Michael, "ofiarą" Duchownych...

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Tancerka
Posty: 9
Rejestracja: sob, 18 cze 2005, 20:09
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Michael, "ofiarą" Duchownych...

Post autor: Tancerka »

Wiem, że rzadko udzielam się na tym forum, co nie wyklucza mojej stałej, choć co prawda - biernej obecności.
I oto zdarzyła się rzecz, która nareszcie pozwala mi na napisanie czegoś istotnego (moje poprzednie uwagi warte są jedynie przemilczenia, zdaję sobie sprawę).

Otóż, tydzień temu znajomi zdali mi relacje ze Mszy św., na której to, ksiądz użył słów (cytuję):
„Nie ważne jest, jak mocno Michael Jackosn wierzy w Boga, i oddaje mu cześć.
Prawda największa wie, że Bóg wcale nie musi odwzajemniać tych uczuć...”

I tak mówi osoba, służąca Bogu? sprawiedliwości?
I to wg. instytucji, zwanej Kościołem - nazywa się ''obiektywność'' - nie wyrażanie jakiejkolwiek opinii bez posiadania odpowiednich dowodów i uprawnień do tego, by móc osądzać?...

To mnie kompletnie rozbroiło.
Wiecie, coraz częściej zadaję sobie pytanie - czy to wszystko ma jakikolwiek sens...?
- Poddawanie się wszelkim twierdzeniom i założeniom religijnym,
skoro ich przedstawiciele, sami nie do końca rozumieją istoty i przesłania własnego wyznania.
Wyobraźcie sobie, co pomyślą dewoty, które bacznie wysłuchały słów swojego 'guru' – księdza.
Oczywiście, bezwzględnie pokierują się nimi, choćby nie wiadomo jak były sprzeczne z ich własnymi przekonaniami. I z pewnością stało się tak, także w tym przypadku.
„Ksiądz mówi źle o Michael’u Jackson’ie. Na pewno ma racje – w końcu jest natchniony przez Boga. Powinniśmy więc kierować się tym samym.”
- nie jeden człowiek, będący na ów Mszy, mógł tak właśnie pomyśleć...

I to mnie przeraża.

To nie jest jedyny wzgląd, który skłonił mnie do takiego myślenia - jest jeszcze kilka spraw...
Nie będę jednak o nich tutaj mówić,
bo nie jest to forum religijne - ale forum o Michael’u.
Chciałam się tym jednym (najważniejszym) z wami podzielić...

Nie odbierzcie tego w taki sposób, że nakłaniam kogoś do porzucenia wiary, nie!
Zastanówmy się jednak, czy ma 'ona' jakiekolwiek prawo przysłaniać nam
inne - własne rozumowanie, i pojmowanie aspektów życia.

Jestem osobą wierzącą,
nie wiem jednak czy kiedykolwiek jeszcze, z własnej woli będę skłonna znaleźć się w tym jednym, konkretnym miejscu,
w którym publicznie oczernia się osoby, które szczerze kocham...

Nie sądzę.
***

Może uznacie,
że bez sensu w ogóle o tym piszę,
w porządku – macie do tego absolutne prawo;
Niemniej jednak czekam na wszelkie opinie.

trzymajcie się
Ooo, You make me live now, Michael...
Awatar użytkownika
M.Dż.*
V.I.P.
Posty: 2792
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 11:50
Lokalizacja: gdzieś z Polski

Post autor: M.Dż.* »

