Duety - czyli Michael Jackson featuring...
Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Dzięki Alex_29, a może ktoś wie na jakim albumie znalazł się utwór "Who`s Right Who`s Wrong"-Kenny Loggins?
"Nie stój nad mym grobem i nie szlochaj. Nie ma mnie tam, nie śpię. Jestem tysiącem podmuchów wiatru. Jestem diamentowym iskrzeniem się śniegu. Nie stój nad mym grobem i nie płacz. Nie ma mnie tam, nie umarłem".
http://www.fan.pl/muzyka/WC726WPC
http://www.fan.pl/muzyka/WC726WPC
Jeszcze raz dzięki Alex_29, poszukam sobie tego albumu. 

"Nie stój nad mym grobem i nie szlochaj. Nie ma mnie tam, nie śpię. Jestem tysiącem podmuchów wiatru. Jestem diamentowym iskrzeniem się śniegu. Nie stój nad mym grobem i nie płacz. Nie ma mnie tam, nie umarłem".
http://www.fan.pl/muzyka/WC726WPC
http://www.fan.pl/muzyka/WC726WPC
- DirtyDiana13
- Posts: 506
- Joined: Tue, 08 Sep 2009, 16:28
- Location: Ostróda
Na przełomie roku 2009 i 2010 popełniliśmy najsłabsze ogniwo z najważniejszymi duetami Michaela Jacksona spoza regularnych płyt. Poniżej wyniki oraz best of z postami użytkowników. Taaak. To była dobra rozgrywka!
#25 - I'm In Love Again (& Minnie Ripperton)
#24 - Hold My Hand (& Akon)
#23 - Why (& 3T)
#22 - We Be Ballin' (& Shaquille O'Neal + Ice Cube)
#21 - Night Time Lover (& La Toya Jackson)
#21 - Don't Let A Woman (& Joe King Carrasco)
#19 - When We Grow Up (& Roberta Flack)
#18 - State Of Shock (& Freddie Mercury)
#17 - Just Friends (& Carol Bayer Sager)
#16 - Fly Away (& Rebbie Jackson)
#16 - To Satisfy You (& Bryan Loren)
#14 - Who's Right Who's Wrong (& Kenny Loggins)
#13 - The Man (& Paul McCartney)
#12 - Save Me (& Dave Mason)
#11 - This Is It (& The Jacksons)
#10 - Get It (& Stevie Wonder)
#9 - Whatzupwitu (& Eddie Murphy)
#8 - What More Can I Give (United We Stand)
#7 - Ease On Down The Road (& Diana Ross)
#6 - Somebody's Watching Me (& Rockwell)
#5 - We Are The World (USA For Africa)
#4 - Tell Me I'm Not Dreamin' (& Jermaine Jackson)
#3 - Gangsta (& Temperental)
#1 - Say Say Say (& Paul McCartney)
#1 - Eaten Alive (& Diana Ross)
POJEDYNEK GIGANTÓW
Merytoryczne dyskusje. Musiałem wkleić. :']
Na zakończenie...
#25 - I'm In Love Again (& Minnie Ripperton)
#24 - Hold My Hand (& Akon)
#23 - Why (& 3T)
#22 - We Be Ballin' (& Shaquille O'Neal + Ice Cube)
#21 - Night Time Lover (& La Toya Jackson)
#21 - Don't Let A Woman (& Joe King Carrasco)
#19 - When We Grow Up (& Roberta Flack)
#18 - State Of Shock (& Freddie Mercury)
#17 - Just Friends (& Carol Bayer Sager)
#16 - Fly Away (& Rebbie Jackson)
#16 - To Satisfy You (& Bryan Loren)
#14 - Who's Right Who's Wrong (& Kenny Loggins)
#13 - The Man (& Paul McCartney)
#12 - Save Me (& Dave Mason)
#11 - This Is It (& The Jacksons)
#10 - Get It (& Stevie Wonder)
#9 - Whatzupwitu (& Eddie Murphy)
#8 - What More Can I Give (United We Stand)
#7 - Ease On Down The Road (& Diana Ross)
#6 - Somebody's Watching Me (& Rockwell)
#5 - We Are The World (USA For Africa)
#4 - Tell Me I'm Not Dreamin' (& Jermaine Jackson)
#3 - Gangsta (& Temperental)
#1 - Say Say Say (& Paul McCartney)
#1 - Eaten Alive (& Diana Ross)
Canario wrote:SZTUKA,SZTUKA
To była jedna z najlepszych rund w historii NO w której brałem udział. Nie pisze tylko o dramatycznym głosowaniu, ale przede wszystkim o poruszanych tematach i jakości postów.
Właściwie to nie ma już nawet co lamentować że brakuje tu wpisów starych,zasłużonych forumowiczów. Niech raczej oni żałują że ich tu nie było. Bo taka runda nie prędko się powtórzy.
Ach ta SZTUKA
Pank wrote:Pierwszy do odstrzału to rewelacyjny Hold My Hand, w niektórych kręgach znany też jako piosenka o trzymaniu dicka. Pamiętam, że jak pierwszy raz przesłuchałem na głośnikach w laptopie, to nie wiedziałem do końca, gdzie są partie Akona a gdzie partie Michaela, bo wszystkie zlało się w pop-papkę. W ogóle duet miał być taki, że hej, że niby zapowiedź wielkiego powrotu Michaela a potem nawet na żadną płytę nie wszedł. I ci recenzenci, co jako pierwsi słuchali nowej wówczas płyty Akona - jeszcze z tym nieszczęsnym duetem (bonus-niespodzianka?) - kręcili nosem i pewnie nerwowo szukali wyjścia... Ojojoj.
