Nie pamietam kiedy pierwszy raz uslyszalam o M.Jacksonie,mialam 5 lat gdy wyszedl album Thriller.Z tego okresu pamietam jedynie czerwona kurtke i moonwalk.

Wiecej wspomnien mam z okresu Bad (ciagle spiewalam Billie Jean, choc to z Thrillera) i Smooth Criminal i wszyscy dookola mieli mnie dosc.Troche pozniej, juz w czasie Dangerous, wiec poczatek moich nastoletnich fascynacji, MJ byl juz mega gwiazda.To wtedy powstala moja ulubiona piosenka Give in to me i zaczely sie zmieniac moje muzyczne gusta.Zawladnely mna totalnie "klimaty"prosto z Seattle, czyli Nirvana, Pearl jam, Soundgarden itp.
Coz , nie zasluguje na miano wiernej fanki MJ i chyba bym sie tak nie nazwala. Po prostu lubie jego muzyke,mam ogromny sentyment do niego , jako artysty i wspanialego czlowieka.
Smierc MJ wywolala u mnie uczucie ogromnej straty i wewnetrznej pustki i do dzis ciezko mi sie pozbierac.
