kaem pisze: jakby to nie za rok, a teraz 30-tka stuknęła(...)
Ekhm... Krzysztofie wpędzasz mnie w kompleksy. Chyba powinnam usunąć dane w swoim profilu...
Samodokopywanie to potężna część ludzkiej natury. Musimy się czasem popieścić prądem - tylko po to, żeby normalnie funkcjonować... Dziwne, a jednak prawdziwe! Pytasz jak jest u nas, więc podziele się swoimi refleksjami... Spać mi się nie chce... bo i pora idealna do rozmyślań... Zbyt głęboka cisza pozwalająca usłyszeć szelest własnych myśli... Strumień światła leniwie sączący się z nocnej lampki wprost na blat biurka. To sygnały ostrzegawcze przed sztormem... Zapala się czerwona żarówka... Fala nadciąga...
Nastrój "trójącego bluszczu" łapie mnie aż nazbyt często. Trudno go wyczuć kiedy kiełkuje - Wydaje się być niegroźny...
Rośnie szybko, skubaniec - nagle Cię oplata, trzyma i ściska tak mocno, aż dech zapiera! Każdy ruch, dzwięk, myślenie, każdy oddech boli!
Ukojenie w pustce...
To, że miewam takie stany dziwne nie jest. Moje rozbujanie emocjonalne mnie nie zaskakuje... Zawsze taka byłam. Nadwrażliwa. Nienormalna. Niepokorna. Napiętnowana od dnia przednarodzin... Powinnam być sierpniowa. Jestem czerwcowa. Czy ktoś potrafi mi wyjaśnić, po co do cholery tak uparcie się na ten świat pchałam, bo dziś u progu "trzydziestki" nadal tego nie wiem... Nie wiem wielu rzeczy... Przeraża mnie wizja życia... Śmierci jeszcze bardziej... Tchórzostwo...??
Bywa, że apatia i zrezygnowanie rzuca mi się do gardła wraz z nadejściem wiosny... Może to przesilenie? Przyroda budzi się do życia, a w mojej głowie czarne tulipany... Kwitną, uciskają niczym nowotwór i bolą...
Pod płaszczykiem lekkości, pozorem niewinności, pod maską kłującego poczucia humoru, topię swój smutek w strumieniach ciemnych myśli - o cierpkim, bliżej nie określonym smaku... Dopasowując się do oczekiwań innych, lekceważę własne potrzeby... Obserwuję świat stojąc na rozdrożu... Zawieszona gdzieś pomiędzy...
Odjazd... Powrót... Powitanie... Pożegnanie...
Łza osuszona śmiechem... i śmiech przez łzy...
Wariujący kompas w kieszeni...
Towarzysze mych dziecięcych zabaw podorastali /zakładając, że w ogóle kiedykolwiek istnieli... / Mają rodzinę, pracę, plany... Przyjaciółka alienacja obraziła się śmiertelnie dawno temu... Nie chce mi dawać schronienia, choć czułam się z nią bezpieczna... Nienaruszalna, niemal święta... Trzeba się szarpnąć z życiem za bary. Wyboru brak. Czy tak wygląda przejaw dojrzałości...??
Nie mam nic... tylko ten zepsuty kompas... Furkoczący w głowie wiatraczek... Bomba zegarowa... Flustracja... Szatkuje mi myśli... Znów boli... Narasta strachem...
Wszyscy boją się jutra, jest niepewne, obce... Czy warto zatem upierać się przy dzisiaj? Ciągnąć je kurczowo, jak malec spódnicę matki?
Dzisiaj to słodkie winogrona z pestkami goryczy. Wyschną na rodzynki. Zostanie wspomnienie... Wczoraj...
Jutro przeraża, ale też intryguje, zaciekawia, podnieca... Odbicie ludzkiej natury w lustrze... Nikt nie wie co jest za górą, póki nie zdobędzie szczytu!
Kilka kamieni się obsunie... Spadnie lawina... Możliwe...
Siniak... Draśnięcie... Ból... Huk... Znowu ból...
Być może...
Euforia! Krzyk! Spełnienie!
... i znowu niepewność przed kolejną górą.
Urywany, szybki oddech... Oszalały puls... Woń potu... obłęd!
Podtrzymywanie na barkach sklepienia daje fałszywe poczucie władzy. Choć ciąży, łechcze próżność... Przeraża degradacja do beznogiego stworzenia, skoro raz dotknęło się mocy skrzydeł... Akrobacja na linie bez zabezpieczenia... Niemożność zrobienia kroku w tył... Zwis nad krawędzią... Ekstremalny upadek... Rozbita szczęka... Zgrzyt piasku w ustach... Upodlenie... Dusząca świadomość przemijania...