Mandey wrote:Ja pitole aż mi się łapska trzęsą jak mam ten tytuł napisać... HHhhhoolld Myyy HHaaaannnd. Przeklinam dzień w którym Michael wpuścił tego amatora do swojego studia. Przeklinam! Boże a jak sobie wspomnę, że tu co niektórzy wyobrażali sobie klip jaki ma powstać do tego ut... pftuj... gniota to mi od razu w krzyżu dodatkowo strzyka.
kaem wrote:Michael w najgorszym z możliwych wydań. Esencja tego, co najsłabsze na Invincible. Właśnie słodkie, a nawet lepkie i plastikowe. Bardzo wyrachowany utwór, nastawiony na nazwiska, nie oferujący słuchaczowi nic poza hasłem 'Michael Jackson' w pliku mp3. Ktoś spostrzegawczy wycofał kompozycję z oficjalnego obiegu. Nieprzypadkowo pewna bardzo przytomna grupa fanów wyśmiała piosenkę rok temu na zlocie. Brawa dla Perv Team.
Sybirra wrote:Why - przyznaję się, że nigdy nie słyszałam o T3.. Ale kiedy zobaczyłam ten teledysk... masakra! Oh my Gooood, Michael whyy?? Wobrażam sobie, że tym teledyskiem mógłby się zaczynać jakiś homo-pornos jako gra wstępna. I jeszcze ta sesja... Mike no wybacz.. Piosenka tez nie powala. Czterech 'mężczyzn' spiewa, więc trzeba było zrobić coś energicznego po męsku, a nie jakis tekst w stylu: "Why do people fall in love" niczym staruszkowie na werandzie wspominający lata młodości..
* Wszyscy Jacksonowie maja podobną barwę głosu, akcent i coś czego nie umiem nazwać. A poza tym czy oni wszyscy chodzą do jednego chirurga plastycznego...?
Solange wrote:Why – wokale chłopaków momentami przechodzą w jęk zranionej kozicy lamentującej na turni (aż chce się zaśpiewać „Popod turnie, popod lasy, hań na hali som sałasy…”), więc mówię im nie.
Aisha wrote:Why (& 3T) - kolejna piosenka przy której stawiam wielki minus. Wręcz nie trawię, a teledysk dobija dodatkowo. Piosenka działa negatywnie na ten sam ośrodek w moim mózgu co piosenka i teledysk do You are not alone, czy wszelkiej mazi boysbandy i tego typu stwory i potwory.
Swoją drogą pamiętam bardzo dobrze kiedy po raz pierwszy dane mi było tą kolaboracje usłyszeć i zobaczyć..... a było to na stypie.
Pank wrote:Why. Michael, whyyyyyy? Chcieliście homoseksualne tropy w twórczości Miłościwie Nam Panującego, to macie. Nie obchodzi mnie, że to rodzina! A 3T nigdy nie zdejmuje skarpet podczas... ugh. Nieważne. Grunt, że piosenka jest jak ta sesja. Niestrawna, chociaż niektórym się spodoba. A czy Ty jesteś jej fanem?
![]()
This is Michael Jackson posing for a totally traditional and normal family pic with his nephew
Mandey wrote:State Of Shock. Raz to może w życiu przesłuchałem... Mierzi mnie niemiłosiernie w żołądku jak sobie wyobrażę jakie Ci goście mieli potencjały a jakiego gniota nagrały. Cieszę się, że się kumplowali ale muzycznie razem mi nie pasują za nic... A przecież powinienem orgazmów dostawać bo obu panów kocham.
Z orgazmu jednak nici.
Maverick wrote:State Of Shock - chyba najgorszy utwór w historii muzyki skoro pokonał Jaggera, Mercury'ego i Jacksona, i to u szczytu karier każdego z nich! Zaiste zdumiewające. Męczące ucho "harmonie", durny tekst, w żadnym stopniu nie odkrywczy, a tylko irytujący brak melodii.
Pank wrote:State Of Shock, niech będzie. Muszę po raz kolejny zgodzić się z Maverick, oh! Na początku lat osiemdziesiątych Michaelowi przyśniło się Billie Jean, Queen dawał bodaj najlepsze koncerty w swojej historii, Freddie zapuszczał wąsa a Stonesi nagrali Tatoo You, z takim chociażby wymiataczem jak Start Me Up. I co? I pstro! Ufam, że przynajmniej w studiu chłopcy się dobrze bawili...
kaem wrote:State Of Shock - wersja z Jaggerem ma więcej siły. Ja nawet lubię ten utwór, daje kopa. Ale bardziej do niej pasuje Mick, jest bardziej lekki, z rockowym buntem. Mercury miał w sobie mniej rewolty, więcej finezji, a to tu nie gra ze sobą. Miał być prosty jak drut rocker- i tylko taki ma sens. Freddie jakby udawał prostego rockmana, zaprzeczając swoim pop-operowym ciągotom. A to miały być trzy akordy i darcie mordy. Po co udawać, mamy Jaggera. I na szczęście nie ta wersja znalazła się na Victory.
kaem wrote:We Be Ballin'. Ktoś w jednej z recenzji płyty HIStory napisał, iż Michael na niej sięgnął po najlepszego i najgorszego rapera tamtych czasów. Shaquille to niby z tej drugiej kategorii. Nie znam dokładnej historii tego nagrania, czy czasem nie powstało metodą kopiuj i wklej ładny refren, dla mnie tak to brzmi. I, biorąc pod uwagę niezaprzeczalny emdżejpałer No Friend Of Mine (Gangsta), We Be Ballin' to zaledwie kopciuszek tego typu nagrań.
