The Best Of Najsłabsze Ogniwo: Dancing Machine
Mandey pisze:Słuchając albumu od zawsze mam wrażenie, że jeden utwór do niego nie pasuje. Nigdy mnie nie przekonywał. Śmieszny jak dla mnie tekst i te wokale... Michael & Jermaine jakoś mi tu nie współgrają. A tekst ......SSSSexyyyy.... przyprawia mnie o bóle kręgosłupa.
songbird pisze:Od spójnej całości moim zdaniem odstaje piosenka "She's A Rhythm Child". Niby analizując poszczególne części jest w porządku, ale całość wychodzi nijako, może przez to, że każdy z braci próbuje "udzielać się w niej wokalnie solo i jakoś zamiast wzajemnie uzupełniać się, ich głosy kłócą się, przynajmniej ja tak to odbieram. Coś mi w niej zgrzyta, drażni ucho i mimo szczerych chęci do wysłuchania całości, często w połowie przełączam na kolejną piosenkę i wcale nie przekonuje mnie to. ..sexyyyy Przesłuchałam do końca trzykrotnie i.... Zdecydowanie mówię nie She's A Rhythm Child
Jeanne pisze:Głosuję na It All Begins And Ends With Love. Jest trochę zbyt nostalgiczna dla mnie. Cenię sobie wokal Jermaina w okresie TJ5, ale w tym utworze nieco mnie irytuje. Poza tym chórki w momencie "with love" naprawdę są wkurzające. Śpiewają jakby im ktoś kazał zjeść zgniłe owoce, z całym szacunkiem.
Shulamitka pisze:Mam już przesyt tych Jackson'sowych piosenek na temat, jakie to ich uczucie (wspólne?:| ) jest sweet i "forever", które się nijak mają do rzeczywistości Słowa narzucają z góry stwierdzenie, że wszystko zaczyna się od miłości - a jeśli ktoś się z tym nie zgadza? Gdzie pole do dyskusji? Czy chodzi o to, żeby strzelić jakiś moralizm i zrobić wokół niego sentymentalną otoczkę - może ponad 30 lat temu się to sprawdzało, ale nie teraz... Czy wybranka w tym całym dialogu ma coś do powiedzenia, czy też równie dobrze mogłaby być stołem, ważne, żeby się do niej dobrze śpiewało? Rozpisuję się tak, bo to nie odosobniony przypadek, mnóstwo piosenek z ery Jackson 5 uderza mnie tym brakiem dialogowości, tym płaskim przekazem który uciął dopiero Mike, śpiewając do ukochanej jak do żywej osoby i nikogo na swoich płytach tak sztucznie nie "koffając"... Dodatkowo mam wrażenie, że Jermaine śpiewając tą piosenkę bardziej myśli o tym, co będzie dziś na obiad niż o rzekomym uczuciu do ukochanej kobiety, i poza fragmentem "An old man smilies..." raczej mnie nie przekonuje.
kaem pisze:It All End And Begins With Love jest dość zwyczajną balladą, ale w swoim gatunku nie wypada źle. Nie oszukuje, nie zwodzi. Daje tyle, ile oferuje. Gdy słyszysz pierwszą zwrotkę, wiesz co dostaniesz i na końcu jesteś usatysfakcjonowany.
Za to piosenka kończąca płytę jest bardzo zwodnicza. Zaczyna się z tempem, później dzieje się coś na kształt jammowania i... Nic. Muzykowanie jest płaskie, nie ma kolorytu ani zmian akcji jak w I Am Love choćby. Rozczarowanie.
Głos na The Mirrors Of My Mind.
MJdoris pisze:I Am Love Mnie ten utwór nudzi i tyle ... i niestety powtórzę ...za mało jest w niej Michaela ....
tancerz pisze:
A tu się niestety nie zgodzę. To w Tej piosence polubiłem Jermaina, świetne wykonanie na początku. I ta solówka gitary, bębny ach super bardzo rytmiczne, powoli się rozkręca i to nie jest nudne właśnie. To jak z "rozpędzonym pociągiem wkraczającym do tunelu" aby nie napisać słowa na S

Ci co to robili wiedzą o co mi chodzi :D. Na początku o miłości uczuciach powoli a potem SZYBKO aż do końcówki :D. Ja na razie nie tykam tej piosenki. Piosenka nie musi mieć dużo MJ aby była dobra

. Poza tym to płyta Jackson 5 nie samego Michaela

.
