Michael, "ofiarą" Duchownych...
: ndz, 23 paź 2005, 20:23
Wiem, że rzadko udzielam się na tym forum, co nie wyklucza mojej stałej, choć co prawda - biernej obecności.
I oto zdarzyła się rzecz, która nareszcie pozwala mi na napisanie czegoś istotnego (moje poprzednie uwagi warte są jedynie przemilczenia, zdaję sobie sprawę).
Otóż, tydzień temu znajomi zdali mi relacje ze Mszy św., na której to, ksiądz użył słów (cytuję):
„Nie ważne jest, jak mocno Michael Jackosn wierzy w Boga, i oddaje mu cześć.
Prawda największa wie, że Bóg wcale nie musi odwzajemniać tych uczuć...”
I tak mówi osoba, służąca Bogu? sprawiedliwości?
I to wg. instytucji, zwanej Kościołem - nazywa się ''obiektywność'' - nie wyrażanie jakiejkolwiek opinii bez posiadania odpowiednich dowodów i uprawnień do tego, by móc osądzać?...
To mnie kompletnie rozbroiło.
Wiecie, coraz częściej zadaję sobie pytanie - czy to wszystko ma jakikolwiek sens...?
- Poddawanie się wszelkim twierdzeniom i założeniom religijnym,
skoro ich przedstawiciele, sami nie do końca rozumieją istoty i przesłania własnego wyznania.
Wyobraźcie sobie, co pomyślą dewoty, które bacznie wysłuchały słów swojego 'guru' – księdza.
Oczywiście, bezwzględnie pokierują się nimi, choćby nie wiadomo jak były sprzeczne z ich własnymi przekonaniami. I z pewnością stało się tak, także w tym przypadku.
„Ksiądz mówi źle o Michael’u Jackson’ie. Na pewno ma racje – w końcu jest natchniony przez Boga. Powinniśmy więc kierować się tym samym.”
- nie jeden człowiek, będący na ów Mszy, mógł tak właśnie pomyśleć...
I to mnie przeraża.
To nie jest jedyny wzgląd, który skłonił mnie do takiego myślenia - jest jeszcze kilka spraw...
Nie będę jednak o nich tutaj mówić,
bo nie jest to forum religijne - ale forum o Michael’u.
Chciałam się tym jednym (najważniejszym) z wami podzielić...
Nie odbierzcie tego w taki sposób, że nakłaniam kogoś do porzucenia wiary, nie!
Zastanówmy się jednak, czy ma 'ona' jakiekolwiek prawo przysłaniać nam
inne - własne rozumowanie, i pojmowanie aspektów życia.
Jestem osobą wierzącą,
nie wiem jednak czy kiedykolwiek jeszcze, z własnej woli będę skłonna znaleźć się w tym jednym, konkretnym miejscu,
w którym publicznie oczernia się osoby, które szczerze kocham...
Nie sądzę.
***
Może uznacie,
że bez sensu w ogóle o tym piszę,
w porządku – macie do tego absolutne prawo;
Niemniej jednak czekam na wszelkie opinie.
trzymajcie się
I oto zdarzyła się rzecz, która nareszcie pozwala mi na napisanie czegoś istotnego (moje poprzednie uwagi warte są jedynie przemilczenia, zdaję sobie sprawę).
Otóż, tydzień temu znajomi zdali mi relacje ze Mszy św., na której to, ksiądz użył słów (cytuję):
„Nie ważne jest, jak mocno Michael Jackosn wierzy w Boga, i oddaje mu cześć.
Prawda największa wie, że Bóg wcale nie musi odwzajemniać tych uczuć...”
I tak mówi osoba, służąca Bogu? sprawiedliwości?
I to wg. instytucji, zwanej Kościołem - nazywa się ''obiektywność'' - nie wyrażanie jakiejkolwiek opinii bez posiadania odpowiednich dowodów i uprawnień do tego, by móc osądzać?...
To mnie kompletnie rozbroiło.
Wiecie, coraz częściej zadaję sobie pytanie - czy to wszystko ma jakikolwiek sens...?
- Poddawanie się wszelkim twierdzeniom i założeniom religijnym,
skoro ich przedstawiciele, sami nie do końca rozumieją istoty i przesłania własnego wyznania.
Wyobraźcie sobie, co pomyślą dewoty, które bacznie wysłuchały słów swojego 'guru' – księdza.
Oczywiście, bezwzględnie pokierują się nimi, choćby nie wiadomo jak były sprzeczne z ich własnymi przekonaniami. I z pewnością stało się tak, także w tym przypadku.
„Ksiądz mówi źle o Michael’u Jackson’ie. Na pewno ma racje – w końcu jest natchniony przez Boga. Powinniśmy więc kierować się tym samym.”
- nie jeden człowiek, będący na ów Mszy, mógł tak właśnie pomyśleć...
I to mnie przeraża.
To nie jest jedyny wzgląd, który skłonił mnie do takiego myślenia - jest jeszcze kilka spraw...
Nie będę jednak o nich tutaj mówić,
bo nie jest to forum religijne - ale forum o Michael’u.
Chciałam się tym jednym (najważniejszym) z wami podzielić...
Nie odbierzcie tego w taki sposób, że nakłaniam kogoś do porzucenia wiary, nie!
Zastanówmy się jednak, czy ma 'ona' jakiekolwiek prawo przysłaniać nam
inne - własne rozumowanie, i pojmowanie aspektów życia.
Jestem osobą wierzącą,
nie wiem jednak czy kiedykolwiek jeszcze, z własnej woli będę skłonna znaleźć się w tym jednym, konkretnym miejscu,
w którym publicznie oczernia się osoby, które szczerze kocham...
Nie sądzę.
***
Może uznacie,
że bez sensu w ogóle o tym piszę,
w porządku – macie do tego absolutne prawo;
Niemniej jednak czekam na wszelkie opinie.
trzymajcie się