na Kołysance. Jest to świetny film polski, komedia
można naprawdę się pośmiać, lecz zawiera wątek z ,,rodziny adamsów" czyli taki troszeczkę straszny. polecam naprawdę warto pójść ;) jest wartka akcja i oczywiście jest śmiesznie, przecież film Juliusza Machulskiego musi być śmieszny, bo gdyby nie był to to na pewno nie jest jego film ;)
siadeh_ pisze:The Box. Pułapka.
Jeśli film takiej wytwórni, jak Warner Bros wchodzi do kin poza Stanami dystrybuowany nie przez oficjalnych przedstawicieli tejże, ale przez niezależnego dystrybutora – wiadomo, ze coś jest na rzeczy i nie trzeba być mocno w temacie, by spodziewać się produkcji będącej komercyjnym fiaskiem. O ile czasem fiasko w Stanach kompletnie nie przekłada się na popularność filmu w Europie, bo film jest dobry, ale nie trafia w gusta wybrednej widowni Made In USA, o tyle w przypadku tytułu, o jakim pisze acsprawa jest raczej oczywista: tak źle zrobiony film polegnie na każdym kontynencie.
Tytuł ów wszedł do kin w USA na początku listopada zeszłego roku i równie szybko, jak się pokazał, tak i zniknął, bo jedynie 8 tygodni egzystowania w pierwszej pięćdziesiątce to raczej wynik podły.
Film ten - sklasyfikowany jako thriller sci-fi - jest wszystkim tym, co najgorsze w tego typu produkcjach. Jest nudny, kompletnie nieprzemyślany, scenariuszowo położony kompletnie, bo ma się przez cały czas jego trwania wrażenie, że przy każdej kolejnej scenie, scenarzysta wyobrażał sobie inny zwrot biegu wydarzeń, przez co ostatecznie mamy na ekranie stek bzdur owinięty w jakieś naukowo-cholerawiejakie farmazony. Parapsychologia, UFO,(nie)moralność jednostki przekonanej o swojej anonimowości, upadek ludzkości i odniesienia do kosmosu, jako miejsca gdzie sądzą się jej losy oraz jakże wzniosły morał, iż wszystko niesie za sobą konsekwencje: to trochę za dużo, jak na jeden film. Na dodatek stylistyka filmu i obsadzenie akcji w latach siedemdziesiątych powoduje, ze się go ogląda, jak tanią produkcję telewizyjną z tamtych lat.
Żałosne próby tworzenia klimatu przez sztampowe zachowania bohaterów (psychodeliczny śmiech i tępy wzrok to jednak trochę za mało…) oraz rozmywanie akcji poprzez pojawianie się i urywanie wątków powoduje, że oglądanie tego filmu to prawdziwa pułapka… Nic tu nie jest logiczne i niż nie wciąga, a słowa, jakie pojawiły się na łamach Variety po premierze:” Zaskakuje i przeraża jak The Ring" to dobrze opłacony panel reklamowy. Nic więcej.
Film zadebiutował w USA na 6.pozycji. Po tygodniu wygenerował ponad 60% spadek popularności, a już w trzecim tygodniu pożegnał się z pierwszą dwudziestką. Koszty się nie zwróciły (Production Budget: $30 million vs. Domestic Total Gross: $15,051,977), a jak będzie się wiodło Cameron Diaz i Frankowi Langelli w naszej ojczyźnie dowiemy się po 19.marca.
W mojej siadehowej_ skali filmowej raczej smutne 4/10...
…pzdrsiadeh_ pisze:Legion (uwaga będą spoilery, ale to i tak – wierzcie mi – niewiele zmienia…).
Rzadko zdarza mi się czytać opis, nastawiać się na film głupi, a później obejrzeć produkcję i dojść do wniosku, że idiotyzm, jaki mnie poraża z ekranu przechodzi moje najśmielsze oczekiwania… Rzadko, ale…
„Po przerażającej biblijnej apokalipsie, grupa obcych sobie ludzi, odciętych od świata w przydrożnym barze, nieświadomie staje się ostatnią deską ratunku dla ludzkości, kiedy okazuje się, że młoda kelnerka jest w ciąży z mesjaszem.”
Prawdę mówiąc czytając to, co powyżej – już na wstępie – założyłam, że albo to musi być żart, albo ktoś gdzieś tam w SONY / Screen Gems musi zmienić lekarza, bo obecny go oszukuje… Jednak „Legion” jest produkcją, której twórcy zdają się wymagać, by traktować ją poważnie i w związku z tym najbardziej w tej postapokaliptycznej wizji przeraża totalny brak logiki i skrajny debilizm!