Pank pisze:W The Mirrors Of My Mind pomyłką jest zakończenie, to prawda. Można byłoby wydłużyć, pobawić się efektami, zagrać na gitarze, cokolwiek. Są trzy minuty niewykorzystanego potencjału. Ale pierwsza połowa niczego sobie. To trochę jak z utworem tytułowym na tej płycie. Tylko, że to kompozycja o wiele bardziej udana - aczkolwiek nie wierzę, że zostanie numerem jeden tego rankingu.
a_gador pisze:Zanosi się natomiast na to, że kolejnym najsłabszym ogniwem będzie Whatever you got I want. Szkoda będzie wielka. Dla mnie ta piosenka jest wzorcowa pod względem kompozycji. Wszystko wyważone, każdy składnik instrumentarium w odpowiednich proporcjach, choć trąbka się wyróżnia i tak ma być. Chórki znają wreszcie swoje miejsce w szeregu. Piękny wokal i świetny rytm. Ponoć Michael przyznał w wywiadzie z Donem Corneliusem w 1974 roku, że pierwotnie piosenka miała trafić na któryś z jego solowych albumów, podobnie zresztą jak What you don't know i If I don't love you this way.
Chwilowo coś z innej beczki...
Canario w swym tłumaczeniu o nieobecności pisze:Wybacz mości panie bracie Mandey mą nieobecność w tym jakże zacnym temacie o jakże zacnej płycie.Azaliż chciałem poinformować mości pana brata że ten diabelski wynalazek zwany internetem nie dotarł do naszej Chorągwi.A warto Waszmości wiedzieć że ja z całym swoim pocztem z szabelką w ręce udałem sie na wyprawe niemalże samobójcza. Na moskala tedy uderzam.Dymitra na tron osadzic. A tego uzurpatora z k**** syna Borysa Godunowa z całą świtą przepędzić na kraniec świata.Jedyną ma pociszycielką jest poczciwy,zacny węgrzyn w beczkach przez mój poczet przewożony i pieśn:
Idzie żołnierz borem ,lasem
Przymierając z głodu czasem
Suknia na nim nie blakuje
Dziurami wiatr przelatuje
Chociaż żołnierz obszarpany
Przecie ujdzie między pany
Trzeba by go obdarować
Soli,chleba nie żałować
Lepiej w domu iść za pługiem
Niż na wojnie szlakiem długiem
Bo na wojnie pięknie chodzą
Po kolana we krwi brodzą.
Gospodarz tego odcinka NO mu na to pisze:Cieszę się, że wszystko z Tobą OK
Świeżo upieczony moderator o cyckach Homesick w avatarze krótko i zwięźle pisze:ja tam na cycki lubię patrzeć.
...i wracamy do właściwego tematu...
MJowitek pisze:O matko, co tu się dzieje.
A ja nie miałam kiedy się skupić, kiedy ogarnąć myśli nieuczesanych, o makijażu ustnym nie wspominając.
No i ta płyta..pięciu chłopa, a kapryśna jak kobieta.
Miałam taki moment, żeby zagłosować na Dancing Machine, bo po tytułowym spodziewam się czystej ekstazy. Ale nie, zemszczę sie później.
Następnym na celowniku było What you dont know, bo mnie irytuje, wkurza i mam ochotę przełączyć na następny. Ale w tym co irytuje czasem coś jest. Dam szansę. To, że mi się nie podoba, nie znaczy, że jest złe. Postaram się być obiektywna.
A ostatecznie, wole już chyba jak mnie coś denerwuje, niż jak nudzi.
what you dont know chcę przełączyć, ale kolejnych ballad nie zauważam. Budzę się dopiero przy ponownym I am Love.
