ekshibicjonizm ubrany w słowa
ekshibicjonizm ubrany w słowa
Niby wiosna, a mnie ogarnia ogólna irytacja. Jakieś takie samodokopywanie, jakby to nie za rok, a teraz 30-tka stuknęła. I nawet nie to, że nie ma tego co być miało, a że się wciąż licho zapowiada. Za często włącza się ta sama płyta. Fajny jesteś, ale my cię nie potrzebujemy. Jesteś świetny, poradzisz sobie. Powodzenia!
Idziesz, robisz dalej swoje. Może coś na własny rachunek. Ale znów podobna płyta. Nieno, w sumie nieźle ci idzie. Nawet nawet. no ale... Ale próbuj. Na pewno Ci się uda. Jesteś dobry w tym co robisz. Wierzę w Ciebie. No to pa!
A ten mały Hitlerek w tobie tylko na to czeka. I leci z tymi swoimi dopieprzającymi komunałami, które przyjmujesz jak promienie słoneczne na plaży. Nie dziwić się że piecze.
Idę szukać dobrego anioła w sobie, co by był silniejszy w gębie od Hitlerka.
Bo w końcu tej wiosny nie tylko zimne wiatry, ale i ciepło słońca w powietrzu obecne jest.
Idziesz, robisz dalej swoje. Może coś na własny rachunek. Ale znów podobna płyta. Nieno, w sumie nieźle ci idzie. Nawet nawet. no ale... Ale próbuj. Na pewno Ci się uda. Jesteś dobry w tym co robisz. Wierzę w Ciebie. No to pa!
A ten mały Hitlerek w tobie tylko na to czeka. I leci z tymi swoimi dopieprzającymi komunałami, które przyjmujesz jak promienie słoneczne na plaży. Nie dziwić się że piecze.
Idę szukać dobrego anioła w sobie, co by był silniejszy w gębie od Hitlerka.
Bo w końcu tej wiosny nie tylko zimne wiatry, ale i ciepło słońca w powietrzu obecne jest.
Ostatnio zmieniony wt, 27 sty 2009, 8:54 przez kaem, łącznie zmieniany 2 razy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Ja myślę ze z imprezą to to ma niewiele wspólnego...
Krzysiu: Fajny jestes i ja Cię np. potrzebuje...
wiem, ze to prawdopodobnie nie ma zadnego znaczenia, ale bez swiadomości Twego istnienia byłoby mi znacznie gorzej. Wiem też, ze - i to już niemal pewne- bez swiadomości mego istnienia Tobie byłoby chwilami łatwiej, bo ja podła jedza jestem, ale...
Tak czy inaczej: "Głowa do góry!". Nie wszystko idzie tak, jak byśmy chcieli, ale z perspektywy czasu dopiero będziesz wiedział, jak to w tym 2007 było naprawdę. Czasem wydaje sie, ze nic tylko w łeb se strzelić, bo "wiosna za zimna (ewentualnie za ciepła), lody za mało truskawkowe, czekoladowe, śmietankowe...po prostu lodowe, zieleń za mało zielona, a ludzie...a ch*j z ludźmi!", ale ostatecznie grzejesz gębę na słońcu, aż Ci sie ta gęba sama śmiać zaczyna, nawet sie czasem ukradkiem do jakiegos ludzia usmiechniesz... i znowu w sercu maj
Uściski!
...pzdr
siadeh_łódzka_wampirzyca
Krzysiu: Fajny jestes i ja Cię np. potrzebuje...

Tak czy inaczej: "Głowa do góry!". Nie wszystko idzie tak, jak byśmy chcieli, ale z perspektywy czasu dopiero będziesz wiedział, jak to w tym 2007 było naprawdę. Czasem wydaje sie, ze nic tylko w łeb se strzelić, bo "wiosna za zimna (ewentualnie za ciepła), lody za mało truskawkowe, czekoladowe, śmietankowe...po prostu lodowe, zieleń za mało zielona, a ludzie...a ch*j z ludźmi!", ale ostatecznie grzejesz gębę na słońcu, aż Ci sie ta gęba sama śmiać zaczyna, nawet sie czasem ukradkiem do jakiegos ludzia usmiechniesz... i znowu w sercu maj

Uściski!

