Dużo milczałem w piątek, sobotę wybitnie, a w niedziele właściwie cały czas, do komputera też nie siadałem. Jedynie jak nie mogłem zasnąć w niedzielę wieczorem.
Tyle chciałbym napisać, powiedzieć, a zarazem mam głęboką potrzebę ciszy, milczenia...
Teraz i tak muszę siedzieć przed komputerem, nie mam nic do robienia, zatem mam czas by spokojnie siąść i napisać parę refleksji, a to czas, którego i tak na nic innego bym nie mógł przeznaczyć.
Słowem wstępu... zachęcenia do lektury, polecenia miejsc w sieci, skoro już ktoś i tak będzie w nternecie.
Duże wrażenie zrobił na mnie specjalny serwis poświęcony tylko i wyłącznie Janowi Pawłowi II:
www.wp.pl - zachęcam, jeśli już ktoś siedzi przed monitorem komputera.
Zachęcam także do lektury artykułu "Jan Paweł Wielki" z Tygodnika Powszechnego na Onecie:
http://tygodnik.onet.pl/2541,1222719,dzial.html
Dla rozluźnienia coś optymistycznego, lekko humorystycznego - powiedzonka papieskie:
http://wiadomosci.wp.pl/wid,1416081,wiadomosc.html
Dla mnie to jest niesamowite, podaję w ramach jakby ciekawostki...
Obecność 5 milionów ludzi jest przewidywana na uroczystościach pogrzebowych w piątek. Dla porównania - w Warszawie jest 1.689.648 mieszkańców (stan na 30.09.03) - za:
http://um.warszawa.pl/v_syrenka/liczby/02.htm , czyli prawie równo trzy razy więcej.
Początek...
2 czerwca 1979 roku, Papież wypowiedział słowa: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!"
Niech te słowa bedą kluczem, kluczem w tym wszystkim co teraz przeżywamy.
Mam tendencję do obserwowania. Czy jadę autobusem, czy stoję na przystanku, czy jestem w szkole. Często nawet nie oceniam ludzi, tylko ich obserwuję, zastanawiam się czemu tak postepują a nie inaczej, co nimi kieruje...
W sobotę po zajęciach na uczelni byłem w pracy - nic męczącego, ale zawsze. Następnie nie w pełni planowanie, ale byłem pod kościołem Świętej Anny na Starym Mieście, skąd byłe relacje, gdzie na zewnątrz był telebim, a także masa ludzi. Tam usłyszałem, pod tym kościołem o Jego odejściu.
Stare Miasto robiło wtedy niesamowite wrażenie... tam w weekend zawsze są niesamowite ilości ludzi. Jest wiele, bardzo wiele kościołów, jeden przy drugim. Zaczęły bić dzwony. Z całej Starówki ludzie wychodzili tłumnie. Głównie w stronę kościoła Świętej Anny. Stare Miasto opustoszało... liczne kawiarnie właściwie były zupełnie puste, kelnerzy stali na zewnątrz. Główny rynek Starówki zupełnie opustoszavy, co się nigdy nie zdaża wyglądał porażająco. Wspomnę o trójce dresiarzy (skrótowe określenie młodzieży płci męskiej, którą charaktreryzuje głównie ubiór, stąd nazwa, każdy wie o jaką grupę powszechnie tak zwaną chodzi), która stała blisko mnie pod kościołem w chwili ogłoszenia odejścia. Przystneli w ciszy, jeden tylko zapytał się: "wyjarałeś już faję...?", bez odpowiedzi, stali tak bez ruchu. Jak wracałem tamtędy za jakieś może ok 1,5h, nie wiem ile minęło czasu, straciłem rachubę, stali tak nadal, dokładnie w tym samym miejscu. Byli tam, może gdyż było to dla nich swego rodzaju show, można też tak myśleć, ja wolę być przekonany, iż mimo tego jaki mają styl życia, dalecy są od jakichkolwiek praktyk religijnych i Kościoła, ten człowiek był dla nich kimś wielkim, na tyle ważnym, iż przerwali swoje imprezowanie i przystanęli na ten czas w swym życiu. Suma sumarum , ostatecznie ja znalazłem się w Katedrze, gdzie sam nie wiem ile czasu spędziłem na zadumie. Gdy wracałem już, przed kościołem Świętej Anny było jeszcze więcej ludzi, niesamowite tłumy. Długi kawałek drogi jeszcze szedłem na piechotę, by dojść do przystanku, w milczeniu, wszędzie panowało milczenie, a ja szedłem raczej pod prąd, coraz więcej ludzi zdążało w stronę Starego Miasta. Gdy byłem już przy przystanku uświadomiłem sobie, iż już nie mam czym wracać, jest tak późno. Jakimś ostatnim przypadkowym tramwajem gdzieś zajechałem, znów szedłem na piechotę, by ostatecznie wylądaować w autobusie nocnym. Może część osób wie, jak wyglądają nocne autobusy w stolicy w weekend...(conajmniej jakby dalej trwała w nich impreza, a jedzie nimi masę już zapitych lumpów i imprezowiczów) tym razem był duży tłok w autobusie, większy niż zwykle, a panowała w nim cisza...