Film rozpoczyna się upadkiem Anioła Michała na Ziemie (a dokładniej rzecz biorąc wprost do magazynu broni, bo jak się dowiadujemy później nic tak wspaniale nie eksterminuje Niebiańskich Wysłańców jak pistolety maszynowe, a Michał przecież od tysiącleci był generałem Armii Najwyższego to się na karabinach zna, jak mało kto… [sic!]), a później jest już tylko gorzej. Mamy tu bowiem całkiem niezły zamysł, który w dobrych rękach mógłby posłużyć za kanwę ciekawej opowieści filozoficznej, dotykającej religii i kierunku, w którym zmierza ludzkość, niestety zamiast tego dostajemy papkę, w której brakuje zależności przyczynowo-skutkowych, a postaci są płytkie i jednowymiarowe. Trudne jest wyjaśnienie, dlaczego Mesjasz ma narodzić się w jakimś przydrożnym barze, ale o ile można tutaj doszukiwać się analogii do biblijnej opowieści, o tyle żadną miarą nie da się usprawiedliwić założenia, że Wszechmogący – po dojściu do wniosku, że ludzie są be! i trzeba wreszcie skończyć ten cyrk – zamiast wypierdzielić w cholerę Ziemię i mieć wolne popołudnie – bawi się w wojnę pomiędzy Aniołami, a ludźmi i do tego jeszcze ostatecznie przegrywa. Na dokładkę mający się narodzić Mesjasz jest produktem niewiadomego pochodzenia, albowiem Bóg chce go zabić, a zatem albo jest cholernie wyrodnym ojcem, albo Mesjasza spłodził ktoś inny… Kto? Niestety odpowiedzi na to pytanie daremno szukać w scenariuszu. Takich smaczków jest zresztą wiele, bo np. Anioły są tutaj krwiożerczymi bytami, które aby moc działać, „wcielają się” w ludzi przejmując nad nimi kontrolę, a jednocześnie nasz główny bohater - Anioł-Terminator - spada na ziemie w całkiem materialnej postaci i nawet skrzydełka sobie musi uciachać, bo mu wadzą (co zresztą samo w sobie jest totalnym absurdem albowiem - obserwując dokładnie początek filmu widzimy, że żeby je sobie urżnąć, za przeproszeniem – najpierw musi spowodować żeby wyrosły! ). Z drugiej strony główny przeciwnik Michala - Gabriel – najpierw powoduje kilka nienaturalnych zgonów wpełzając w ludzkie powłoki, ale już za moment spokojnie rozkłada skrzydła i walczy w swojej „naturalnej” postaci. Obłęd. Jeszcze tylko brakowało mi komentarza „Based on the true story” dla dopełnienia czary absurdu…
Skrajnie zła produkcja przepełniona dialogami próbującymi udowodnić istnienie jakiegoś moralnego przesłania filmu, okraszona pompatyczną muzyką chóralną, siląca się na bycie rozrywką z morałem, a będącą jedynie żałosną filmową kupą. W mojej osobistej skali 1/10 (dałabym 0/10, ale babcia z uzębieniem rekina skacząca po suficie autentycznie mnie urzekła…).
Aż dziw bierze, że film przez pięć tygodni bytności na amerykańskich ekranach nadal utrzymuje się w pierwszej dwudziestce i generuje zyski (Production Budget: $26 million vs. Domestic Total as of Feb. 25, 2010: $39,437,265). U nas to wiekopomne dzieło z gatunku „g**no na celuloidzie” pojawi się już 19.03. Serdecznie nie zapraszam…
Oglądaliśmy ten film kiedyś z żoną i znajomymi w parafialnej salce po tzw. "Luter Party" (jak można się domyślić była to taka ewangelicka impreza). Potwierdzam słowa Michaelki - świetny, zaskakujący, dający do myślenia. Chętnie obejrzę go jeszcze raz.Michaelka111 o 'Jabłkach Adama' pisze:Tak naprawdę włączyłam ten film, bo nie było zbytnio nic innego do roboty. Spodziewałam się zwykłego, religijnego opowiadania. Kościół, ludzie w nim pracujący...
Z każdą następną minutą, utwierdzałam się w przekonaniu, iż to jeden z najlepszych filmów, jakie oglądałam.
Tytułowy Adam, wychodzi z więzienia i dostaje po swoje skrzydła jabłonkę, którą ma się opiekowac. Oczywiście nic nie idzie tak łatwo, jak możnaby się tego spodziewac. To pierwszorzędny dramat komiediowy. Końcówka bardzo zaskakująca, przez co polecam jeszcze mocniej.