Maverick wrote:I'm In Love Again - jedyny raz w życiu, kiedy się zastanawiałam, czy discman może się sprzęgać z telefonem komórkowym i tak nieznośnie piszczeć jak mikrofony na starych koncertach ;) Piękny klimat nadaje kompozycji instrumentarium, rujnują go "góry" Minnie.
kaem wrote:This Is It. Słabe, rzewne i przez to nieadekwatne w zestawieniu z dynamicznym filmem. W tej dekadzie Michael za dużo wydał popowych słodyczy, ta reinkarnacja nie była potrzebna. Już lepiej mogli zrobić na nowo z They Don't Care About Us ponownie singla. Jakiś pożytek by przynajmniej był. Amerykanie by przypomnieli sobie, jakiego hiciora przespali w latach 90-tych przez ich purytańskie, odbierające rozsądek poglądy. Była szansa na piosenkę roku, biorąc pod uwagę, że pierwszym klipem- zajawką filmu był klip z tą piosenką. Jakby jeszcze powszechnie udostępniono teledysk z więzienia... Lepiej nie można by odnieść się do ostatnich lat. Koncert by nabrał znaczenia. Nie wykorzystana szansa, ta piosenka to symbolizuje. $ i głupotę, nie ideę. Po co idea, mamy ładny tytuł.
Canario wrote:This Is It. Bog , a Michael nim jest ,nie powinien dopuscic do ukazania sie tej piosenki.
Maverick wrote:The Man - "thiiiiiiis iiiiiiis eeeee meeeeen" śpiewane falsecikiem przez obu delikatnych panów jest pocieszne i nawet to lubię, ale niestety nudzę się słuchając tego utworu. Najciekawszy w całej kompozycji jest instrumentalny bridge, chociaż połączenie rockowego riffu z plumkającym syntezatorem trzeba po prostu lubić, żeby w tym momencie nie wyłączyć rzeczonej pieśni![]()
kaem wrote:The Man. To prawda. Człowiek nie jest idealny. Temu do ideału daleko brakuje. Właściwie to nie ma z nim nic wspólnego. Blady utwór. Nic nie robi ze mną. Dowód koronny na słabość kompozycyjną McCartneya bez Lennona. The Man pasuje do każdego z 11 tłumaczeń słowa "błahy":
1 non-significant
2 nonsignificant
3 nugatory
4 piddling
5 piffling
6 potty
7 fiddly
8 slim
9 flimsy
10 trifling
11 happy go lucky
12 happy-go-lucky
13 inconsequential
14 insubstantial
a_gador wrote:Kilka słów w obronie The man:
Nie znam się na riffach, bridge'ach, nie gram na żadnym instrumencie (z wyjątkiem dzwonków i drewnianego fletu w podstawówce), komponować też nie umiem, krótko mówiąc laik ze mnie w tej materii, ale tę piosenkę, i tu przepraszam za wyrażenie, po prostu kocham jak cholera od pierwszego przesłuchania! 6.15 rano, ciemno, a tu wstać trzeba, a ja słyszę The man ustawioną jako budzik w mojej wieży i od razu jest mi lżej. Ta piosenka ma niesamowicie lekki rytm, świetny wokal (słychać, że panowie dobrze się bawili razem pracując), radość w każdym dzwięku i, jak dla mnie, optymistyczny tekst. Zawsze mnie wprawia w dobry nastrój i naprawdę mam ochotę, zakasać rękawy jak bohater piosenki i zacząć kolejny dzień zmagań z życiem. Ta piosenka działa na mnie jak zapach świeżej porannej kawy, po prostu chce się żyć! Może i naiwna, może i głupiutka w tym swoim przesłaniu, ale chwytliwa. No zdolności w pisaniu melodyjnych utworów nie można McCartney'owi odmówić. Ot co. Pewno nikogo do niej nie przekonam. Może ktoś mnie wesprze?
Maverick wrote:Ease On Down The Road - jedyny przyjemny moment kojarzący mi się z tą piosenką to: "I knew that you're gonna be a giant star, I really did. What I didn't know, is that you're gonna get that sexy" - mimo, że to było wiele później i w sumie nie na temat... Nie lubię piosenek zaczynających się od refrenów, nie lubię refrenów składających się z powtarzającej się jednej linijki. Wydaje mi się, że tak energiczna kompozycja nie powinna we mnie budzić podobnych odczuć jak [...] "I'm In Love Again" - i nie chodzi mi tylko o to, że nie moge się doczekać, żeby się skończyła, ale też o to, że jest, mimo tempa - smętnie monotonna i ratuje się tylko w połączeniu z filmem.
zu wrote:Głos na: Ease on down the road (& Diana Ross) - im dłużej jest w tym głosowaniu, tym bardziej mnie irytuje ten utworek. Nie przypominam sobie, żebym choć raz w życiu włączyła sobie go rozmyślnie, założę się jednak, że przełączyłam "Ease on..." setki razy. Nie kocham "The Wiz", soundtrack w ogóle jest dość dla mnie męczący. Po namyśle muszę stwierdzić, że jak coś jest za wesołe, to mnie wkurza :P Plus fakt, że nie bardzo lubię musicale.
Canario wrote:Ease On Down The Road. Nie lubie Diany Ross. Za to co zrobila Michaelowi. Tyle pieknych kobiet na Swiecie oddaloby wszystko aby spedzic z nim tylko chwile a on caly czas tylko myslal o jednej. I nawet sie do niej upodobnil.
