Mam na imię Agnieszka. Pamiętam, że muzyka Michaela Jacksona zawsze w jakimś stopniu była obecna w moim domu, tak jak w wielu innych z pewnością. Moje zainteresowanie jego osobą rodziło się stopniowo. Zaczęło się chyba wtedy, kiedy kilka lat temu usłyszałam, jak mój tata słuchał Heal The World. Odtąd każdego popołudnia, kiedy rodzice byli jeszcze w pracy brałam płytę, włączałam tę piosenkę i śpiewałam. Jego utwory co jakiś czas się gdzieś koło mnie przewijały, lubiłam go słuchać, ale jakoś strasznie za nim nie szalałam. Pamiętam głównie skandale z nim w roli głównej, to że często pojawiał się w gazetach, w telewizji. Pamiętam jak pewnego dnia natknęłam się na filmik jakiegoś koncertu Michaela na youtube. Nie będąc jeszcze jego fanką popłakałam się widząc tłum ludzi, mdlejące, płaczące ze szczęścia fanki oraz jego na scenie, taniec, głos. Wtedy się zaczęło. Wieczorami siadałam do komputera i z ciekawości, a może też z nudów czytałam jego życiorysy, ciekawostki, oglądałam teledyski. Jest tego tak dużo, że nie sposób wszystkiego ogarnąć.
Na prawie wszystkich osiemnastkach, na których dotąd byłam oprócz fali muzyki techno i hip hop znajdzie się conajmniej jeden hit Michaela Jacksona, najczęściej Billie Jean, który wywołuje największy pisk na parkiecie.
Ostatecznie uważam się za jego fankę, ale wciąż pogłębiam wiedzę na jego temat.
I kurcze nie wiedziałam, że jest coś takiego jak mjpolishteam, do tej pory ograniczałam się do grona.
O matko, skończyłam wreszcie.