Ten weekend był ciężki, i także niezależnie od tych wydarzeń takim byłby. Samo 11h zegarowych zajęć bez przerwy na uczelni w niedzielę było męczące. Rano gdy jechałem na uczelnię najpierw autobusem, właściwie jedyne co wtedy w nim słyszałem, to prośba skierowana przez obok stojącego mężczyznę o rozmienienie pieniędzy i zaraz wypowiedziane przez niego do kierowcy słowa: "ahhh, jakiż smutny mamy dziś dzień". Cisza... W tramwaju nie było wiele inaczej. Na uczelni będąc zajrzałem na bafrdzo popularne forum, forum, na którym jest tylko środowisko informatyków. Było ono w czerni i szarościach, jeden z grafików stworzył piękny symbol - portet Ojca Świętego i płonącą świecę. Byłem pod wielkim wrażeniem, gdyż zawsze uważałem, iż środowisko informatyków jest jednym z tych, gdzie są najbardziej ateistycznie nastawieni ludzie, typowi racjonaliści, obojętni i przeciwni nawet tradycji. Zdążyłem po powrocie z uczelni zajść tylko na chwilę do domu i pójść prosto do kościoła na Mszę świętą. Od razu po niej poszedłem na organizowany w kaplicy obok wieczór papieski, z pokazem zdjęć, archiwalnymi nagraniami, śpiewem i modlitwą. Mimo, iż zaczął się o 20, to trwał do ok. chyba 22 prawie. Był pięknym oddaniem hołdu Ojcu Świętemu.
I tak jeszcze powłóczyłem się, zanim poszedłem w stronę domu... nie mogłem zasnąć. Siadłem w końcu do komputera... zajrzałem na to forum (informtyczne, mówiąc w dużym uproszczeniu), byłem także na stronie z księgą gości, w serwisie parafialnym, który prowadzę. Na forum tym, były osoby, których wypowiedzi brzmiały ogólnie tak, iż żaułją, iż dopiero teraz tak na prawdę poznały osobę Ojca Świętego, iż są niewierzący, a jest on dla nich kimś tak niesamowicie wyjątkowym, kimś kto w pewien sposób prowadził ten świat, że nigdy by się nie spodziewali, iż Jego odejście będzie dla nich tyle znaczyć. Wykazali się w większości prawdziwie chrześcijańską postawą, choć wiekszość nie jest zapewne wierząca, a część się do tego przyznała. Wyciągnęli wnioski... typu "A my zastanówmy sie nad Jego nauką i żeby była z niami po wsze czasy". Padło wiele mądrych i wspaniałych słów. Byłem wzruszony. TEraz wracając do księgi gości na tej stronie parafialnej... jak tam wszedłem i zacząłem czytać... tylko łzy zakręciły mi się w oczach. Tam wogóle różne przepychanki się toczą, oskarżenia, anonimowe wpisy odpowiedniej treści, ciągłe narzekanie, wytykanie błędow, szkalowanie... Ci ludzi, Katolicy... i w tym momencie nie potrafili może już nawet nie koniecznie się modlić (choć może i przy okazji to robili), być w zadumie, refleksji... oni skupili się na wytykaniu niedociągnięć, oskarżaniu, wyzywaniu (księży...)... w dzisiejszymm świecie ludzie często szukają wielkiego show, ciągle coraz bardziej eksytującego, religia dla nich także takim czasem bywa, mam wrażenie, a gdy sami mają odczucie zbyt mało widowiskowego, porywającego owego czasu, mają pretensje. (Kiedyś w wolnej chwili plecam polski film "Show", może trochę gupi, jak to filmy z Pazurą, ale zmuszający do zastanowienia się nad dzisziejszym "show-społeczeństwem") Na szcęście mniejszością są tego typu Katolicy, ale to bardzo przykre, a gdyby wszyscy tacy byli, to ja bym... tyle, że niestety tacy właśnie sie najbardziej rzucają w oczy... zło zawsze jest najgłośniejsze, najwidoczniejsze. Takie moje subiektywne refleksje z niedzielnego wieczoru. Jednak ogólnie ludzie są wspaniali, jako społeczeństwo. Wielkie wrażenie na mnie zrobiło choćby zamknięcie zupełnie na ten czas wszystkich supermarketów i cantrów handlowych. Przecież dla nich to wielka strata finansowa.