Lubię bawić się słowami, żonglować myślami, emocje podrzucam jak piłkę. Oto ja. Paradoks... bo poetka ze mnie od siedmiu boleści... a jednak czuję i chłonę... Ginę w labiryncie skojarzeń, metafor... Nie potrafiłabym zamknąć ich w klatce! Niech będą wolne!
Czuję, że dotykam tego, co niedozwolone. Bunt daje siłę. Unikam pnączy bluszczu. On nigdy nie przestanie rosnąć. Nigdy się nie zatrzyma. Taką ma misję. Chce żyć, jak wszystko inne we mnie!
Odkryłam swoją przestrzeń... Tylko moją! Pomost równowagi. Muszę ją utrzymać! To czyste miejsce. Pozbawione chwastu, który wciąż tkwi we mnie...
Wyrosło na jego sokach, ale brak w nim brudu. Brak trucizny korzeni. Liście nie są toksyczne, bo pieści je słońce. Taka zależność, afirmacja bytu. KAŻDA ŻYWA istota potrzebuje ciepła - chwast zwany bluszczem także...
Uścisk bluszczu przestaje być przekonujący... Musiał się przestraszyć... Może się zmęczył...? Nie wiem, czy tego chciał... Biedactwo... Nie zdążyłam zapytać... Zapytam kiedy wróci...
Pokruszone kawałki szkła ranią, lecz także odbijają światło... Zupełnie jak słowa. Rozsypane puzzle... Las poplątanych myśli... Ludzie błądzą pozbawieni kompasu... Zbierają do koszyków skrawki, nie mające znaczenia w swym rozbiciu... Doszukują się sensu, nawet gdy nie istnieje... Uparcie i przekornie! Zabawne... jak bardzo są w tym nieporadni i śmieszni zarazem... Jak dzieci... Wmawiano im od zawsze konieczność odkrycia przestrzeni. Tak być musi. Wszystko co ma początek, musi mieć też koniec! Bez bałaganu. Pod linijkę. Całość. Dopiero ona ma wartość. Chaos nie podlega ocenie.
Czary - mary...
Ziarenko prawdy w kłamstwie... Rzeczywistość, czy iluzja... Dzisiaj to piszę. Jutro zapomnę, że tu byłam. Otwarcie trzewii okupie moralnym kacem... lękiem... wstydem... niepewnością... Wszystko bez znaczenia...
Gdyby dla kogoś rytm mego pulsu stanowił niewymierną wartość. Gdyby ktoś ogrzać się pragnął w cieple krwi mojej. Gdyby westchnął kiedyś...
... kiedy bluszcz mnie pokona.
Tylko jeden oddech...
to i tak zbyt wiele!
Dobranoc... (??)
p.s. Mam nadzieję, że nie rozbiłam za bardzo koncepcji tego wątku / chyba powinnam bloga założyć

/
***
Pomaga dopieszczenie własnego ego na rozmaite sposoby:
- zapach i szelest pożółkłych kartek ukochanej książki
- film na dvd / kretyński do granic możliwości /
- ulubiona płyta / choćbyśmy znali ją już na pamięć /
- odrobina czegoś "wyskokowego" / byle w rozsądnych ilościach i nie za często

/
- czekolada, lody i inne "dziwne rzeczy", bez względu na ilość kalorii...
- wspomnienie tego, jak beznadziejne rzeczy się już przechodziło w życiu / zgodnie z zasadą: "Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni" /
- wmawianie sobie uparcie, że gorzej nie będzie, gdyż może być TYLKO lepiej
- "Mały Książę" podziwiał zachody słońca / na mnie też to działa /
- spacer
- długa ciepła, odprężająca kąpiel
- aromatyczna herbata
- sen / właśnie co ja tu jeszcze robię...?! /
- rozmowa z bliską osobą
- wtulenie się w kogoś /zastępczo w coś... lub też w psa, bądź kota... /
- płacz / nie tłumcie emocji. Krzyczcie! Płaczcie! Piszcie pokręcone posty na forum, jeśli tylko przyniesie Wam to ulgę... /
- zrobienie czegokolwiek, co od zawsze niezawodnie sprawiało Wam radość!
Z dedykacją dla mojej MJówczej rodziny
Bezsenna_Lika / tuż przed wysłaniem tego posta mój umysł zanotował 3:27 i nadal nie chce mi się spać... /