Maverick wrote:Get It - absolutny brak chemii miedzy tymi dwoma panami, wyczuwalny w każdej ich wspólnej produkcji. A przecież Stevie jest niezwykle magnetycznym facetem - jako jedyny potrafił dotrzeć do neurotycznego Dylana w noc nagrania "We Are The World"
kaem wrote:No i sprawdza się porzekadło, że nie będzie dwóch słońc na jednym niebie. Ani Prince z Michaelem, ani Madonna z Michaelem, ani Stevie z Michaelem. Nawet Janet z Michaelem, pomimo niewątpliwej siły Scream, budzi pewien niedosyt. Get It do domu!
Pank wrote:U mnie bez zmian - What More Can I Give. Celine głos ma jak dzwon, Justin nagrał świetny album, Shakira fajnie rusza tym i owym, ale co z tego, co z tego, skoro nie potrafię tego na serio, a to hołd na poważnie ma być! Poza tym, bo Michaelowi spadł pasek. Od słodyczy się przeciążyło. Temu Miśku.
Maverick wrote:Co by nie mówić o "WMCIG" - Michael daje tu głos: "We should give over and over again" w bridge'u i "oh my god oh my god" w refrenach wystrzelają Michaela w kosmos na tle współzapiewaczy. A że słodko do sześcianu - no cóż, Temu Miśku się to zdarza kilka razy na płytę, więc między płytami tym większa na to szansa - po prostu Michael Jackson z całym dobrodziejstwem inwentarza - take it or leave it. Czasem nie pojmuję malkontencenia nad słodkością Michaelowych kompozycji - no takiegoście se ludzie "idola" wybrali...
lazygoldfish wrote:What More Can I Give - to nie jest tak, że ja nie próbowałam tej piosence dać jakichś szans, ale za każdym razem kończy się tak samo...
Pank wrote:Strzelam dalej What More Can I Give:
Maverick wrote:oh my god oh my god
Canario wrote:sylwiao wrote:Sekstet.
Wam tylko ten seks w glowie;]
Glos na:
Somebody's Watching Me - syf,syf,syf,totalny syf
majkelzawszespoko wrote:Za wikipedią, bo najprościej: "Somebody's Watching Me" peaked at number two on the Billboard Hot 100 in 1984, and reached the top of the Billboard R&B singles chart, as well as reaching number six on the UK Singles Chart. In 2009, the song was ranked #20 on VH1's 100 Greatest One Hit Wonders of the 80s.'
jak na syf to całkiem nieźle sobie radził i radzi w dalszym ciągu na dyskotekach całego świata.
Canario wrote:kaem wrote:Canario, argumenty masz cienkie.
Cienkie? No nie... syf,syf,syf to moim zdaniem piekielnie mocny argument ;]majkelzawszespoko wrote:jak na syf to całkiem nieźle sobie radził i radzi w dalszym ciągu na dyskotekach całego świata
Nic to dla mnie nie znaczy. I dla wielu z Was tez nie, bo znam opinie wiekszosci forum o tak zwanych hitach i singlowych kompozycjach ze Somebody's Watching Me bylo hitem i niedawno znow z sukcesem powrocilo w zmienionej wersji to fakt.
Jest to piosenka zgrabna,fajna,mila w odsluchu ale po kilku razach mnie nudzi. Nie wracam do niej.
Moze dlatego ze ja nie za bardzo jestem dyskotekowy. Nie pasjonuja mnie te klimaty.
Pank wrote:No proszę Państwa, wiemy że Somebody's Watching Me jest popularne, ale te wszelkie Sabriny, Samanthy Fox i Sandry też są, więc to żaden argument. Wiemy, że w odświeżonej wersji tenże utwór leciał co rusz na zetce czy innej esce, ale litości - tam dobra muzyka pojawia się naprawdę sporadycznie i swobodnie stacji owych można wysłuchać jedynie w stanie wskazującym. No i w utworze Rockwella Michael śpiewa tylko w kółko, że ktoś go obserwuje. Też mi. Idę dodać Gangsta do ulubionych na last.fm. :<
Talitha wrote:W przeciwieństwie do poniektórych, ja tu żadnych syfów nie widzę :/
kaem wrote:We Are The World. Lubię róźnorodoność. Jak u Michaela pojawia się utwór inny niż wszystkie, to ja się cieszę. Tak jest z Gangsta. Nie musi być dużo Michaela, żeby było pięknie. To jak z tortem, kiedy jest za dużo masy albo za dużo biszkopta. W Gangsta jest Go w sam raz, w We B Ballin' było Go za mało. Tym bardziej, że w Gangsta, jak zauważyły Panie moderatorki, jest też sporo Michaela w samym tekście. No i Pras- to przecież jego dzieło. Michael wiedział co robi, ostatnio wracając do współpracy z The Fugees.
We Are The World jest piosenką-legendą, bez dwóch zdań. Bardzo cenię ten utwór, przywołuje i we mnie dużo wspomnień, mam wiele sentymentu do niego. Ale też symbolizuje ten rozdział w muzyce Michaela, za którym nie przepadam. Nie przepadam za Heal The World, choć ostatnio mnie wzrusza. Nie lubię Cry, które też ma aspiracje hymnowe, a ten to akurat mnie nie wzrusza. Wolę What More Can I Give, ale niekoniecznie domagałbym się części drugiej.
