: sob, 10 cze 2006, 14:50
Teraz będzie dosyc długi tekst ale mam nadzieje, że ktoś go jednak przeczyta i podzieli się swoimi uwagami na temat moich spostrzeżeń...
Jesteśmy już po meczu Polska - Ekwador. Nikomu w naszym kraju nie trzeba chyba przypominać, iż zakończył się on totalną klęską naszego zespołu gdyż przegraliśmy 0:2. Porażka boli niesłychanie. Zagraliśmy po prostu źle. Szkoda mi bardzo kibiców, którzy na stadionie i poza nim zachowywali się naprawdę świetnie. No cóż. Zawód jest ogromny. Tym bardziej, że sprawili go Ci, na których najbardziej liczyliśmy, czyli: Żurawski, Krzynówek i przede wszystkim Szymkowiak. Bo gorsza postawa innych nie uderza nas tak mocno gdyż to właśnie wyżej wymienieni stanowią (stanowili?) o sile naszej ekipy i to im najbardziej ufaliśmy. Niestety tego wieczora każdy z nich był tylko cieniem samego siebie. W drużynie były tylko 2 jasne punkty. Artur Boruc i Euzebiusz Smolarek. Ten drugi jest zresztą jedynym piłkarzem, który wybiegł wczoraj w podstawowej jedenastce, niebojącym się podjąć ryzyko, i zaatakować bez kompleksów. To jednak zdecydowanie za mało by myśleć o dobrym wyniku choćby tylko w pojedynczym meczu, nie mówiąc już o całym turnieju. Cała reszta bojaźliwie wycofywała piłkę pod własną bramkę, gdzie zbyt długo ją przetrzymywano. Było to szczególnie irytujące po stracie gola. O ile taka gra na początku wydawała się być objawą spokoju naszej drużyny i próby jej dojrzałego prowadzenia meczu, o tyle po 20 minutach i utracie gola ewidentnie stała się dowodem na naszą bezsilność. Zamiast rzucić się na rywala, „nasi” chłopcy grali tak jakby to oni prowadzili i pilnowali wyniku. Nawet i to nie wychodziło im jednak specjalnie dobrze gdyż Ekwadorczycy jeszcze przed przerwą mogli spokojnie podwyższyć prowadzenie. Fakt, iż zmiany są konieczne wydawał się być oczywisty chyba nawet dla widza niezbyt zorientowanego w futbolu, gdyż gra naszej ekipy była porażająco słaba. Niestety Paweł Janas jakby tego nie dostrzegał, Albo dostrzegał, ale po prostu nie wiedział, co ma zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy. Zdecydowanie za długo czekał z wprowadzeniem na boisko Kosowskiego, Jelenia i Brożka. Zwłaszcza dwaj ostatni udowodnili, iż z całą pewnością to oni są przyszłością polskiego futbolu. Szkoleniowiec na pewno więc ponosi sporą odpowiedzialność za porażkę, aczkolwiek ja byłbym ostrożny w szturmowaniu jego osoby wielką krytyką. Sporo mówi się teraz o tym, iż Janas popełnił błąd zmieniając ustawienie zespołu, które przecież funkcjonowało z dobrym skutkiem w eliminacjach. I to jest fakt. Takowym jest również jednak to, iż ustawienie 4-5-1, czy jak kto woli 4-2-3-1 gdyby było dobrze realizowane to byłoby idealne dla naszej ekipy. Zapewniałoby, bowiem spokój w defensywie, ale także dawało spore możliwości w ofensywie. Tak, więc nie ma co szukać powodów porażki w ustawieniu. Bo nikt nie kazał Radomskiemu i Sobolewskiemu tracić bez sensownie piłek w środku pola. Nikt także nie mówił Jopowi, aby dawał się bezlitośnie wyprzedzać i ogrywać Ekwadorczykom. Myślę, iż wina porażki leży w głowach piłkarzy.