...pzdr
siadeh_łódzka_wampirzyca
"Look at my avatar and tell me once again:
are you sure that I'm wrong?"
* * *
MICHAEL JACKSON 1958-2009
are you sure that I'm wrong?"
* * *
MICHAEL JACKSON 1958-2009
Twoje opisy na gg ostatnio są mało krzepiące, więc chyba nie jestem sam... Jakkolwiek, dzięki za posta. Też Twoja obecność tu na Ziemi jest dla mnie nie bez znaczenia. By the way, świetne zdjęcia w stopce.
Wiesz, jestem w momencie w swoim życiu, gdzie żadna praca mnie nie 3ma, żadna osoba tu nie jest na tyle wiążąca, by zostać. 5 lat minęło, wiele się podziało i okazuje się, że ostatnio słyszę wszędzie pa! Na początku, gdy to zobaczyłem, pojawił się lęk. Bo czas na zmianę. Później pojawiła się radość. Wolność! Mogę jutro pojechać nawet do Suwałk i wybierać, wybierać, wybierać. A teraz pojawia się smutek. Zobaczyłem drugą stronę wolności. Nikt mnie nie chce. Nikt nie zatrzymuje.
Wiem, że pod spodem to sygnał, że czas spróbować nowego, czas się rozwijać, ale nie tu, to ma być gdzieś tam. Może w tych Suwałkach. Wiem to, ale smutek jest. I opór przed odejściem. Gdzieś w sobie szukam ukojenia, ale Hitlerek teraz domnuje.
Dałem sobie przed chwilą prezent. Spacer i zrobienie czegoś, czego wcześniej nigdy w ten sposób nie robiłem. Zadbałem inaczej o swoje ciało. Trochę lepiej się zrobiło. Anioł mówi nieśmiało jest dobrze.
Ale to ja, a jak Wy? Nie chodzi mi o dział wsparcia dla kaema. Jak Wam się dzieje? Macie podobnie?
Wiesz, jestem w momencie w swoim życiu, gdzie żadna praca mnie nie 3ma, żadna osoba tu nie jest na tyle wiążąca, by zostać. 5 lat minęło, wiele się podziało i okazuje się, że ostatnio słyszę wszędzie pa! Na początku, gdy to zobaczyłem, pojawił się lęk. Bo czas na zmianę. Później pojawiła się radość. Wolność! Mogę jutro pojechać nawet do Suwałk i wybierać, wybierać, wybierać. A teraz pojawia się smutek. Zobaczyłem drugą stronę wolności. Nikt mnie nie chce. Nikt nie zatrzymuje.
Wiem, że pod spodem to sygnał, że czas spróbować nowego, czas się rozwijać, ale nie tu, to ma być gdzieś tam. Może w tych Suwałkach. Wiem to, ale smutek jest. I opór przed odejściem. Gdzieś w sobie szukam ukojenia, ale Hitlerek teraz domnuje.
Dałem sobie przed chwilą prezent. Spacer i zrobienie czegoś, czego wcześniej nigdy w ten sposób nie robiłem. Zadbałem inaczej o swoje ciało. Trochę lepiej się zrobiło. Anioł mówi nieśmiało jest dobrze.
Ale to ja, a jak Wy? Nie chodzi mi o dział wsparcia dla kaema. Jak Wam się dzieje? Macie podobnie?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Moje opisy sa mało krzepiące? Hm...a wiesz , ze tak o tym nie myslałam. To chyba dlatego, ze mam teraz taki okres w życiu, kiedy wreszcie jestem sobą i wreszcie patrze na świat pozytywnie. Nie to, żebym była jakaś wielce szczęśliwa (proza życia bardzo umiejętnie podcina skrzydła idealistom), ale jest dobrze...kaem pisze:Twoje opisy na gg ostatnio są mało krzepiące, więc chyba nie jestem sam...
Proszękaem pisze:Jakkolwiek, dzięki za posta.

Dziekujękaem pisze:By the way, świetne zdjęcia w stopce.