Wiem, wiem. Michael lubił wielkie gesty, lubił dramę. Robił to jednak później z większym pazurem, jak w Man In The Morror, Will You Be There]/i] czy Earth Song. We Are The World, na samym końcu, bez idei, obdarte z legendy i historii, męczy mnie. Nie słucham tego utworu na repeacie, że posłużę się Waszą argumentacją. Coś mnie w tym utworze nuży. Dlatego głos na ten song.
zu wrote:We Are The World (USA For Africa) - No tak. I jak tu zagłosować z czystym sumieniem. Hymn, jak dla mnie nieklasyfikowalny. Nie słucham dla przyjemności, nigdy mi nie przyszło do głowy słuchać na repeacie. Piękny bridge, w ogóle - ładna piosenka. Słucham mało, zwykle w radio. Co robić.
kaem wrote:Nieno, nie mów Pank, ze rockerowy Bruce przeżywający zdanie, że my jesteśmy światem my jesteśmy dziećmi my jesteśmy tymi którzy mogą zapalić iskierkę i rozjaśnić ciemny dzień więc czas dawać Cię nie peszy. Jej, i Bob Dylan... No nie bałdzo nie bałdzo.
Idea była zacna. Piosenka była dobra, jak później Michael napisał- dla chóru dzieci. Bo tak banalny tekst z mocnym przesłaniem dobrze brzmi w gardziołkach czystych i niewinnych. Ma wtedy siłę. W krtaniach starych wyjadaczy, styranych życiem brzmi niefrasobliwie. Oczywiście oddzielam piosenkę od przesłania i celu- że muzyka zmienia świat, bo to zupełnie co innego i Michael za to zasługuje na wielki szacunek.
a_gador wrote:To ja konsekwentnie We are the world. Chyba mnie niebiosa pokarały za jej wskazanie w ostatniej rundzie, bo od niedzieli, albo słyszę ją w radiowym eterze przynajmniej 3 razy na dobę, lub zappingując po kanałach muzycznych w TV, też kilkakrotnie na jej klip trafiłam.
Ja naprawdę lubię tę piosenkę i mam z nią nawet osobiste wspomnienia - śpiewałam ją w polskiej wersji z koleżanką w szkolnym konkursie piosenki w podstawówce. Niestety nie zajęłyśmy żadnego miejsca - więc niech będzie, że ze względu na osobistą traumę, typuję ją na aut.
MJowitek wrote:We are the World, bo choc idea piekna, to cyas podjac nowe dyialania, isc napryod! To takie patryenie wstecy, ten utwor brymi na chwale cyasow minionzch i kusi, bz osiasc na laurach. Dlatego out. Cyas na nowe!
Pryeprasyam, ye ja tak pisye, ale cos pryestawilam a nie mam teray cyasu mzslec jak to wrocic. Ja sie naprawie potem.
Wesolzch Swiat wsyzstkim!
POJEDYNEK GIGANTÓW
Pank wrote:Pamiętacie jak Smooth_b ostatnio podzieliła się informacją, że Ją wygło? Ale w przód, czyli w tą pozytywną stronę? Zasypiałem dzisiaj bardzo późno, włączyłem jeszcze na dobranoc Gangsta czy te całe No Friend Of Mine, doszedłem do jakiejś drugiej minuty - gdzie już nikt nie rapuje a Michael J. produkuje się w samotni swojej - i hszzz! I wygło! Przecież mamy tu zarejestrowane jedne z najlepszych chórków w dyskografii! A jednocześnie Jackson śpiewa tu i wyjątkowo nisko, i trochę wibruje, najpierw w przejściu śpiewa niepokojąco łagodnie, by zaraz ryknąć LOOK WHATCHA DONE TO ME, BABY! A przy tym nie wypluwa swoich płuc i nie charczy...
Maverick wrote:A ja ze zdumieniem obserwuję jak w sztuce można przedkładać radość, świergolenie, dobrą nowinę i niewinność ponad ból, poniżenie, dojrzałość, wściekłość i cierpienie. Jest to dla mnie niepojęte. To nie jest festiwal piosenki geriatrycznej, ani domowe przedszkole, tylko głosowanie na najlepszy utwór. Z tego, że ktoś był radosny i beztroski żadne skończone dzieło w historii sztuki jeszcze nie powstało. Dotyczy to też Michaela.
"Gangsta" na prezydenta.
Pank wrote:Szampana?
Gangsta - 10 głosów
We Are The World - 11 głosów
Maverick wrote:Pięknie! Szampana! :D
Pank wrote:majkelzawszespoko wrote:Pank wrote:Michael J. produkuje się w samotni swojej - i hszzz!
wiadoma sprawa, że J. w tym kawałku jest niesamowity, ale wydawało mnie się, że głosujemy na najlepszy duet spoza regularnych albumów Michaela. przy czym wydaje mnie się, że rap ten poroniony znacznie przegrywa z Rockwellem, jeśli spojrzymy na obie strony muzycznego medalu w tych dwóch przypadkach.
Nie jest to ani troche współmierne i zdaję sobie z tego sprawę.
MJ u Rockwell'a nie jest zbyt wygadany i nawet bym go drugoplanową postacią nie nazwał, ale w Twoim poście Panku drogi wywodzisz się nad Michael Jackson solo, ani słowa o jego czarnych braciach raperach, którzy tworzą tutaj 'duet'. Piosenka ma 2 części, a my zapewne najchętniej pocięlibyśmy ją w pół i zrobili dwie zwrotki Michaela, nawet trzy takie same wzmocnione o refren. Co z rapem?
kurde no zdania nie zmienię, bo słucham rapu troche i denerwuje mnie ta żenująca, nietrafiona kombinacja geniuszu z upośledzeniem.
alee jaaak mnie denerwuje.