Po pierwsze fakt, że znaczna większość kibiców na stadionie, to będą Polacy, oraz to, iż łatwo ograli ich w poprzedniej towarzyskiej potyczce, spowodowała, iż jednak czuliśmy się zdecydowanym faworytem. Może to i dobrze, że tak się czuliśmy. Tyle, że niestety u nas pojęcie bycia faworytem, jest kompletnie wypaczone i od razu oznacza to, iż rywal ma się przed nami położyć i czekać aż my spokojnie strzelimy im gole.
Po drugie zaś, w polskiej drużynie od bardzo dawna brakuje prawdziwego mózgu drużyny. Wraz z utratą bramki z Polaków natychmiast uciekła ta negatywna pewność siebie, zaś wkradł się jeszcze gorszy strach. Każdy chciał jak najszybciej pozbyć się piłki. Ktoś może zadać pytanie, dlaczego np. Maciej Żurawski, czy Mirek Szymkowiak zbierają tak dobre recenzje w klubach a w meczach kadry wypadają słabiej? Odpowiedź jest według mnie taka, iż po prostu tam oni czerpią pewność i waleczność od innych, zaś sami jej nie dają, albo dają niewiele. Dlatego kiedy spotykają się wszyscy razem na zgrupowaniach kadry, a potem na meczach, to zachowują się jak zbłąkane owieczki. Nie ma, bowiem duchowego przywódcy drużyny, kogoś, kto potrafiłby w trudnym momencie ryknąć stanowczo na kolegów i poderwać ich do boju. Dla przykładu Francja to Zidane, Ukraina- Andriy Shevchenko, Portugalia - Figo, zaś Polska to szara masa.
Na koniec chciałbym wrócić jeszcze na chwilę do sprawy do niedawna najważniejszej, czyli do braku powołania dla Dudka, czy Frankowskiego. Uważam, że wszelkie głosy, iż przegraliśmy, bo nie było tej dwójki byłyby bez sensowne. Boruc zagrał, bowiem bezbłędnie i nie miał najmniejszych szans na obronę strzałów po których padły gole, zaś Frankowski jest napastnikiem żyjącym z podań kolegów. Wczoraj natomiast poza Ebim Smolarkiem, druga linia nie istniała, tak więc i „łowca bramek” by nie pomógł. I o co było tyle szumu?
Jesteśmy już po meczu Polska - Ekwador. Nikomu w naszym kraju nie trzeba chyba przypominać, iż zakończył się on totalną klęską naszego zespołu gdyż przegraliśmy 0:2. Porażka boli niesłychanie. Zagraliśmy po prostu źle. Szkoda mi bardzo kibiców, którzy na stadionie i poza nim zachowywali się naprawdę świetnie. No cóż. Zawód jest ogromny. Tym bardziej, że sprawili go Ci, na których najbardziej liczyliśmy, czyli: Żurawski, Krzynówek i przede wszystkim Szymkowiak. Bo gorsza postawa innych nie uderza nas tak mocno gdyż to właśnie wyżej wymienieni stanowią (stanowili?) o sile naszej ekipy i to im najbardziej ufaliśmy. Niestety tego wieczora każdy z nich był tylko cieniem samego siebie. W drużynie były tylko 2 jasne punkty. Artur Boruc i Euzebiusz Smolarek. Ten drugi jest zresztą jedynym piłkarzem, który wybiegł wczoraj w podstawowej jedenastce, niebojącym się podjąć ryzyko, i zaatakować bez kompleksów. To jednak zdecydowanie za mało by myśleć o dobrym wyniku choćby tylko w pojedynczym meczu, nie mówiąc już o całym turnieju. Cała reszta bojaźliwie wycofywała piłkę pod własną bramkę, gdzie zbyt długo ją przetrzymywano. Było to szczególnie irytujące po stracie gola. O ile taka gra na początku wydawała się być objawą spokoju naszej drużyny i próby jej dojrzałego prowadzenia meczu, o tyle po 20 minutach i utracie gola ewidentnie stała się dowodem na naszą bezsilność. Zamiast rzucić się na rywala, „nasi” chłopcy grali tak jakby to oni prowadzili i