Kiedy człowiek staje przed wyborem : "stare problemy" vs. "nowe problemy" to zawsze wydawać się będzie, ze wszystko przemawia za tym, żeby zostać przy starych. Te się przynajmniej zna. Zna aż do znudzenia. Ale bez ryzyka nie ma sie nic poza tymi starymi problemami, wiecznie tym samym widokiem za oknem, tym samy wkurzającym sąsiadem i jego sikającym nam pod drzwiami psem. Jeśli sie ma możliwość zmian to trzeba wyjść im naprzeciw. Zwłaszcza jeśli w życiu nie masz jeszcze poukładane... gdybyś miał nie byłoby tematu BTWkaem pisze:Ale to ja, a jak Wy? Nie chodzi mi o dział wsparcia dla kaema. Jak Wam się dzieje? Macie podobnie?

Skoro TU nie jest dobrze, to TAM bedzie tak samo, albo lepiej. Warto sprawdzić. Nie mozna tkwic w jednym miejscu...a moze sie okazac, ze po wędrówce trafisz w to miejsce , z którego wyszedłeś, ale bedzie ono po stokroć lepsze niż wtedy gdy się z nim żegnałes? Ja tak mialam...
Zawsze bardziej żałujemy, ze czegoś nie zrobiliśmy, niż , ze coś zrobilismy ...wobec tego: RUSZAJ NA PODBÓJ SWIATA!

...a jak masz taki czas, kiedy nie wiesz co ze soba zrobic to polecam wykorzystac pogode: usiąść na parapecie (albo balkonie, zalezy gdzie więcej słońca


...pzdr
siadeh_psycho_
"Look at my avatar and tell me once again:
are you sure that I'm wrong?"
* * *
MICHAEL JACKSON 1958-2009
are you sure that I'm wrong?"
* * *
MICHAEL JACKSON 1958-2009
Napisze cos diabelsko banalnego: To Cie wzmocni. Moze nie doswiadczylam w zyciu jeszcze wszystkiego, ale dostalo juz mi sie troche karuzeli emocjonalnych. Jedna to sobie nawet sama zafundowalam, ponoc realizujac wlasne marzenia i dazenia. O tym, ze nimi byly przypomnialam sobie dopiero po 3 miesiacach ogromnego bolu, ktory mnie zzeral. A zzeral mnie glownie z samotnosci. Z poczucia braku przynaleznosci. Do czegokolwiek.....
Teraz tak sobie patrze na te pol roku wstecz i znow .... juz[/i ] mnie to nie dotyczy. Okazalo sie, ze to bylo takie blahe. A wtedy bylo tak wszechogarniajace....
Nie wiem jak to brzmi dla ludzi, ale ja czasem lubie sie zameczac. Czuc ogromna pustke na wlasne zyczenie i faszerowac sie melancholia. Poplakac, pokrzyczec. Czesto wtedy nie potrafie. A potem znow sie zameczam..... i w koncu... ukradkiem.... stan przemija. Juz go nie ma.
Wszystko jest relatywne. Osobiscie mam swoje czarne dni, kiedy swiat sie wali. Potem z innej perspektywy znow jest ok. A wszystko mnie po prostu, banalnie, najzwyczajniej .... wzmocnilo.
Przynajmniej wiesz, jak sobie pomoc
Potraktuj sie jak nalezy, zrob cos co zawsze przynosi radosc. I rob to czesciej na przyszlosc.

Teraz tak sobie patrze na te pol roku wstecz i znow .... juz[/i ] mnie to nie dotyczy. Okazalo sie, ze to bylo takie blahe. A wtedy bylo tak wszechogarniajace....
Nie wiem jak to brzmi dla ludzi, ale ja czasem lubie sie zameczac. Czuc ogromna pustke na wlasne zyczenie i faszerowac sie melancholia. Poplakac, pokrzyczec. Czesto wtedy nie potrafie. A potem znow sie zameczam..... i w koncu... ukradkiem.... stan przemija. Juz go nie ma.
Wszystko jest relatywne. Osobiscie mam swoje czarne dni, kiedy swiat sie wali. Potem z innej perspektywy znow jest ok. A wszystko mnie po prostu, banalnie, najzwyczajniej .... wzmocnilo.
Przynajmniej wiesz, jak sobie pomoc