Głosujemy na piosenkę, po prostu. Duet... ile to razy słuchamy jakiegoś kawałka z przekonaniem, że to kicz, ale jakże wciągające, intrygujące jest to, to i to, i żadna siła nas nie zmusi do wyłączenia, nawet jeżeli kicz, kicz potworny! I nie słucham rapu, toteż na moje niewyrobione pod tym względem ucho Rockwell brzmi tak samo drażniąco jak Pras; jeżeli mam więc już segregować oba utwory na lepsze i gorsze, wybieram kompletnie inne kryteria. W tym wypadku jest ilość bezbolesnych przesłuchań i udział Michaela właśnie - który dość średniej kompozycji nadał nowej jakości. Słuchając dzisiaj Gangsta wygło, w Somebody's Watching Me nic nie wygina, no. Piosenka do przesłuchania, raz, dwa, trzy, ale starczy. Ale gusta są różne. Ktoś będzie się wyginać przy powtarzanej frazie o obserwowaniu czy klawisza Rockwella, ktoś uzna że genialnym jest jeszcze inny fragment piosenki. Cóż.
kaem wrote:We Are The World. My jesteśmy światem, jest 5 rano (i mamy Pank kolejną wspólną cechę- nie spanie o dziwnych porach), a ja zapomniałem prezentu dla odchodzącej z pracy koleżanki i chyba dam jej Bad z mojej półki. Widziała, jak wydzwaniałem cały dzień w sprawie biletów na This Is It zawalając pracę, widziała moje podkrążone oczy z rana 26. czerwca. Niech mnie zapamięta poprzez tę płytę.
No tak piszę z rana, szukając płyty na allegro. Bo cytować siebie nie będę- wszyscy, którzy tu zaglądają i tak wiedzą, co myślę.
A Jermaine w mojej klasyfikacji stoi niżej niż Gangsta. Gangsta jest moim #2 w tej edycji NO. A 5 rano to zbójecka godzina. Nawet gangsterzy teraz śpią, nie wypada ich wywalać. Skoro nawet Tiger Lilly zagłosowała w obronie...
kaem wrote:Eaten Alive porywa bardziej. Zauważyliście, że obie piosenki, dołączając jeszcze Rockwella, mają wiele wspólnego z Thrillerem- piosenką? TMIND nawet w montażu z YT najbardziej wpasowuje się w Dreszczowiec właśnie. Myślę, że Tell me... miało szansę na wielki hit, radia były bardzo zainteresowane piosenką. Wytwórnie powinny ponosić kary finansowe za blokowanie nagrań, nie rozumiem, że jest to wciąż prawnie możliwe. Jermaine'owi udało się zrobić wariację wokół przeboju brata, ale inną, nie kopię. Przez to piosenka ma swoją magię, swój klimat.
Jednak Eaten Alive ma większą siłę rażenia. W tym duecie utworów dzieło braci Gibb i Michaela cenię oczko wyżej.
Say Say Say i Gangsta dla mnie, jak na razie, poza rozważaniami do eliminacji. Przy No Friend Of Mine niezmiennie mam gęsią skórkę przez cały utwór, a Say Say Say to właściwie piosenka z Thrillera i najlepsze post-beatlesowskie silly song, jakie znam.
Maverick wrote:Say Say Say - ten utwór, razem z "TMIND" widzę raczej w drugiej dziesiątce tego głosowania, nie tuż za podium. Jest w Makkartnejowej manierze jakaś taka irytująca Bitelsowa lekkość, która kładzie i ten i pozostałe duety z Michaelem. Po prostu ostry jak brzytwa wokal Michaela i wujkowaty głos Paula nie powinny brzmieć w jednej piosence, która w dodatku w warstwie instrumentalnej nie wyróżnia się absolutnie niczym - jakiś tam sobie równy bicik i basik
MJowitek wrote:Waham się, waham...
Say say say jest dla mnie bardziej wypieszczone od Gangsta, nie mogę ot tak odrzucić tak wielkiej pracy. 1:0 dla SSS
Na muzyce się nie znam, ale ją czuję. Przy SSS zastanawiam się co zrobić jutro na obiad. Gangsta żywi we mnie zwierza. 1:0 dla Gangsta
Melodię odbieram jak wodę oceanu, zatapiam się w niej, obmywa coś w środku. Jest konsekwentna. Wieczna. Rytm jest jak ogień. Rozpala we mnie zmysły, iskry marzeń, zalążki czynów. Wieczność przeważa nad impulsem. Say say say będzie trwać dłużej w mojej świadomości 1:0 dla SSS
Ale dla mnie żywioły plasują się w kolejności: ziemia, woda vs ogień, powietrze. W Gangsta mam miejsce na oddech. Przestrzeń. 1:0 dla Gangsta
2:2
Odruchowo chcę posłuchać raz jeszcze Gangsta.
Może to jest sięgnięcie jak po chipsy, zamiast po coś bardziej wyszukanego. Nie wiem.
Ale w moim świecie czuje się czasem przytłoczona tym co powinnam, co wypada, co pokaże mnie w dobrym świetle. Ale z tym walczę.
SSS wydaje mi się bogatsze, Gangsta prymitywna.
Zatem na przekór dobremu smakowi - eliminuję Say say say.
Na drugim miejscu widzę ogniste Gangsta z rusztu.
Na podium Eaten Alive.
Głodna jestem.
zu wrote:Głos na Say Say Say - u, u, u, say, say, say, u, u, u...
