
Nigdy nie byłam największą fanką Michaela, ale był on zawsze obecny w moim życiu. Najważniejsze było to, że On zawsze był. Teraz, gdy Go zabrakło, tak naprawdę nie ma czym wypełnić tej pustki. Od Jego śmierci chodzę jak zombie i co rusz łzy jak grochy mi lecą - a to na widok teledysku, wzmiankę, czy cokolwiek związanego z Michaelem. Mój mąż patrzy się na mnie z politowaniem, a ja kryję się po kątach. Myślałam, że takiej starej już nic nie ruszy, a jednak bardzo się pomyliłam.
Jak na razie jedynym pocieszeniem dla mnie jest to forum.
Pozdrawiam Was wszystkich.