Przeczytaj "Wszystko Czerwone" ja nie rozumiem dlaczego Kinia nie reklamuje TEJ ksiazki Chmielewskiej, mimo, ze tytuł powinien być jej znacznie blizszy od jakiegos tam "Lesia" :] Ksiazka jest tak napisana, ze przynajmniej mnie rozbawia do łez nawet w stanach największej melancholii.siadeh_ pisze: zanurzyc sie w lekturę jakiejs powiesci Chmielewskiej..."Lesio" sprawdza sie wysmienicie na parapecie
...pzdr
siadeh_psycho_[/color]
Jeśli nie będziesz miłował, nie będziesz żył;
jeśli naprawdę i konsekwentnie ukochasz,
zabiją cię.
~Herbert McCabe
jeśli naprawdę i konsekwentnie ukochasz,
zabiją cię.
~Herbert McCabe
Ja mam dosłownie tak samo.Sam lubię siebie faszerować smutkiem i wymyslaniem co rusz nowych rzeczy które maja mnie dołowac.To troche dziwne dlaczego sami siebie wprowadzamy w taki nastrój i sprawiamy ze czujemy sie podle.Ja na dodatek uwielbiam wymyślać sobie różne choroby(a chory to juz chyba byłem na wszystko).Hipochondrykiem jednak nie ejstem bo jak mi lekarz powie ze nic mi nie dolega to wierze w to i nerw odpływa z kolei hipochondryk dalej tkwii w przekonaniu ze jednak jest chory.Nie wiem dlaczego wymyslam sobie te choroby.....w ogóle to panikarz jestem nie z tey ziemi.Dla mnie każde osłabienei,złe samopoczucie to juz praktycznie mam przed oczyma śmierć.Meczące prawda? Ja to wiem na pewno jaki to ból ale przecież mam go na własne zyczenie.thewiz pisze:Nie wiem jak to brzmi dla ludzi, ale ja czasem lubie sie zameczac. Czuc ogromna pustke na wlasne zyczenie i faszerowac sie melancholia. Poplakac, pokrzyczec. Czesto wtedy nie potrafie. A potem znow sie zameczam..... i w koncu... ukradkiem.... stan przemija. Juz go nie ma.
Ogólnie to czesto popadam w doły...czasem anwet jakby przed stany deprechy....choc tey jeszcze nigdy nie miałem.Ja chyba naprawde lubie sam sobie wmawiac jakei to zycie jest okropne itp.
Wydawać by sie mogło ze nudziarz ze mnie niesłychany i wiecznie przymulony człowiek........nic bardziej mylnego bo moje wahania nastroju sa tak drastyczne ze sam nie potrafie ich ogarnąć.Na ogół jestem dowcipny,zabawny i sam rozweselam ludzi czy to w pracy,czy na dyskotece itp i za takiego pociesznego raczej człowieka tez mnie ludzie uważają.
Wiec skąd ta skłonność do pastwienai sie and swoja psycha??Tu by chyba był potrzebny psychiatra bo sam tego wytłumaczyc nie potrafie.
Dziś np w dzień miałem humor wprost idelany a teraz jak to pisze moja euforia jest równa zeru i niczym sie ma do humoru który oigarniał mnie w dzień.
Najlepsze w tymw szystkim ejst chyba to ze te przyziemne humory nie trwają wiecznie i mam czas równeiz na to by czuc sie najszcześliwsza osoba na świecie.Pozdrawiam .

No własnie tez się kiedyś nad tym zastanawiałam, skąd się to bierze i dlaczego. Kurzce, jak ja sobie jakąś ponurą historię stworzę i do tego smętny klimacik zrobię, to koniec. do tej pory pamiętam jak sobie raz puściłam do tego Bacha to tak się wkręciłam, że myślałam że już tak na wieki na łóżku zostanę.Aczkolwiek ostatecznie jednak wstałam :) Wydaje mi się, że takie stany to coś jak szczepionka. W końcu sami sobie wstrzykujemy jakieś drobnoustroje chorobotwórzce, które ostatecznie chronią nas przed tą chorobą. Może takie ponure myśli, wymyślanie złych rzeczy, chorób i tak dalej też ma ostatecznie nam pomóc? Może to jest tak, że jak w myślach przemagluję jakieś złe zdarzenie, to jakby ono faktycznie przyszło /odpukać w klawiaturę/ to by mi było ławiej. Zawsze najgorszy jest pierwszy raz, potem łatwiej. No to ten najgorszy sami sobie fundujemy, coby potem już z górki było.Xscape pisze:Sam lubię siebie faszerować smutkiem i wymyslaniem co rusz nowych rzeczy które maja mnie dołowac.To troche dziwne dlaczego sami siebie wprowadzamy w taki nastrój i sprawiamy ze czujemy sie podle.
Chociaz ja nie za bardzo lubię te mroczne historie, co mi się w mózgu lgną. Na szczęście nie mam tego zbyt częśto, choć to mnie nachodzi falami. Takie tsunami. Są jakies dotacje od Unii Europejskiej na tamy w mózgach dla obywateli? Chętnie zakupię.
Re: ekshibicjonizm po polsku
Ekhm... Krzysztofie wpędzasz mnie w kompleksy. Chyba powinnam usunąć dane w swoim profilu...kaem pisze: jakby to nie za rok, a teraz 30-tka stuknęła(...)