Podaję moją definicję drażnienia:
drażnienie - zespół ciarek, dreszczy i emocji wywołanych nieprzeciętnym wokalem, instrumentarium tudzież niezidentyfikowanym sprzężeniem muzyczno-wokalnym. Utwory drażniące mają tendencje do "przyklejania się" do słuchacza i wzbudzają potrzebę rozłożenia utworu na części pierwsze - co w znakomitej większości jest niemożliwe. W wersji hardcorowej utwory drażniące mogą zamienić się w utwory dręczące, ponieważ nie sposób się od nich uwolnić. Cechy charakterystyczne to: niespodziewane zabiegi wokalne ("nowhere to run, nowhere to HIDE"), nieprzeciętna warstwa instrumentalna (Eaten Alive), wyróżniający się tekst ("You can rip my shirt, drag me in the dirt"), żeby wymienić tylko te najważniejsze. Wykluczone: bicik 1,2,3,4 (Say Say Say), grafomania i wujkowate wokale.
Talitha wrote:Say Say Say jest moim zdaniem wokalnie ZDECYDOWANIE lepsze od Tell Me I'm Not Dreamin'. Jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę teledysk opowiadający ciekawą historię o oszustach oraz dwojaki tekst wykonywanych zwrotek przez Michaela i Paula, to w ogóle to drugie wypada przy tym bardzo blado. Jak zobaczyłam Say... po raz pierwszy w telewizji, myślałam, że w ekran wejdę z radości - to naprawdę dobra piosenka, chwytliwa i zapadająca w pamięć. Należałoby tu ustanowić elitarne podium!
Maverick wrote:Pank wrote:Mamy brąz dla gangsterów, wobec tego.
Skandal.
Pank wrote:?
?
Kobieta z tygrysem w czerni i brązach czy podtatusiały exrockman za rączkę z 25-letnim pupilkiem w fioletach i różach...No zaiste bardzo trudna decyzja
a_gador wrote:Jak słyszę Michaela śpiewającego:
You can rip my shirt, drag me in the dirt
I will be your slave, anything you say
to budzą się we mnie pierwotne, krwiożercze instynkty.. Tak zedrzeć tę koszulę i ...
Maverick wrote:Crawl all over mea_gador wrote: You can rip my shirt, drag me in the dirt
I will be your slave, anything you say
Wracają mi takie myśli, że... chyba dochodzę do siebie
"Eaten Alive" na premiera!
homesick wrote:ja tam wole seks w archaicznej aranzacji, niz flegmatycznosc w dopracowanej oprawie muzycznej.
lazygoldfish wrote:10. Eaten Alive
...
2. Say Say Say
Mniej więcej tak to powinno wyglądać. Say Say Say nie jest może utworem wyrazistym, ale ma swój charakterek (m.in. refren MJ'a), ładną melodię i przyjemne, soft rockowo-popowe brzmienie w stylu Fleetwood Mac z czasów Tango in the Night. To jest taki trochę bukoliczny pop - dla jednych zbyt senny, dla drugich barwny, tyle, że w niezbyt krzykliwy sposób.
Eaten Alive - nic nie mam do tego kawałka, ale jego popularność zaskoczyła. Lata 80. to jeden z najlepszych okresów w muzyce pop. Wśród wielu argumentów na niekorzyść rewelacyjnego, ale sponiewieranego w tych rozgrywkach Somebody's watching me, pojawiał się ten klasyczny, mówiący o wszechobecnym 80s kiczu, dziwi zatem tak wysoka pozycja Eaten Alive, które jest właśnie nieodrodnym dzieckiem swoich czasów. Widze jednak, że tutaj idzie głownie o ten tekst ;) ...ok., niech wam będzie.
Chciałam jeszcze napisać, że to całe Gangstaa to rzeczywiście dobra rzecz. Ciekawy podkład z kilkoma mocno zapamiętywalnymi motywami, świetny stopniowany refen, ale najbardziej uwielbiam taki momencik w zwrotce Michaela, kiedy zupełnie niespodziewanie rozbrzmiewa w tle coś jakby akordeon. I następuje szok, bo już nie wiesz, czy jesteś jeszcze w Brooklynie czy może już w Paryżu.
Merytoryczne dyskusje. Musiałem wkleić. :']
kaem wrote:Głos na Eaten Alive, sorki pomidorki. Argumenty na temat wyższości duetu z boską Ross nad duetem z Paulem do mnie nie przemawiają.
zu wrote:Doprecyzujmy zatem: chcesz powiedzieć, że "Say Say Say" jest najlepszą piosenką Michael + somebody? No po prostu najlepszą? Że kompozycyjnie ciekawsza? Że wokalnie lepiej? Pomysł na piosenkę sprytniejszy?
kaem wrote:Thriller nie jest najlepszą płytą Michaela, a sprzedała się najlepiej. Rock With You jest lepsze od Don't Stop 'Till You Get Enough, ale to DSTYGE dostało Grammy. Billie Jean z Motown 25 przeszło do historii, ale u nas wygrało Another Part Of Me na scenie. Przyznaję się do subiektywizmu. SSS przez lata całe było niedostępne- w radiu grali to od wielkiego dzwonu, znałem je ze wspomnień, miałem tylko jedną rejestrację na kasecie- nagranie zgrane z radia, z przyspieszonym dźwiękiem i urwanym w połowie. Dopiero w tej dekadzie to nagranie jest w radiu często grane, a komputeryzacja miała miejsce dopiero w 2 połowie lat 90. Stąd pewnie ta piosenka ma dla mnie taką wartość.