Dziś, w poniedziałek, też jakoś tak w ciszy spędziłem ten dzień, byłem na długim spcerze w parku, piękne słońce, pusto, ciepło. Z ciekawości właczyłem radio, zobaczyć jak to dziś w stacjach radiowych... myślałem, że po prostu będa pewnie głównie w większości będą leciały spokojne, wolne utwory... jak przeskoczyłem po stacjach to tak jakby nigdy nic... a Radio Zet, mnie zadziwiło, jakoś chyba po nim ostatnim bym się spodziewał tego... żadnych reklam, tylko poważna spokojna muzyka, nagrania archiwalne, wspólne przeżywanie (telefony i maile od słuchaczy) owych wydarzeń i refleksja. Miałem skojarzenie w pewnym momencie z Radiem Maryja - nie mówię tego ironicznie, ale o sposobie prowadzenia audycji, z tymi telefonami. To jednak było niesamowite. Ludzie mówili op swoych spostrzeżeniach, o wspomnieiach, uwagach, refleksjach, o tym co czują. Dzwonili różni ludzie. Był mężczynza, który mówił, by niczego nie odkładać na przyszłość (zawsze jakoś coś odciągało go odm spodkania z Papieżem, a teraz te sprawy z perspektywy czasu są tak śmiesznie błache, a zawsze marzył o tym by zobaczyć Papieża na żywo), była kobieta, która zadzowniła by powiedzieć, iż własnie rozpocznie się sprawa rozwodowa, którą złożyła, ale po ostatnich dniach, modlitwie za Ojca Świętego, ona ją wycofuje... mówię w bardzo dużym skrócie. Dla niektórych myślę, iż lada moment skończy się ten czas, wszystko odejdzie w niepamięć i życie będzie sie toczyć dalej, jak po obejrzeniu dobrego show, jednak jestem przekonany, iż dla większości, to wydarzenie było tak mocnym, iż w mniejszym lub większym stopniu wpłynie na całe ich dalsze życie. Do radia pisały i dzowniły też dzieci i młodzież. Była też dziewczynka, która powiedziała, iż odtąd bedzie chciała być dobrą osobą (jakoś coś w tym sensie, nie notowałem przecież) - było to bardzo spontaniczne, jak reakcje wielu z nas, może ktoś powiedzieć, że infantylne, że od tak może rzucone słowa pod wpływem emocji - możliwe... iż wielu z nas podobnie pomyślało, odczuło, ale mimo wszystko to wydarzenie odbije się głebokim echem w życiu wielu ludzi. Świat się nie zmieni od tak, ale życie i postawa wielu na pewno. Słyszałem, iż mówiono, że po odejściu naszego Papieża, ma nastapić cud... w czasach Jezusa także oczekiwano cudu jako nowego wielkiego ziemskiego władcy... nie doczekali się ludzie. Ten cud był inny. Teraz podobnie. Cudem jest przemiana, na pewno chwilowa, zapewne także długofalowa, przemiana ludzkich serc, większego poczucia i odnowienia patriotyzmy, jedności narodowej choć na chwilę, jedności tylu religii. Gdyby miało się wszystko skończyć na śmierci (Ojca Świętego / także Jezusa Chrystusa) i żalu... daremnym byłoby wszystko. Nie przypadkiem odszedł tuż po świetach Wielkiej Nocy, święcie gdy wspominane jest Zmartwychpowstanie, zwycięstwo śmierci. Ojciec święty przed samym odejściem pobłogosławił i ostatnim oddechem wypowiedział "Amen" - amen... wykonało się, "niech tak bedzie". Był świadomy do końca, może właśnie dzięki modlitwie milionów miał siły znieść wszystko do końca, do końca z ptymizmem, radością i spokojem przed spotkaniem Najwyższego. Powiedział "Jestem pogodny, i wy bądźcie". W głebiy duszy pamiętajmy, iż chrześcijaństwo to wiara w zycie po śmierci, zbliżenie się do Boga, a Papież jest na pewno tuż przy Nim. Jezus powiedział, i myślę, iż idealnie by to teraz pasowało w ustach Papieża, ale zapewne niechciałby się przyrównywać do Chrystusa: "Płaczcie raczej nad sobą, a nie na de mną" (słowa te pozostawię do własnych przemyśleń). Wspaniałe jest to, i chyba na teraz tym optymistycznym akcentem zakończę, bo już piszę i piszę... jeden ze słuchaczy powiedział może troche na wyrost, ale czy ja wiem, czy na pewno... iż "2000 lat temu pod krzyżem Jezusa były tylko dwie osoby, najbliższy mu uczeń i Matka, a dziś świat cały się zjednoczył w czasie odejścia Jana Pawła II" (drugiej części zdania dokładnie niestety nie powtórzę, ale sens był mniejwięcej taki).