Samodokopywanie to potężna część ludzkiej natury. Musimy się czasem popieścić prądem - tylko po to, żeby normalnie funkcjonować... Dziwne, a jednak prawdziwe! Pytasz jak jest u nas, więc podziele się swoimi refleksjami... Spać mi się nie chce... bo i pora idealna do rozmyślań... Zbyt głęboka cisza pozwalająca usłyszeć szelest własnych myśli... Strumień światła leniwie sączący się z nocnej lampki wprost na blat biurka. To sygnały ostrzegawcze przed sztormem... Zapala się czerwona żarówka... Fala nadciąga...
Nastrój "trójącego bluszczu" łapie mnie aż nazbyt często. Trudno go wyczuć kiedy kiełkuje - Wydaje się być niegroźny...
Rośnie szybko, skubaniec - nagle Cię oplata, trzyma i ściska tak mocno, aż dech zapiera! Każdy ruch, dzwięk, myślenie, każdy oddech boli!
Ukojenie w pustce...
To, że miewam takie stany dziwne nie jest. Moje rozbujanie emocjonalne mnie nie zaskakuje... Zawsze taka byłam. Nadwrażliwa. Nienormalna. Niepokorna. Napiętnowana od dnia przednarodzin... Powinnam być sierpniowa. Jestem czerwcowa. Czy ktoś potrafi mi wyjaśnić, po co do cholery tak uparcie się na ten świat pchałam, bo dziś u progu "trzydziestki" nadal tego nie wiem... Nie wiem wielu rzeczy... Przeraża mnie wizja życia... Śmierci jeszcze bardziej... Tchórzostwo...??
Bywa, że apatia i zrezygnowanie rzuca mi się do gardła wraz z nadejściem wiosny... Może to przesilenie? Przyroda budzi się do życia, a w mojej głowie czarne tulipany... Kwitną, uciskają niczym nowotwór i bolą...
Pod płaszczykiem lekkości, pozorem niewinności, pod maską kłującego poczucia humoru, topię swój smutek w strumieniach ciemnych myśli - o cierpkim, bliżej nie określonym smaku... Dopasowując się do oczekiwań innych, lekceważę własne potrzeby... Obserwuję świat stojąc na rozdrożu... Zawieszona gdzieś pomiędzy...
Odjazd... Powrót... Powitanie... Pożegnanie...
Łza osuszona śmiechem... i śmiech przez łzy...
Wariujący kompas w kieszeni...
Towarzysze mych dziecięcych zabaw podorastali /zakładając, że w ogóle kiedykolwiek istnieli... / Mają rodzinę, pracę, plany... Przyjaciółka alienacja obraziła się śmiertelnie dawno temu... Nie chce mi dawać schronienia, choć czułam się z nią bezpieczna... Nienaruszalna, niemal święta... Trzeba się szarpnąć z życiem za bary. Wyboru brak. Czy tak wygląda przejaw dojrzałości...??
Nie mam nic... tylko ten zepsuty kompas... Furkoczący w głowie wiatraczek... Bomba zegarowa... Flustracja... Szatkuje mi myśli... Znów boli... Narasta strachem...
Wszyscy boją się jutra, jest niepewne, obce... Czy warto zatem upierać się przy dzisiaj? Ciągnąć je kurczowo, jak malec spódnicę matki?
Dzisiaj to słodkie winogrona z pestkami goryczy. Wyschną na rodzynki. Zostanie wspomnienie... Wczoraj...
Jutro przeraża, ale też intryguje, zaciekawia, podnieca... Odbicie ludzkiej natury w lustrze... Nikt nie wie co jest za górą, póki nie zdobędzie szczytu!
Kilka kamieni się obsunie... Spadnie lawina... Możliwe...
Siniak... Draśnięcie... Ból... Huk... Znowu ból...
Być może...
Euforia! Krzyk! Spełnienie!
... i znowu niepewność przed kolejną górą.
Urywany, szybki oddech... Oszalały puls... Woń potu... obłęd!
Podtrzymywanie na barkach sklepienia daje fałszywe poczucie władzy. Choć ciąży, łechcze próżność... Przeraża degradacja do beznogiego stworzenia, skoro raz dotknęło się mocy skrzydeł... Akrobacja na linie bez zabezpieczenia... Niemożność zrobienia kroku w tył... Zwis nad krawędzią... Ekstremalny upadek... Rozbita szczęka... Zgrzyt piasku w ustach... Upodlenie... Dusząca świadomość przemijania...
Lubię bawić się słowami, żonglować myślami, emocje podrzucam jak piłkę. Oto ja. Paradoks... bo poetka ze mnie od siedmiu boleści... a jednak czuję i chłonę... Ginę w labiryncie skojarzeń, metafor... Nie potrafiłabym zamknąć ich w klatce! Niech będą wolne!
Czuję, że dotykam tego, co niedozwolone. Bunt daje siłę. Unikam pnączy bluszczu. On nigdy nie przestanie rosnąć. Nigdy się nie zatrzyma. Taką ma misję. Chce żyć, jak wszystko inne we mnie!
Odkryłam swoją przestrzeń... Tylko moją! Pomost równowagi. Muszę ją utrzymać! To czyste miejsce. Pozbawione chwastu, który wciąż tkwi we mnie...
Wyrosło na jego sokach, ale brak w nim brudu. Brak trucizny korzeni. Liście nie są toksyczne, bo pieści je słońce. Taka zależność, afirmacja bytu. KAŻDA ŻYWA istota potrzebuje ciepła - chwast zwany bluszczem także...
Uścisk bluszczu przestaje być przekonujący... Musiał się przestraszyć... Może się zmęczył...? Nie wiem, czy tego chciał... Biedactwo... Nie zdążyłam zapytać... Zapytam kiedy wróci...
Pokruszone kawałki szkła ranią, lecz także odbijają światło... Zupełnie jak słowa. Rozsypane puzzle... Las poplątanych myśli... Ludzie błądzą pozbawieni kompasu... Zbierają do koszyków skrawki, nie mające znaczenia w swym rozbiciu... Doszukują się sensu, nawet gdy nie istnieje... Uparcie i przekornie! Zabawne... jak bardzo są w tym nieporadni i śmieszni zarazem... Jak dzieci... Wmawiano im od zawsze konieczność odkrycia przestrzeni. Tak być musi. Wszystko co ma początek, musi mieć też koniec! Bez bałaganu. Pod linijkę. Całość. Dopiero ona ma wartość. Chaos nie podlega ocenie.
Czary - mary...
Ziarenko prawdy w kłamstwie... Rzeczywistość, czy iluzja... Dzisiaj to piszę. Jutro zapomnę, że tu byłam. Otwarcie trzewii okupie moralnym kacem... lękiem... wstydem... niepewnością... Wszystko bez znaczenia...
Gdyby dla kogoś rytm mego pulsu stanowił niewymierną wartość. Gdyby ktoś ogrzać się pragnął w cieple krwi mojej. Gdyby westchnął kiedyś...
... kiedy bluszcz mnie pokona.
Tylko jeden oddech...
to i tak zbyt wiele!
Dobranoc... (??)
p.s. Mam nadzieję, że nie rozbiłam za bardzo koncepcji tego wątku / chyba powinnam bloga założyć