Droga Tancerko, :-)
To szokujące co napisałaś, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, to nie jest coś co powinno odbierać Ci sen.
Ksiądz jest jedynie człowiekiem i tak samo, jak każdy z nas, bywa nieuczciwy, bywa zazdrosny, butny, grzeszny.
Ksiądz, jako kapłan, sługa Boży powinien z założenia być czysty, jak łza.
A jednak.... rzadko kiedy, tak naprawdę jest.
Kapłani prawdziwi, kochający wszystkich i szerzący dobro, to jedynie nikły procencik ogółu kleryków.
Sądzę, że to dlatego, że kapłani często przedkładają siebie, jako ludzi mających władzę nad wiernymi, ponad to, do jakiego zadania zostali powołani na swoje stanowisko.
Po prostu- ulegają pokusom ludzkim, chociaż z założenia nie miało tak być.
I naprawdę nie wiem, dlaczego kościół jest tak bardzo zdziwiony kryzysem wśród wiernych.
Osobiście, przestałam chodzić do kościoła w dniu, kiedy ksiądz na mszy dla młodzieży, pouczał, na kogo należy głosować w wyborach. Wtedy stwierdziłam, że przekroczył granicę, której, jako ksiądz przekroczyć nigdy nie powiniem.
Historia, którą przytoczyłaś, to kolejny tego typu przykład.
Potraktuj go, proszę, jako wypowiedź zagubionego człowieka, który na dodatek (o zgrozo!) nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego grzechu.
To nie jest wypowiedź kapłana….

Kasia_myśląca_o_emigracji_z_ukochanego_kraju.... :surrender:
"Everywhere I go
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Re: Michael, "ofiarą" Duchownych...

Post autor: SUNrise »

