alison
: sob, 15 sie 2009, 18:45
Pamiętam październik 2008 w internacie, jedna z moich lokatorek włączyła Billie Jean. Po pokoju rozeszło się podekscytowane 'ooo'. Od tamtego czasu zawsze któraś w chwili wolnej od nauki prosiła o włączenie tego kawałka. Potem nucenie, śpiewanie i próby moonwalk'a i innych kroków, na środku korytarza i w pokoju. Mamy kilka anegdotek związanych z tą piosenką. A jedna z nich jest godna potępienia :D Pamiętam jak kiedyś jedna z koleżanek w klasie, gdy nuciłam powiedziała mi że tam powinno być '(...)It seems like I am the One, but the kill is not my style'. Brzmiało bez sensu, ale jako że rzadko sprawdzam tekst piosenki, a ona uczy się angielskiego dłużej ode mnie - uwierzyłam. Na szczeście na długim bezczeszczeniu tekstu się nie skończyło, w porę zajrzałam do źródeł i do dziś wierzę że to 'dziecko nie jest jego synem' ;)
Potem 'Who is it'! Ah, istne szaleństwo. Jak można się było nie zakochać. Słuchałyśmy na okrągło. Aż w końcu ustanowiłyśmy obie piosenki hymnami naszego pokoju.
Dalej wiosną, gdy oglądałam VH1, a teledysk zaczynał się z Eddie'm Murphym pomyślałam, że to będzie coś fajnego. Jakże się myliłam ! 'Remember the time' to moja trzecia miłość. To nie było fajne, to było genialne. Teledyskiem zamęczałam mamę. Wraz ze zbliżaniem się roku szkolnego, a co za tym idzie zmniejszeniem się obowiązków szkolnych, gdy w weekendy wracałam do domu zaczęłam szperać w poszukiwaniu utworów MJ. Pierwszym owocem szukania było 'Whatever happens', a potem już dużo innych.
Gdy już poczułam, że Michael to chyba 'ten jedyny muzyczny ideał' w radiu, w trasie, około godziny 11 przed południem usłyszałam to o czym wiedział już cały świat od jakichś 12 godzin. Ta wiadomość była jak policzek, jak dźgnięcie w serce. To jak utrata miłości, którą poznajesz stopniowo krok po kroku, przez prawie cały rok i kiedy jesteś już pewna, że to 'ten' on odchodzi.
Jestem raczej typem samotnika, dodatkowo przysłowiowym ścisłowcem i wydawało mi się zawsze, że muzyki słucham tylko rekreacyjnie, od czasu do czasu. Beatlesi, Queensi, AC\DC, Zeppelini a wśród nich tylko Michael rozbudził we mnie uczucia. Może to zabrzmi sztampowo, ale gdy zaczęłam się wsłuchiwać w teksty jego piosenek, w melodię i w jego głos rozbudziła się we mnie chęć pomocy, chęć zmian; zmian siebie, zmian rzeczywistości. Jest hipnotyzerem, jest geniuszem, jest mistrzem, ale przede wszystkim jest człowiekiem. Jakim? Chyba wszyscy tu mają podobne zdanie. Oddałabym wiele za takiego przyjaciela.
Dzisiaj, gdy Go słucham, w niekontrolowanych momentach stają mi łzy w oczach. Czasem, gdy do głowy przychodzi mi coś głupiego, albo złego wystarczy że spojrzę na Mike'a wiszącego nad moim łóżkiem a od razu trzeźwieję, co dziwne mruczę przy okazji 'oh, dobra. nie patrz tak na mnie'. To dziwne, że rozmawiam z posterami ?
Każdego wieczora mówię mu dobranoc.
Mogłabym tak gadać bez końca. Rodzina ma mnie już chyba dość.
To moja streszczona historia. Chciałam się przywitać. Lat mam 17, mieszkam w Szczecinie.
Mam nadzieję, że 'wbiję' się w atmosferę forum i poznam świetnych ludzi, w co z resztą nie wątpię :)
Przepraszam za przydługą wypowiedź
Tak na nią patrzę, chyba jest nieprzyzwoicie długa.

Potem 'Who is it'! Ah, istne szaleństwo. Jak można się było nie zakochać. Słuchałyśmy na okrągło. Aż w końcu ustanowiłyśmy obie piosenki hymnami naszego pokoju.
Dalej wiosną, gdy oglądałam VH1, a teledysk zaczynał się z Eddie'm Murphym pomyślałam, że to będzie coś fajnego. Jakże się myliłam ! 'Remember the time' to moja trzecia miłość. To nie było fajne, to było genialne. Teledyskiem zamęczałam mamę. Wraz ze zbliżaniem się roku szkolnego, a co za tym idzie zmniejszeniem się obowiązków szkolnych, gdy w weekendy wracałam do domu zaczęłam szperać w poszukiwaniu utworów MJ. Pierwszym owocem szukania było 'Whatever happens', a potem już dużo innych.
Gdy już poczułam, że Michael to chyba 'ten jedyny muzyczny ideał' w radiu, w trasie, około godziny 11 przed południem usłyszałam to o czym wiedział już cały świat od jakichś 12 godzin. Ta wiadomość była jak policzek, jak dźgnięcie w serce. To jak utrata miłości, którą poznajesz stopniowo krok po kroku, przez prawie cały rok i kiedy jesteś już pewna, że to 'ten' on odchodzi.
Jestem raczej typem samotnika, dodatkowo przysłowiowym ścisłowcem i wydawało mi się zawsze, że muzyki słucham tylko rekreacyjnie, od czasu do czasu. Beatlesi, Queensi, AC\DC, Zeppelini a wśród nich tylko Michael rozbudził we mnie uczucia. Może to zabrzmi sztampowo, ale gdy zaczęłam się wsłuchiwać w teksty jego piosenek, w melodię i w jego głos rozbudziła się we mnie chęć pomocy, chęć zmian; zmian siebie, zmian rzeczywistości. Jest hipnotyzerem, jest geniuszem, jest mistrzem, ale przede wszystkim jest człowiekiem. Jakim? Chyba wszyscy tu mają podobne zdanie. Oddałabym wiele za takiego przyjaciela.
Dzisiaj, gdy Go słucham, w niekontrolowanych momentach stają mi łzy w oczach. Czasem, gdy do głowy przychodzi mi coś głupiego, albo złego wystarczy że spojrzę na Mike'a wiszącego nad moim łóżkiem a od razu trzeźwieję, co dziwne mruczę przy okazji 'oh, dobra. nie patrz tak na mnie'. To dziwne, że rozmawiam z posterami ?
Każdego wieczora mówię mu dobranoc.
Mogłabym tak gadać bez końca. Rodzina ma mnie już chyba dość.
To moja streszczona historia. Chciałam się przywitać. Lat mam 17, mieszkam w Szczecinie.
Mam nadzieję, że 'wbiję' się w atmosferę forum i poznam świetnych ludzi, w co z resztą nie wątpię :)
Przepraszam za przydługą wypowiedź

Tak na nią patrzę, chyba jest nieprzyzwoicie długa.