***
Pomaga dopieszczenie własnego ego na rozmaite sposoby:
- zapach i szelest pożółkłych kartek ukochanej książki
- film na dvd / kretyński do granic możliwości /
- ulubiona płyta / choćbyśmy znali ją już na pamięć /
- odrobina czegoś "wyskokowego" / byle w rozsądnych ilościach i nie za często

- czekolada, lody i inne "dziwne rzeczy", bez względu na ilość kalorii...
- wspomnienie tego, jak beznadziejne rzeczy się już przechodziło w życiu / zgodnie z zasadą: "Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni" /
- wmawianie sobie uparcie, że gorzej nie będzie, gdyż może być TYLKO lepiej
- "Mały Książę" podziwiał zachody słońca / na mnie też to działa /
- spacer
- długa ciepła, odprężająca kąpiel
- aromatyczna herbata
- sen / właśnie co ja tu jeszcze robię...?! /
- rozmowa z bliską osobą
- wtulenie się w kogoś /zastępczo w coś... lub też w psa, bądź kota... /
- płacz / nie tłumcie emocji. Krzyczcie! Płaczcie! Piszcie pokręcone posty na forum, jeśli tylko przyniesie Wam to ulgę... /
- zrobienie czegokolwiek, co od zawsze niezawodnie sprawiało Wam radość!
Z dedykacją dla mojej MJówczej rodziny