Entliczek Pętliczek.
Ostał się If I Don't Love You This Way.
Na tego bęc.
A Whatever You Got, I Want...no eeej no, co Wy mu robicie? Mnie kręci, choć takie proste. Tu turutu tu pach.
Może to przez to, że skomplikowało mi się prywatnie ostatnio i szukam równowagi? Tu ruru tu rutu...
asiek pisze:słucham teraz tej płyty codziennie i znowu - który to już raz, ale zawsze z równą mocą - uderza mnie siła, a zarazem lekkość głosu Michaela.
Bracia są dla niego świetnym tłem, ale gdy tylko wchodzi MJ zaczyna się życie, emocje, drżenie i wokalne żywe srebro.
Zdaję sobie sprawę, że te utwory tak właśnie są komponowane, aby jego głos wyostrzyć, ale efekt jest świetny.
Nie miałam wcześniej pojęcia, że ta plyta jest TAK świetna. W ogóle chyba nie doceniam jednak J5. Do tej pory celowałam od "The Jacksons" wzwyż.
songbird pisze:Od piosenki tytułowej oczekujemy, że przykuje uwagę, rzuci na kolana, w końcu to wizytówka całej płyty. Tylko nie zawsze tak się dzieje. Mnie "Dancing Machine" rzuca na kolana i owszem, ale wyłącznie w wersji koncertowej. Wykonywana na żywo jest prawdziwą perełką, kiedy Michael prezentuje swój robot dance, kiedy improwizuje, wciąga do zabawy publiczność i kiedy sam nie potrafi powstrzymać się od śmiechu słysząc powtarzane po Nim "yee yee...nanana" z różnym skutkiem. W wersji koncertowej to rarytas, w wersji płytowej plasuje się w środku stawki, dla mnie na równi z If Don't Love You This Way
Mandey pisze:tancerz pisze:Pozostały tu już dwie piosenki do tańczenia Dancing Machine oraz
The Life Of The Party
A przy
What You Don't Know co masz zamiar robić?
Dziesiątkę różańca odmawiać patrząc przy tym jak pięknie pada śnieg?
Porywający strasznie do tańca kawałek... ponad 4 minuty jazdy na maxa!
Mój numer jeden na tej płycie! Bezapelacyjnie.
I to piszę ja... Jarzą... yyy Mandey! Tancerzu!
Patrz jak to się robi >>>

<
Kaem 
<
Pank 
<
Mandey
kaem pisze:The Life Of A Party w ruch wprawia całe moje ciało. Głowa się kiwa nie gorzej niż michaelzawszespoko w Black Or White made by MJPT, biodra falują lepiej niż Los Del Rio w Macarenie, a nogi jak małego Michaela w coverze Jamesa Browna.. No prawie jak jego.
Ale piosenka nie porusza. Nie daje gęsiej skórki. Tak, jak pozostałe utwory. Zatem... Moje #5 z płyty.
Mandey pisze:Kocham obydwa utwory. I Am Love jest jedyne w swoim rodzaju. O zapachu psychodelii w tym utworze już wspominałem. Ciekawy wokal Jermaine'a i później wejście MJ ale... No właśnie! Rywal jest mocniejszy. Rewelacyjne tempo kawałka, niesamowite przejścia, sekcja dęta wpasowana w utwór idealnie. Na uwagę zasługuje również linia basowa... to wszystko polane sosem z wokalem Michaela i ja to wciągam bez popity. Tylko tańczyć!
a_gador pisze:I am love to jest dla mnie powiew świeżości, nowe spojrzenie na muzykę, w wykonaniu braci oczywiście, bowiem bez wątpienia pionierami w dziedzinie psychodelii nie są. Jest to również dowód na wszechstronność zespołu, który nie bał się opuścić szufladki przebojowego boysbandu i poszedł w stronę eksperymentów aranżacyjnych i kompozycyjnych. Szkoda tylko, że czynił to tak rzadko, bo potencjał niewątpliwie mieli i ryzyka jak widać też się nie bali. Tej piosenki nie powstydziłyby się ani Hair, ani Jesus Christ Superstar, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej.