pilnowali wyniku. Nawet i to nie wychodziło im jednak specjalnie dobrze gdyż Ekwadorczycy jeszcze przed przerwą mogli spokojnie podwyższyć prowadzenie. Fakt, iż zmiany są konieczne wydawał się być oczywisty chyba nawet dla widza niezbyt zorientowanego w futbolu, gdyż gra naszej ekipy była porażająco słaba. Niestety Paweł Janas jakby tego nie dostrzegał, Albo dostrzegał, ale po prostu nie wiedział, co ma zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy. Zdecydowanie za długo czekał z wprowadzeniem na boisko Kosowskiego, Jelenia i Brożka. Zwłaszcza dwaj ostatni udowodnili, iż z całą pewnością to oni są przyszłością polskiego futbolu. Szkoleniowiec na pewno więc ponosi sporą odpowiedzialność za porażkę, aczkolwiek ja byłbym ostrożny w szturmowaniu jego osoby wielką krytyką. Sporo mówi się teraz o tym, iż Janas popełnił błąd zmieniając ustawienie zespołu, które przecież funkcjonowało z dobrym skutkiem w eliminacjach. I to jest fakt. Takowym jest również jednak to, iż ustawienie 4-5-1, czy jak kto woli 4-2-3-1 gdyby było dobrze realizowane to byłoby idealne dla naszej ekipy. Zapewniałoby, bowiem spokój w defensywie, ale także dawało spore możliwości w ofensywie. Tak, więc nie ma co szukać powodów porażki w ustawieniu. Bo nikt nie kazał Radomskiemu i Sobolewskiemu tracić bez sensownie piłek w środku pola. Nikt także nie mówił Jopowi, aby dawał się bezlitośnie wyprzedzać i ogrywać Ekwadorczykom. Myślę, iż wina porażki leży w głowach piłkarzy.
Po pierwsze fakt, że znaczna większość kibiców na stadionie, to będą Polacy, oraz to, iż łatwo ograli ich w poprzedniej towarzyskiej potyczce, spowodowała, iż jednak czuliśmy się zdecydowanym faworytem. Może to i dobrze, że tak się czuliśmy. Tyle, że niestety u nas pojęcie bycia faworytem, jest kompletnie wypaczone i od razu oznacza to, iż rywal ma się przed nami położyć i czekać aż my spokojnie strzelimy im gole.
Po drugie zaś, w polskiej drużynie od bardzo dawna brakuje prawdziwego mózgu drużyny. Wraz z utratą bramki z Polaków natychmiast uciekła ta negatywna pewność siebie, zaś wkradł się jeszcze gorszy strach. Każdy chciał jak najszybciej pozbyć się piłki. Ktoś może zadać pytanie, dlaczego np. Maciej Żurawski, czy Mirek Szymkowiak zbierają tak dobre recenzje w klubach a w meczach kadry wypadają słabiej? Odpowiedź jest według mnie taka, iż po prostu tam oni czerpią pewność i waleczność od innych, zaś sami jej nie dają, albo dają niewiele. Dlatego kiedy spotykają się wszyscy razem na zgrupowaniach kadry, a potem na meczach, to zachowują się jak zbłąkane owieczki. Nie ma, bowiem duchowego przywódcy drużyny, kogoś, kto potrafiłby w trudnym momencie ryknąć stanowczo na kolegów i poderwać ich do boju. Dla przykładu Francja to Zidane, Ukraina- Andriy Shevchenko, Portugalia - Figo, zaś Polska to szara masa.
Na koniec chciałbym wrócić jeszcze na chwilę do sprawy do niedawna najważniejszej, czyli do braku powołania dla Dudka, czy Frankowskiego. Uważam, że wszelkie głosy, iż przegraliśmy, bo nie było tej dwójki byłyby bez sensowne. Boruc zagrał, bowiem bezbłędnie i nie miał najmniejszych szans na obronę strzałów po których padły gole, zaś Frankowski jest napastnikiem żyjącym z podań kolegów. Wczoraj natomiast poza Ebim Smolarkiem, druga linia nie istniała, tak więc i „łowca bramek” by nie pomógł. I o co było tyle szumu?