Bezsenna_Lika / tuż przed wysłaniem tego posta mój umysł zanotował 3:27 i nadal nie chce mi się spać... /
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"
- Michael Jackson
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"
- Michael Jackson
- Moon_Walk_Er
- Posty: 1267
- Rejestracja: czw, 31 sie 2006, 11:42
- Lokalizacja: Kalisz
Oj Lika, Lika...
Jestem pod głębokim wrażeniem.
...
...
...
Przytkało mnie na dobre.
Te wyznania czyta się dosłownie jak poezję.
To jest piękne, a jednocześnie tak brutalnie... prawdziwe.
Czytając tego posta czytałem tak jakby coś o sobie, o swoim życiu.
Ja sobie żyłem całkiem normalnie mniej więcej do końca października tamtego roku. Wydarzyło się dla mnie wtedy coś dziwnego, niezwykle tajemniczego... Kiedy to komuś tłumaczyłem już, nie wiedziałem do czego porównać. Porównałem do balonów. Każdy człowiek ma w sobie balon, który dmucha całe życie do momentu, w którym nie będzie "bum". To "bum" oznacza koniec, śmierć.
Ja po powrocie z Poznania czułem się jakby mój balon właśnie wtedy pęknął. Kiedy toczyłem się do domu, byłem chyba nieprzytomny. Nie zwracałem uwagi na ludzi, na drogę, na wszystko... Wróciłem do chaupy i włączyłem jakiś koncert na klarnet i to było... samobójstwo. Te melancholijne tony wepchnęły mnie tak głęboko w dół, że zupełnie nie kontaktowałem. Nie spałem tej nocy, cały czas słuchając tego koncertu i myślać nad tym, po co ja tu jestem, kto mnie tu trzyma, kto mnie tu potrzebuje...
Od wtedy moje "kłopoty z sobą" się zaczęły. W podobny stan potrafiły (potrafią chyba jeszcze) wpędzać mnie drobnostki. Wydaje mi się, że jestem najgorszym, najgłupszym i w ogóle, człowiekiem na Ziemi (to i bez doła mi się wydaje).
Ale właścwie dzięki temu cieszy mnie również każda błahostka. Chociażby uśmiech jakiejś osoby, szczególnie mi bliskiej; to powitanie, o którym pisałem w życzeniach dla Busza; każde miłe słowo pod moim adresem. Kiedy ktoś bardzo mi bliski powiedział ni stąd ni z owąd, że fajnie mu się ze mną rozmawia, to po prostu NIEBO.
Ach...
Dobra, koniec o mnie, bo znów...
Jestem pod głębokim wrażeniem.
...
...
...
Przytkało mnie na dobre.
Te wyznania czyta się dosłownie jak poezję.
To jest piękne, a jednocześnie tak brutalnie... prawdziwe.
Czytając tego posta czytałem tak jakby coś o sobie, o swoim życiu.
Ja sobie żyłem całkiem normalnie mniej więcej do końca października tamtego roku. Wydarzyło się dla mnie wtedy coś dziwnego, niezwykle tajemniczego... Kiedy to komuś tłumaczyłem już, nie wiedziałem do czego porównać. Porównałem do balonów. Każdy człowiek ma w sobie balon, który dmucha całe życie do momentu, w którym nie będzie "bum". To "bum" oznacza koniec, śmierć.
Ja po powrocie z Poznania czułem się jakby mój balon właśnie wtedy pęknął. Kiedy toczyłem się do domu, byłem chyba nieprzytomny. Nie zwracałem uwagi na ludzi, na drogę, na wszystko... Wróciłem do chaupy i włączyłem jakiś koncert na klarnet i to było... samobójstwo. Te melancholijne tony wepchnęły mnie tak głęboko w dół, że zupełnie nie kontaktowałem. Nie spałem tej nocy, cały czas słuchając tego koncertu i myślać nad tym, po co ja tu jestem, kto mnie tu trzyma, kto mnie tu potrzebuje...
Od wtedy moje "kłopoty z sobą" się zaczęły. W podobny stan potrafiły (potrafią chyba jeszcze) wpędzać mnie drobnostki. Wydaje mi się, że jestem najgorszym, najgłupszym i w ogóle, człowiekiem na Ziemi (to i bez doła mi się wydaje).
Ale właścwie dzięki temu cieszy mnie również każda błahostka. Chociażby uśmiech jakiejś osoby, szczególnie mi bliskiej; to powitanie, o którym pisałem w życzeniach dla Busza; każde miłe słowo pod moim adresem. Kiedy ktoś bardzo mi bliski powiedział ni stąd ni z owąd, że fajnie mu się ze mną rozmawia, to po prostu NIEBO.
Ach...
