Bardzo ciekawe, bardzo.
W każdym razie to na pewno jest precedens: uhonorowanie kogoś za to, że robił próby do koncertów.
Michael bez wątpienia zasłużył na tę nagrodę - z przeróżnych względów. Ale pomijanie go przez tyle żyznych lat jego aktywnej działalności w połączeniu z tą nagrodą TERAZ jest po prostu godne pożałowania. Tylko podkreśla, że Michael to, na co zasłużył za życia, dostaje dopiero po śmierci. Ups, nie zdążyliśmy. Ups, może zamiast nabijać się z Wielkiego Artysty, powinniśmy mu byli dać nagrodę xx lat temu. Ups, chyba za bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że Wielki Artysta żyje sobie gdzieś na tej planecie, nie chce umierać, więc pewnie nie umrze, no to przecież jeszcze mamy czas. Na wszystko mamy czas. Zresztą, czy to nie przesada, żeby mieć tyle nagród, co on? Dajmy R. Kelly'emu!
O ile się nie mylę, ostatnią nagrodę Soul Train dostał Michael w 1993 roku - za Dangerous jako najlepszy album i za Remember The Time jako najlepszą piosenkę wykonywaną przez solistę.
Nie, na pewno Michael nie był lepszy w 2001 roku od R. Kelly'ego. Ani w 1996 roku od D'Angelo. Nie, skąd! No gdzieżby. History i Invincible to są jakieś koszmarki, a nie Prawdziwa Muzyka.
Gdyby ktoś chciał sobie spojrzeć, jakie denne pioseneczki były nagradzane, proszę:
http://en.wikipedia.org/wiki/Soul_Train_Music_Awards