Tancerka pisze:Wiecie, coraz częściej zadaję sobie pytanie - czy to wszystko ma jakikolwiek sens...?
- Poddawanie się wszelkim twierdzeniom i założeniom religijnym,
skoro ich przedstawiciele, sami nie do końca rozumieją istoty i przesłania własnego wyznania.
Dlatego właśnie uważam że religia (=kościół) jest wrogiem Boga. Myślę, że Bogu zależy przede wszystkim na sercu i duszy. Religia każda jedna za bardzo wdaje się w szczegóły, tak jak w tej historii, kiedy Jezus spotyka się z dwoma siostrami. Jedna rozbija flakon z olejkiem i namaszcza Mu głowę. Ten olejek można użyć tylko raz w życiu, i ona go od razu rozbija. A ta druga krzyczy do niej cos w sensie: "To idiotyczne! Po co to robisz?" i idzie zmywać naczynia. Jezus mówi jej: "Tak bardzo obchodzą cię rzeczy nieistotne?". I wydaje mi się, że to jest właśnie to - zmywanie naczyń, chodzenie na klęczkach wokół obrazu świętego, wysłuchiwanie kazań księdza. A to jest kompletnie nieważne. Fundamentalizm na serio mnie przeraża, bo niesie ze sobą ten stary pomysł, że czyjeś dobre uczynki mogą załatwić wstęp do Królestwa Niebieskiego. Jeśli wiodę spokojne życie, wstaję wcześnie rano, biorę zimny prysznic, idę do kościoła, biczuję się dwa razy dziennie i pomagam staruszce przejść przez jezdnię, to wtedy pójdę do nieba. A to są totalne bzdety. Po prostu nie wierzę, że Bóg, który stworzył tak niesamowicie skomplikowany wszechświat, mógłby myśleć w taki sposób. Wyznaję, że wszystko jest dane za darmo. To łączy mnie z tymi, których spotkałam chociażby ostatnio w Indiach czy Nepalu, byli to ludzie którzy przyjechali z Europy, zupełnie samotnie, by tam poszukać Boga i którzy mówią, że tam narodzili się na nowo, czy jak to nazywają. Przyjechali by odciąć się od kościołów, od tego co mówią księża, od świata Zachodu i odszukać Boga samego w sobie.
Co martwi mnie w religii, to jej interesowność. Moja wiara opiera się na czuciu, zmysłach, instynkcie. Nazywam siebie chrześcijanką, po prostu chrześcijanką (nie należę do żadnego z odłamów: katolicyzmu, prawosławia, itd. i jestem ich całkowitą przeciwniczką. Te wszystkie kościoły pozakładali ludzie, nie wiem w jakim celu? To wniosło w nasze życie więcej zła niż dobra. Wojny religijne chociazby w Irlandii pomiedzy protestantami a katolikami...po co to? I co to do chole.y ma wspólnego z Bogiem? Ja odcinam się od kościołów jak tylko mogę.) Poza tym uważam, że tak naprawdę wszyscy modlimy się do tego samego Boga: chrześcijanie, muzułmanie, judaiści - mamy tego samego Boga. Może (co do mojej wiary) nie mam wszystkiego idealnie poukładanego, czy coś w tym stylu, bo ciągle mam tak wiele pytań, ale wiem że jest Bóg i że to prawda. Więcej czuję niż wiem. Kiedyś ktoś mi powiedział, że ta moja wiara to taka trochę ślepa czy naiwna. Postawa typu: nie wiem za bardzo dlaczego, ale idę... ale nie, nie wydaje mi się żeby to tak było.
Żyjemy w wyjątkowych czasach. Jeszcze nigdy w historii naszej cywilizacji (w cywilizacji Zachodu) ludzie w tak radykalny sposób nie odrzucili duchowości i Boga. My teraz tego doświadczamy. To się dzieje. Nigdy wcześniej tak nie było. Ludzie czcili nawet gwiazdy i księżyc. My (większość księży również!) oddajemy cześć pieniądzom. Okropna sprawa. Jesteś zdrowy, masz prace, masz samochód, masz telewizor i pieniądze na wakacje. Niektórzy zachowują się tak, jakby nie potrzebowali już niczego więcej. :smutek: . Poza tym dzień za dniem płynie tak szybko, że ludzie nie mają czasu na myślenie. Żeby wierzyć trzeba mieć jeszcze czas na to żeby się czasem nad pewnymi sprawami zastanowić. Nie w sensie, żeby chodzić co dzień do kościoła i słuchać co jakiś ksiądz z ambony wygłasza. tylko żeby w skupieniu w towarzystwie samego siebie zajrzeć w głąb i pozastanawiać się, zadać sobie pytania i spróbowac znależc na nie odpowiedzi tak modlił się np. Jan Paweł II.
Nawiązując do braku czasu... zachowanie wiary jest teraz o wiele większym wyzwaniem, niż ileś tam lat temu. Jest tyle spraw. Trudno jest więc w tym wszystkim wytrwać. Dziś wiara to rodzaj postanowienia, mówisz sobie, że się nie poddasz, że będziesz się trzymać przekonań, które przekraczają logiczne myślenie, dorosły sposób myślenia. Bo żeby mówić o Bogu albo w niego wierzyć potrzeba trochę trzymać się dziecięcego sposobu patrzenia na świat. Tak jak Michael, który napisał kiedyś, w którymś ze swoich wierszy
"Patrzyłem na nocne niebo i ujrzałem gwiazdy tak ogromnie blisko, jak gdyby moja babcia je dla mnie zrobiła. "Jakie głębokie, jakie wspaniałe", pomyślałem. W tym momencie zobaczyłem Boga w Jego tworach. Równie dobrze mogłem zobaczyć Ją w pięknie tęczy, wdzięku sarny skaczącej po łące, prawdzie pocałunku ojca"

I to jest właśnie to. Żeby pojąć prawdziwą istotę tego kim jest Bóg trzeba patrzeć na Niego właśnie w taki sposób. Bardzo chciałabym kiedyś porozmawiać z MJ na ten temat, bo wydaje mi się, że on ma wiele ciekawych przemyśleń na temat postrzegania Boga.

Dlatego nie zawracaj sobie głowy jakimś księdzem. Bóg to Bóg. A ksiądz to ksiądz, który pewnie jak wszyscy naoglądał się za dużo telewizji i później zamiast mówić na kazaniach o tym co istotne, dawać ludziom "odpowiednie" wskazówki co do wiary, do życia, to wygłasza jakieś prostackie teksty o Michaelu Jacksonie, albo polityce czyli rzeczach, które nie mają nic wspólnego z właściwym celem jego "działalności". Ja w życiu od katolickich księży też sporo tekstów "poniżej pasa" słyszałam, odnośnie jego operacji, długich włosów, koloru skóry itd. :surrender:
ObrazekObrazek
ODPOWIEDZ