Ale jak ma być obiektywnie, to będzie. W Say Say Say słychać więcej naturalności. Jest gitara, jest basówka, są trąbki, są organki. Kto powiedział, że w wersji instrumentalnej nie ma nic, grubo się mylił. W Eaten Alive są właściwie wyłącznie płaskie keyboardy- szkoda że gitara jest tylko w solówce, i to w remixie, a nie w wersji z płyty. Dźwiękowo nie jest przestrzennie, jest krzykliwie (nie mam na myśli gitary). I ma wstęp z Modern Talking. :P Piosenka szybciej robi się uciążliwa. Say Say Say jest pod tym względem lepsze.
Czy najlepsze nagranie? Nie ma tu duetów z płyt regularnych, choć tam o dobre duety jeszcze bardziej krucho. Więc tak, chyba tak. Lubię przestrzenność w tym utworze i różnorodność instrumentów. Keyboard jest w nim ozdobą, jednym z wielu dźwięków, w Eaten Alive jest wszystkim.
zu wrote:Czy w takim razie Dangerous, na którym większość utworów jest albo w 100% albo w niemal 100% oparta na keyboardzie (o Invincible nie pytam, bo aż się boję, o Dangerous nie :P) jest gorszą płytą od Thrillera? Na ten przykład takie zestawienie. Może być inne, dowolne.
kaem wrote:A wiesz zu, że Dangerous w ostatnim roku u mnie spadło mocno w akcjach, a Thriller urósł? Thrillera jestem w stanie słuchać, przy Dangerous się męczę. Z tych powodów, o których piszemy.
Nie bój się. Od wczoraj nie gryzę.
zu wrote:Ja tylko próbuję nadrabiać braki w merytorycznych dyskusjach, których próżno szukać na Forum od co najmniej czerwca 2009. Dalej, daj się sprowokować
zu wrote:Będzie merytorycznie. Idę spać. Dobranoc, Prosiaczki...![]()
![]()
![]()
...no chyba że będziecie głosować na Say Say Say jako Najsłabsze Ogniwo. Wtedy może zostaniecie Krzysiami![]()
Ale Tobie, Krzysiu, pozostaje rola Prosiaczka, sorry pomidoryAle pamiętaj, zawsze możesz edytować posta.
P.S. Chciałam napisać Wam słodko 'nighty night' jako synonim "dobranoc", ale napisało mi się 'highty high'To pewnie ta merytoryczna dyskusja mi do głowy uderzyła.
kaem wrote:Mówisz mówisz mówisz? Była już taka co tak mówiła i do dziś nie ujawniła się ze swoim elaboratem o płycie, o której boisz się pisać. Phi.![]()
Ale już wkrótce w NO wraca kolejny marnotrawny syn- i to w roli prowadzącego. A to tylko początek. The best.. Nie. The WORST is yet to come!
...Bo, jak mawia poeta:
What you have just witnessed could be the end of a particularly terrifying nightmare.
It isn't. It's the beginningbeginningSbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningSeginningbeginningSbeginningbeginningbeginning
beginning.beginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginning
beginning.beginninAbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningAbeginningbeginningAbeginningbeginningbeginningbeginning
beginning.beginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginninYbeginningbeginningbeginningbeginning
beginning.beginningYbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningYbeginningbeginning
beginning.beginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginningbeginning
Taka, co do dziś nie ujawniła się ze swoim elaboratem o płycie Invincible wrote:I pozwolę sobie wrócić jeszcze do kwestii Maverick vs Reszta Świata ;) - kaemie, Invincible nie ma nic wspólnego z radosnym świergoleniem, jest bolesną próbą pokazania radosnej strony pokiereszowanego artysty, i to czuć tam w każdej nucie, mocniej niż na wojującej HIStory, z jej domykającym "Smile". Koncept Invincible kojarzy mi się z gumą Shock, która przy pierwszym kontakcie delikatnie pieści język, by przy wgryzieniu się w nią sparaliżować kwaśnym, intensywnym syropem.
Na zakończenie...
ula wrote:Może i jestem crazy, bo lubię to co lubię, a wcale nie muszę lubić tego co inni.
To w tej rozgrywce pojawiło się pudło jako synonim podium- mamy kolejne forumowe hasełko. I, jak widzę, po tej zabawie wielu dostrzegło piosenkę Eaten Alive. Dzięki Pank za best of. Kropek jednak starczyło (praca Panka było duża- ma klawiaturę bez kropki- serio serio). Fajnie się na Tobie wywiera delikatną presję, jako że ze skutkiem pozytywnym. Teraz czas na Tiger Lilly i siadeh_
. Jak ktoś chce się dołączyć, to zapraszam.
Co do wyników, jestem zaskoczony paroma jego efektami. I'm In Love Again na pewno nie jest wg mnie najsłabsze; Don't Let A Woman, Just Friends, Who's Right Who's Wrong, Just Friends i Save Me cenię bardziej, a Hold My Hand, We Be Ballin', State Of Shock z Mercurym i This Is It mniej. Zabrakło All I Do, lepszego kawałka myślę od Get It- nawet jak Michaela mniej. Zaskoczyła mnie niska pozycja Why, a myślałem że ten słodziak może być pupilkiem wielu. Nie był.
No i... Gangsta na prezydenta!


Co do wyników, jestem zaskoczony paroma jego efektami. I'm In Love Again na pewno nie jest wg mnie najsłabsze; Don't Let A Woman, Just Friends, Who's Right Who's Wrong, Just Friends i Save Me cenię bardziej, a Hold My Hand, We Be Ballin', State Of Shock z Mercurym i This Is It mniej. Zabrakło All I Do, lepszego kawałka myślę od Get It- nawet jak Michaela mniej. Zaskoczyła mnie niska pozycja Why, a myślałem że ten słodziak może być pupilkiem wielu. Nie był.
No i... Gangsta na prezydenta!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you