Zostało zasiane ziarno, niejedno, wiele ziaren... peilgrzymki, słowa Ojca Świętego, książki, jego życie, postawa, postawa nawet w cierpieniu i w chwili przed smiercią... niech nam będą nauką, przynajmniej w jakimś stopniu, czy sami jesteśmy wierzący, czy też nie... Papież uczył bycia człowiekiem. Mamy wielkie bogactwo, z którego możemy czerpać. Nie zmarnujmy tego. Niech ziarno wyda plon. Bądźmy pogodni, doszukujmy się radości, pozytywów i nade wszystko piękna i wartości drugiego człowieka. Żyjmy miłością, miłością do bliźniego. Może nie stawiajmy tak na zewnętrzość, a tej dłuższej refleksji przede wszystkim się oddajmy, każdy w duchu własnych przekonań.
Jeśli w każdym z nas nie tylko drgnęła pewna nuta, ale także choć coś zmieni się na plus w naszym dalszym życiu, to to był wielki cud.
Potrzebowałem to napisać, wyrazić tą małą część tego co myślałem w tym czasie, co czułem. Nie miałem jakoś ochoty mówić... myślę, że za jakiś czas będę czuł wielką potrzebę porozmawiać o tych dniach, teraz mam potrzebę ciszy. Pewnie nawet nie byłbym przy komputerze, ale teraz tu i tak muszę być, nic innego nie da się tu robić. Dziękuję tym, którzy to przeczytali. Pozdrawiam wszystkich i nie wiem kiedy będę w pełni obecny.
Nie chcę nikomu nic narzucać, gdyż spotkałem się z różnymi postawami. Pewien znajomy z branży inf. miał opis na GG dzień wczesniej, iż 'jak umrze pewnie go wypchają i nadal będą mówić, że się dobrze czuje'. Nie powinienem nawet cytować, ale daję przykład jak różne są postawy. Wdałem się w małą, acz spokojną dyskusję z tym człowiekiem, głównie dowiedziałem się czemu tak myśli, o co oskarża samego Papieża i Kościół (niesłusznie moim zdaniem) i sam zakończyłem rozmowę, widząc, iż nie ma w sumie sensu, a wiadomo jaką postawę Ojciec Święty by przyjął - p.s. przypomnę wydarzenia z zamachu na Niego i spotkanie z zamachowcem i wybaczenie mu (p.s.2 czasem postarajmy się w pewnych sytuacjach zastanowić nad naszym zachowaniem względem nauczania Papieża). Spotkałem się, jak zacząłem mówić, ze skrajnymi postawami, dlatego nie będę nic narzucać... zatem forum i strona będą wyglądać 'normalnie'. Poza tym nie to jest najważniejsze. Dziękuję za uwagę, za przeczytanie moich subiektywnych przemyśleń i odczuć.
Nie oceniam, każdy niech przeżywa "po swojemu" ten czas, ważne jedynie jest wyczucie i szacunek wobec innych ludzi pogrążonycyh w refleksji.
Odszedł największy człowiek jakiego w naszych czasach nosiła Ziemia.