Dla mnie to absolutny numer 1 na tej płycie!
lazygoldfish pisze:Kiedyś już uzupełniłam ścieżkę dźwiękową do kill bill vol 1 pewną piosenką MJ'a. What you don't Know idealnie wpasowało mi się do nastroju części 2. Ale sama piosenka, jako że jest dobra, radzi sobie też bez wizualnych skojarzeń z filmami. Tempo, dynamika, melodia, wokal (a trzeba jasno sobie powiedzieć, że głos Michaela nie zawsze mi na tej płycie podchodzi) wszystko należy rozpatrywać tutaj w kategoriach catchy as hell. Dla mnie to kluczowy moment płyty, taki wyraźny sygnał dla słuchacza - cokolwiek wydarzy się po tej piosence nic już nie zmieni faktu, że Dancing Machine jest dobrą płytą.
renata pisze:Srebro dla I Am Love. Mimo iż utwór jest naprawdę piękny, rywal jest piękniejszy. Ciepły przyjemny głos Jermaina w I Am Love tak uspokaja, że aż za bardzo...w sam raz do zasypiania. Cały charakter piosenki jest nie tylko dobry na chandrę, ale tez swoim początkiem może w nią wpędzić. Może to właśnie jest atut i tak ma być, ale nie dla mnie...smutać to ja nie lubię. What You Don't Know przeciwnie...tak pobudza do życia, że nie chce się przestać jej słuchać. We mnie wywołuje same pozytywne emocje. Nie ma znaczenia czy to trąbki, głos Michaela czy inne bajery ona w całości jest idealna. Smooth jazz napisała, że przenosi ją w podróż...za mną jest tak samo. Słuchając What You Don't Know na zielonej łące tańczę z motylami...
Pank pisze:Nawet nie muszę się zastanawiać. Głos na What You Don't Know. Jeżeli już mam wybierać między symetrią a asymetrią, o której wspomina Martina, to wiadomo że asymetrię bardziej pożądam. Jak jest więcej do odkrycia. Jak się więcej dzieje i nie wszystko jest takie oczywiste. Na dobrą sprawę, mnie ten What You Don't Know nawet... nuży, te linie melodyczne niby niezłe, ale to wciąż za mało, by zaskoczyć w jakikolwiek sposób. What you don't know, know, know, know, know, know, know, know, won't hurt you... I czy kiedykolwiek byłem zaskoczony po przesłuchaniu tego kawałka? Nie, za to kiedyś po pierwszym razie z I Am Love - i owszem. Znajdźcie mi drugi taki kawałek Jackson 5, i takie popisy na gitarze, i takie próby psychodelii... Łał.
Mariurzka pisze:I Am Love jest utworem, wobec którego nie można pozostać obojętnym, niewskazane są też tzw. "półśrodki", bo ten song nie znosi obojętności, można go albo od pierwszego przesłuchania znienawidzić, albo pokochać. Jest też trochę tak, że każdy kolejny utwór z tego albumu postrzega się trochę przez pryzmat kompozycji go otwierającej i te porównania całej reszty do I Am Love (przynajmniej dla mnie) są nieuniknione. Ten song mieści w sobie całą paletę muzycznych barw i możliwości, pozornie nieuporządkowany i chaotyczny (psychodeliczny - jak wiele osób go tutaj określało) ma w sobie ukrytą harmonię, porządek i plan. Świetne przejścia od części wolnych do szybkich, fantastycznie zgrane "chaotyczne" linie poszczególnych instrumentów. I mimo powtarzalności muzycznych tematów - cała kompozycja nie nuży, bo tutaj bracia pokazują pięknie, co to znaczy bawić się tematem, ale za każdym razem podać go w "innym sosie", świetnie dopełnionym wokalem Michaela. Bez tego byłaby momentami nuda, a tak jest fajerwerk wysokiej klasy. Dla mnie ten utwór jest bezapelacyjnym numerem jeden na tym albumie i jak zapowiadałam gdzieś tam na początku - piersią własną bronić go będę!
Amen bracia i siostry.