Dobra, koniec o mnie, bo znów...
Z nocą i świtem trudno się rozstać, każdy nocny marek to wie. Ta ciemność i cisza daje poczucie przestrzeni, której brakuje za dnia. Przedpokoje, kuchnia; ulice, podwórko za oknem. Pusto, pięknie. Komfortowe uczucie, zwłaszcza gdy w czasie dnia ma się poczucie uwięzienia. Szkoda wtedy marnować noc dla snu, prawda?
Smutek ma tą dziwną właściwość, że mówi głosem prawdy. Mnie, jak chyba każdemu, potrzebne są urojenia. Takie małe. Kiedy przeskakuje się swoje rzeczywiste ograniczenia, bo dzięki małemu urojeniu dokonuje się cudu- pokonuje przeszkodę nie do pokonania.
U mnie smutek pełni jeszcze jedną funkcję- zwalniam i skupiam się na sobie.
Jest taka fajna bajka o smutku:
Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
- Kim jesteś?
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały:
- Ja? ... Nazywają mnie smutkiem.
- Ach! Smutek!- zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- Znasz mnie?- zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz ...- zdziwił się smutek- to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?
- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
- Ja ... jestem smutny- odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego.
- Smutny jesteś ...- powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.
- A co Cię tak bardzo zasmuciło?
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.
- Ach, ... wiesz ...- zaczął powoli i z namysłem- najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy- i znowu westchnął.
- Wiesz ... Ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.
- Masz rację- potwierdziła staruszka- ja też często widuję takich ludzi.
Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.
Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
- Płacz, płacz smutku- wyszeptała czule.
- Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
- Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
-Ja?- zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko- Jestem nadzieją.
Smutek ma tą dziwną właściwość, że mówi głosem prawdy. Mnie, jak chyba każdemu, potrzebne są urojenia. Takie małe. Kiedy przeskakuje się swoje rzeczywiste ograniczenia, bo dzięki małemu urojeniu dokonuje się cudu- pokonuje przeszkodę nie do pokonania.
U mnie smutek pełni jeszcze jedną funkcję- zwalniam i skupiam się na sobie.
Jest taka fajna bajka o smutku:
Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
- Kim jesteś?
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały:
- Ja? ... Nazywają mnie smutkiem.
- Ach! Smutek!- zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- Znasz mnie?- zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz ...- zdziwił się smutek- to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?
- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
- Ja ... jestem smutny- odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego.
- Smutny jesteś ...- powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.
- A co Cię tak bardzo zasmuciło?
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.
- Ach, ... wiesz ...- zaczął powoli i z namysłem- najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy- i znowu westchnął.
- Wiesz ... Ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.
- Masz rację- potwierdziła staruszka- ja też często widuję takich ludzi.
Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.
Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
- Płacz, płacz smutku- wyszeptała czule.
- Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
- Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
-Ja?- zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko- Jestem nadzieją.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you